Kiedy normalny człowiek ma wolne, odpoczywa przed telewizorem, gra z rodziną w gry planszowe, idzie na spacer lub na piwo ze znajomymi. Tak przynajmniej zakładam. Kiedy ja mam trochę wolnego czasu, poświęcam go objazdówkom po sklepach. Robię je rzadko, bo lubię kupić raz a porządnie, ale kiedy już się do nich zabieram, muszę wykorzystać każdą sekundę. Przez tydzień planuję, gdzie pojadę, czego będę szukać i ile mi to zajmie. Wyznaczam trasy na internetowych mapach, dodaję godziny, spisuję listy. Dzień przed wyprawą odczuwam radosne podniecenie i już nie mogę się doczekać poranka. Rankiem zaś, a raczej po 12:00, biorę dużą torbę, telefon, portfel, mp3 i książkę, po czym wyruszam w nieznane.
Celem jednej z ostatnich wypraw było Netto, gdzie parę miesięcy temu odkryłam pyszne śmietankowe kaszki o przyjemnej, nieszkodliwej dla bioder kaloryczności (recenzji nie będzie, ale polecam sprawdzić na własną rękę). Wysiadając na odpowiednim przystanku, zobaczyłam halę targową (inną od Hali Targowej na Piasku, o której dotąd pisałam). Jak mogłam zapomnieć, że tam stoi?! To przecież właśnie w niej, na stoisku z niemieckimi słodyczami, dorwałam jeden z dwóch pierwszych zestawów miniaturek Ritter Sport. Przeszłam przez pasy, odnalazłam stoisko, które – jak zdradziła młoda sprzedawczyni – wkrótce miało zostać zamknięte, i przyjrzałam się asortymentowi. Rittera z nachosami niestety nie było, orzechowych Loffel Ei Milki też nie. Pojawił się za to Ritter z orzechami i ciasteczkami, który dotąd był dostępny wyłącznie w miniaturce. A że bardzo mi ona smakowała, wzięłam 100-gramówkę. Po wyjściu z hali udałam się do Netto w wiadomym celu, na końcu zaś, ponieważ miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam wstąpić do Aldi, bo market zobaczyłam z okna tramwaju, a nigdy w nim nie byłam. Tam znalazłam dzisiejszych bohaterów (i nie tylko, ale o tym przekonacie się w połowie czerwca).
Mon Dessert Double Choc
Na pierwszy ogień poszła wersja tradycyjna, znana mi już z ehrmannowego Grand Dessertu (tudzież produkowanej dla Biedronki Desselli Premium). Znajdowała się jednak w nieco innym kubeczku i przypominała raczej trójwarstwową wersję kleine Verfuhrung niż klasyczny Grand Dessert, obniżono także jej wagę z 200 do 175 g. Kaloryczność była przystępna, charakterystyczna dla tego typu deserów.
Deser pachniał cudownie, tak samo jak Dessella Premium i Poezja Lux (dla Biedronki produkowana obecnie jako Twój Deser), czyli deserowoczekoladowo i słodko zarazem. Górnej warstwy – bitej śmietany – było zadziwiająco i rozkosznie dużo. Odznaczała się intensywnym czekoladowym, a nie kakaowym smakiem (ach ten polski tłumacz, niezły z niego nicpoń, wszak w oryginale opis deseru brzmi: Schokocreme mit Schokosahne). Była piankowa, lekka, tłustawa, lekko proszkowata, a po przełknięciu cierpkawa – idealna. Dół deseru również był lekko proszkowaty, dużo słodszy od ehrmannowego – aż mdliło w gardle. Pomimo tego mankamentu był jednak pysznie czekoladowy, gęsty (nie wypadł z kubka po odwróceniu, oczywiście nad głową). Gdyby nie efekt sugar, sugar, byłby unicorn.
Ocena: 6 chi
Mon Dessert Double Nut
Po czekoladowym deserze musiałam przejść do orzechowego, gdyż ta kompozycja również jest mi znana z ehrmannowego Grand Dessertu tudzież Desselli Premium. Pod względem kaloryczności był ciut agresywniejszy dla bioder od poprzednika, ale nadal pozostawał w granicach przyzwoitości. Składał się z cudownie wysokiej warstwy bitej śmietany i nawet wyższego dołu.
