Po zjedzeniu sześciu sztuk dwóch wariantów miniaturowych batonów Ba! – 5 orzechów i 5 bakalii – wiedziałam już, że następnego wieczora nie czeka mnie nic dobrego. Chciałam nawet sięgnąć po coś innego, oczyścić umysł, uspokoić podenerwowane kubki smakowe, ale uznałam, że nie ma sensu odkładać koszmaru. I tak musiałby się w końcu wydarzyć, a widmo wiszącej nade mną degustacji jest znacznie gorsze od samej degustacji. Po raz kolejny również pożałowałam, że w sklepie napakowałam do worka tyle sztuk.
Ba! 5 ziaren z miodem
Z miodem? Super! – pomyślałam. W trakcie jedzenia poprzedników niemal zeszłam z przecukrzenia, ale co tam, gimme more sugar! Nie ma to jak zdrowy produkt. Od razu czuję się pełna sił witalnych i fit. Nawet ćwiczeń mi już nie potrzeba, wystarczy wrzucić na ząb jednego Ba!.
O ile pozostałe trzy miniaturki z serii wizualnie przypadły mi do gustu, o tyle 5 ziaren z miodem – przez ciemne dodatki – zdecydowanie nie (zachowam dyplomatyczne milczenie w kwestii tego, co mi batonik przypominał). Nad braćmi górował za to w kwestii polewy, której nie miał (nareszcie!), dzięki czemu łudziłam się, że degustacja będzie trochę milsza. Niestety, nie była. Baton okazał się okropnie miękki, rozpadał się, kleił, był plastyczny niczym rozgrzana w palcach plastelina.
Produkt pachniał naturalnie, siemieniem lnianym. Na tym etapie miodu ani żadnej słodyczy nie wyczułam. Ze sprasowanej bryłki łypały na mnie okiem pestki dyni, ziarna słonecznika, sezamu, siemienia lnianego i… koniec, tyle odnotowałam. Piątego składnika zabrakło (zmieszał się z sezamem). W smaku na pierwszy plan wyszła okropna i obezwładniająca słodycz, a zaraz potem każde z ziaren – w zależności od tego, które akurat trafiło pod ząb. Ich intensywność i świeżość mile mnie zaskoczyła, tym bardziej szkoda, że Bakalland naturalną i pyszną dawkę zdrowia postanowił zabić tysiącem worów cukru pod różną postacią, przez które – w połączeniu z tłuszczem – baton znów lepił się, kleił i skwierczał pod zębami.
Ocena: 3 chi
Ba! 5 owoców tropikalnych
Na koniec zostawiłam coś, co wizualnie spodobało mi się najbardziej. 5 owoców tropikalnych, czyli delikatne i utrzymane w barwach beżu połączenie musli z mango papają, ananasem, kokosem, bananem i melonem. Yummy! (I to tak naprawdę yummy, tym razem bez sarkazmu).
Zdecydowanie mniej yummy jest skład, w którym znów siedzi i szyderczo rechocze z konsumenckiej naiwności syrop glukozowy – i to na pierwszym miejscu! – dziesiątki innych cukrów i tłuszcz, również w niejednej postaci. Część winy za paskudne surowce leży po stronie polewy – tym razem jogurtowej, bez żadnych zagrywek o smaku – której równie dobrze mogłoby nie być. Almost like healthy & fit.
Zapach batona jest esencją mango, podobnie jak smak. Ups, w składzie mango brak. A zatem papai. Drugim bohaterem pierwszoplanowym jest słodki jogurt. Zaraz po nich pojawia się przyjemna kokosowość, w tle zaś przebrzmiewa nuta ananasa. Tylko melona nie poczułam w ogóle, ale wcale mnie to nie smuciło – nie przepadam za nim. Polewa jogurtowa jest tłusta, słodka, rzeczywiście jogurtowa i smaczna. Owoce nadają całości delikatnej kwaskowatości, co niestety nie zmienia faktu, że znów jest fatalnie słodko i soczyście (od tłuszczu i rozpuszczonego cukru). Pysznie, niemniej przez jakość absolutnie nie do powtórki. Bakallandzie, wstydź się zrujnowania produktów z takim potencjałem i wciskania ich ludziom jako zdrowych!
