Czas na kilkuwpisowy powrót do słodyczy sprezentowanych mi przez tatę, upolowanych podczas jego mniej lub bardziej odległych, często zagranicznych wojaży. Jak pewnie zauważyliście, recenzowana dziś Vollmilch Himbeer-Cocos to kolejny przejaw sympatycznego braku znajomości gustu córki. Płatki kokosa, maliny… brakuje tylko białej i bezsmakowej czekolady jako bazy. Całe szczęście, że wraz z tą tabliczką dostałam dwie inne. To dzięki nim mój uśmiech nie musiał być sztuczny, a wdzięczność udawana.
Vollmilch Himbeer-Cocos
Pod względem opakowania tabliczka J&K Chocolatier przywiodła mi na myśl otrzymane dawno temu, również od taty, trio miniaturek Meybony. Kartonik był duży, choć zawierał jedynie 70 g produktu, i dość elegancki jak na wyrób rzucony na promocję w markecie (Biedronce). Nazwałabym to masową ekskluzywnością, podobną do plastikowych zamków błyskawicznych w złotym kolorze. Tabliczka składała się z ośmiu bogato obsypanych dodatkami i odseparowanych kostek, z których ja do degustacji wzięłam dwie. Pachniała mleczną czekoladą, słodkimi owocami, kokosem i zaduchem. Był to całkiem przyjemny aromat.
Degustację rozpoczęłam od zgryzienia płatków kokosowych, które okazały się w pierwszej chwili przyjemnie kruche i chrupiące, ale już podczas gryzienia zdradziły swój chrzęszczący, gumowaty charakter, tak bardzo upodabniający je do zwykłych wiórków. Maliny były dość słodkie, choć przeważała ich kwaśność. Miały masę twardych i właziwzębowych pestek, co było zdecydowanie najgorsze. Jedyny element, do którego nie miałam żadnych zarzutów, stanowiła czekolada. Była bardzo mleczna i słodziutka, przepyszna.
Czekoladowa tabliczka miała zacną grubość i konsystencję. Nie trzeba było się męczyć, bo na języku rozpuszczała się szybko, łatwo, bagienkowo. I to był duży błąd. Otóż gdyby nie okazała się satysfakcjonująca, nie byłoby mi żal okropnych, niepasujących dodatków. Niestety. Na tle mlecznej delikatności pojawiły się okropne chrzęszczące płatki kokosa i kwaśne maliny pełne złowrogich pesteczek. Gdyby zamiast nich dodano płatki migdałowe i wiśnie, byłabym w siódmym niebie.
Po dwóch kostkach Vollmilch Himbeer-Cocos uznałam, że nic tu do siebie nie pasuje. Za słodka czekolada mleczna ze zbyt chrzęszczącymi płatkami i przesadnie kwaśnymi, uzbrojonymi we właziwzębowe pestki malinami nie mogła wypaść dobrze. Ze zmienionymi proporcjami dodatków dałabym jej trzy chi, może trzy ze wstążką, a ze zmienionymi dodatkami o wiele więcej. W obecnej sytuacji… cóż.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Nie zachęca mnie ta czekolada i widze, że i tak nie warto :P
Dla mnie nie warto, ale dlatego, że dodatki zupełnie nie moje.
Wiesz co,mi by smakowala :p To dobre polaczenie dla mnie,do tego przecukrzona slodycz….podoba mi sie :p A tata chcial dla ciebie dobrze,poprostu poiwedz mu nastepnym razem,ze malin nie lubisz XD
Nie zapamięta. On nawet nie pamięta, ile mam lat (ostatnio myślał, że w tym roku 23) :P
nie lubię za słodkiej czekolady… od 3 dni męczę tartę czekoladową, bo zamiast zrobić z gorzkiej czekolady zrobiłam pół na pół z gorzkiej i mlecznej i teraz jest przesłodzona dla mnie :P więc tu bym się pewnie zasłodziła tak jak milką Collage 1 kostką :D
Jedną kostką, matko! Wciśnij za karę potworkom :D
Czemu jedyną (chyba, że coś mi umknęło) osobą która poza mną zrecenzowała tą tabliczkę musiałaś być ty xD Trochę współczuję, ten dobór składników to taki strzał w kolano od taty :’)
Mam pytanie, kiedy pisząc 'ty’, 'ciebie’ itd. powinno się zaczynać z dużej litery? To kwestia indywidualna czy są na to jakieś powszechne reguły? Zawsze mam z tym problem na blogu, nie wiem czy w tym miejscu obowiązuje szczególna etykieta :P
Tak, oprócz Ciebie tylko ja. Dzięki, że starasz się odczuć mój ból :P
„Ty”, „Ciebie” itd. w rozmowie z indywidualną osobą to miła i kulturalna forma (a w listach nawet obowiązkowa), bo pokazuje, że masz szacunek do osoby, z którą rozmawiasz. Jak wiesz, ja jej używam zawsze.
