Milka, Loffel Ei Milchcreme

Nadeszła druga połowa lipca, a wraz z nią na Living on my own pojawiły się nadprogramowe święta wielkanocne, bo czemu nie? Jak to się mawia: kto bogatemu zaborni? Bogatemu w notatki, zdjęcia i recenzje. W plany, marzenia i zamysły. A przede wszystkim bogatemu w niekończące się zbiory posiadanych słodyczy i długie jak rozciągnięty jamnik kolejki wpisów wiszące w WordPressie oraz ukryte w folderach zlokalizowanych na laptopie. W jednym z takich folderów znajdują się, a raczej znajdowały, cztery rodzaje czekoladowych jajek i dwa warianty zajęcy z nadzieniem. Na tak długi czas po Wielkanocy. Istne szaleństwo! Zamiast jednak czekać do kolejnych świąt, co byłoby niegłupim rozwiązaniem, prezentuję je wam już teraz. Nigdy nie wiadomo bowiem, jak potoczą się losy moje, bloga, świata, wszechświata… bla, bla, bla.

Milka, Loffel Ei Milchcreme (1)

Loffel Ei Milchcreme

W tym roku, gdy dowiedziałam się, że poza recenzowanymi już na blogu Loffel Ei Kakaocreme na polskim rynku pojawiła się także wersja mleczna (a nie waniliowa, jak sporo uparciuchów twierdzi), oszalałam. I to tak naprawdę oszalałam. Najpierw pojechałam do Kauflandu po jajka na sztuki, gdzie niepotrzebnie straciłam parę dodatkowych złotych, potem zaś – dzięki Mistyffikacji i jej mamie – zaopatrzyłam się w wersję kartonikową z Biedronki. W efekcie, choć ciągle powtarzałam, że nie chcę zapychać niepotrzebnie kolejki, skończyłam z trzynastoma jajkami. Czterema kakaowymi do powtórki oraz dziewięcioma mlecznymi. Nie wspominając już o tym, że ledwo powstrzymałam się od zakupu dwóch sztuk jajek orzechowych, które dostępne były w Hali Targowej. Dobrze, że kosztowały aż 5 zł, to mnie nieco otrzeźwiło.

Milka, Loffel Ei Milchcreme (3)

Loffel Ei to produkt obłędny. Kartonik, łyżeczka, kształt jajka, odrywana góra, mleczna czekolada Milki i morze piankowego musu wewnątrz – po prostu raj. Mój klimat, moje smaki, moja bajka. Kiedy oswobodziłam pierwszą sztukę z cudnego pod względem szaty graficznej i kolorystyki sreberka, poczułam kuszący zapach warstwy zewnętrznej, czyli czekolady. Słodkiej, mlecznej, milkowej. Z powodu temperatury panującej za oknami była miękkawa, lepka, nieco oleista, zupełnie jak kuwertura. Otaczała lśniąco biały – a więc tym bardziej nie waniliowy! – mus, który pachniał słodziutko i mlecznie. No dobrze, może odrobinę waniliowo, ale w sztuczny sposób, podobnie do wnętrza Ritter Sporta Vanille-Mousse.

Milka, Loffel Ei Milchcreme (4)

Degustację zaczęłam oczywiście od pianki vel musu. Pierwsza łyżeczka przyniosła mi 100% mlecznego smaku, nie było tu mowy o żadnej wanilii. Warstwa ta przypominała nadzienie z Kinder Czekolady, ale lepsze, bo mięciutkie, leciutkie, puszyste, tłuściutkie i delikatne. Odrobinę proszkowate, ale to nie miało żadnego znaczenia. Czekolada z kolei była bardzo słodka, mleczna, miękka i plastyczna, w tracie rozpuszczania się gęsta i bagienkowa. Milka w pełnej krasie, cóż tu więcej mówić?

