Podczas spożywania białej wersji Chrrrup! mój wewnętrzny łakomczuch mruczał z rozkoszy na myśl o przejściu do kolejnej tabliczki, tym razem bazującej na jego ulubionej czekoladzie: mlecznej. Wedel wtopił w nią dodatek mniej egzotyczny i ekscytujący niż mango, bo zwykłe pomarańcze, w nazwie umieszczając jednak cząstki pomarańczowe. Nie da się ukryć, że dla bardziej spostrzegawczych i dociekliwych osób brzmi to co najmniej podejrzanie. Czemu nie pomarańcze, albo przynajmniej cząstki pomarańczy? Czy są to cząstki drewna o smaku pomarańczy lub w kolorze pomarańczowym? Aż strach się bać, przynajmniej do momentu spojrzenia na skład. Chociaż nie, po spojrzeniu wcale nie jest lepiej. Wtedy to bowiem wychodzi na jaw, że pierwszy bohater kompozycji jest… mieszaniną czternastu (!!!) surowców, przy czym na pierwszym miejscu stoi zagęszczony przecier z jabłek, a dopiero na drugim zagęszczony sok pomarańczowy. Ponadto na kawałki owoców składają się także: glicerol, cukier, syrop fruktozowo-glukozowy oraz glukozowy – bo po co ograniczać się do jednego słodziku? – tłuszcz, barwniki, przeciwutleniacze i innych sracze. Smacznego!
Chrrrup! mleczna z cząstkami pomarańczowymi i chrupkami
Na nieszczęście dla mnie nadal znajduję się na etapie, na którym skład średnio mnie obchodzi, byleby smak i konsystencja sprawiały gębie radość. Na dodatek nie musi to być radość wykwintna i skomplikowana, wystarczy plebejski banan od ucha do ucha. Stąd też niemal od razu, dokładnie od chwili powąchania mlecznego Chrrrupa!, wiedziałam, że degustacja nie pójdzie źle.
Czekolada odznaczała się bardzo ładnym mlecznoczekoladowym kolorem, pachniała zaś – podobnie jak biała – wtopionymi w nią owocami. Do nozdrzy docierał cudowny aromat świeżych i słodkich pomarańczy albo pomarańczowych galaretek, na szczęście – albo nieszczęście, zależy jak na to patrzeć – nie zwąchałam oszustwa, które oczy odnalazły z tyłu opakowania. Ponieważ jednak na skład popatrzyłam dopiero po degustacji, w jej trakcie zdziwiłam się kolorem owocowych cząsteczek. Były one… zielone.
Owoce Galaretki były dużo większe niż mango z wersji białej, kwaśniejsze. Odznaczały się smakiem znanym chociażby z Opolanek, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że rzeczywiście są to galaretki. Otaczająca je czekolada również była inna od poprzedniczki, przede wszystkim miększa i pozbawiona proszkowatości. Miała bagienkowe zacięcie, ale znów w ryzach trzymały ją dodatki. Poza miękkimi a la owocami znalazły się w niej także chrupki, które dawały oparcie zębom i sympatycznie chrupały.
Mleczny Chrrrup! przypominał mi Studentską, ale w wersji dla ubogich (kto pamięta miniaturę Szkolny Wedla?). Był mniej słodki od wariantu białego, ale nadal nazbyt cukrowy (i po co tak sypać?!). Galaretki nadawały czekoladzie kwaśności, tym razem przebijając się ze smakiem. Całość wyszła kakaowa, mleczna i opolankowopomarańczowa. Po konsumpcji na języku pozostała delikatna, acz przyjemna cierpkość skórki pomarańczowej. Gdyby nie okrutna i bezlitosna słodycz, przyznałabym co najmniej 5 chi.
Ocena: 4 chi ze wstążką
I ponownie Wedel a do tego kombinacja, która mnie nie kusi .. :P
I jutro znowu, przygotuj się ;)
Hmmmm….mimo wszystko zostaje przy bialej j ewentualnie deserowej-pomaranczy z czekolada nie lubie XD
A Szkolnego to nie pamietam XD
Zgoogluj. Serio nic?
Ze wszystkich smaków to po mleczną z pomarańczą sięgnęłybyśmy na samym końcu jak nie wcale :P
Ja po gorzką.
Nie przepadam za produktami z nutami pomarańczowymi (a wczoraj kupiłam batonika Yummy o tym smaku – bo były tylko takie w eko sklepie z tej firmy i jakoś tak czułam, że w tym momencie mi się go chce, ale smakował mi pleśnią – nie wiem, czy to wina wiórek, daktyli czy mojego smaku. Pomarańczy akurat w nim nie wyczułam :D), ale dostałam kiedyś od Szpilki czekoladę gorzką z cząstkami pomarańczowymi i była całkiem ok, choć mnie nie zachwyciła. Tak więc sama z siebie tej czeko nie kupię, tym bardziej że i chrupek w czekoladach nie lubię.
