Tym razem wpis muszę zacząć od małego sprostowania. Otóż w tytule użyłam określenia praliny mleczne i kakaowe, choć tak naprawdę wcale nie wiem, czy ich nadzienia odzwierciedlają właśnie te smaki. Równie dobrze mogły to być praliny waniliowe (w co wątpię) i czekoladowe (całkiem możliwe). Ponieważ jednak dostałam je od Szpilki – wraz z czekoladą Disney’a, waflami Roxy, pojedynczym Lusette oraz czymś, o czym dopiero przeczytacie – nazewnictwo postanowiłam zapożyczyć od niej. Jeśli popełniłam błąd, jest to jej błąd, a ja mam ręce czyste i w ogóle jestem niewinna niczym wiejska panienka buszująca w zbożu.
Praliny mleczne
Mijając praliny Favoriny w sklepie (Lidlu), byłam pewna, że są okrągłe, w końcu na to wskazywał kształt zawiniątka. Nic bardziej mylnego. Może i zostały pomyślane jako kule, ale ostatecznie nadano im wygląd czegoś pomiędzy skałą a klejnotem. Krótko mówiąc: prezentowały się piękne!
W sercu mlecznych pralin, pod dość cienką warstwą mlecznej i jasnobrązowej czekolady, znajdowało się morze białego nadzienia z kakaowymi chrupeczkami. Wyglądały na pszenne, przypominały mikroskopijne Nesquiki, ale po wydłubaniu z kremu pachniały jak sucha psia karma. (A może cała pralinka tak pachniała? Niestety nie potrafię tego wywnioskować z notatek).
Ponieważ cukierki jadłam w jeden z ciepłych wieczorów, czekoladowa otoczka była mięciutka, plastyczna i tłuściutka, radośnie brudziła palce. W smaku okazała się zacna, jak na czekoladę mleczną przystało, ale bardzo, bardzo słodka. Skrywający się po nią krem smakował mlecznie i osiągnął taki poziom miękkości, jaki Kinderki osiągnęłyby jedynie w świecie doskonałym. Bagienkowość kompozycji urozmaicały chrupki, na szczęście kakaowe, a nie o smaku psiej karmy. Całość była wspaniała, ale tak cukrowa, że gdyby praliny sprzedawali w 100-gramowych paczkach, nie zjadłabym nawet połowy.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Praliny kakaowe
Pralinki w zieleni odznaczały się tym samym kulisto-niekulistym kształtem, nawet bardziej niż klejnot przypominając niedokończone narzędzie z epoki kamienia łupanego. Nadal jednak były piękne i kuszące.
Choć oba warianty cukierków jadłam w tym samym dniu, czekolada na kakaowym wydała mi się twardsza, grubsza. Tkwiące pod nią nadzienie ponownie było miękkie i bagienkowe, ozdobione kakaowymi chrupkami. Całość pachniała masą kakaową ze zwykłych wafli. (Podejrzewam zatem, że zapach psiej karmy w poprzednim wariancie dotyczył całej pralinki).
Początkowo nie mogłam się zdecydować, jaki smak czuję. Czekoladowy? Kakaowy? Czasem naprawdę trudno to stwierdzić. Na pewno cukrowy, ten aspekt niestety jest dla Favoriny sztandarowy. W końcu szala przechyliła się w stronę kakaowego i tak postanowiłam zapisać nazwę pralin (poza tym wspomniałam już, że Szpilka również uznała je za kakaowe). W środku ciemnego kremu znajdowało się więcej chrupek niż w wersji mlecznej, a w tle pojawiła się nuta orzechowa. Było naprawdę przyjemnie, tylko ten cukier… Podejrzewam, że przez czekoladowe wyroby z Lidla można by paść trupem.
Ocena: 5 chi
Nie wyglądają aż tak źle i po recenzji a także ocenie widać, że wypadły dobrze :) Mogliby jednak nad nimi popracować aby nadzienie było wyraźniejsze w smaku – kiedyś jadłam podobne praliny i w nadzieniu wyczułam przede wszystkim tłuszcz i cukier… jakby jesc posłodzoną margarynę ;/
Tłuszczolca nie ma, ale nad cukrowością rzeczywiście powinni popracować.