Kolor i zapach deseru od razu zdradziły jego smak. Orzech laskowy przeplatał się ze słodyczą, przywodząc na myśl nic innego, jak tylko klasyczne i uwielbiane przez rzesze ludzi – w tym mnie – Kinder Bueno. Jak tylko zerwałam wieczko, porozumiewawczo oko puściła do mnie lekka, piankowa i tłuściutka bita śmietana. Nabrałam jej na łyżeczkę naprawdę dużo, a potem siup i do budzi. Na języku rozpostarła się intensywna orzechowa kinderbuenowość, którą tylko pogłębiła dolna warstwa deseru. Było gęsto, raczej jednolicie, acz na granicy proszkowatości, treściwie, bardzo słodko – aż nazbyt, ale ten smak… ach! Ostatnim razem czułam go w dolnym nadzieniu z Choco Fresh. Absolutny odlot. Chyba zacznę robić stałe kursy do Aldi.
Ocena: unicorn smaku
Mon Dessert Double Caramel
Trzeciego wieczora sięgnęłam do Mon Dessert podwójnie karmelowy, nietypową rzadko spotykaną kawę zostawiając na koniec. Była to opcja najbardziej kaloryczna, ale kusząca dla każdego, kto darzy karmel głębokim uczuciem. A ja darzę na pewno. Kolor bitej śmietany przywodził na myśl cappuccino, dolna warstwa nie pozostała już jednak złudzeń. Zapowiadało się słodko i karmelowo.
Aromat deseru był połączeniem torby cukru z karmelem znajdującym się wewnątrz kruchej, świeżej, wilgotnej… krówki. Warstwa śmietanki była tradycyjnie wysoka, piankowa, lekka i tłustawa, w smaku zaś słodka i – analogicznie do zapachu – krówkowa, a nie karmelowa. Podobnie prezentował się gęsty i tym razem gładki dół. Nie przypominał toffi, nie przypominał karmelu (a już tym bardziej jego palonej, gorzkawej wersji). Był wcieleniem świeżej, mięsistej, cukrowej i mlecznej krówki, z lekko perfumowaną nutą. Słodycz paliła w gardło i mdliła, ale ten smak… Gdyby nie sugar, sugar, przyznałabym kolejnego unicorna.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Mon Dessert Double Coffee
Na koniec zostawiłam deser podwójnie kawowy, gdyż takiego nie jadłam jeszcze nigdy. Na niemieckim rynku na pewno jest ich wiele, włączając w to produkt Ehrmanna, ale na polskim… cóż. Albo będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, albo nie doczekamy się nigdy.
Mon Dessert Double Coffee pachniał słodką kawą z mlekiem, a nawet słodkim mlekiem z kawą. Był to aromat napoju łagodnego i aksamitnego, niemającego wiele wspólnego z poranną siekierą. Po raz czwarty napiszę, że bita śmietana była piankowa, lekka i tłuściutka – pod względem konsystencji idealna. Smakowała kawowo i orzechowo jednocześnie, oczywiście słodko jak sam szatan przebrany w strój pięcioletniej baletnicy. Gdyby taka pianka znalazła się w Loffel Ei… o mamo! Dół deseru prezentował się podobnie, będąc esencją napoju o następujących proporcjach: 2 łyżeczki rozpuszczałki, pół kieliszka wrzątku, cały kubek mleka, dziesięć łyżek stołowych białego cukru, pół łyżeczki proszku orzechowego. Początkowo chciałam napisać, że kawy sypnięto tylko jedną łyżeczkę, ale nie – czuć jej delikatną gorycz, a więc jednak dwie. Całość jest pyszna, ale tu sugar przeszkadzał mi zdecydowanie bardziej – być może przez zawyżone oczekiwania.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Kurcze,dlaczego u mnie nie ma Aldi!Tak,to juz bym leciała po te deserki,szczególnie orzechowy i karmelowy,bo skoro orzechowy ma pierwiastek Kinder Buenowy….mniam,juz sobie to wyobrażam!
