Planowanie remontu mieszkania przysporzyło mi tyle samo szczęścia, co smutku. Tyle samo ekscytacji, co zmartwień. Tyle samo ulgi, co kłopotów. Oto bowiem, wyrywając się z majak typu alebędęmiałafajnemieszkanko, zaczęłam myśleć o drobiazgach technicznych. Gdzie będę spała? Jak przekażę panu remonterowi klucze? Gdzie wsadzę wszystkie meble i zbierane przez całe życie graty? Na te pytania z czasem znalazłam odpowiedzi. Spać pojadę do przyjaciół, klucze dam panu od razu, a po trzech-czterech tygodniach prac je odbiorę, starsze meble wyniosę, a nowsze w czasie remontu jednego pokoju przetransportuję do drugiego. Na koniec jednak zostało jeszcze jedno, najważniejsze pytanie. Pytanie, które od ponad roku budzi mnie w środku nocy i dręczy za dnia. Co. Z. Lodówką?!
Tak oto narodził się wielki plan histerycznego wyżerania posiadanych lodów, żeby tylko podczas metamorfozy mieszkanka panu remonterowi nie zachciało się odłączyć dopływu prądu i żeby moje kilkaset złotych (?!) – zresztą pieniądze się nie liczą, słodyczowe zbiory są dla mnie bezcenne – nie popłynęło w siną dal. Okej, trochę przesadzam. Wyżeranie wcale nie było histeryczne, a nawet nie było wyżeraniem. Po prostu nareszcie zebrałam się w sobie i stworzyłam listę dat ważności posiadanych lodów (nigdy wcześniej nie zwracałam na to uwagi), a także obiecałam sobie, że póki nie wyjem chociaż połowy już zakupionych egzemplarzy, nie dokupię nowych. Póki co się tego trzymam. No, względnie trzymam.
Coconut Minis
Na pierwszy ogień poszedł produkt spod skrzydeł Gelatelli, a więc lody marki lidlowej. Patrząc na nie, zapewne niejedno z Was zada pytanie: skąd ona to wzięła?! Spokojnie, spokojnie, już spieszę z tłumaczeniem. Otóż lody były dostępne podczas tygodnia amerykańskiego, tyle że milion lat temu, wraz z lodami orzechowymi sprzedawanymi w 3-paku (Ice Cream Peanut). Dlaczego od tego czasu ich nie zjadłam? Nie wiem. Po prostu tak już mam, że polowanie i kupowanie bawi mnie bardziej niż samo jedzenie. A jeśli w grę wchodzi produkt sypki (kaszka manna, budyń) lub mrożony (lody, warzywa, pierogi, mrożone majtki… what?!), to już w ogóle wkładam do szafki/zamrażarki i zapominam.
Coconut Minis to „lody o smaku waniliowym z polewą kokosową 30% i częściowo białą polewą z wiórkami kokosowymi 12%”. W opakowaniu było ich osiem sztuk, przy czym jedna ważyła 39 g (i miała 50 ml), na 100 g przypadało 248 kcal, a cena zestawu wynosiła 6,99 zł. Niezła jestem, że to wszystko pamiętam, nie? Oczywiście wcale nie zaglądałam do pamiętnika.
Jak zapowiedział producent, górę loda pokrywała biała polewa, którą w dniu zakupu naiwnie wzięłam za białą czekoladę. Była ona supercienka, naszpikowana wiórkami kokosowymi, krucha i trzaskająca pod zębami. Dół loda z kolei powleczony został czymś w rodzaju kokosowego musu o konsystencji polewy z Big Milka Fruit Algidy. Polewa miała smak o smaku bezsmaku, mus zaś przypominał zamrożony likier kokosowy Malibu. Pod oboma warstwami skrywały się gęste i śmietankowe w konsystencji, waniliowo-cukrowe w smaku lody. Typowy, wzorcowy twór marki Gelatelli.
