Blogowej Wielkanocy ciąg dalszy. Dziś lidlowa podróbka Loffel Ei w wersji mlecznej, jutro zaś kakaowy odpowiednik. Za produkcję obu odpowiada słodyczowa marka własna marketu – Favorina – co pozwala sądzić, że będzie naprawdę smacznie, ale przy tym piekielnie cukrowo. Ze względu na ten drugi aspekt długo się zastanawiałam, czy jajka w ogóle warto brać, ale ostatecznie skorzystałam z półśrodka, mianowicie powiadomiłam o smakowitej nowości mamę, która kupiła obie wytłoczki. Wyproszenie po sztuce z każdej z nich było już tylko kwestią ładnych oczu i szerokiego uśmiechu.
Czekoladowe jajka z kremem mlecznym
O ile Loffel Ei oczarowały mnie od pierwszego spojrzenia na opakowanie, o tyle podróbka odpowiednik Favoriny pozostawiał wiele do życzenia. Jego kolorystyka była smętna, szaro-bura, wyblakła, przez co kartonik wyglądał tak, jakby go ktoś wyciągnął ze śmietnika i/lub jakby został wykonany z przemielonego szarego papieru toaletowego, na dodatek zużytego. Sytuacji nie poprawiała szata graficzna, na której krem z jajka wyglądał jak kupka gęstego majonezu, a wokół niego latały dziwne pomarańczowe motyle. Nie można również zapomnieć o nazwie produktu: Czekoladowych jajkach z kremem mlecznym. Cóż za finezja!
Wewnątrz opakowania znajdowały się cztery jajka, po 36 g każde (przy czym na 100 g przypadało aż 587 kcal). Szata graficzna sreberek była jeszcze gorsza od szaty graficznej opakowania, przywodziła mi na myśl dywan babci, który kupiła jeszcze będąc młodą kobietą, albo spódnicę ciotki, od urodzenia mieszkającej w stereotypowej wsi i tam pragnącej dokonać żywota. (Może to być również zasłona w rodzinnym domu osób, które lubują się w kiczowatych ozdobach). By jak najszybciej pozbyć się tego szkaradnego sreberka sprzed oczu, ściągnęłam je, zgniotłam i wrzuciłam do czeluści piekielnych (czyt. śmietnika). I wszystko byłoby w porządku, gdyby jajko nie okazało się… jeszcze gorsze od dwóch poprzednich warstw produktu. Przypominało zmutowaną kobiecą pierś wyłaniającą się z prehistorycznego jaja dinozaura, na dodatek pomazaną markerem przez chirurga, żeby wiedział, gdzie ciąć i którędy wkładać implant.
O ile Loffel Ei wystarczyło nacisnąć, żeby odpadła czekoladowa pokrywka i ukazał się piankowy środek, z produktem Favoriny nie dało się dogadać w żaden sposób. Czekolada okazała się dużo twardsza, więc jajka trzeba było kroić nożem, bo inaczej pękały jakkolwiek i rozwalały się. W pewnym momencie odniosłam nawet wrażenie, że producent wziął się za podrabianie słodyczy Milki, w ogóle ich nie znając. Nie sprawdzając budowy, konsystencji, zapachu ani smaku. Zobaczył je w telewizji lub na sklepowej półce i spontanicznie pomyślał: o, zrobię takie same! Cóż, nie tędy droga.
Jajka pachniały przyjemnie, bo mleczną czekoladą i Kinderkami, choć tym razem bez nuty wanilii. Warstwa zewnętrzna była znacznie grubsza od milkowej, twarda mimo wysokiej wiosennej temperatury, pękała z delikatnym trzaskiem. Rozpuszczała się w miarę bagienkowo, choć owo bagienko szybko znikało, była proszkowata. Smakowała mlecznie i słodko, całkiem smacznie. Skryte pod nią nadzienie było o wiele mniej musowe niż w Loffel Ei, w smaku głównie cukrowe, dopiero potem mleczne. Zawierało orzechową nutę
Kiedy odbierałam od mamy dwie sztuki lidlowych jajeczek z kremem, byłam podniecona myślą o ich spróbowaniu. Nie przeszkadzało mi wyblakłe i brzydkie opakowanie, nie przeszkadzały kiczowate wzorki na sreberku i cyckowo-dinozaurowy design samych jajek. By do degustacji podejść jak najbardziej neutralnie, pozbyłam się nawet nieatrakcyjnej niebieskiej łyżeczki na rzecz fioletowej milkowej. Nic z tego. Produkt zawiódł mnie i konsystencją, i smakiem. Tym, co najlepiej zapamiętałam z poświęconego mu wieczoru, był… cukier. Palenie w gardle, mdłość na języku, pożar w tętnicach. Mleczny krem okazał się watą cukrową sprowadzoną do postaci oleisto-gęstawej mazi, a następnie zalaną nazbyt grubą i twardą mleczną czekoladą. I nie chodzi o to, że w całokształcie jajka wypadły źle – były całkiem dobre – ale czułam się rozgoryczona, zawiedziona i oszukana. Sama na pewno nigdy ich nie kupię.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Ja własne słyszałam,ze te przy zmilczę to mogą się daleko chować XD Kolejna osoba to potwierdza
Zmilczę :D
Głupi słownik :/ Sorki,z Milki
Nie mam „parcia” na tego typu słodycze ale fajnie przeczytać o nich co nieco ;)
Spoko oko :)
A nie „spoko koko”? ;P
Ja wolę oko, bo koko trochę za mocne i zostawiam je na specjalne okazje :D
Jak widać ciężko jest podrobić jaja z alpejskiego mleka :P
„Przypominało zmutowaną kobiecą pierś wyłaniającą się z prehistorycznego jaja dinozaura, na dodatek pomazaną markerem przez chirurga, żeby wiedział, gdzie ciąć i którędy wkładać implant” – lepiej nie da się tego opisać :D
No nie? Skojarzenie wręcz jednoznaczne :D
Nie wiem czy by mi się skojarzyło tak samo, gdybym najpierw nie przeczytała co na ten temat napisałaś, ale z dużym prawdopodobieństwem tak :D
Na przedostatnim zdjęciu to jajo wygląda jak stara wyschnięta pralinka :P Mniam! Niby co szkodzi spróbować, ale trochę szkoda tyle cukru na takie 'cudo’ 8)
Chyba że ktoś stawia, hihi.
