Jak już wspomniałam w recenzji Bułeczki mlecznej Dan Cake, podczas wyprawy do szpitala położonego na drugim końcu Wrocławia natknęłam się na sklep, w którym nigdy wcześniej nie byłam – Stokrotkę. Zaopatrzywszy się w sto kaszek w otwartym tuż obok Netto, uznałam, że mam torbie jeszcze trochę miejsca, wypadałoby więc coś tam dopchnąć. Obeszłam nieznany market wszerz i wzdłuż, aż w końcu zdecydowałam się na produkty, po które w normalnych okolicznościach nie wyciągnęłabym ręki. Była to zrecenzowana już bułka oraz prezentowane dziś babeczki nieznanej mi marki KaVis.
Magdalenas Strawberry
Babeczki obejrzałam dokładniej dopiero w dniu degustacji, przodem puszczając truskawkową. Choć kocham tego typu kapcie z worka, z niechęcią przyjęłam fakt, że podobnie jak Ciacho Dan Cake, zostały nazwane ciastem biszkoptowo-tłuszczowym. Niech żyją reklama i marketing. Jak nie w jedną stronę – totalne bajki, to w drugą – granicząca z obrzydliwością szczerość. O składzie oczywiście szerzej pisać nie będę, bo już kupując babeczki, wiedziałam, że po ich zjedzeniu będę świeciła wszystkimi kolorami tęczy.
Tak jak się spodziewałam, babeczka Magdalenas Strawberry wizualnie była kapciem. Miała nawilżoną (tłuszczem?) i skapcaniałą skórkę oraz przyjemnie dużo jednolitego nadzienia (żelu, a nie dżemu). Pachniała słodziutko i sztucznie, zupełnie jak truskawkowe Lubisie, których skądinąd nie jadłam sto lat. Ciasto zdawało się być doprawione wanilią. W smaku babeczka prezentowała się cukrowo i sztucznie truskawkowo, a mimo tego – albo właśnie dzięki temu! – pysznie. Ciasto było wilgotne, tłuste, ciężkie, ale puszyste. Prawdziwy, cudowny biszkopt typu kapciowego. Gdyby w całość KaVis nie władował tyle cukru, na pewno do produktu bym wróciła (tymczasem w połowie konsumpcji marzyłam o czarnej kawie).
Ocena: 4 chi
Magdalenas Cocoa Cream
Babeczkę czekoladową o smaku czekoladowym zostawiłam na koniec, ale nie dlatego, że spodziewałam się, że będzie lepsza. Wręcz przeciwnie. Mimo iż biszkopt z czekoladą to klasyczne zestawienie smaków, truskawka przemówiła do mnie bardziej.
Nadzienie w drugiej babeczce było zupełnie inne niż w pierwszej: bardziej zwarte, niemal zupełnie twarde, zbite. Pachniało słodkim kakao i… obsikanymi przez gryzonia trocinami, przez co nie wydawało mi się zbyt apetyczne (don’t blame me!). Biszkopt znów był słodki, waniliowy, tłustawy, puszysty i sprężysty – zacny, ale ciemny krem zepsuł jego odbiór. Był jak plastik o smaku masy kakaowej: tani i niepoprawny. Na szczęście kiedy jadło się babeczkę w całości, nie było go tak bardzo czuć, ale sam… o mamo, nie. Gdyby KaVis zainwestował w krem rodzaju Nutelli lub wnętrza 7Daysa, nie miałabym większych zastrzeżeń.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Oh,ostatnio mialam faze na takie kapciowate ciastka z worka,ale mimo,ze mam Stokrotke pod nosem to ich nie kupowalalm XD ale mize spojrze na nie przychylniejszym okiem-na nie,czyli na truskawke XD
Weź czekoladę, taka dobra <3
Czuję, że to nie moje smaki…
Ale mam takie wrażenie, że podczas każdej wyprawy do szpitala kupię coś nowego – kilka dni temu zwiedzałam Auchan ;)
I co wzięłaś?
Wafelki owsiane Ania śmietankowe (rzadko spotykam te bez dodatku pszenicy), kilka małych mlek ryżowych (dużego nie chciało by mi się wieść do domu, a było w czym wybierać), śmietankę ryżową, jakąś bio czekoladę, 2 małe mleka kokosowe i to by chyba było na tyle – nic odkrywczego, ale chciałabym mieć Auchan bliżej :P
To i tak trochę wyszło :)
Tym bardziej że miałam nie kupować nic na zapas :/
Ty na pewno masz jeszcze gorzej pod tym względem, ale już mnie trochę denerwuje to, że nie mogę jeść tego co chcę, tylko to co akurat muszę – kilka dni temu chciało mi się magnuma (oczywiście mam zapas w zamrażarce), ale jak zobaczyłam, że jest ważny do 2018 roku to stwierdziłam, że nie mogę być tak wybredna i muszę jeść kinderki ważne do końca czerwca (mam jeszcze 2 paczki), kinder mikołaja (data ta sama) i jajeczka ferrero z datą do 26.06 (została mi ostatnia paczka) – magnumy muszą poczekać :/
Mlek roślinnych też mam spory zapas, więc mogłam się bez nich obyć :P
Znam to i też mnie wkurza jak szlag!!!