I jeszcze Ci muszę napisać, że wczoraj w Lewiatanie widziałam desery kokosowe Alpro !! Niestety nie kupiłam, bo miałam minutę na przegląd asortymentu, a kolejka była pokaźna, ale jestem pewna, że w przyszłym tygodniu po niego wrócę ;)
A batona szkolnego nie kojarzę…
A jaka firma to była (czekolady od Szpilki)?
Dzięki ;* Słyszałam od Veli, że są też w Carrefourze.
Ja to chyba podziękuje. Z dwojga czekolad wolę Studenstką :)
Ja zbyt dawno nie jadłam, ale pewnie też, bo więcej się w niej dzieje.
Nie umiem sobie wyobrazić, czemu opłacalniej jest producentowi włożyć w produkt kupę g*wna zamiast przynajmniej kandyzowanych owoców. :/ Temu Wedlowi mówię nie, chociaż połączenie mlecznej czekolady i pomarańczy mnie interesuje, zawsze jest to ciemna a ja bym spróbowała mlecznej :)
Też mnie to irytuje :/ Skład jak w bombie chemicznej.
Miałam wszystkie 3 smaki,ale mi nie smakowało.
Ja z kolei nie wrócę do nich, więc ten aspekt mamy wspólny :P
Słabsza podróba studenckiej? To chyba nie dla mnie. Lubuję się w oryginałach. Choć w sumie te pomarańczowe smaki z mleczną czekoladą należą do czegoś, co jakoś podświadomie mnie kusi. A że mocno słodka? Zwykle po czekoladę sięgam, gdy akurat zasłodzenia potrzebuję, więc bardzo mnie to nie przeraża. Najpierw w kolejności i tak byłaby u mnie biała z mango, ale kto wie… Może i tę bym przygarnęła ze sklepowej półki. Studencka stacjonarnie mało gdzie dostępna, więc można się i pokusić o gorszą jej wersję, ale przynajmniej na miejscu ;)
Pozdrawiam.
Ja mam pod nosem market, w którym są wszystkie Studentskie! ;)
Uhhh, a ja zwracam uwagę na skład, aż mnie ciarki przesżły, czytając to co napisałaś :P
Dobrze więc, że nie kliknęłaś na zdjęcie ze składem, bo tam jest dużo gorzej :P
Wedel? Pomarańcza? To dla mnie połączenie zabójcze :P
Spoczko oczko.
Z Wedli to ja zostaję wyłącznie przy Pierrocie i Bajecznym. dobra, jak dostanę, to zwykła mleczna, ale to wyłącznie od ludzi, którzy nie wiedzą o istnieniu Ritterek bądź są one zbyt obciążające portfel darczyńców :D Szkolny, Szkolny……..świta mi, że posiadałam taki w pracy i zalegał mi na półce :D. ale przebudowa sklepu wysprzątała zarówno jak i jego, jak i wiele rzeczy ;)
B. i P. jadłam w formie cukierków (po latach nielubienia polubiłam) i batonów (obrzydziły mnie, ale to było dawne, więc może obecnie odebrałabym je inaczej). Czekolad nigdy,
Chrupki pomarańczowe: jabłko, pektyna, pomarańcza
Lody pomarańczowe: woda, przecier z marchewki, olej słonecznikowy, pomarańcza ;)
Itp. itd.
Jakby to powiedzieć… Oreo takich wybryków nie ma :P
Kusi ale tylko jako nowość. Zjadłbymgojestemglupi, zjembotonowe, a nie jako mleczna ciekawostka.
Oreo to inna bajka, bo zrywają je z drzew i nie poddają dalszym obróbkom :D
Ja się zawsze zastanawiałam, czy naprawdę im się tak opłaci opracowywać skomplikowany skład takich cząstek, kombinując, jak by jakie dziadostwo dodać, by przypominało smak np. pomarańczy. Przecież to trzeba w laboratorium siedzieć, pewnie jakieś duże środki bezpieczeństwa przedsięwziąć… xD No, ale serio… przecież po prostu łatwiej jest wtopić w czekoladę pomarańcze? Nie rozumiem i nie zrozumiem.
Recenzje Wedla zawsze czytam uważnie i to tyle, o ile mnie nigdy nie kuszą, tak często polecam Mamie, jak akurat Ci jakaś czekolada smakuje, odkryłam, że co do czekolad macie bardzo podobny gust. :P Zastanawiam się, czy to zwrócić jej uwagę na tę czekoladę, bo narzeka, że nowych słodyczy ciekawych nie ma. Ja oczywiście zachowam dyplomatyczne milczenie.
O, pozdrów mamcię :D Za mleczną i białą ręczę (tylko ta słodycz… ale podejrzewam, że mamie nie przeszkadza), za ciemną NIET.