Opowiadanie: Wspomnienie, którego jeszcze nie ma

W minioną środę wydarzyło się coś przyjemnego. Wieczorem otworzyłam notatnik zawierający długą listę tytułów filmów, które planuję obejrzeć, a później wyselekcjonowałam kilka pozycji z lektorem. Nie bawiłam się już w sprawdzanie opisów, bo samo wciągnięcie filmu na listę oznaczało, że musiał mnie czymś zainteresować. Rzuciłam za to okiem na gatunki i oceny na Filmwebie, po czym uznałam, że wybór jest dobry. A padło na Comet z 2014 roku.

Seans był dość długi, trwał bowiem prawie dwie godziny, ale jakże cudowny! Już pod koniec zaczęło mi wirować w głowie od napływających myśli. Początkowo luźnych, ale z każdą minutą coraz bardziej związanych. Do zarysu sytuacji, którą wymyśliłam jakiś czas temu, doklejały się nowe fragmenty. Od razu wiedziałam, co to jest. Kolejna literacka ciąża umysłu. Przed snem miałam taką karuzelę, że z ledwością powstrzymałam się od odpalenia Worda już teraz, zaraz. Wiedziałam jednak, że czas działa na moją korzyść, bo detale staną się wyraźniejsze. Rankiem nie mogłam się doczekać, kiedy nastąpi chwila pisania. A kiedy nastąpiła, dałam upust emocjom i fantazjom. Jak ja kocham to uczucie!

Lato coraz bliżej, w powietrzu czuć nie tylko kwitnące rośliny i topiący się w upale asfalt, ale również duszne feromony. Z tego powodu dzisiejszy wpis dedykuję wszystkim, którzy są w długich i udanych związkach, którzy właśnie się zakochali albo pragną oddać się miłości w wakacje. Chciałam zatytułować go Wspomnienie, którego nie ma, ale uznałam, że jak dodam słowo jeszcze, podkreślę fakt, iż każdy z nas ma szansę na miłość i na pewno któregoś dnia przeżyje coś podobnego.

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe. Wszelka zbieżność jest przypadkowa.

Morze
fot. Jimmy McIntyre (Flickr)

Wspomnienie, którego jeszcze nie ma

Jechałam pociągiem już czwartą godzinę. Nie, nie jechałam – tłukłam się. Co mnie podkusiło, żeby umówić się z kimś kompletnie nieznajomym daleko od domu, na dodatek na cały tydzień?! Fakt, rozmowy były miłe, czułam, że mnie rozumie, mogłam z nim pogadać o wszystkim, ale żeby zaraz siedem dni? Nawet w domu mam problem z myślą, że ktoś może zaraz przyjść, odwiedzić mnie, zająć czas, a tu będę musiała dzielić z nim pokój non stop, bez chwili wytchnienia.

Z nim, czyli z kimś obcym, jak od wejścia do pociągu nieustannie sobie powtarzam. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj uważałam go za kogoś więcej, za zupełnie nieobcą osobę. W przypływie euforii powiedziałam o parę słów za dużo, zgodziłam się i masz babo placek. Tłukę się tym pekape na zachód Polski, jakby to była wyprawa do Lidla. No dobrze, może do Netto, w końcu to trochę dalej. Ale do Netto jechać nie mogłam, bo po co? Przecież nie kupię teraz kaszek, skoro wyjeżdżam. Lodówka musi być pusta. Pasztety sojowe się nie zepsują, bo te ścierwa przeżyją mnie i moje dzieci. Gdybym tylko chciała mieć dzieci. I dlaczego wyżywam się na pasztetach, skoro to nie ich wina, że jestem kretynką i jadę mieszkać przez tydzień w pokoju z gościem, którego nie znam!

Internetowych przyjaźni mi się zachciało. I do tego morze musiałam sobie wybrać, jakby obszary wypoczynkowe położone bliżej mojego miasta nie istniały. Prawie osiem godzin pociągiem, matko święta. Na początku było dobrze, przeglądałam gazetki z czasów młodości (nic się nie zmieniły), słuchałam wakacyjnych hitów (och, jak one cudownie poprawiają nastrój), oglądałam pola za oknami. Po drugiej godzinie oczom nie chciało się już czytać, a polom przemykać. Nie, pola chyba przemykały dalej, to tylko ja znudziłam się obserwowaniem ich. I kręgosłup jakoś tak opadł z sił, wyginając się w niedorobioną literę C.

