Oto kolejny produkt, na zakup którego nigdy bym się nie zdecydowała. Tak jak każdy gram ponad standardowe pięćdziesiąt w porcjowanych owsiankach działa na ich niekorzyść, tak 50-gramowe wafle uważam po prostu za zbyt wiele. Po ich zjedzeniu nadal mam świadomość, że to tylko jedna sztuka, ale waga już nie pozwala sięgnąć po drugą taką samą. A nawet jeśli pozwala, biodra zaczynają płakać. Z tego powodu zdecydowanie wolę mniejsze, 30- i 40-gramowe wynalazki, które można zjeść w duecie i cieszyć się, że lista posiadanych słodyczy kurczy się szybciej. Z drugiej strony… skoro kiedyś dałam radę Góralkom, to i przysłanej przez Szpilkę sztuce Lusette powinnam podołać. Poza tym znajdujący się w tej samej paczce wafel Roxy nieźle mnie zaskoczył. Czyżby sytuacja miała się powtórzyć?
Lusette Czekoladowe
Wafelki Lusette rzeczywiście nie są produktem, który włożyłabym do koszyka podczas słodyczowych zakupów, za to w przeciwieństwie do prezentowanych niedawno Roxy, na nie uwagę zwróciłam już nie raz. W osiedlowym markecie leżą na najniższej półce, a towarzyszą im powszechnie znane Góralki i przystępniejsze rozmiarowo Attack. Zresztą nic w tym dziwnego, wszak wszystkie trzy produkty pochodzą od importera I.D.C Polonia, który w ofercie ma także podejrzanie podobne do wafli KEX Wafle Kasprowe, paczkowane ciastka Andante, pianki w czekoladzie, żelki, cukierki (i to nie byle jakie, bo Verbena!), herbatniki i czekoladowe figurki. Krótko mówiąc: cały asortyment sklepów Społem i wszelkich osiedlowych no-name’ów.
Po produkt sięgnęłam w dniu degustacji Zottera Red Wine Rush. Ponieważ czekolada nie spełniła moich oczekiwań, potrzebowałam pocieszyć się czymś słodkim i przyjemnym. Choć na szafce leżało kilka innych tabliczek, mój poziom zaufania do nich spadł, w efekcie czego ręka złapała jedyny produkt alternatywny: wafla. Patrząc na jego opakowanie, spodziewałam się zalewu czekoladowością i kakaowo-cukrowej bomby. Nic więc dziwnego, że po rozerwaniu folii i wyjęciu szarawego, nieco smutnego i obsypanego „kurzem” w wyniku lekkiego poturbowania w paczce bloku waflowego, poczułam ukłucie żalu i zawodu.
Do rozżalenia, które niczym pajęcza sieć oplotło moje serce, trzy grosze dołożył opis Lusette, który brzmiał: bla, bla, bla… w polewie kakaowej. Czy naprawdę po rozczarowaniu Zotterem nawet zwykły czekoladowy wafel nie mógł poprawić mi humoru i natchnąć nadzieją na lepsze jutro? Nie chciałam w to uwierzyć i dać z wygraną, nie tak szybko i bez podjęcia rękawicy. Podniosłam twardy blok i uważnie mu się przyjrzałam. Cienka i kakaowa polewa z jednej strony, szereg kruchych i brązowych wafli, trzy warstwy bardzo grubego kremu. Uznałam, że chyba jednak nie będzie aż tak źle.
Wkrótce zorientowałam się, że produkt pachnie cudownie, całkiem podobnie do Roxy. Słodziutko, wręcz cukrowo, kakaowo, nesquikowo, dziecięco. Tym razem jednak kremu było naprawdę dużo, a do tego odznaczał się konsystencją, z którą nie miałam do czynienia nigdy dotąd. Był twardy, zwarty, lekko trzeszczący, lekko proszkowaty, a także plastyczny i plastelinowy w ten sam sposób co Bajeczny Wedla. Nie przypominał ani czekolady, ani kremu do smarowania kanapek, ani typowego nadzienia z wafelków. Był jak wyrób kakaowy/masa kakaowa, ale w przedziwnie pociągającym i cudownym sensie.
Polewa kakaowa pokrywająca jedną stroną Lusette była na tyle cienka, że nie dało się jej zgryźć, a przez to nie dało się poznać smaku w pełni i stwierdzić, że rzeczywiście nie jest zwykłą czekoladą. Wafel był cienki i kruchy, identyczny jak w moich ukochanych Grześkach. Specyficzny w strukturze krem z kolei smakował kakaowo i cukrowo, przyjemnie. Chrupany na sucho produkt bardzo mi się spodobał, ale dopiero zamoczony w herbacie, gdy czekolada polewa lekko się rozpłynęła, wafel nabrał wilgoci, a krem się rozrzedził, bezdusznie skradł moje serce. Nagle przestało mi przeszkadzać, że waży aż 50 g i jest tak gruby. Jego wysoka słodycz, wyrazista czekoladowość i nienaganna świeżość, jaką się odznaczał, niwelowały wszelkie niedociągnięcia i zakrzywiały czasoprzestrzeń, usuwając wstępne obawy. O ile za Roxy byłam Szpilce wdzięczna, o tyle za Lusette poproszę ją o rękę. Właśnie takich słodyczy mi brakowało!
