Simsek, Roxy

Kocham paczki i niespodziankowe prezenty, o ile nie wiążą się z koniecznością spontanicznego wyjścia z domu lub ugoszczenia w nim ludzi, zwłaszcza jeśli odwiedziny są długie i wypadają w niedogodnych porach. Zdarzają się jednak chwile, kiedy nawet owe pozornie bezpieczne paczki i im podobne niespodziewajki mnie nie cieszą. Ostatni taki okres – nienawiści wobec zgromadzonych w domu i wciąż pojawiających się słodyczy – miał początek wraz z końcem roku 2015. Nie mogę powiedzieć, że przez kilka miesięcy nic się nie zmieniało, bo raz czułam się lepiej i silniej, a razem gorzej i żałośniej. Prawdą jest jednak, że większą część każdego tygodnia spędzałam na fantazjowaniu, jak to moje zapasy wreszcie się kończą i jestem wolna, szczęśliwa. Paczka od Szpilki trafiła niestety na ten gorszy czas, więc zamiast jednoznacznie mnie ucieszyć, sprawiła również nieco smutku. Odkryłam w niej produkty, których sama bym nigdy nie kupiła, a nawet więcej: na które w sklepie bym nie spojrzała. Kiedy kładłam je na szafce i ustalałam degustację na najbliższy tydzień, przyświecała mi głównie jedna myśl: jak najszybciej stawić czoła tym zapychaczom kolejki i pójść dalej. Z drugiej strony zaś cieszyłam się, że to wreszcie nie czekolada, że wreszcie coś innego. Paradoks!

Simsek, Roxy (2)

Roxy

Szata graficzna wafla Roxy to prawdopodobnie największa paskuda, z jaką miałam do czynienia w tym roku, a także jedna z większych, jakie kiedykolwiek pojawiły się na blogu. Wizerunek wafla jest tak ciemny, że zlewa się sam ze sobą, na dodatek jedną ze sztuk zupełnie zakrywa nazwa. Opiłki czekolady wyglądają jak namalowane w Paintcie przez jednookie zombie, a widoczność i jakość napisów – składu oraz wartości odżywczych (a szkoda, bo tych drugich jest przyjemnie mało, co sprawia…łoby oku radość) – woła o pomstę do nieba. Jeśli producent zapłacił za tonę tych opakowań więcej niż dwa złote, należy nazwać go szaleńcem.

Simsek, Roxy (3)

Wizerunek niemalże afrykańsko czarnych wafli na opakowaniu przygotował mnie na coś naprawdę ciemnego, tymczasem z opakowania wyciągnęłam smutne, sypiące się i brązowe – w ogóle niepodobne do Princessy Zebry, na co po ciuchu liczyłam – maleńkie wafeleczki. Sądziłam, że będzie ich góra cztery, tymczasem na talerzyku wylądowało aż osiem sztuk, każda przełożona zaledwie dwoma, za to przyjemnie – pozornie! – grubymi warstwami kakaowego kremu.

Simsek, Roxy (5)

Produkt pachniał cudownie, bo świeżo zaparzonym kakao typu Nesquik, ewentualnie chrupkami o tej samej nazwie, zalanymi ciepłym mlekiem. Inaczej mówiąc: pachniał kakaowo, słodko i dziecięco. Warstwa wafelka była krucha i chrupiąca, idealnie sucha, ale nie wysuszona na wiór. Krem, którego na oko było dużo, jak już wspomniałam, jedynie stwarzał pozory obfitości. W rezultacie w Roxym więcej było wafla niż nadzienia.