No, żałuj :P Wezmę Cię do Aldi, jak znów odwiedzisz Wrocław.
Planuje po wakacjach znowu przyjechać,tym razem na kilka dni z rodzina :D
Ludzie różnie spędzaja wolny czas ;) A co do radosnego podniecenia – ja takowe odczuwam kiedy przygotowuję dla kogoś prezent, niespodziankę…. lubię coś dawać :)
Desery zupełnie nie moja bajka – nigdy takich nie lubiłam ;)
Ja też, ale tylko kiedy naprawdę coś przygotowuję (tj. własnymi rękami), a nie idę kupić.
A ja zarówno jak przygotowuję jak i coś kupuję bo starannie wybieram prezenty :)
Przy pierwszym kubeczku pomyślałam, że jednak od czekoladowego smaku orzech brzmi ciekawiej. Patrzę niżej i unicorn. I mimo, że takie deserki mnie raczej nie interesują to zaczęłam przeklinać brak sklepu Aldi w moim województwie.
Może jeszcze wybudują… kiedyś :P
Mnie te deserki od dawna kuszą, ale skład skutecznie powstrzymuje mnie przed kupnem. Szkoda :(
A co do Aldi – wyczytałam gdzieś, że podobno wybrali sobie Wrocław na miejsce ekspansji na Polskę, więc powinni stawić jeszcze kilka swoich sklepów.
Łooo, super :) Oby większe je postawili, bo koleżanka mówiła, że w ten nasz nawet do pięt nie dorasta oryginalnemu. Zresztą nic dziwnego, ten, w którym byłam, jest uboższy od Biedry.
Gdyby nie żelatyna, chętnie bym spróbowała, bo wszystkie wyglądają naprawdę apetycznie, zwłaszcza ten orzechowy. Ale co najwyżej mogę zjeść kinder bueno ;)
Też bardzo lubię objazdówki po sklepach, a jak mam wolny dzień, bardzo lubię zwiedzać sklepy w innych miastach :)
Dawno nie byłam w innym mieście, ale chodzą mi po głowie: Kraków (bo lubię), Warszawa (bo nie byłam nigdy), Poznań (bo daaawno nie byłam), Toruń (bo pierniki :D).
Wszystkie te miasta polecam i wszystkie je lubię – Kraków za obwarzanki, Poznań za rogale marcińskie, Toruń także za pierniki, a Warszawę lubię chyba najmniej, pewnie dlatego, że tam pracuję, ale jak nie byłaś to warto odwiedzić – sklepów w niej nie brakuje :)
Haha, ale ja nie jechałabym wcale po żarcie, tylko żeby pozwiedzać :P
Dla mnie sklepy zżarciem to nieodłączny element zwiedzania nowych miast – nie zaszkodzi gdzieś wstąpić, często można znaleźć coś dobrego ;)
Ciii, nie kuś!
Kiedyś też tak miałam, że czas wolny przeznaczałam na wycieczki po sklepach, zakupy. W pewnym momencie jednak zaczęło mnie to męczyć. Ale Ty na swoich łowach znalazłaś prawdziwe perełki, jak widzę. Unicorn smaku trafia się nieczęsto, więc jestem skuszona podwójnie orzechowym smakiem najbardziej. W ogóle lubię takie desery, a tak dawno żadnego nie jadłam. Pozdrawiam.
Ja rzadko jeżdżę, może raz na miesiąc (albo rzadziej), więc nie mam szansy się zmęczyć.
Orzechowe wersje takich deserów zazwyczaj wypadają gorzej, przynajmniej w moim odczuciu choć dawno dawno czegoś takiego nie jadłam, a tu zaskoczenie. Gdyby nie bita śmietana i brak Aldi gdzieś wokół kupiłabym karmelowy :)
Co masz do bitej? Pyszna jest!