Ocena: 4 chi
Gdybym kupowała tego typu produkty tylko po to by zrecenzować je na blogu, kupiłabym po jednej sztuce… w ogóle kiedy na rynku pojawia się jakaś nowość, którą chcę spróbować kupuję w jednym egzemplarzu bo właśnie nie wiem, czy będzie dobre, czy nie :P Te mini batoniki nie zachęcają mnie do kupna nie tylko ze względu na skład (pal licho skład – czasem człowiek ma ochotę zjeść coś niezdrowego:P) ale również warianty smakowe…
Ja zawsze nowości biorę po dwie, bo jakby jednej sztuce coś się stało to… Tu natomiast jak debil wzięłam po trzy :/
Z miodem nie jadlam j nie zjem ,bo mmam uczulenie i nie lubie :p Ale moja mama zajada sie ttmi z owocami tropikalnymi,rozumiem juz dlaczego najlepiej wypadl :)
Hmm, tylko mimo wszystko ja bym się nim nie zajadała. Zmarnowany syropami i tłuszczami potencjał.
Ananas, banan, kokos, mango itp. bardzo lubię, ale nie w tej formie. Takie lepiące niby-zdrowe zlepki to wręcz doskonały przykład produktu „nie-mojego”.
Jak można nie lubić melonów?! :P
Melony to zło :P Są… no nie wiem, dziwne.
A jadłaś wszystkie rodzaje? Taki pomarańczowy w środku nie jest najlepszy, ale tzw. miodowy… mm, miodzio! :D
Mama kupowała każdy rodzaj, jak były w Lidlu. Żaden mnie nie przekonał.
Takie „zdrowe” produkty faktycznie dają niezłego kopa i uczucie pełni sił witalnych, bo dawka solidna dawka cukru tak właśnie działa. Ubolewam, że w pierwszym nie jest wyczuwalny sezam, a ja tak go lubię. Za to ten drugi tropikalny jest mi bardziej znany i z tego co mi się przypomina nawet go lubiłam kiedyś, jak jeszcze zwykłam go jadać. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu :)
Mnie słodycze nie dają kopa ;)
Patrząc na składy, zwłaszcza tych tropikalnych, nie spodziewałabym się po nich niczego dobrego i widzę, że nic bym nie straciła :D
No, nic. Nie poleciłabym ich nikomu.
Mam wrażenie, a raczej pewność, że słuszniej by było jakby producent, zamiast bawić się w tropiki, miody i inne cuda, napisał „baton musli o smaku cukru”. Prościej i bardziej zgodne z prawdą.
Albo o smaku syropu, też by nie skłamał.
Mnie na szczęście kompletnie nie jarają takie batoniki, więc unikam rozczarowań…
Mnie też nie, a mimo tego nie uniknęłam rozczarowania, ani w ogóle zakupu :P
Bojkotujemy tego typu „zdrowe” przekąski :P
Nam się jeszcze przypominają Zbożaki, pełne witamin i składników mineralnych :P
Zbożaki znów kojarzą mi się z super zdrowymi batonikami-kanapkami śniadaniowymi, mannami itd. Mleczny Start z Biedry.
Ten pierwszy był chyba jedynym, który jako-tako mi smakował ;)
Ale pewnie i tak nie do powtórki, co? Zdziwiłabym się, gdybyś napisała, że jednak do powtórki.
Sam je pamiętam zdecydowanie odwrotnie. 5 miodowych ziaren to niebiosa smaków przy tropikach. Jego mógłby spokojnie zjeść ponownie.
P.S. Zupełnie serio, a przecież sam całą serię skrytykowałem, nie wiem co Ci się nie podoba w wyglądzie ziaren. Choć może przypomina kawałek kory, to dla mnie jest (u Ciebie na zdjęciu) mooocno apetyczny!
Przypomina mi blok sprasowanych bobków wszystkich klatkowych zwierzątek, które miałam (a trochę ich miałam).
Parafrazując… miooodzio ;)
Jeśli już miałabym spróbować tych mini batoników, to prędzej wybrałabym któregoś z poprzedniego postu. :D
Ja kiedyś od melona trzymałam się daleko, aż ostatnio trafiłam na tak dobrego, że zupełnie za nim przepadłam. No pyyyycha!
Nie, mimo wszystko nie oddam serca melonom. Niech sobie je inni wpieprzają :P
Co Ty już masz z tym pakowaniem po kilka sztuk? Kiedyś jogurty, potem batoniki, a co będzie kolejne? :D
W gruncie rzeczy nie było tak źle, a mogło być jeszcze gorzej.
Tez nie przepadam za melonem, aczkolwiek to własnie z owocami tropikalnymi wydaje mi się być korzystniejszy. Wizja ich przegapienia nie wydaje się być straszna w porównaniu z wizją przegapienia ulubionych czekolad (ja i mój sentyment…).
Jogurty cały czas biorę po dużo sztuk. W zasadzie to wszystko tak biorę. Taka choroba :P