Milka, Loffel Ei Milchcreme (5)

Do Loffel Ei Milchcreme podeszłam dopiero po zjedzeniu czterech sztuk Kakaocreme (oczywiście nie naraz, trochę zdrowego rozsądku jeszcze mam). Gdybym oba warianty jadła w tym roku po raz pierwszy i miała je porównać, ocenić, kakaowemu przypadłoby wcale nie 5 chi, ale 4 ze wstążką. Jedzone w zeszłą Wielkanoc, stanowiły dla mnie długo wyczekiwaną nowość, a ich konsystencja była prawdziwym objawieniem. Podczas tych świąt mogłam być już bardziej krytyczna i przez to odnalazłam wady. Największą – i w zasadzie jedyną – stanowił krem, który smakował jak tanie nadzienie no-name. Mleczna wersja z kolei… o rety, niebo a ziemia. Nieporównywalnie lepsze wrażenia i ogromna radość, że miałam aż dziewięć sztuk i mogłam im poświęcić pięć dni. Co więcej, choć w zeszłym roku uważałam, że Loffel Ei są przesadnie słodkie, w tym na cukier nie dotarł nawet do wskaźnika uwaga! robi się niebezpiecznie. Dzisiejszy bohater to udoskonalona Kinder Niespodzianka i mój wielkanocny hit. Za rok bez wahania kupię go ponownie.

skalachi_6Ocena: 6 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Milka, Loffel Ei Milchcreme (2)

34 myśli na temat “Milka, Loffel Ei Milchcreme

  1. Przypomniałaś mi o nich – pamiętam, że kupowałam i musiałam gdzieś wtrynić, bo dawno ich nie widziałam…
    No ale po recenzji wiem, że muszę je szybko odnaleźć – akurat wczoraj zjadłam przed przed ostatniego kinder mikołajka – jeszcze 2 i będę gotowa na kolejne święta :D

  2. Szok :o Nie pamiętam tak pozytywnych recenzji waniliowych Loffel Ei (albo pamięć mam dziurawą). Ej nie, co to za uczucie, nie mogę żałować że ich nie spróbowałam przez te parę tygodni kiedy były dostępne, przecież to Milka ;-;

  3. och, a mi tak nie smakowały xDD Dla mnie mdłe, obleśnie słodkie, jedynie czekolada rozkoszna i kremowa konsystencja reszta brrrr… Ej jak możesz bluźnić kinder niespodziance, jest milion razy lepsza :D Oj Ty milkożerco! Ale kakaowa pomimo ulepkowej słodkości mi smakowała :) Wybacz, że ośmieliłam się napisać, ale gdzie Kinder tam ja! Buahahaha ;) Ale w sumie ty znosisz moje hejty na milke… więc dobra, wycofuje się :D

  4. Aż cofnęła się do swojej recenzji: „białe mleczna nadzienie” dobra, czyli nie pomyliłam się z wanilią, „Mleczne, słodkie i nieco waniliowe (i słodkie),” a jednak nie xD. Hmmm „dobra dla miłośników wyrobów pod szyldem fioletowej krowy (do których z duma się zaliczam).” chyba już się z tego klubu wypisałam, albo mi cofnięto członkostwo, nie jestem pewna. Ocena 9/10, o rany xD Czyli w sumie mamy dość podobne wrażenia.

    1. Tak, rzeczywiście, odniosłyśmy podobne wrażenia. Przy okazji przyjmij gratulacje za poprawne odkrycie smaku :P

  5. Jest mi smutno jest mi źle, bo jadłam tylko wersję kakaową, bu. Jednak była diabelsko dobra. Może i przesłodzona, ale so what? Ten produkt MA TAKI BYĆ. Kierowany jest bowiem głównie dla dzieci, ma być prezentem wielkanocnym, co zatem się wszyscy spodziewali: ciemnej 100% kakao? Dla mnie produkt super, lubię bawić się łyżeczką (stąd moje zamiłowanie do serków etc) więc to daje dodatkowo +100 do atrakcyjności.