Ocena: 6 chi
Teraz taki wafelek byłby dla mnie za słodki – może kiedyś by mi smakował (jak byłam mała) :)
Cofnij się w czasie i sprawdź :P
Na bank będzie za słodki ale spróbowac warto.. mój tato uwielbia wafelki więc to co zostanie zje za mnie :P
Za słodki w chili obecnej, ale jak się cofniesz w czasie… ;> Przemyśl to!
Dlaczego zamiast oleju palmowego nie mogą dać jakiegokolwiek innego. Masło, olej słonecznikowy, rzepakowy, błagam, cokolwiek… dalej chce mi się wafelka, takiego, jakie pamiętam sprzed lat (wyidealizowany smak Grześków, Prince Polo…)! Ten po Twoim opisie brzmi smakowicie, ale wiem, że w rzeczywistości by mi nie smakował. Nie wiem, kiedy się zrobiłam aż tak wyczulona na gorsze składy. Kurde no… zjadłabym bardzo, ale wiem, że mi nie posmakuje. Męczarnia. Dobrze, że nie nudzą mi się czekolady, tak jak Tobie, a tych na szczęście jest o wiele więcej, niż jestem w stanie zjeść.
Nie cokolwiek! Kokosowy olej nieeeeeee!
Tez bym sama z siwbie go nie kupila,i raczej mimo dobrej recenzji nie kupie-nie lubie tego typu slodyczy,chyba,ze kokosowa Princesse XD
A kokosowe Prince Polo planujesz kupić?
Nie,na razie mam cała szafkę słodyczy XD
Ból mojego życia ;)
Twoje biodra to najwyżej mogą płakać ze szczęścia jak.dostaną coś dobrego i raczej chyba nie myślą o odkładaniu tego w swoich czeluściach :)
Wafelek pewnie i mi by smakował, ale oczywiście w herbacie bym go nie zanurzyła :)
Yhm, yhm ;)
Można zanurzać bezpośrednio w paszczy.
Po tytule myślałam że oceniasz jakiś och-ach słodycz prosto z Włoch (czy Francji xD), a tu proszę, taki zwykły wafelek. Zwykły-niezwykły, niepozorny a tak dobry? Ostatnio czasami mnie nachodzi na dziwne 'niewmoimstylu’ rzeczy, wczoraj np. zjadłam różka Cornetto Cookies cośtam (matkomatko jeśli nie próbowałaś to KONIECZNIE kup, pyszny!) i cukierki Irysa i Bajecznego – wut Zosia? A dzisiaj z chęcią sięgnęłabym po wafla, nawet teraz :D Wydaje mi się, że widziałam je kiedyś w Biedronce..
Cookies’n’Dream – ze dwa miesiące temu kupiłam i już leżą w zamrażarce ;) W ciąży jesteś.
Oj lepiej nie :P Lepiej dla dziecka xd
Właśnie jem Lusette. Matko z córką, jakie to pyszne!! Zamoczone w herbacie..*o*
Czekoladowe?
Mi też smakował, wszystkie rodzaje z tej serii przypadły mi do gustu :)
ale Grzesiek to nie jest :P
A Góralki jak oceniasz?
Pod warunkiem, że trafią się świeże i chrupiące to lubię. Mimo, że mają dość mało polewy czekoladowej, ale taki ich urok ;)
Dla mnie wafel był za suchy (jadłam raz, nugatowego).
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cokolwiek Ci posmakowało z tej ,,rąbniętej przez tirówe” paczuszki xDD Obiecuję, że jak zrobię Ci kolejnym razem paczkę – a pamiętam, że ma być to pod koniec wakacji studenckich- słowo daję! Przejrzę stan jakościowy produktów i daty ważności! Bieeeedak! Teraz widzę jak go sfatygowałam :D O ludzie…. … … jestem niemożliwa :D Dziękuję, że w ogóle odważyłaś się go zjeść ta pierdzielnięta Szpilka nie wie co to prawdziwa estetyka! A niech się wstydzi, a nie ładnie! ;)
Mwahahaha ma miłości mego żywota nie możesz poprosić mnie o rękę, bo to ja już pierwsza Cię dawno poprosiłam o Twoją :D Strąciłam konkurencję niczym kręgle i lecę na odsiecz :D
Estetyki jeszcze się poduczysz na mgr, spokojnie :D A z paczką się tak nie szykuj, bo jak wyjem posiadane zapasy, rzucam słodycze (albo ograniczam do mało i rzadko), dlatego wszelkie wymiany będę robić raczej za rawy i proteiny.
Muszę kiedyś ponownie sięgnąć po któryś smak Lusette, bo pierwsze spożycie było jak najbardziej na plus, tylko z czasem zapomniałam o marce :D
A jaki smak miałaś?