Całość loda mnie nie powaliła, choć bardzo tego chciałam i z rozpaczy zjadłam aż cztery sztuki. Czekolada Polewa była cienka – nienawidzę takiej! – i nie posiadała ani krzty smaku, na dodatek znajdowały się w niej wiórki. Likierowy dół był przepyszny, ale co z tego, skoro pokrywał tylko połowę produktu? No i lody. Ich konsystencja i waniliowy smak nie pozostawiały wiele do życzenia, ale cukrowość była niepotrzebna i niewskazana. Na domiar złego lód był mały, więc ani nie udało mi się nim najeść, ani ochłodzić w gorący wieczór. Taki mikrus tylko robi człowiekowi ochotę na więcej.
Ocena: 3 chi
Też nie lubię cienkich polew i też ostatnio się wzięłam za wyjadanie lodów – nie z powodu remontu, ale chcę trochę opustoszyć zamrażarkę.
A co do Twoich lodów to brak prądu nie byłby dla nich jedynym zagrożeniem – panowie remonterzy mogliby uznać, że zostawiłaś im desery na cały czas trwania prac :D
Jest tylko jeden pan, ale już rzucił głupim żartem, że w razie czego wyje :/ Jakie masz lody w zamrażarce?
Hmm… Ciężkie pytanie, nie wiem czy dokładnie pamiętam… Na pewno 3 opakowania mini magmumów (po 3 lody w każdym), 2 zwykłe magnumy – almond i peannut butter, kilka Grycanowych – jeden litrowy bakaliowy, 2×0,5l – czekoladowy i pistacjowy i ze 3 małe porcyjki, big milka, któregoś z rożków Nestle i więcej nie pamiętam, choć może to wszystkie ;)
Pamiętam, jak kiedyś jedna ze współlokatorek, do której akurat przyjechała siostra „kradziejka” wyjadła mi wszystkie lody w ciągu jednego dnia – rano je widziałam w zamrażarce, a jak wróciłam nie zastałam żadnego :P
Zamordowałabym :/
Ona nie raz prosiła się o mord, naprawdę :D
Plus remontu? Zrobiłaś listę lodów wraz z datą ważności i Ci się nie przeterminują ;P
Co do lodów to nie pamiętam kiedy były w Lidlu – nie mogę ich sobie jakoś przypomnieć ale to nic bo i tak mnie nie zachęcają ;P
Szczególnie te, które już są przeterminowane :D
Oj,no wiesz…podobno najgorszemu wrogowi zyczy sie remontu-a pamietam rok temu remont kuchni i przedpokoju u mnie….
A lodowa nawet nie pamietam z żadnego Amerykanskiego w Lidlu.A szkoda,bo zjadlabym.Nawet zeby sama sie przekonac,czy mi posmkauje
Doskonale! Jednak będę życzyć wybranym ludziom remontu ]:->
Oj połączenie smaków brzmi naprawdę obiecująco i produkt miał potencjał. Szkoda tylko, że właściwie pół loda okazało się wart czegokolwiek i to jeszcze po wcześniejszym rozebraniu go z polewy. Ja pewnie byłabym usatysfakcjonowana także częścią kokosową. Polewa nigdy mnie nie rajcuje w lodach, najważniejszy jest bowiem środek. Dlatego też pewnie ja byłabym bardziej zadowolona z konsumpcji tego, a Ty z mojej wczorajszej konsumpcji Magnum double Peanutt butter.
Ale środek nie jest kokosowy ;> Kokosowa jest tylko dolna, a la likierowa polewa, która zresztą smakowała mi najbardziej.
A cóż to? Coś się komentarz nie dodał. W każdym razie – chciałam wyrazić uczucie zazdrości w stronę wielkości i pojemności Twojego zamrażalnika. Mój jest nieco większy niż ten lód, także zapasów robić nie mogę. Natomiast sam lód musiał być nie najgorszy, skoro zjadłaś kilka sztuk ;) Lubię kokos, niekoniecznie w lodach, ale ta polewa z wiórkami mogłaby być całkiem, całkiem.
Pozdrawiam :)
System antyspamowy zaliczył Cię do botów, już poprawione.