Oparłam czoło o szybę i myślałam o tym, ile spoconych i dziwnych ludzi zrobiło przede mną to samo. Ile dzieci kichnęło na tę szybę, ile starych kobiet na pożegnanie z kimś stojącym na zewnątrz przycisnęło do niej usta. Po trzeciej godzinie jakoś przestało mi to przeszkadzać. Byle dojechać i skończyć ten koszmar. Byle znaleźć się już w tym małym pokoju z dwoma osobnymi łóżkami (o rety, ale będzie niezręcznie!) i przytkniętymi do nich nieśmiertelnymi szafeczkami z czasów prehistorii. No dobra, PRL-u. Oddzieli nas jedynie telewizor, słodki ratunek na długie wieczory, podczas których nie będzie o czym rozmawiać. Trzy kanały na krzyż, na dodatek jeden szarzy, ale dobre i to. Piwo, może dwa, lepiej się będzie spało. Hej, to tylko tydzień! Jeden, dwa, trzy… siedem dni. Siedem długich dni. O mamo, co ja najlepszego zrobiłam!

Na dodatek jest tak gorąco, że od samego myślenia spociłam się jak świnia. Świetnie. Nie dość, że nie będziemy mieli o czym rozmawiać, to jeszcze zobaczy mnie (po raz pierwszy) taką zmęczoną, potarganą i świecącą od wydzielin skóry. Dzięki, skóro! Przynajmniej teraz zrobiło się trochę lepiej, bo nadchodzi wieczór. Zaraz pociąg dojedzie do ostatniej stacji. Tyle że nagle wolę, żeby to nie nastąpiło. Wolę raz jeszcze odbyć tę koszmarną podróż, która wbrew pozorom wcale taka koszmarna nie była. Nie, jeśli wezmę pod uwagę to, co ma się stać za chwilę. On ma się stać. On już się stał. Wysłał esemesa, że czeka, a teraz stoi za oknem i wypatruje mnie. Zasłonię się gazetą, może nie zauważy. Rety, ależ on wygląda…!

Żałuję, że nie miałam czasu na odświeżenie się, ale cóż teraz poradzę? Wygrzebuję się jakoś z przedziału, miły starszy pan ściąga mi torbę. Ciężka, jak tylko wyjdę z pociągu, on będzie musiał ją nieść. Że też nie potrafiłam zapakować mniej rzeczy, mogłabym poradzić sobie sama. A tak – spocona, brudna, zmęczona i objuczona torbą jak na roczną podróż – na pewno nie zyskam u niego punktów. W skali chi nie byłby to nawet obcięty pazur. Dobrze, że jest ciemno. Zarzucę trochę włosów na twarz i będę udawać, że tak się teraz nosi (mam cichą nadzieję, że on nie z tych, którzy śledzą fryzjerskie i modowe trendy).

Jak zwykle przesadzam. Niepotrzebnie się bałam, bo jednak jest miły. Albo dobrze się maskuje. Niesie tę torbę bez grymaszenia, a nawet mówi do mnie, choć w naturalnych warunkach i we własnym otoczeniu to ja jestem osobą, której nie zamyka się buzia, która przewodzi i się rządzi. A teraz milczę i słucham. Opowiada o swojej podróży (miał bliżej i cwaniakuje, a to cham!) i ostatnich dniach. Wspomina o szczegółach, o których pisaliśmy na fejsbuku (okej, więc to jednak on… choć wygląd też się zgadza, więc dlaczego w ogóle pomyślałam, że nie on?). Zachowuje się zupełnie normalnie, śmieje się i jest wyluzowany (typowa postawa seryjnego mordercy i gwałciciela). W pokoju pozwala mi zająć lepsze łóżko, choć mógł w ogóle o to nie pytać, bo klucze odebrał dwie godziny wcześniej (czyżby na coś liczył?).