Okej, dzięki ;)
W sumie jeśli będziesz miała czas, to możesz mi odpowiedzieć jeszcze na jedno pytanie :D W wakacje jadę z mamą do Wrocławia i zastanawiam się, czy oprócz zabytków i typowych 'popularnych miejsc’ możesz nam polecić jakieś nietypowe/klimatyczne zakątki czy kawiarnie czy bary które warto odwiedzić :) Wiem że to spore miasto itd. ale my jak już gdzieś jedziemy to przekopujemy to miejsce do góry nogami :D
Zameczek w Leśnicy (takiej dzielnicy) – tam pewnie nie planowałyście jechać, a jest malowniczo.
Pergola – koniecznie, zwłaszcza teraz, gdy roślinność bujna niczym wąs nastolatka. Tuż obok jest Park Japoński, do którego MUSICIE wejść.
Ogród botaniczny – polecam, jest ładnie.
Ostrów Tumski – ładniejszy niż rynek, bo rynek to ma każdy. A na Ostrowie jest dużo miejsc, o których opowiadają wrocławskie legendy (warto zgooglować :-)).
Park Wschodni, albo w ogóle któryś z wrocławskich parków. Wschodni jest o tyle fajny, że duuuży, dziki, więcej drzew niż ludzi, cisza, słońce, zielono i cudnie.
Różanka, bo na tym osiedlu mieszkam, hłe, hłe, hłe.
Jak mi coś jeszcze wpadnie do głowy, napiszę.
Dziękujemy pięknie :D
Haha ciekawe czy będziesz się tak śmiać, jak Ci domofon zadzwoni a w nim heheszkowy kaczy głos się odezwie ;>
Jak nie będzie to pora jedzenia, z całą pewnością się ucieszę :D
Eee, nie narzekaj. Ciesz się, że Tatuś o Tobie pomyślał w ogóle i, że przywiózł akurat słodkości. To już duży plus ;) Ciekawa byłam w tym przypadku bardzo tych malin. Szkoda, że okazały się takie mocno pestkowe. Samą kwaskowatość w słodyczach bardzo lubię. Ale nie przesadną. Ogólnie wizualnie czekolada robi wrażenie. Tylko, że coś mi się wydaje, że dodatków jest zbyt dużo.
Pozdrawiam.
Kwaśność to zło.
Nie jestem pewna nawet czy mój ojciec pamięta ile ja mam lat, więc znajomości mojego gustu również bym się po nim nie spodziewała. xD Ale serio, trzeba mieć specjalne zdolności, żeby wybrać czekoladę nie z jednym ale z dwoma nielubianymi składnikami. Chciał dobrze, a wyszło jak wyszło.
Co nie zmienia tego, że tabliczka wygląda bardzo ładnie. Myślę, że mi to połączenie akurat by pasowało.
To ja Cię pocieszę: ja WIEM, że mój nie pamięta, ile mam lat :)
Coś czuję, że mi by smakowała :)
Mój tata też niezbyt zna mój gust – mniej więcej wie, co jem, ale zazwyczaj nie trafi w konkretny smak :D
Mój to nawet mniej więcej nie wie.
Też byłybyśmy bardziej przychylne posypce migdałowo-wiśniowej niż malinowo-kokosowej (głównie przez maliny) ale podejrzewamy, że my i tak nie odebrałybyśmy jej aż tak źle :P
No cóż, maliny i wiórki/płatki to moje koszmary, było ciężko :P
Dobrze, że nie kupiłam ;)
Ja też nie, a i tak mi się trafiła! ;( :D
Kupowane przez Twojego Tatę czekolady zawsze są tak nie w Twoim guście, że to normalnie wygląda, jakby robił to specjalnie. :>
Na posypkę pewnie bym nie narzekała, ale zasłodzona mleczna czekolada w dodatku tak szpetnie podzielona na kostki zupełnie do mnie nie przemawia. Nuda.
Może robi? Muszę to kiedyś sprawdzić. Jakieś pomysły na zasadzkę? :P
Ktoś widzi wadę, inni zaś zaletę. Choć maliny to raczej słodka sprawa, z ciekawości sprawdziłbym je w wersji kwaśnej. Generalnie mieszanina struktur też jest fajna.
Nie, tu nic nie jest fajne, nie bajdurz (co to za słowo w ogóle, dlaczego przyszło mi na myśl?! :P).
Trzy razy ją miałam w rękach i trzy razy odkładałam:)
Jeszcze ze trzy i weźmiesz.