    1. Otóż to :) Chociaż ze słodyczą nie do końca masz rację. Przecież da się zrobić dla dzieci mniej cukrowo, a wciąż smacznie.

  6. Cały czas uważałyśmy, że te jajeczka są za słodkie, tłuste i w ogóle średnie ale odkąd porównałyśmy je z wersją Lidlowską (która była wręcz ohydna i jechała taniością na kilometr) to nagle stwierdziłyśmy, że Milkowe jajeczka można polubić xD

  7. Też pamiętam ten wypad do Biedronki, kiedy udało mi się zakupić Loffel Ei. Zwykłe zakupy, kupię tylko to, co potrzebne. Żadnych słodyczy, przecież się odchudzam. Tak tylko przejrzę regał ze słodyczami, aby upewnić się, że nic nowego się nie pojawiło. Stały asortyment, na którego część skuszę się, gdy przestanę się odchudzać ( chociaż teraz wątpię, czy kiedykolwiek nawet zaczęłam…) Idę sobie spokojnie, gdy nagle moim oczom ukazały się owe cudowne jajeczka. Od razu chwyciłam je w rękę i pobiegłam do kasy, aby moje wyrzuty sumienia nie zdążyły dać o sobie znać. Zrobiły to dopiero w domu, kiedy pochłonęłam całe cztery sztuki w przeciągu 20 minut :D

    1. Oho, czyli masz wysoką odporność na cukier :D Ja taki pęd do kasy zaliczyłam… wczoraj. Miałam nie dokupować żadnych słodyczy, ale na czas remontu jestem u przyjaciół i tu nie mam nic. Pomyślałam, że to dobra okazja do zabrania się za nowości, których nie planowałam recenzować. Gorzej, że wszystko muszę trzymać w lodówce, bo już się zrobił z kilku budyń ;)

      1. Znam to. Już nic nie kupię, tyle zapasów mam w domu. Ale przecież to edycja limitowana..Co się stanie, jak już nigdy jej nie wypuszczą i nie będę miała okazji tego spróbować. To tylko jedna tabliczka/paczka/kubeczek. Zadowolona wędruje w kierunku kasy przekonana o tym, że w mym koszyku znajduje się tylko jedna nadprogramowa rzecz. Jakież jest moje zdziwienie kiedy na taśmę wyjmuję kilka dodatkowych produktów. Ale przecież nie będę robiła zamieszania, już muszę się uporać z tą nieoczekiwaną przeszkodą :)

  8. Haha, na takie jajka nigdy za późno ;) Lubię je, ale tylko te spod niemieckiej produkcji. Mam wrażenie, że ten krem w naszej polskiej wersji jest jakiś słodszy i bardziej mulący. Taka tam waniliowa pianka, nie mleczna!

  9. Marketing zdany na 5. Lepsza niż reklama czerwonej ciężarówki tuż po 1. listopada ;)

    Niby hihi, haha, a premia za zainteresowanie klienta Wielkanocą już na koncie jest. Ja się nie dam!

  10. Mi tam nie przeszkadza takie publikowanie wielkanocnych słodyczy np. latem. Sama świąt nie obchodzę, więc mi tam wszystko jedno, ale właściwie to ma nawet więcej plusów, niż minusów. W końcu pewnie można je gdzieś na bazarkach dorwać w promocjach, albo przed kolejnymi świętami ktoś będzie wiedział, czy warto na nie kasę wydać. W końcu… w internecie nic nie ginie. :P
    Podoba mi się ta puszystość kremu na zdjęciu. Jakoś skojarzyło mi się to z pianką z wierzchu Desselli. Smak i ocenę przemilczę, bo nie próbowałam, ale… my znamy nasze gusta. ;)

    1. O tak, pianka z Desselli <3 A do recenzji zainteresowani na pewno się za rok dokopią, masz rację, sama tym torem myślowym podążyłam.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.