Hyhy no niby tak, jakby mi ktoś kupił to spoko, ale np. w sytuacji kiedy jesteśmy u kochanej cioci która raczy nas gównia… cukierkami.. To już trochę przegryw xD
Te wszystkie podróby od Lidla są bardzo smaczne, uznasz je nawet za znakomite… do czasu kiedy nie sięgniesz do pierwowzoru. Tak miałam z batonikami. Zajadałam się nimi itd, ale kiedy jednak sięgnęłam do klasyków to co tu dużo mówić: co jednak 3bit czy Snickers to 3bit i Snickers. Aczkolwiek są wyjątki, bo akurat chyba właśnie mi wersja Lidlowa smakowała naprawdę lepiej niż Mars.
Te jajeczka… nawet widać, że są gorsze. Nie wiem czemu, ale Milka wydawała mi się puchowa, delikatna, te wydają mi się takie ,,toporne”. Przypuszczam, że są pyszne itd, ale jedna wolę chyba sprawdzoną słodycz mleczną czekolady milki i ich słodkie często przesłodzone ale puszyste musy.
Nie są pyszne, są po prostu okej ;) A Lidl ma cudną podróbkę Kinder Bueno – Bellonę Hazelnut. Tylko się nie pomyl i nie kup Tastino, bo te paluszki są wstrętne jak mało co.
„Przypominało zmutowaną kobiecą pierś wyłaniającą się z prehistorycznego jaja dinozaura” co raz zostało zobaczone nie zostanie odzobaczone. Z tego wynika, z e te jajka najlepiej jeść z zamkniętymi oczami i z lekami obniżającymi poziom glukozy we krwi w pobliżu.
Dobry i sprytny plan.
Dostałyśmy jedno jajo od siostry i całe szczęście, że tylko jedno :P Nie dokończyłyśmy nawet go tylko wyrzuciłyśmy, bo 5 minut wcześniej zjadłyśmy po Milkowej sztuce i różnica była zbyt ogromna (na niekorzyść Lidla oczywiście) :P
Bez przesady z tym wyrzucaniem :P
Ta mazia wygląda na prawdę źle. Chciałam je kupić, ale stwierdziłam że w tej cenie wolę powtórkę z Milką Ei ;)
Podjęłaś dobrą decyzję.
Brzydkie jajo, brzydkie opakowanie, brzydkie sreberko – zgoda, ale czemu się nazwy czepiasz? Biedne jajca! ; ) Ja tam wolę brak finezji w wykonaniu Favoriny, niż np. dziwaczne opisy lodów Oreo czy Daim.
To już inny kaliber zdziwaczenia producenckiego :P
Miałam je brać w przypływie świątecznej chcicy na wszystko z motywem Wielkanocnym, ale się powstrzymałam…widzę, że dobrze zrobiłam ;)
I tak pewnie za rok kupisz :D
Nie…obie recenzja zdecydowanie mnie zniechęciły :D
Opakowanie stworzone niby z takiej samej makulatur, a to jednak M. wygląda estetyczniej. Nawet gdyby jajka były dostępne osobno, nie kupiłbym ich. Ok.. może wtedy tak ;) Przyznam jednak, że środek wygląda fajnie. Przynajmniej te „pełniejsze pół”.
Na sztuki to i ja może bym za rok kupiła ponownie, ale tylko dla sprawdzenia, czy producent poprawił jakość.
Zauważyłam ostatnio (no, może nie ostatnio, a już dość dawno), że producentom się wydaje, że cukier jest kluczem do sukcesu. Chyba, że chcą, żeby cały świat umarł na miażdżycę, ale wtedy już nie będzie kogo tym karmić.
Dokładnie. Czasem dochodzę do tego samego wniosku, który niestety jest przykry.
W tym roku sa pyszne, mocno mleczne To milka jest przeslodzona ale jak się patrzy tylko na firmę…
Zdecydowanie patrzę tylko na firmę, dlatego wszystkie Milki mają u mnie 6 chi, a pozostałe produkty 1, góra 2 chi :)