Simsek, Roxy (7)

Smak produktu odpowiadał zapachowi. Kremu może i było mało, za to okazał się cudownie nesquikowy: kakaowy i słodki, ale ani cukrowo, ani za bardzo. Co jakiś czas trafiałam na delikatną nutkę soli, która na szczęście nie wynikała z bezczelnego sypnięcia całych kryształków. Na sucho Roxy prezentował się doskonale, w herbacie niestety odrobinę gorzej – z racji małej ilości kremu nie miało się co rozpuszczać. Jego kruchość była bezbłędna, podobnie jak jakość. Odniosłam nawet wrażenie, że producent potrafi zrobić dobre słodycze, ale po prostu jest… skąpy. Oszczędza na czym się da: od opakowania i szaty graficznej zaczynając, na nadzieniu kończąc. Mimo tego Roxy to bardzo dobry wafel i naprawdę się cieszę, że znalazł miejsce w mojej niespodziankowej paczce (chyba czas zmienić podejście do no-name’ów i trochę bardziej zaufać światu). Nie jest lepszy od Grześków, ale od Princessy owszem.

skalachi_5Ocena: 5 chi


Skład i wartości odżywcze:

Simsek, Roxy (4)

30 myśli na temat “Simsek, Roxy

  1. Nie kojarzę tego wafla, może gdzieś się znajduje, schowany na najniższej półce słodyczowej, ale poważnie wątpię. Pewnie nawet nie chciałoby mi się go recenzować tylko na szybko bym zeżarła.

  2. Ja także sama bym go nie kupiła, ani nawet na niego nie spojrzała, ale muszę przyznać, że afrykański kolor mi się podoba :D I widać, że był chrupiący :)

    Moje zapasy w porównaniu z Twoimi to nicość, ale też czuję większą radość, jak uda mi się coś dłużej zalegającego zjeść ;)

  3. Wygląd fajniejszy niż opakowanie. Taki stary, tani, nadający się tylko do jedzenia solo (a nie herbaty) zlepek słodkości. Miały swój klimat… nawet gdy były podawane w gościach pozbawionych klimatycznego domu.

  4. Kazdy ma taki gorszy czas. Aktualnie u mnie jest pełna półka pyszności, a ja nadal nadrabiam recenzje. Do tego wciąż dochodzą nowe produkty.
    Wafel zrobił psikusa i zamienił się miejscem z kremem albo raczej ilością.
    Nudny wygląd, wafli nie lubię, a tych nie widziałam (raczej) nigdy. Nie zapowiada się na (rychłe) spotkanie z nimi. Tym bardziej, że polane czekolada są znacznie lepsze.

  5. Pierwszy raz go na oczy widzimy a teraz jesteśmy nim zainteresowane, bo takie wafelki to jak wiadomo nasza miłość :D Ciekawe czy uda nam się go znaleźć gdzieś na sklepowej półce. Pewnie nie, bo niezwykle rzadko zdarza nam się przejść w markecie do działu z klasycznymi słodyczami.

  6. To opakowanie ma swój urok… takiego „słodycza dla ubogich”. xD To jednak nie zmienia faktu, że gdyby wafelek istotnie był taki ciemny, mógł by mnie nawet zainteresować.

    Po opisie… kurczę, gdybym i ja go tak miała odebrać, to z chęcią bym schrupała kiedyś tam do kawy / herbaty nie zastanawiając się nad smakiem.

      1. Ostatnio się wzięłam za jakiegoś będąc w szpitalu w kwietniu czy maju i… tamtego nie zmogłam. :P A tak to chyba z rok temu, więc raczej można powiedzieć, że nie. Chociaż to głupie, bo jakieś wafelki za mną ostatnio chodzą, z tym że wiem, że żadne mi nie przypasują. :<

  7. Wydaje mi się, że znam tego batona…chyba go w moim szkolnym sklepiku ostatnio minęłam :D Jednak ostatnio nie jadam takich rzeczy, a i nawet czekoladę lekko odstawiłam więc się nie skuszę, ale może siostrze kupię :)

  8. Jakoś wolę jasne kremy w tego typu słodyczach. Tak już mam, że bardziej odpowiadają mi wersje śmietankowo-waniliowe. Jednak wcale bym tego produktu nie przekreślała. Smak Nesquicka jest pyszny, a czasem takie intensywne w smaku kakao jest niezastąpione na zaspokojenie chęci na słodkie małe co nieco ;)
    Pozdrawiam.

    1. A ja nie potrafię powiedzieć, które wolę. W waflach chyba wolę… każde. Ale dobrze wykonane każde.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.