Zabiera mnie do rynku, a raczej na centralną uliczkę, bo przecież nadmorskie miasta w Polsce nie mają rynków. Składają się z jednej ulicy, po której jeżdżenie autem powinno zostać surowo zabronione, oraz szeregu mniejszych i większych domków wypoczynkowych, w których trzeba płacić za nieużywany parking i używane powietrze (opłata klimatyczna). Przynajmniej wi-fi jest w gratisie. Z drugiej strony taki Trzęsacz to nawet porządnej ulicy nie ma. Jeden placyk z walącym się zameczkiem, jedna kawiarenka i koniec.

Dobrze, że nie jesteśmy w Trzęsaczu, bo tam musielibyśmy więcej ze sobą przebywać i udawać, że łatwo nam ze sobą rozmawiać. Tyle że nam naprawdę łatwo ze sobą rozmawiać. Nie wiem, jak to możliwe, ale słowa się nie kończą. Choć przerobiliśmy już cały słownik, wciąż znajdują się nowe i nowe. I jest tak, jak na fejsbuku. Gdybym miała pod ręką pomidora, rzuciłabym w twarz tym, którzy mówią, że ludzie w Internecie nie są prawdziwi. Że zawsze okazują się kimś innym. Fakju, wy kłamliwi zazdrośnicy!

Jest tak fajnie, że nawet nie wiem kiedy robi się kolejny dzień. Jest pięć po północy, trochę mrozi. Wracamy do pokoju, żebym włożyła coś grubszego. Jeszcze nie czas spać, jeszcze została nam do obejrzenia plaża. Piasek jest zimny o tej porze, a ja nie lubię zimnego piasku. Nie ma jednak zmiłuj. W domu mogę się rządzić, ale pogoda nie chce mnie słuchać. Chyba jest bardziej uparta niż ja. Kładziemy się więc na tym zimnym i nieprzyjemnym piasku, ale wcale nie jest nieprzyjemnie. No dobra, może trochę jest. Jak głupia wybrałam sweter z dość dużymi okami, żeby wyglądać ładnie, a teraz cierpię i się trzęsę (rozum kurczy się wprost proporcjonalnie do odległości od morza).

Chyba to widzi, bo bierze moje małe dłonie w swoje duże i je zamyka. Są takie ciepłe. Opowiada mi kolejną historię, a ja – niby przypadkiem – wsuwam mu skostniałe z zimna stopy między uda. Jak jest większy i cieplejszy, to niech mnie grzeje, a co! Musi być jakaś sprawiedliwość na tym świecie. Mówi o swojej rodzinie, śmieszne anegdotki ze świąt, uroczystości i zjazdów. Ja delikatnie kręcę głową, coraz bardziej wcierając suchy i zimny piasek w głowę. Nie wydobędę go stamtąd przez najbliższy miesiąc. Normalnie tego nie lubię, ale teraz chciałabym, żeby uczucie trwało wiecznie.

Między zdaniami wymyka mu się, że te moje włosy są w kolorze piasku i prawie wcale ich nie widać. Co on tam może wiedzieć? Jest tak ciemno, że w ogóle nic nie widać. Nawet gdybym miała włosy czarne jak węgiel, i tak by ich w tej chwili nie dostrzegł. Ale usiłuje. Widzę, że podniósł się na łokciu i jakoś tak dziwnie nade mną wisi i się patrzy. Próbuje wytropić moje źrenice. Jest w lepszym położeniu niż ja, bo moją twarz oświetlają gwiazdy, a jego chowa się w cieniu. I to tyle, jeśli chodzi o sprawiedliwość.

Marznę, nie widzę go i jeszcze muszę jak głupia gapić się w niebo. Gwiazdy znajdujące się w wielkim wozie policzyłam już chyba sto razy. Małego nie ma. Jak jest duży, małego nigdy nie widać. Innych konstelacji niestety rozpoznać nie umiem, choć chciałabym się nauczyć. Na niego z kolei patrzeć nie mogę, bo jak to tak patrzeć na kogoś, kiedy wisi głową tuż przy tobie? I żyje. I czuje. I pewnie słyszy łomot twojego serca. To z zimna, oczywiście. Kiedy dziewczyna leży na plaży obok chłopaka, jej serce zawsze łomocze z zimna.