Po opakowaniu tego drugiego bym obstawiała, że to pistacja, ale jak widać po wnętrzu Szpilka wie lepiej :D Wyglądają smacznie – obydwie, ale jako zwolennik białych nadzień wybrałabym opcję 1 :)
Ja też :)
Ja mam zagwostke bo identyczny papierek ale moje są w środku pistacjowe
Miej na uwadze fakt, że recenzja powstała w 2016 roku. Od tego czasu sporo mogło się zmienić.
Uwielbiam je, choć są odrobinkę za słodkie :)
Otóż to!
Mleczna pralinka wygląda przebosko w przekroju *-* Czy one są w ofercie stałej Lidla czy to jakieś sezonówki?
Obu bym spróbowała, choć ten cukier trochę mnie przeraża xD Niby ostatnio jestem na niego bardziej odporna, ale ostatnio kupiłam sobie spontanicznie Milkę Chips Ahoy z zamiarem zjedzenia całej na raz i tak też zrobiłam, ale właściwie po jednej kostce paliło mnie gardło i bolały zęby. Nie wiem co się stało, czy była taka też wcześniej, ale to na bank najsłodszy produkt jaki kiedykolwiek zjadłam xd
W stałej nie, ale pojawiają się częściej niż raz w roku. Co do Milki, czasem są takie dni, że nasza odporność na cukier spada i tak się może zdawać.
Ja – wiadomo, kompletnie nie dla mnie (nie lubię ani takiej formy, ani… nie jem już prawie zupełnie sklepowych słodyczy), ale Mama zawsze się zastanawia nad lidlowymi słodyczami „brać… ale które? wszystkie? to czy to?”, to pokażę jej, może jak kiedyś zobaczy, to skorzysta. ;)
Ok, gwarantuję uśmiech na buźce mamy :)
OMG muszę przywiązywać większą wagę do tego co pierdzielę :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ci smakowały ^^ ale nie polecę sobie w kulki jak napiszę, że z kulkami teatralnymi nie będzie już tak ładnie xDD
Moja najdroższa! <3 :* :D
Wiem, już je zjadłam :D Będą na początku sierpnia.
To ten rodzaj słodyczy które z nudów bezmyślnie pakuje sobie w usta, a potem mam mdłości po przesłodzeniu :D Nie muszą być wykwintne, mają być tylko słodkie i bez posmaku taniego tłuszczu.
Wymagania spełnione ;)
Nie jadłam ich jeszcze:),ale mają kuszące wnętrze na zdjęciu to kupię kiedyś na spróbowanie:)
Mleczne koniecznie!
Mleczna wygląda lepiej w przekroju, dlatego to ją chętniej bym spróbowała. Ale nie przepadam za pralinkami czy cukierkami, można jeść bez opamiętania :)
Ja też nie przepadam, dlatego sama nadal nie kupię :P
Mleczne na bank by mi smakowały. Z wyglądu są identyczne jak te z Biedry, które Ci kiedyś chciałam dać i obstawiam, że również tak samo smakują, czyli pysznie!
Za rok się skuszę, jeśli będziesz oferowała :D
Błąd jakoby błędu nie było.
Skąd je kojarzę… W święta Bożego Narodzenia jadłam podobne cukierki. Wiesz, nie takie prostokątne…
Chrupki nie o smaku psiej karmy? Co gorsze – psia karma czy mięsny smak w słodyczach? :D
O zapachu, nie smaku! W każdym razie oba przeżycia… osobliwe :P
Jadłam je na święta u babci ;) Dobre, nawet bardzo i na pewno kupię je za rok.
O, i nie narzekasz na cukrowość? To bardziej daje w kość niż Milka.
Nie, bo mam do nich sentyment :D Nie ma to jak słodycze jedzone u babci! Szczególnie te z puszki po maślanych ciastkach ;)
Te, niewiasta! Nie oczerniaj zbóż! :P
Te kulki aż same proszą się o zabawę. Nic tylko rzucić czworonogowi i patrzeć jak ją turla. Bo my, dorośli, przecież tego nie robimy.
Psia karma :D
Ja się nie turlam, proszę nie insynuować :D
Kiedy były dostępne to Monika wręcz je pochłaniała! :D Ale nigdy na ciepło, zawsze musiała je przymrozić w zamrażarce aby masa była twarda ;P Tak samo zresztą z Lindtem robi, bo podobno nie czuć tak tłuszczu ;)
Zmrożone słodycze to złooooo, zwłaszcza czekoladowe. Yuk, ble, nie.
Te praliny nie są widoczne, gdy wejdzie się w tag Favorina z prawej strony :)
Bardzo dziękuję, już są :)