To, że podobny deser może smakować inaczej u konkurenta, wiesz nie od dziś. Jednym spada berło, drugim korona.
Czekolady bym nie tknął. Czemu? Wiesz. Biedronkowa wersja mi też nie podeszła (a kupiłem z namową).
Orzech – ten już po zobaczeniu opakowania wzbudził zainteresowanie. Przynajmniej większe niż poprzednik. Choć deser z B nadal nie powalał na kolana, to coś alternatywnego bym zaaplikował.
Karmel – cóż. Totalna lipa jaka spotkałem w jakimś tam kubku (mniejsza o nazwę, teraz nawet nie pamiętam) zapewne spowodowałaby dwukrotne przemyślenie zakupu.
Kawa – powiem tak. Jeśli wziąłbym orzech i karmel, to kawę dorzuciłbym na zasadzie „a zobaczę”.
A próbowałeś tych nowych z Biedry od Polmleku, które weszły do oferty za Dessellę Ehrmanna? Nie pisałeś nic o tym.
Jeszcze nie. Może dziś zerknę na półki, co tam nowego wrzucili.
To już takie nowe-nienowe, nawet recenzowałam.
A wiesz, że ja jak mam wolne to robię tak samo? :D Musimy sie kiedyś w wolne a zakupy umówić, nie ma co ;)
Co do deserków, ubiję tego, kto pakuje tam żelatynę! :<
A przyjedziesz do Wro? :D
Byłoby ciężko, ale myślę, że udałoby mi się przekabacić rodziców ;)
To my z kolei odwiedzamy sklepy bez aż takiego wcześniejszego przygotowania :P Wystarczy nam sprawdzić dzień wcześniej na mapie gdzie one mniej więcej są i jakimi tramwajami się dostaniemy xD
Z drugiej strony i tak rzadko udaje nam się znaleźć czas na takie dłuższe wyprawy, przeważnie to tylko po zajęciach obierzemy kierunek najbliższej galerii :P
Już raczej pisałyśmy, że takie deserki darzone ogromną miłością w dzieciństwie teraz już aż tak nas nie kręcą i chyba już wieki żadnego nie jadłyśmy ;)
Mnie się wydaje, że Wy opracowałyście we Wrocławiu tylko jedną trasę i nigdy z niej nie zbaczacie :P
Haha po części to prawda, bo trzeba przyznać, że nie często najdzie nas na takie dalekie wyprawy :P
Uff dobrze,że u mnie jest Aldi pojadę po te deserki i wezmę 3 smaki oprócz tego z orzechami bo nie lubię orzechów w jogurtach . Bardzo przyjemnie mi się dziś wstęp:)
Miło mi :) A zostawiając orzech, dużo stracisz. Chociaż, jeśli naprawdę nie lubisz…
wygląda bardzo smakowicie
Który? ;)
Poproszę o więcej recenzji słodyczy i chipsów z Aldi :D Szczególnie czekolad Chateau.
O nie, tylko nie czekolad :P Ale oczywiście się postaram, choć to trochę (całkiem) nie moje rejony Wrocławia.
Chateau! <3
Mnie ostatnio takie planowanie, co gdzie kupię, zaczęło straszliwie irytować. Nie to, że mi się to nie podoba. Wręcz przeciwnie, uwielbiam to, ale kiedy np. właśnie raz w tygodniu / miesiącu wybieram się do Kauflandu, a tam po moich ulubionych jogurtach greckich zwykłych i owczych tylko puste kartony… to nie wiem, czy kogoś zabić, czy stać i beczeć. Tak, sytuacja autentyczna. Tak, Litwini i Rosjanie wszystko mi wykupują i nigdy nie wiadomo, czego akurat danego dnia nie będzie w sklepach.
Aldi w mieście nie mam, więc i tak tych deserów nie kupię. Pozostaje tylko pytanie: ile na tym tracę? Desselle dawno już mi przeszły, ale te… zwłaszcza karmelowy z tą „wilgotną krówką” brzmi tak dobrze, że aż bym chyba spróbowała.
Hahaha, Ty i te Twoje granice Polski :D