Ale on chyba nie chce, żebym tak milcząco patrzyła w to niebo, bo zadaje mi raz po raz jakieś pytanie. Czy chcesz już iść? Czy wszystko w porządku? Czemu jesteś małomówna? O czym myślisz? A ja powtarzam, że nie, tak, jakoś tak i o niczym. Bo przecież gdybym powiedziała mu prawdę, wyszłoby dziwnie. Na pewno nie chcę, żeby wyszło dziwnie. Ja nie chcę być dziwna. Akceptuje te moje śmieszne odpowiedzi bezwarunkowo. Przysuwa się bliżej i wisi nade mną jeszcze bardziej. I teraz to już na pewno on jest dziwny, a nie ja. Jest blisko, stanowczo za blisko. Nie lubię, jak ludzie przekraczają moje granice… osobiste, tak to się nazywa? A już na pewno nie lubię, jak ktoś mi oddycha w twarz.

Tyle że on oddycha jakoś tak inaczej, miło. Czuję zapach gofra, którego wcześniej zjadł. Bita śmietana i truskawki, phi! Każdy normalny człowiek wie, że gofra je się z bitą śmietaną i borówkami amerykańskimi, ewentualnie z bitą śmietaną i ananasem z puszki. Ale on musiał wziąć te głupie truskawki (dobrze, że nie maliny) i teraz mi tu nimi słodko i owocowo pachnie.

I nic nie mówi. Czemu on nic nie mówi? I jak długo już tak milczymy? Patrzę mu w oczy (a przynajmniej w to, co mam wrażenie, że jest oczami – nadal nic nie widzę), a on patrzy w oczy mnie (tak sądzę). Mija chwila, w której powieki opadają, a na moich zmarzniętych wargach pojawiają się jego wargi. Są ciepłe i miękkie. I smakują bitą śmietaną z truskawkami. To był jednak dobry wybór, ten gofr. Cieszę się też, że nie zjedliśmy ryby (choć proponował).

Na wszelki wypadek odsuwam od siebie tę myśl, bo nie ma nic gorszego, niż psuć sobie pierwszy pocałunek jakimś smażonym żarciem z nadmorskiej knajpki. Chociaż i tak w końcu wylądujemy na rybie. Ryba to obowiązkowy punkt każdego wyjazdu nad morze. Tak samo jak wycieczka po straganach, kupienie masy niepotrzebnych bibelotów, zjedzenie takiej porcji lodów włoskich, od której na pewno rozboli człowieka mózg, skorzystanie z atrakcji wesołego miasteczka, plażowanie, pływanie w lodowatym Bałtyku, zakochanie… Na to wszystko mamy jednak tydzień. Siedem dni, które w tej chwili wydają mi się najkrótszymi dniami, jakie wydarzyły się i wydarzą na tym świecie.

Póki co jeszcze tu jestem. Jeszcze leżę na piasku, daję się całować i wtapiam się w plażę, ale już tęsknie. Za tym morzem, za tą chwilą i za nim.

26 myśli na temat “Opowiadanie: Wspomnienie, którego jeszcze nie ma

  1. Napisałaś to tak świetnie, że czułam się jakbym czytała jakiś bestseller. Jeszcze raz napiszę ŚWIETNIE !!!! Każde słowo i zdanie są przemyślane, całość napisana tak dobrze, że czyta się lekko, przyjemnie, szybko – to na prawdę mógłby być początek do jakiejś powieści idealnej na lato ;) Takie love story :)

  2. Pisz! Pisz jak najwięcej, bo robisz to dobrze, świetnie. Nie mogłam się oderwać i czytałam jak zahipnotyzowana. Gdyby to był fragment książki – chciałabym ją mieć z miejsca, teraz najlepiej. Wciągnęłam się bez reszty.
    Poproszę o więcej! Oglądaj same takie filmy, skoro dzięki nim Twoja wena twórcza tak pięknie rozciąga się w całej okazałości.
    Pozdrawiam :)

  3. Twój wpis spowodował, że czuję się jakbym przeczytała jakąś naprawdę interesującą powieść, a normalnie, jak już Ci pisałam, nie czytuję książek o takiej tematyce (jak już czytam coś innego niż naukowe „dzieła”, to są to książki podróżnicze).

