Kilka miesięcy po Wielkanocy, a na blogu wciąż świątecznie i jajecznie, pisankowo. Nie martwcie się jednak, to już przedostatnia taka recenzja w bieżącym roku. Dziś pragnę zaprezentować mikroskopijne jajeczko w uroczym sreberku, które otrzymałam od mojej najmłodszej siostry. Chciała mi dać dwa, ale nie miałam serca okradać dziecka ze słodyczy, poza tym uznałam, że jedna sztuka wyeliminuje przymus pisania recenzji. Płonne nadzieje! Kiedy nadszedł dzień degustacji, nie tylko zrobiłam zdjęcia – niby na wszelki wypadek – ale również sporządziłam notatki. Kogo ja chciałam oszukać? Już od dawna nie potrafię jeść nowych, nieznanych mi dotąd słodyczy wyłącznie dla siebie, bez myślenia o blogu i publikacji tekstu.
Kinder Eggs Hazelnut
Jajeczko może i było małe, za to – jak już wspomniałam – bardzo urocze. Producent nie przekombinował szaty graficznej, nie sięgnął po żadne dziwne wzory ani kolory, jak Favorina w jajkach mlecznych i kakaowych. Dzięki temu wyglądało schludnie, oszczędnie, ale kusząco, a przede wszystkim ładniej od swojego kuzyna z klasycznej serii Kinder – jajeczek Schoko-Bons – których ze względu na twardość nie lubię.
Sztuka Eggs pachniała cudnie. Mlecznie, słodziutko, dziecięco. Pod cienką warstwą mlecznej czekolady znajdowała się równie cienka czekolada biała, pod nią chrupiący wafelek, serce produktu zaś stanowiło jednolite orzechowe nadzienie, którego było naprawdę dużo. Co najważniejsze, nadzienie owo pachniało jak Ferrero Rocher i Kinder Bueno razem wzięte.
Czekolada, choć pozornie cieniutka, okazała się dość gruba, przynajmniej jak na takiego malucha. W smaku wyraziście słodka, typowo kinderkowa. Skrywający się pod nią wafelek był typu opłatkowego, nie miał własnego smaku, po prostu stanowił urozmaicenie konsystencji. Krem z kolei… ach! Był gęsty, niemalże nutellowy, mocno orzechowy – smakował orzechami laskowymi – i słodziutki.
W całości sztuka Kinder Eggs wypadła bardzo dobrze, no ale właśnie, była to zaledwie sztuka. Nie potrafię powiedzieć, czy zjedzenie połowy opakowania doprowadziłoby mnie do zasłodzenia, ani też czy nie pojawiłyby się jakieś posmaki bądź powikłania (np. mdłości od cukru). Na tę chwilę mogę jedynie zgłosić sprzeciw wobec zbyt grubej jak na tak mały rozmiar czekolady oraz przypomnieć, że mimo wszystko jest to cukierek, a więc nie moja bajka. Kinder Eggs są smaczne, ale na pewno nigdy ich sobie nie kupię.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Miło z Twojej siostry – tak niewielka słodycz ale dana z serca rośnie do ogromnej wielkości ;) Dobrze, że w kremie rzeczywiście czuć orzechy – takie kremy potrafią smakować tłuszczem, cukrem i niczym poza tym ;/
Zjadłam wyraz…. Chciałam napisać „Miło ze strony Twojej siostry” – przepraszam :)
Spoko :) Nie wiem, czy w większej liczbie sztuk nie byłoby cukrrru.
Myślę, że po połowie opakowania mogłoby być zasłodzenie, ale… to w sumie jajka dla dzieci, a dzieciaki chyba lubią bardzo słodkie rzeczy, cukier. Oczywiście nie uważam za dobre karmienie ich nimi, no ale lubią.
Myślałam mimo wszystko, że Kinder na wyższą ocenę wyciągnie, mimo że cukierek. Swoją drogą… taak, ocenianie czegoś, co nie jest Twoją / moją bajką. Skąd ja to znam? I ten dylemat, co tu do cholery wystawić. Niby coś nie pasuje, ale do zarzucenia zbyt wiele nie ma. :P
Ja też nie uważam tego za dobre, bo wychodzi za drogo. Lepiej kupić im torbę cukru w Tesco i niech się cieszą :D
Kurczę,takie małe a cieszy XD Tylko masz racje,ze za małe .I nigdy na takir bezsmakowe opłatki nie patrzyłam jak na ,,urozmaicenie konsystencji,,dobrze zauważyłaś ;)
Każdego dnia się czegoś uczymy ;>
Jestem pewna, że by mi smakowały :D
Tych jajeczek nie kupowałam, ale mam Ferrero eggs Hazelnut i myślę, że to coś bardzo podobnego – wydaje mi się, że są trochę większe niż te, czekolada je oblewająca jest bardziej w stylu czekolady z Ferrero Rocher, a wnętrze mniej gęste, wręcz lekko płyne, w smaku identyczne jak wnętrze kinder bueno. Jednak równie dobrze mogą to być te same jajka tylko trochę inaczej je odbieramy:P
Inne jest na pewno to, że czekolada Ferrero = mleczna, czekolada Ferrero Kinder = mleczno-biała. Reszta pewnie the same, ewentualnie Kinder ma więcej cukru.
