Cooking on my own #4, czyli nie martw się – jak ci nie wyjdzie, możesz się powiesić na spaghetti

Witajcie, moi drodzy, mili i ukochani. Powracam z kolejną porcją niesamowitych i jakże skomplikowanych potraw, od których oglądania zakręci się wam w głowach. Składniki są wyszukane i ekologiczne, przepisy zaś czasochłonne i szyte na miarę profesjonalisty, jakim sama niewątpliwie jestem. Nie zrażajcie się jednak! Daję słowo, że przy odrobinie chęci i pozytywnego nastawienia wszystko wam wyjdzie. Oczywiście nie tak doskonale jak mnie, ale na pewno akceptowalnie. Poza tym z czasem się wyrobicie. Enjoy!

Spaghetti obiady (1)

I’m so fancy

Potrzebujesz:

  • makaron spaghetti (najtańszy, nie ma co przesadzać już na wstępie)
  • rukola (naturalnie bezglutenowa, beztłuszczowa, bezcukrowa, eko, bio, fit i kit)
  • fasola z puszki (marki własnej Tesco)
  • winegret z proszku (bez lokowania produktu)
  • śmieci potrzebne do zrobienia winegretu, czyli w gruncie rzeczy olej

Sposób przygotowania:

Uznaj, że chcesz zaskoczyć swojego partnera, przyjaciela, rodzinę, sąsiada, nowego szefa… wait, co szef robi w twoim domu?! W każdym razie uznaj, że chcesz być mistrzem fancy kuchni. Naoglądaj się Ugotowanych, Master Chefów i innych Gesslerów, a potem zajdź do pobliskiego Tesco i z bólem przyznaj, że stać cię co najwyżej na puszkę zdechłej fasoli (weź ciemną, przynajmniej dobrze się zaprezentuje), najtańszy makaron (biedacy nie mają prawa wybrzydzać) i rukolę (z przeceny, o czym twój gość nie musi wiedzieć). Ponieważ na winegret nie starczy ci już kasy, rozejrzyj się dookoła i buchnij, kiedy nikt nie widzi (włóż bluzę z wielkimi kieszeniami, będzie ci łatwiej).

W domu zagotuj wodę i zrób makaron, jak na człowieka w pełni władz umysłowych przystało. Kiedy będzie dochodził, na talerzu ułóż zielsko (polecam najpierw je opłukać, chyba że poza wrażeniami smakowymi chcesz zapewnić sobie i gościowi wrażenia chrupiąco-strzelające), na tym makaron, na tym zimną fasolę z puchy. Całość zalej winegretem, bo inaczej się podusicie (szefowi możesz dać porcję bez), i świętuj swoje pierwsze danie na miarę Mistrza Kuchni Nowoczesnej.


Spaghetti obiady (4)

Szpinakowy oszczędzacz czasu

Potrzebujesz:

  • spaghetti (zostało ci po poprzednim daniu, więc nie wybrzydzaj)
  • kostka mrożonego szpinaku ze śmietaną z Lidla

Sposób przygotowania:

Spójrz na zegarek i spoć się ze stresu, że nie masz czasu, a jeszcze tyle do zrobienia. Skocz na dół do Lidla – wszak każdy ma w pobliżu jakiegoś Lidla, a w przypadku, w którym nie ma, to po prostu jeszcze go nie odkrył – i pobiegnij do zamrażarek po kostkę szpinaku ze śmietaną. Przy okazji w drodze do kasy złap za jakiś dezodorant, bo tak się spociłeś, że aż się ludzie oglądają (wstyd!).

Do domu też pobiegnij (i tak nic ci już bardziej nie zaszkodzi – capisz jak stary wieprz), a następnie przygotuj dwa garnki. W jednym przyrządź makaron, w drugim rozmroź szpinak. (Uwaga: szpinak ów jest tak nieporęczny, że w toku jego uzdatniania do spożycia będziesz musiał wykonać serię ćwiczeń gimnastycznych, dzięki którym zdobyłbyś więcej wyświetleń na YouTubie niż Chodakowska. Przy okazji spocisz się jeszcze bardziej). Po okiełznaniu obu tworów połącz je i idź jedz. Tylko szybko, nim świeżo przygotowany szpinak zwiędnie od twojego zapachu.


Spaghetti obiady (2)

You’re weirdo!