    I mam takie małe „przemyślenie” na temat zdania „Wracamy do pokoju, żebym coś ubrała…” – być może coś zmieniło, nie jestem ekspertem w dziedzinie poprawnej polszczyzny, a i zasady się ciągle zmieniają, ale wydaje mi się, że to jest niepoprawne i ubrania się nie ubiera, a wkłada (czytałam, że nawet założyć ubranie to pojęcie błędne, bo założyć można np. okulary). A jak piszesz, że chcesz coś ubrać, to tak jakbyś to ubranie chciała ubrać w kolejne ubranie :D

  4. Czytanie powyższego zajęło zdecydowanie mniej niż pisane. Wiadomo, że czynność twórcza jest dłuższa, ale przez słowa opowiadania przelatywałem swobodnie i jakoś tak naturalnie. Połączenie „o czym wszyscy myślimy, a nie chcemy powiedzieć” z równie naturalnym „co ja sobie narobiłam”. Okno w pociągu to jeden z prostych przykładów.

    Jeśli chodzi o część, nazwijmy ją, zasadniczą to tu też naturalność wali oknami do dwuosobowego pokoju. Obawa przed nieznanym (choć jakoś znanym), obawa przed zrobieniem z siebie idiotki (kto z nas – nawet nie idąc na spotkanie – tak się nie czuł), obawa o to czy pogoda nie stanie się jedynym tematem do rozmowy.

    Przecież przez FB jest łatwiej. Tu można się zastanowić, pomyśleć. Zawiesić się choć na chwilę. Otwarte oczy i usta przez dłuższą chwilę, w momencie gdy rozmówca czeka na odpowiedź, byłyby co najmniej dziwne.

    Taki lęk przez znanym-nieznanym. Niby znasz smak czekoladki, jadłaś ją myślami, zatapiałaś zęby w trzaskającej się czekoladzie na napatykowcach. No właśnie, niby…. I ta tęsknot za czymś jeszcze trwającym, a w zasadzie dopiero napoczętym. Fajne.

    P.S. https://i.ytimg.com/vi/yPvruOEyjbM/maxresdefault.jpg – alternatywa dla truskawek

    1. Uwielbiam Twoje komentarze, zawsze uzupełniasz w nich moje myśli :) A alternatywa dla truskawek trochę przekombinowana. (Niech sam sobie je takie bomby kaloryczne, a nie mnie będzie tuczył, burak jeden!). Za to lody włoskie z Oreo już bym zjadła. Mmm.

  5. O mamo, chcę więcej! Romantyczny szit zazwyczaj wolę oglądać (myślałam, że przez długie lata samotności odkryłam wszystkie filmy o takiej tematyce, ale Comet nie znałam! Choć zaraz poznam:>) niż czytać, ale to się czyta naprawdę znakomicie :D

  6. Co prawda nie możemy napisać, że znamy to uczucie kiedy natłok myśli i weny nie daje spać ale cieszymy się, że na Ciebie to działa tak pozytywnie :D
    Pięknie, romantycznie i aż nabrałyśmy ochoty na gofra z truskawkami :D

  7. Ktoś nie ma niemały talent pisarski! :) Fajnie, że zwykle w niedziele wrzucasz coś innego, bo to pokazuje trochę więcej Ciebie, a Twoja twórczość jest niesamowita :)

    Ja bym Ciebie jeszcze skromnie poprosiła o jakieś tytuły filmów. Mam teraz trochę czasu, a więc chętnie bym sobie coś pooglądała – psychologiczne, dramaty. Za komedie podziękuję :D

      1. Głównie. Oglądam też horrory, ale to jak mnie najdzie. Jeżeli chodzi o komedie – tylko w towarzystwie. Ale jakiś firm akcji, jakby miał świetną fabułę – dlaczego nie? :) No, to czekam na propozycje :)