Jajka totalnie nie moja bajka, choć jak ciocia przywiezie z Włoch taką mieszankę mlecznych, deserowych i gorzkich z ala 'pralinowym’ wnętrzem (jak Lindtorki, tylko bez kostki masła w środku) to normą staje się garść takich po obiedzie (są wielkości paznokcia u kciuka) :P Jeszcze nie deser, bo na taki później przychodzi pora, no ale kto by takie maleństwa liczył :D
Kurczę, aż takie małe to przesada :/
Prostota górą, jajo wyglądające jak jajo, a nie pierś pomazana przez chirurga :D Podziwiam, że wzięłaś tylko jedno. Jako najmłodsza siostra pewnie wzięłabym wszytko co mi oferują
Gdyby dawali całe opakowanie, to może bym wzięła (bo do zdjęć), ale jedno a dwa to żadna różnica, już lepiej zostawić dziecku :P
Ja pewnie byłabym zachwycona. :D Chociaż też wolałabym mniej czekolady, więcej kremu. Jednak fakt, że to czekolada ferrero to nie mam co narzekać. Ja w odróżnieniu od Ciebie takie cuksy bardzo lubię. W minioną Wielkanoc zaopatrzyłam się w produkty Milki ale pewnie następnym razem skuszę się własnie na te.
Albo na te i na te, bo po co się ograniczać? ;)
Taaa. Tylko że moja mama/siostra etc. nie kupi opakowania i nie odstąpi mi kilku sztuk tylko ja muszę kupić całe… ;-)
Zmolestujesz tatę i Ci kupi na mikołaja :)
*_* chcę tego spróbować! :)
Musisz kupić cały wór :P
Po opisie stwierdzam, że zjem każdą ilość :D
W przeciwieństwie do wczorajszych te bym chętnie zjadła. Pamiętam, że bardzo mi smakowały jak je jadłam wieki temu. W tym roku niestety ich nie widziałam.
Wczorajsze lepsze, kup tamte ]:->
,,Kiedy nadszedł dzień degustacji, nie tylko zrobiłam zdjęcia – niby na wszelki wypadek – ale również sporządziłam notatki. Kogo ja chciałam oszukać? Już od dawna nie potrafię jeść nowych, nieznanych mi dotąd słodyczy wyłącznie dla siebie, bez myślenia o blogu i publikacji tekstu.” Skąd ja to znam… Niestety, obecnie cierpię na brak dobrej baterii do aparatu, a więc tym samym na brak aparatu. Takie uziemienie. Na szczęście, robienie zdjęć ,,nadto” się opłaca.
Spróbuj skosztować Schoko Bons wiosną lub latem, ewentualnie jesienią. Wtedy rozpływają się w ustach. Pyyyycha.
Nazwałabym go raczej praliną, a grubość czekolady pewnie by mi odpowiadała. Za rok ich oszukam dokładniej. :D
Taak, nadmiar się przydaje. Z drugiej strony… od rozpoczęcia remontu niczego nowego nie napisałam i mam ponad trzydzieści plików z notatkami. Niepublikowanych, ale gotowych wpisów nie liczę.
ależ ono smakowicie wygląda!
I jest smakowite, ale też bez fajerwerków :)
O! I takie mini jajeczko już jest w naszym guście :D Chętnie byśmy się do niego dobrały ale jednak musiałybyśmy mieć ze dwa takie, bo aż żal jedno dzielić :P
No to z Anitą worek na spółkę i będzie git.
Ja je bardzo dobrze wspominam, chyba dałam im nawet 8 punktów ;)
Tobie wszystkie te małe jajeczkowe Ferrero i Milki smakowały, zapamiętałam :)
Po poprzedniczkach, tj. poprzednikach, spodziewałem się bomby. Małej, owalnej bomby. Stopniowanie, budowanie emocji. Takie tam szmery-bajery. Cena jajeczek była wybitnie nieświęteczna. Daleka od spokoju ducha w portfelu, dlatego je ominąłem. W sumie cieszę się. Kasę wydałem pewne na coś innego, może i gorszego, ale przynajmniej wiem, że aż tak wiele nie straciłem. Rogu nie urywa ;)
Rogu nie urywa – podoba mi się to stwierdzenie :)