Potrzebujesz:

  • spaghetti (taa…)
  • sos pieczeniowy jasny
  • cycek drobiowy (możesz też amputować własny, ale nie polecam)
  • mandarynka

Sposób przygotowania:

Wszyscy twierdzą, że jesteś jakiś dziwny? Proszę bardzo, udowodnij im, że to… prawda! Idź do kuchni i zagotuj wodę w dwóch garnkach. Do jednego wpakuj makaron (bo co za różnica, czy będziesz tylko dziwny, czy dziwny i gruby?), do drugiego pokrojonego drobiowego cycka (bo może jednak lepiej być tylko dziwnym). Jak produkty będą dochodzić, a zajmie im to 6-7 minut, na gazie ustaw jeszcze jeden garnek: z pieczeniowym jasnym.

Po tym czasie wszystko odcedź i wymieszaj. Dziwne? Nie. Dlatego sięgnij do lodówki po ostatnią mandarynkę i wkrój ją do dania. Zorientuj się, że smaki ani trochę się nie łączą, a całość jest ledwo jadalna, ale zrób zdjęcia i wrzuć na Instagrama. Gratuluję, właśnie udowodniłeś ludziom, że się nie mylą!


Spaghetti obiady (3)

Zielona ryba

Potrzebujesz:

  • spaghetti (tym razem pełnoziarniste, a co!)
  • mrożone broksy
  • tuńczyk z puszki (jeśli chcesz być fit – z wody, jeśli chcesz spożyć obiad bez zakrztuszenia się – w oleju)

Sposób przygotowania:

Obraź się na szybkie i niezdrowe żarcie, które spożywałeś przez ostatni rok. No dobra, dziesięć lat, ale przecież nikt nie musi o tym wiedzieć. Idź do sklepu i wybierz same zdrowe produkty: pełnoziarnisty makaron, brokuły, rybkę. Nie zawracaj sobie głowy osobami, które zaczną ci tłumaczyć, że produkty owe wcale nie są takie idealne – to zwykli zawistni hejterzy.

Wróć do domu, odizoluj się od świata i zabunkruj w kuchni. W garnku zagotuj wodę na makaron, w parowarze zrób broksy, a na talerzu wszystko wymieszaj z tuńczykiem z puszki. Jeśli z własnej winy danie wyjdzie ci suche jak wiór… cóż. Po prostu jedz dalej i z każdym kolejnym zachłyśnięciem powtarzaj sobie, że zdrowe znaczy dobre.


Spaghetti obiady (5)

Zielone w wersji dla (chcących przeżyć) ludzi

Potrzebujesz:

  • spaghetti (pełne ziarno, ba!)
  • mrożone broksy
  • przeterminowany słoiczek z mintajem a la łososiem w oleju Lisnera

Sposób przygotowania:

Ponieważ twój poprzedni posiłek niemalże wpędził cię do grobu, przyznaj, że czas na coś porządnie natłuszczonego i ograniczającego prawdopodobieństwo nagłej śmierci w wyniku zakrztuszenia. Idź do kuchni, która wiele już widziała (i jest jej ciebie żal, ale z uprzejmości niczego nie powie), i wyciągnij z szafki dwa garnki. A w zasadzie to garnek i parowar, bo zaraz ktoś się przyczepi do nazewnictwa.

W jednym umieść broksy, w drugim makaron (sam zgadnij, który puzzel pasuje do której układanki). Po 6-7 minutach, w których makaron przestanie być nieczułym głazem, wymieszaj go z rozgniecionym widelcem broksem. Na koniec wywal na wierzch zawartość słoiczka z mintajem a la łososiem w oleju Lisnera, bezczelnie ignorując fakt, że jest co najmniej dwa lata po terminie. Wymieszaj jeszcze raz i jedz. Ciesz się, że nie jest sucho, ale przeklinaj słoność ryby. Przynajmniej jesteś bezpieczny, bo nie grozi ci śmierć. (Jesteś pewien? Poczekaj tylko do jutra…)


Pominąłeś poprzednie wpisy z tej serii? Nadrób czym prędzej!

33 myśli na temat “Cooking on my own #4, czyli nie martw się – jak ci nie wyjdzie, możesz się powiesić na spaghetti

  1. No i niech mi nikt nie mówi, że gotowanie nie jest proste i że np. na studiach trzeba żywić się gotowcami lub słoikami od mamy :) Gdyby sprzedawano takie książki kucharskie to wszyscy studenci, amatorzy gotowania itp. kupowaliby je na potęgę :)

    PS Ten przeterminowany sos to długo po dacie ważności? :P

    1. No to wydaję! Zarobię tyle kasy, że akurat mi starczy na kolejną promocję w Tesco ;) Co do ryby – napisałam, +/- dwa lata.