Jestem w ogroooomnym szoku. Naprawdę. Byłam pewna, że zjedziesz je po całości ze względu na to, że są zbyt zbite, mało ,,wafelkowe”. Mi bowiem podobnie jak Tobie wafelek kojarzy się z czymś lekkim, delikatnym. Tutaj jednak producent zamiast wafelka z kremem serwuje krem z wafelkiem. Wiesz jednak co? Jadłam wersję mleczną. Pamiętam to jak dziś – chwyciłam za niego zaraz po degustacji białego magnuma, bo miałam wciąż jeszcze trochę ochotę na słodkie i stwierdziłam, że sobie trochę go popodgryzam, bo już i tak byłam po białej czekoladzie loda zasłodzona. Zjadłam tego przysłowiowego gryza i co? PRZEPADŁAM. Zjadłam do samego końca, niemal wylizałam papierek. Te wafelki naprawdę są fantastyczne i ten krem, który mógłby się okazać zbyt ciężki mi wcale, a wcale nie przeszkadza. Zgadzam się zatem co do oceny chociaż jak mówię – ja oczywiście jadłam wariant mleczny. Po tej jednak recenzji jestem pewna, że tego też spróbuję.
Cóż za wspomnienia, hihi. Też się kiedyś skuszę :)
Skąd poznałam te batony? Byłam na stażu w ubiegłe wakacje w agencji reklamowej, która robiła im reklamę. Co z tego wynikło? Całe opakowania wafelków Lusette dla pracowników. Lubię je. Polubiłam wtedy i wracam do nich z ochotą. Najbardziej smakują mi w wersji śmietankowej (recenzja już nawet czeka u mnie na blogu na swoją kolej ;)) Jedyne co – mogliby robić właśnie je nieco mniejsze, bo 50g naraz nieco zmula.
Pozdrawiam :)
O, to czekam na recenzję :)
Opis nadzienia brzmi zachęcająco :) Ja zawsze omijałam tego wafelka, ale kto wie, czy się teraz kiedyś nie skuszę ;D
Warto nawet dla samej wiedzy ogólnej o Lusette.
Jadłyśmy chyba wszystkie dostępne smaki…… ale to było tak dawno, że ręki sobie uciąć nie damy. Za to bodajże w mlecznej wersji stwierdziłyśmy, że czujemy alkoholową nutę. Okazało się, że ten jedyny wariant faktycznie w składzie miał alkohol. Do dziś nie wiemy po co on tam był. Ciekawe czy od tego czasu coś się zmieniło czy nadal produkują je tak samo.
A nogę? ;>
Jak dla mnie alkohol mógłby zostać <3
Myślałam, ze on polany, a pierwsze zdjęcie po wyjęciu mnie zmyliło. Tak na początku (niby) się użalasz, a tuu proszę – nie było do końca nad czym. ;)Chyba je widziałam w Sppołemie pośród niektórych, o których wspomniałaś.
Tak, ja też je widuję w Społem.
Wredna baba. Teraz mam ochotę na wafelka. Idę po Zebrę lub Góralka.
P.S. Piszę serio, więc nie polecaj mi dziś do obejrzenia swojego ulubionego filmu :P
Spoko. Zamiast filmu wieczorem powysyłam Ci zdjęcia lodów Oreo. Tylko skoczę do Żaby :D
Moja siostra jadła takie nugatowe i była zachwycona ;)
Jadłam nugatowe Góralki i mnie zapchały. Lusette na pewno dam szansę.
Za waflami jakoś wielce nie przepadam, ale dawno nic takiego nie jadłam i przyznam, że chętnie schrupałabym taki bloczek, tym bardziej z taką oceną i jeszcze lepszym zdjęciem przekroju :)
W razie czego smacznego :)
czyli jednak warto testować, bo pierwsze wrażenia mogą być nieprawdziwe ;)
Zdecydowanie!
Ja także generalnie nie przepadam za waflami. Uważam, że szkoda miejsca w żołądku i jeśli mam zjeść coś „o smaku” czekolady to wybieram…samą czekoladę ;) Wafle jadam tylko w podróży by „doładować” się czymś energetycznym i jednocześnie dobrym. Taką też funkcję zazwyczaj pełni Lusette jako wafel który jestem w stanie przełknąć. Jest smaczny a czekolada w nim zawarta sprawia wrażenie najbardziej jakościowej jaką można tylko spotkać w waflach. Moja mama je uwielbia, bo są bardzo słodkie. Dzisiaj z kolei jadł go tata a ja zgodnie ze swoim zwyczajem mu trochę „podkradłem”. Dzięki temu przypomniałem sobie o Twoim wpisie, dlatego powstał ten spóźniony „nieco” komentarz :D
Ja wolę wafle od czekolady, bo czekoladą trudniej się najeść. Zresztą dużo zależy od dnia i nastroju. Twoja ulubiona tabliczka to…? ;>