        1. Z ostatnio oglądanych lub zapamiętanych z przeszłości oraz ocenionych przeze mnie na co najmniej 7 gwiazdek:
          The Danish Girl 2015
          Whiplash 2014
          Room 2015
          Spotlight 2015
          A Clockwork Orange 1971
          Bridge of Spies 2015
          Vonarstræti 2014
          Philadelphia 1993
          Carnage 2011
          Blind 2014
          Manglehorn 2014
          Mammoth 2009
          Just Before I Go 2014
          Danny Collins 2015
          I Origins 2014
          The Lifeguard 2013
          Dark Places 2015
          Frank 2014
          J’ai tué ma mère 2009
          Very Good Girls 2013
          Das Leben der Anderen 2006
          Twelve Monkeys 1995
          Dallas Buyers Club 2013
          …starczy, bo i tak tego w rok nie obejrzysz ;)
          W ogóle polecam rzucić okiem na moje konto na FW i zaznaczyć jakieś kategorie: http://www.filmweb.pl/user/injustice/films

  8. Jak mi się wieczorem coś takiego zaczyna, to wstaję i robię notatki (chociaż czasem wystarczy jedynie szkic), mimo że wiem, że będę musiała i tak po 5 wstać. Za bardzo boję się, że myśli mi ulecą z głowy. Zazdroszczę tego, że u Ciebie po nocy układają się w całość.

    Oj, nie załapałam się na dedykację. Miłości nie szukam, nigdy nie byłam typem osoby łatwo się zakochującej, chociaż muszę przyznać, że znalezienie osoby o podobnych pasjach byłoby ciekawe. Tak, u mnie to konieczny warunek, bo nie wierzę w jakieś „przeciwieństwa się przyciągają” – na kogoś takiego (a może i każdego?) w moim życiu nie znalazłoby się chyba nawet dziesięć minut.

    Co do wpisu… wow, szczęka mi opadła. Ostatnio co wezmę się za jakąś książkę, to mnie nudzi, coś mi nie pasuje, a Ty mi tu zaserwowałaś coś tak… Ty chyba urodziłaś się po to, by pisać!

    1. Nie tylko w nocy. W ogóle muszę trochę odczekać – noc, dzień, kilka nocy i dni – bo wtedy się zbiera więcej. A słowa-klucze zapisuję czasem w telefonie.

      W przeciwieństwa też nie wierzę. Chcę kogoś podobnego do mnie.

      Jakie miłe zdanie. Dziękuję :)

  9. O matko ale pięknie ti napisałaś.. jakbyś naprawdę tam była (byłaś?) Apropo Trzęsacza to my jedziemy 24 do Rewala zaraz obok :) w Trzęsaczu byłam pięć lat temu i pamietam ze cale dnie spędzałam poza nim, najwięcej w Rewalu wiec naa pierwsze wakacje dzieciakow i mojego meza (naad morzem) jedziemy tam bo wiem mniej wiecej co i gdzie i ze jest tam fAjnie dla rodzin z dziećmi

    1. W Trzęsaczu byłam, ale TAM (w opisanej historii) była tylko moja bohaterka :)
      Rewal też b. dobrze znam. I Pobierowo, tyle że to już jest metropolia, jeśli porównać je z T. i R.

          1. dzięki na info :P mi chodziło o bliską odległość trzęsacza :D ja tam preferuję raczej koncerty niż imprezy typu sala pełna pijanych i spoconych ludzi przy robiącej wodę z mózgu muzyce :)

  10. Wprawiłaś mnie w rozmarzenie i w tak wakacyjny klimat, że nie mogę uwierzyć że jadę właśnie do szkoły xD Piszesz tak pięknie i naturalnie, czasami czytając niektóre książki/artykuły mam wrażenie że język i narracja w nich zgrzyta, a tutaj wszystko mi 'gra :) Nie powiem że 'aż by się chciało pojechać nad morze i poznać kogoś takiego’, bo później bardzo przeżywałabym rozłąkę :P Chociaż jako wspomnienie na pewno byłoby to miłe :)

    1. Czasem dla wspomnień warto coś zrobić, chociaż potem może jakiś czas poboleć. Zabrzmiało dwuznacznie, ech :P

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.