      1. To będę czekać i licze na jeden egzemplarz z autografem :D

        O matko… odważna jesteś i masz mocny żołądek :P

  2. Np,uwoebiam te nedzielną serie!zawsze sie posmieje,a przynamniej dowiem czegos nowego :D I tak najlpesze bylo I’m so fancy,moze nawet jw zrobie XD

  3. No i widzisz, przy szpinaku już się przekonałaś, dlaczego u mnie na instagramie niektóre dania jak te rybne curry itp. takie spocone. :> Gimnastyka w kuchni, gimnastyka!
    To z mandarynką – hahaha, czuję, że jest to do kogoś skierowane! Ja lubię takie połączenia.

    Uwielbiam takie wpisy! Choociaż… Lisner to drogie paskudztwo – chyba bym umarła, gdybym tego nie napisała, haha.

    1. Lisner został po chłopaku. Gdybym skonała po jego spożyciu, może chłopak odpowiadałby przed sądem :D

  4. Moja ulubiona seria *-* Nie jadam makaronów – chyba że ktoś inny ugotuje – ale oh man, pierwsza propozycja jest wybitnie dla mnie! Winegret ze spaghetti? Szaleństwo! Chcę je popełnić. Aż się spociłam od samego czytania.

  5. Błąd. I to już na wstępie. Rukola musi być bez laktozy!

    O szpinaku nawet nie wspomnę. Można by napisać, że już lepiej zjeść przeterminowaną konserwę, ale… no właśnie. Jak widać i rybę pływającą w przesolonym bagnie da się jeszcze skonsumować.

    Pisząc już bez uszczypliwości, interesująca opcja z owocami. Kiedyś spróbuję :)

    P.S. Następny posiłek powinien składać się z samych przeterminowanych produktów. I to takich w rosnącym ciągu. Tego, jak mu tam… Fibonacciego, o! Makaron o rok, ryba o rok, brzoskwinie z puchy o dwa lata itp. itd.

    1. Nie musi. POWINNA, ale niestety na promocji była tylko rukola z laktozą. Biedakom nie wolno wybrzydzać.

      Suchych i puszkowanych po terminie się nie boję. Póki co niczego takiego nie mam, ale jeśli wyrazisz chęć, zacznę „hodować”. Tylko wpis pojawi się za jakieś dziesięć lat, bo te dziadostwa można trzymać i trzymać w nieskończoność.

  6. Ja nie mam pod domem Lidla i myślę, że nie mam co szukać – na pewno go nie odkryję, a szkoda :D
    Co do dań, to ostatnio czuję jakąś niechęć do makaronu (i nie tylko – mój czasowy jadłowstręt objął szerszą gamę produktów), więc nawet tak wysublimowane kompozycje nie są mnie w stanie zachęcić do wypróbowania przepisów, ale z wersją z mandarynką niewątpliwie nadaje się do Master Chef’a ;)

      1. Chętnie bym się zmierzyła, ale nawet bardzo chcąc, wersji z mandarynką nie wypróbuję, bo zastępując czymś kurczaka, nie będzie to już to samo :D

        1. Poświęcę się dla Ciebie i zrobię raz jeszcze, ale zamiast mięcha będą kotlety sojowe. Jak umrę od skrętu kiszek, będziesz mi wozić czekoladę do szpitala :D

          1. Jak umrzesz, to czekolada Cię już nie ucieszy :D
            Lepiej się nie poświęcaj – blogosfera zbyt wiele by straciła na Twojej śmierci – może sama zrobię kiedyś taki miszmasz, zaryzykuję :)

              1. A myślisz, że po śmierci będziesz czuła smak czekolady i w ogóle będziesz w stanie ją jeść ?? :) Jeśli tak , to ja Ci na pewno żałować nie będę i nawet do Wrocławia Ci zawiozę zgodnie z Twoją ostatnią wolą :D

  7. Ja za makaronami jakoś tak nie do końca przepadam. Czemu, to nie wiem, ale bardzo rzadko je jem. :D Jak już to jakieś wariacje. xd (chociaż po dzisiejszym wymieszaniu makaronu gryczanego z twarogiem, kakao i syropem z agawy – to nie wiem, czy to się nie zmieni xd)
    W Twoich przepisach nie wiem co bardzo mnie zachwyca. Nazwy? Opisy? Pomysły? Chyba wszystko. :DDD

    1. Ja w sumie nie wiem, czy jadam rzadko. Zależy od fazy obiadowej.

      Oczywiście, że wszystko. Nie bez powodu mam na drugie imię Geniusz.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.