Tak jak wspomniałam w opublikowanej tydzień temu recenzji czekolady Piernikowej ze śliwką, tuż przed zakończeniem 2015 roku weszłam w posiadanie dwóch tabliczek z Wawelu. Pierwszą była czterorządkowa resztka z maminej degustacji, drugą zaś – bohaterkę dzisiejszego wpisu – otrzymałam wraz z Milką Daim w ramiach wymiany. Pewnego dnia bowiem uznałam, że czas zrobić porządki w szafkach i wystawiłam na portalu internetowym wszystkie niepotrzebne mi rzeczy, w tym klatki po zwierzakach. Za myszową dostałam tabliczkę Hazelnuts Milki, ponieważ odbiorcy mnie oszukali, o czym napisałam w recenzji, za szczurową zaś zażyczyłam sobie kokosowego Wedla i Milkę. Gdyby nie fakt, że dziewczyny były bardzo młode i przejęte wyprawą w miasto, a także dzwoniły i upewniały się, że na pewno czekolada ma być kokosowa, zapewne znów poczułabym się oszukana. Z doświadczenia jednak wiem, że ludzie mylą Wedla z Wawelem, a Gorzka kokosowa może im się pomieszać z w połowie kokosową Tiki Taki. W rezultacie zacisnęłam zęby, uśmiechnęłam się i podziękowałam za trud. Przynajmniej z tabliczką Daim udało im się trafić.
Tiki Taki
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – pomyślałam, zamykając za dziewczynami drzwi. Czekoladki Tiki Taki całkiem lubię, a tabliczki nie było jeszcze na blogu, więc wiele nie straciłam. Poza tym miałam wówczas dodanych jeszcze parę ogłoszeń, więc kokosowego Wedla tak czy inaczej mogłam otrzymać. Wystarczyła odrobina cierpliwości i chilloutu w różowych okularach.
Kiedy nastał dzień degustacji Tiki Taki, naprawdę miałam na nią ochotę. Ze średnio atrakcyjnego plastiku wyciągnęłam tradycyjnie ciemną i twardą tabliczkę, podzieloną w systemie pięć rządków po dwie kostki, na których widniały symbole podpaski (Wawel – wchłonie krew z twojego rozdartego smakiem serca). Unoszący się z niej zapach był przyjemny, bo ciemnoczekoladowy, nie zdradzał smaku nadzienia.
Czekolada jak zwykle była twarda, po włożeniu do ust plastelinowa (w złym tego słowa znaczeniu), lekko proszkowata (trzeszczała pod zębami). Odznaczała się smakiem kakaowej polewy średniej jakości, a nie deserowej czekolady, na dodatek słodkiej intensywnie i cukrowo. Tuż pod nią znajdowało się nadzienie beżowe – mocno orzechowe, kremowe, zawierające fragmenty orzechów, niestety również proszkowate. Przylegało do nadzienia białego, którego było zdecydowanie więcej. Ono z kolei okazało się bardziej sypkie niż tłuste, w smaku mleczno-kokosowe, przepełnione wiórkami kokosowymi i – ponownie – proszkiem.
O ile czekoladki Tiki Taki są przyjemne, bo mają mało drażniącej jakościowo czekolady, o tyle w tabliczce nie da się zignorować jej smaku. Warstwy nadzienia są całkiem dobre, do gustu przypadło mi zwłaszcza orzechowe (chętnie zjadłabym praliny wypełnione tylko nim, ale oblane czekoladą innego producenta). Niestety, i w powłoce, i w obu kremach występuje dziwna i niesympatyczna proszkowatość. Dodając do tego taniość kakowej polewy i cukrową słodycz, nie otrzymujemy niczego dobrego. Zjeść w akcie desperacji i nie zapomnieć szybko umyć zębów – oto instrukcja obsługi tabliczki Tiki Taki.
Ocena: 3 chi ze wstkążką
Same pralinki tez lubie,ale czekolada im nie wyszla,ot co.Ale dobrze,ze przynamnije te dziewczyny cie nie oszukaly.To dobry sposob na pozbywanie sie starych rzeczy-chcesz cos oddac,wpisz,ze chcesz wzamian symblicznie czekolade :) Kiedys jak mi sie rzeczt uzbuera,to wyprobuje ten pomysl :)
Ostatnio jadłam cukierka i był równie paskudny co czekolada. Wawel to już nie na moje siły… :/
Jakieś 10-12 lat temu czekoladki oraz czekoladę TikiTaki uważałam za smaczne – teraz tego nie ruszę (chyba moje kubki smakowe działają poprawnie i wyrobiłam sobie dobry smak :P)
Otóż to, u mnie jest podobnie (również z cukierkami, niedawno jadłam… a raczej ledwo zjadłam).
Tik Taki nigdy mnie nie ciekawiły, za bardzo kojarzyły mi się z tymi cukrowymi „miętowymi” drażetkami i to nic, że nadzienie jest niby kokosowe, skojarzenia robią swoje.
