Ciemna czekolada z zagranicy, kolejny prezent od taty, migdały i pomarańcze – wszystko zacnie i kusząco. 55% kakao to wcale nie tak dużo, nie trzeba się więc obawiać piwnicznego kurzu ani kwachu, poza tym owocowa nuta – która w komentarzach na pewno zbierze falę krytyki od antyfanów pomarańczy – dla mnie prawie zawsze zwiastuje coś smacznego. Z drugiej strony nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z marką Munz i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Z otwarciem tabliczki chciałam czekać dłużej, zabierając się za nią gdzieś tam pod końcu terminu ważności, ale do szybszego działania zmobilizowała mnie obietnica złożona Basi, że pod koniec kwietnia* dostanie ode mnie coś nowego.
* W rzeczywistości dostała w połowie czerwca.
55% cacao Bittersweet Chocolate
with Orange Flavour and Almonds
Z zapisaniem nazwy dzisiejszej bohaterki miałam nie lada kłopot, ale w końcu zdecydowałam się na 55% cacao Bittersweet Chocolate with Orange Flavour and Almonds. Jej opakowanie nie było ani ładne, ani brzydkie. Ot, czekolada ze środkowej półki, która przyciągnie wzrok tylko wytrwałych poszukiwaczy wytrawnych wrażeń. Naprawdę nie wiem – i nawet nie mam pomysłu – jakimi kryteriami kieruje się mój tato, gdy wybiera dla mnie słodycze. Muszę go kiedyś o to zapytać.
Tabliczka była bardzo twarda – oto pierwszy fakt, który odnotowałam po jej otwarciu. Nie łamała się zgodnie z wyznaczonymi liniami, ale jakkolwiek. Kostki były piękne, równe, ozdobione nazwą marki i paroma ukośnymi kreskami. Ich kolor był zaskakująco ciemny jak na zawartość kakao równą 55%, apetyczny. W pozornie jednolitym przekroju było widać głównie okruchy migdałów. Pomarańcze występowały jako cieniutkie i ledwo zauważalne paseczki… albo, wnioskując po składzie, nie było ich wcale.
Zapach 55% cacao Bittersweet… bla bla przypominał mi pomarańczowe galaretki w deserowej czekoladzie – był cudny! Nie zawierał nieprzyjemnej owocowej goryczy, stąd wniosek, że dodany do czekolady aromat nie bazował na skórkach pomarańczy, ale na ich miąższu. Czekolada głośno trzaskała i chrupała, rozpuszczała się jednak wolno i kiepsko, nie pozostawiając bagienka. Na tym etapie smuciła mnie również wielkość migdałowych okruchów – ani to-to poczuć, ani nic.
W pierwszym momencie czekolada smakowała odpowiednio do wydzielanego zapachu, czyli jak pomarańczowe galaretki. Dało się odczuć przyjemną słodycz, ale i niesympatyczną cierpkość cytrusów połączoną z goryczą (kakao?). To coś, co początkowo wzięłam za cząstki owoców, a w rzeczywistości musiało być koszulkami migdałów, sprawiało wrażenie suchego siana. Z czasem gorycz stawała się coraz wyraźniejsza, a pomarańczowość uwydatniła swoją sztuczność. Miałam wrażenie, że jem kakaowo-cytrusową choinkę do auta. Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale… z dwóch prezentów od taty wolałabym już wrócić do Vollmilch Himbeer-Cocos, bo tam przynajmniej czekolada była smaczna.
Ocena: 2 chi
Pomarańcze w czekoladzie skutecznie mnie zniechęcają :P
Jest i pierwszy hejter :P
Żeby to jeszcze były prawdziwe pomarańcze… :P
Ja podobnie jak lrzedmówca Ervisha-pomarancze w czekoladzie to nie jest dobre polaczenie :p
Jeee, jest i drugi :P
Ciężko mi wymyślić jakikolwiek powód, dla którego ktokolwiek chciałby kupić tę czekoladę. :> Poniekąd dobrze, że nawet nie wygląda zachęcająco, bo skoro tak smakuje… Meh, błagam, tylko nie choinki do auta.
Może jeszcze na nią trafisz ]:->
Będę szukać!
Tabliczka raczej nie dla mnie – w środku wygląda super, ale opakowanie mnie zniechęciło, a Twój opis tą niechęć potwierdził ;)
Cóż… miałam gorzej, bo musiałam jej spróbować :P
Faktycznie, nazwę ma długaśną. Za pomarańczowe galaretki miałaby u mnie plus. Ale to „suche siano” z migdałów jakoś nie zachęca. Opakowanie też takie sobie. Chyba nie dla mnie koniec końców. Pozdrawiam :)
Podejrzewam, że dla nikogo ;)
Przynajmniej ma ładne kostki i w dobrym wymiarze. :D
Przynajmniej coś… :P
I po raz kolejny czytam o czekoladzie z pomarańczą, chyba znienawidzę to połączenie. Szczególnie takie tanie bylejake wykonanie.nie zachęca do tego smaku (chociaż normalnie to lubię cytrusy i czekoladę).
Jak tam Twój Munz? ;)
I dobrze, że pomarańcza a właściwie jej sztuczny aromat skutecznie by nas odstraszył przed tą tabliczką :D
Ja tylko z przekory napisałam złą recenzję. Tak naprawdę tabliczka jest rewelacyjna, kupujcie śmiało ]:->
Oj może dała bym jej szansę,ale Twoja recenzja mnie zniechęciła totalnie:)
Bierz, bierz – będziesz miała czym rzucać do celu (kosza) :P
Nie przepadam, a może i nie chcę przepadać – za pomarańczami w słodyczach. BUE. ;x Takie cosie nawet koło pomarańczy, jak dla mnie, nie stały. :D
Jest i kolejny hejter. Witam, witam, zapraszam, rozgość się :D
Phii, rozgościłam się już dawno. :D Hejtować pomarańcze w czekoladach będę, a co! :D
Chyba pierwsza recenzja po której nie wiem co napisać. Czekolada „była i ni ma”. Choć zagraniczna, niedostępna itp. to jakoś mnie nie ciekawi. Nowość, która nie interesuje? Chyba muszę się zacząć leczyć…
Zacznij od termometru wetkniętego w tyłek, może pomoże :D
Lubie pomarańcze w czekoladzie ale sztucznosci już nie.. a tato pewnie wchodzi do sklepu i albo bierze cos z wystawiki albo z napisaminew i limited :)
Może. Naprawdę zapytam :D
Z tej firmy zawsze chciałam spróbować takich podłużnych pralinek! Czekolady niezbyt kuszą, a szczególnie ta (pomarańcza, a fe)
Ja nie wiem, czy chcę jeszcze czegoś próbować. Nie no, trzy szanse, wypadałoby.