Teraz już wiem po co są męskie torebki ;) Ktoś wykorzystał lukę w rynku i wykorzystał brak wcojatozapakuje blogerów ;)
Samo ciacho jest tym, na co wyglądało. Truskawka, nawet jeśli przyjemności sztuczna, mimo wszystko stoi na drugim miejscu. gdyby czekoladowego/czekoladoopodobnego nadzienia było więcej, całość prezentowałaby się jeszcze lepiej. Przez nieprzezroczystą folię trudno sobie wyobrazić jaki kapeć jest w środku. Czekoladę można kupić w ciemno, ale coś bardziej piekarniczego, chcę wymacać wcześniej wzrokiem.
Wymacać wzrokiem, super określenie :D A od męskich – i w ogóle jakichkolwiek – torebek pojemniejsze są plecaki sportowe, tylko takie niemodne… ;)
” Pachniało słodkim kakao i… obsikanymi przez gryzonia trocinami”… umiesz dobierać słowa i porównania :D
Nie kupuję tego typu bułeczek – jak dla mnie są przeraźliwie sztuczne w smaku…. ;/
Bo są, za to je lubię! :D
Koooocham takie kapcie kocham. Jednak ta truskawka mnie obrzydza już z samej nazwy. Jestem dosłownie w stanie wyobrazić sobie to jej nadzienie… no nie. Zresztą ja dżemów w takich tworach nie lubię, wolę kremy – czekoladowy, waniliowy etc. A już najchętniej zjadłabym tak samo jak w przypadku pączków o czym kiedyś Ci już mówiłam – bez nadzienia. :D
Jak bez nadzienia, to Schar, tam prawie wcale nie było :P
A ja akurat Stokrotkę całkiem dobrze znam i nie przepadam, choć często jestem na nią skazana. W moim upośledzonym mieście jedną zrobili w galerii i funkcjonuje jako coś ekskluzywnego… na szczęście bywają tam jakieś ciekawsze owoce, warzywa itp.
Truskawkowa nie kusi zupełnie, a czekoladowa… Boże, przypomniał mi się smród niesprzątanej przez dwa tygodnie klatki moich szczurów… o, błagam nie! Aż mi się niedobrze zrobiło. :P
Meeh, choociaż… pamiętam, że lata temu coś takiego jadłam i mi smakowało, ale nadzienie wręcz wyciekało, to może było innej firmy albo coś. Albo mi się pomieszało. Nie mam głowy do takiej nie wartej uwagi drobnicy.
Ty żadnego sklepu nie lubisz. Lidl nie, Stokrotka nie… A zagłodź się na śmierć! :P Szczura też miałam. Był najgłupszym z posiadanych klatkowców, a uwierz, że hodowałam ich sporo (chomiki, myszki, królik, świnka morska…).
Wiesz, u mnie w mieście po prostu w tych sklepach czynnik ludzki zawodzi. Wszyscy wredni, nie dbają o towar itp.
Mój nawet mądrzejszy od psa. :P Zwierzaki jak ludzie – każdy inny.
Dobrze, że jednak po nie nie sięgnęłam jak były w promo w Biedronce :’) Uff. Kupilabym czekoladową, bo przecież na bank lepsza od truskawki..xd
Te magdalenki to jednak ten produkt do którego mam spory sentyment i nie chciałabym go niepotrzebnie psuć. (Te piękne czasy gdy brało się to, co tanie i w związku z tym smaczne <3 Na kilogramy je z przyjaciółką żarłam xD)
Ja to samo! Najtańsza oranżada, magdalenki (500 g), solone chipsy marki własnej oraz ciepłe lody – wszystko w Lidlu – a potem na ławkę/do mnie przed kompa i ŻREĆ :D
Dzieli nas parę lat ale jak widzę priorytety w dzieciństwie te same :D
Haha :P
Obsikany przez gryzonia haha dobrze to napisałaś. ogólnie to babeczki wyglądają całkiem fajnie ciekawa jestem jak smakują. PO Twojej recenzji bardziej skusiła bym się mną tą truskawkową
Weź czekoladę ]:->
Już chciałam pisać, że wersja kakaowa bardziej do mnie przemawia. Aż dotarłam do obsikanego fragmenty. Wobec powyższego stwierdzam, że dostałam nagłego ataku głuchoty i nie słyszę żeby cokolwiek do mnie przemawiało.
Umów się na płukanie uszu, niezapomniane wrażenia gwarantowane :D
Wizualnie – brałabym tę drugą. To zbite nadzienie a’la zimna Nutella mnie przekonało. Jednak po usłyszeniu o „obsikanych trocinach” zdecydowanie moje kubki smakowe się zbuntowały i mi się na dobre odechciało jakiejkolwiek degustacji, ot co. Magdalenkom podziękuję, bo już na zawsze chyba będą mi się kojarzyły z moczem gryzonia ;)
Pozdrawiam.
O nie, nie zrażaj się! Magdalenki są pyszne, byle trafić na takie bez trocin z sikami :D