Tak proszkowa, że aż trzeszczała? Wprawiło mnie to w… osłupienie. :P Nadzienia? Kurde, takie połączenie – dobrze wykonane! – mogłoby być dobre. Wawel, jak Wawel… nigdy tej nie próbowałam, cieszę się z tego i tak też zostanie.
Miętowe cukierki? W jaki sposób to Ci się może kojarzyć? :P
Tak z innej beczki, śniłaś mi się. Gadałyśmy przez telefon, bo miałaś do mnie na chwilę przyjechać i upewniałaś się, czy będzie ok, jak weźmiesz kilku znajomych, bo jechali z Tobą w aucie.
No, z tik takami – tymi białymi drażetkami. Po nazwie mi się tak do głowy wbiło i zostało, a że nigdy tworów tej firmy nie lubiłam, to jakoś się tym nie przejmowałam.
O, może to proroczy sen? Ciekawe, czy mi się ci znajomi do paliwa mieli dorzucić, haha. xD
Tic Tac, booooże! Nigdy nie skojarzyłabym ich z wawelskimi Tiki Taki i nawet w Twoim komentarzu z rozpędu przeczytałam „Tiki Taki”.
Czekolady nigdy nie jadłam, choć tiki taki lubię, ale nie aż tak, żeby kupić je sama – jak mi się gdzieś napatoczą to zjem, choć i tak nie są pierwszymi jakie wybiorę z cukierkowych mieszanek.. Czekolada Wawel zawsze mi się kojarzyła z niezbyt dobrej jakości polewą do ciast, więc rozumiem co masz na myśli :D
Ja prawdopodobnie już nigdy nie sięgnę, nawet po cukierka. Uhgr.
Też tak mam, że jeśli chodzi o Tiki Taki to wolę ich pralinowe odpowiedniki niż w czekoladzie 100g. W ogóle same w sobie Tiki Taki bardzo lubię. Nawet w weekend miałam ich w domu pod dostatkiem, więc słodkości mi nie brakowało. Z tej racji mam przygotowaną ich recenzję na bloga. Czekolady tej dawno nie jadłam, więc nie wiem jak to z nią jest, ale w pojedynczych czekoladkach balans smaku jest zachowany i według mnie czekolada nie przytłacza smakiem nadzienia. Z całej trójcy „Malagi, Kasztanków i tych właśnie Tiki Taków to je lubię najbardziej. Pozdrawiam serdecznie :)
Ja zawsze wolałam Malagę, teraz wolę… nic ;)
Ach, plastikowo-plastelinowy smak przesłodzonego Wawela! Jak uroczo,, jak smacznie, aż dziw, że wzbraniam się wszystkimi kończynami przed prezentem w postaci ich wyrobów czekoladowych. :D
Miałam wątpliwą przyjemność jedzenia tego czegoś, jedna kostka i koniec. Wyrzut w moich oczach był wystarczającą odpowiedzią na pytanie czy chcę więcej.
A był to prezent? :D
bleeee. ja tam nie przepadam.. zawsze wolałam kasztanki jednak :D
Kasztanki… jeszcze gorzej.
Ekhm… Ekhhmmmmmm. Wczoraj, dosłownie wczoraj, oglądałem reakcję ludzi ze świata na tę tabliczkę. Tak, tę konkretnie. To jutubowej playlisty dorzuciłem z 10 filmów.
PERMANENTNA INWIGILACJA!
Rację przyznać muszę. Zdecydowanie lepsze są pralinki. W czekoladzie, którą zjadłem zraz po pojawieniu się na rynku, zabrakło mi tikitowatości. Czekolady było za dużo. No i, do diabła, nie dało się obgryzać jej zębami!
Nigdy nie wyłączam kamer zainstalowanych w Twoim mieszkaniu, więc wiem ;>
Pana Diabła w to nie mieszaj. Sądzę, że nawet on by tej czekolady nie chciał.
To jest jedna z ulubionych tabliczek naszej Mamy :) My z kolei tak samo jak Ty wolimy wersję osobnych czekoladek gdzie jednak to nadzienie dominuje a nie kiepska czekolada.
Współczuję mamie :( Weźcie zaproponujcie jej coś lepszego, żeby nie marnowała sobie życia.
Czekolady nie jadłam,ale czekoladki mi kiedyś bardzo smakowały,ale to było z 5 lat temu:)
Mogłyby już nie smakować.
Dla mnie to chyba najsmaczniejsza z całej 3, ale i tak nie wznosi się wyżej niż na poziom 3/10 :P Za to mój tata potrafi pochłonąć całą na raz.
Pozdrowienia dla taty, tego sympatycznego masochisty :D
O tak, pod względem jedzenia to on masochistą jest :D
Tiki Taków nigdy nie lubiłam, więc i czekolada nie ciekawi, a tym bardziej nie kusi :D
Mądrze.