Nawet nie wiedziałyśmy, że takie lody były kiedykolwiek dostępne xD Mimo wszystko skoro kokosowe to byśmy i tak z chęcią kupiły zwłaszcza, że ta marka robi całkiem niezłe lody ;)
Tak to jest, jak ktoś trzyma lody sto lat, a potem pokazuje je światu. Są już niemal obiektem muzealnym ;)
Nie kojarzę tych lodów. W ogóle nie kojarzę, nawet pudełko nie jest znajome. Ale nie szkoda mi, ani opis ani recenzja nie urwała mi części ciała czy garderoby. Brzmią strasznie mdło :P
I takie są (były).
O mniam :) Zjadłabym
Co Cię w nich skusiło? ;>
Lód, chociaż uroczy, zdecydowanie nie dla mnie, bo ja i kokos, to połączenie kiepskie jak skarpetki i sandały.
Co do remontu, fajnie byłoby napisać coś pokrzepiającego, ale zdaję sobie sprawę z tego, że dopóki się on nie skończy, to wewnętrznego spokoju na 100% mieć nie będziesz – także – życzę jak najszybszego wyremontowania mieszkanka i jak najmniej problemów przy pracach!
Niektórzy przełamują konwenanse. Sablewska chodzi w skarpetach do sandałów ;>
Tka to już jest z tymi remontami, że cieszą i przynoszą problemów jednocześnie. Pamiętam jak u mnie rodzice robili remont i spałam na materacu dmuchanym. Materac był pożyczony od kumpla taty, a mój kot wpadł na niego z pazurami i przebił go na amen…pamiętam ile było krzyku :D Musieliśmy odkupić, a łatwo nie było znaleźć taki sam.
A lodówka ważna rzecz! Ja sama nie wiem co bym teraz zrobiła, gdyby mi z remontem kuchni teraz wyskoczyli :/ Mam tam tyle owoców, tyle warzyw i tyle roślinnego jedzonka, że chyba bym zagryzła gdyby ktoś mi ją zabrał.
Co do wstępu recenzji…ja też tak mam, że bardziej cieszy i bawy mnie kupowanie i polowanie na coś, a potem rzucam to w kont i zapominam. Dziwne, a myślałam, że tylko a tak mam ;)
Lody wyglądają ładnie, ale to nie moja bajka. Ja teraz usilnie szukam lodów B&J, ale w moim PiP nadal ich nie ma :'( A nawet specjalnie zrobiłam na nie miejsce w zamrażalce! (tato się zgodził na wybranie paskudnego mięsiwa).
Zapraszam do Wrocławia, tu jest dużo B&J.
A to nie będę za nimi jutro lecieć :)
I tak nic by Ci te loty nie dały :P
Ja całkiem niedawno miałam okazję jeść te orzechowe na patyku i za cholerę nie wiedziałam, że były i takie… Czuję, że akurat wiórki by mi pasowały, ale ogólna ostatnia niechęć do lodów na patyku i cukrowość sprawiają, że mimo pierwszej myśli „JA JE CHCĘ”, cieszę się, że nigdy ich nie widziałam, przynajmniej nie muszę ich jeść na siłę (co pewnie będę musiała wreszcie zrobić z Magnumami, bo szczerze CHCĘ je zrecenzować).
Orzechowe? W sensie z orzechami wtopionymi w polewę?
Nienawidzę mleka. Mdli mnie sam jego zapach w kartonie.
Zjem mleko z ogromną ilością płatków.
Piłem Malibu z białym nektarem, na potęgę.
Jestem głupi.
Kocham lody.
Lubię smak kokosowy (choć w lodach nie zawsze się sprawdza)
Nie lubię wspomnianego Fruita Algidy
Jestem głupi.
Aha. Napatykowce z tyg. lodów amerykańskich pamiętam ;)
Czyli jaki werdykt dla tych malców? :D
Zjadłbym. Jestem głupi.
Zjadłbym wszystkie. Ośmiokroć głupi. ;)
Miałbyś materiał na nagranie audiowizualne :D
Eeeee, już się chciałam podjarać. :c Dzięki Olga.
Prossszzz :P