Mars, Maltesers MaltEaster

Wreszcie poznam smak i konsystencję słynnych Maltesers! Kupię wielkanocne zajączki i będę miała fantazyjne batoniki pełne charakterystycznego dla czerwonego produktu MARSa słodkiego pumeksu! Zgadza się? Phi, płonne nadzieje. Jeszcze w domu wpisałam nazwę podpatrzonego w gazetce Tesco słodycza i zorientowałam się, że to coś zupełnie innego. Że pod mleczną czekoladą skrywa się krem, a w nim jakieś tam drobne chrupacze – może pumeksowe, a może nie. I że nabywając go, nie zbliżę się nawet o krok do poznania klasycznych kulek Maltesers, tak jak nie udało mi się to podczas testowania wersji pitnej. Byłam trochę zawiedziona, fakt ów jednak nie zniechęcił mnie do zakupu aż dwóch długouchów.

Mars, Maltesers MaltEaster (1)

Maltesers MaltEaster

Przyniosłam do domu moje amerykańskie zajączki, jak zwykle usadowiłam się na łóżku i zabrałam do degustacji. Rzuciłam jeszcze okiem na tył opakowania, gdzie znalazłam opis: baton z czekolady mlecznej z słodowym nadzieniem (31%) i chrupiącymi kawałkami (5,5%). Momentalnie opadły mi ręce. Kolejna wielka gafa człowieka, który odpowiada za tłumaczenie (w oryginale: malt filling and honeycombed pieces). Czy przełożenie paru słów z języka angielskiego na polski to naprawdę aż tak wielki trud intelektualny, że nie sposób mu podołać? Po pierwsze: baton nie jest z czekolady mlecznej, bo jeszcze z innych składników. Może on być co najwyżej z czekoladą mleczną. Po drugie: przed przymiotnikiem słodowy nie stawia się pojedynczego z, ale ze. Ze słodowym, panie tłumaczu, ze słodowym. Po trzecie: słodowym? Serio? Po czwarte: chrupiącymi kawałkami – fajnie, ale czego? Po piąte: pozdrawiam.

Mars, Maltesers MaltEaster (4)

Pomimo okropnego tłumaczenia oraz niezbyt ciekawego składu, zajączki MaltEaster prezentowały się przepięknie. Miały ciekawe i oryginalne kształty, wyraźnie zarysowane kontury. Nie były okrągłe ani oklepane, raczej takie… współczesne. W przekroju raczyły oko jasnym kremem i licznymi wtopionymi w niego pumeksowymi kuleczkami. Batona z nadzieniem honeycombed jadłam raz – Crunchie, który przyjechał do mnie z Wielkiej Brytanii – ale mi nie smakował. Był zbyt miodowy. Tu jednak dodatek odznaczał się białawym kolorem, przez co sądziłam, że będzie szedł w stronę bezy.

Mars, Maltesers MaltEaster (5)

Zapach Maltesers MaltEaster stanowił esencję bardzo mlecznej i słodziutkiej, pysznej czekolady. Co ciekawe, owej czekolady w batonie wcale nie było tak dużo. Okazała się cienka, a przez wysoką majową temperaturę miękka i lepka. W smaku odpowiadała zapachowi: była słodziutka, mleczna i świąteczna. W konsystencji gęsta i bagienkowa, cudowna. Honeycombed pieces – tak, jak się spodziewałam – nie były ani okropnie miodowe, ani pumeksowe w nieprzyjemny sposób (nie przypominały wspomnianego już Crunchie). Okazały się bezowe i urocze. Rozczarowanie niestety stanowił krem, który je otaczał. W konsystencji był miękki i zacny, ale jest smak… Nie, tu nie było mowy o żadnym smaku. Krem ów był żaden.

Mars, Maltesers MaltEaster (6)

W całokształcie wyszło… nieźle. Mogło być odrobinę lepiej, ale mogło być też dużo gorzej. Konsystencji Maltesers MaltEaster nie mam do zarzucenia nic – było miękko, delikatnie i bagienkowo. Kawałki miodowych bez przyjemnie chrupały, nie wchodząc w zęby. Słodycz też nie była przesadna, mimo iż na pierwszym miejscu w składzie znalazł się cukier. Szkoda mi jedynie (i aż) serca produktu – kremu – który mógł… który miał być cudownie karmelowy albo orzechowy, a zamiast tego był żaden.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Mars, Maltesers MaltEaster (3)

29 myśli na temat “Mars, Maltesers MaltEaster

  1. Mam nadzieję, ze pan tłumacz przeczyta Twoją recenzję i będzie większą uwagę przykładał do swojej pracy a producenci opakowania poprawią owe pomyłki :)

    Szkoda, że krem wyszedł nijaki… swoją drogą to sztuka zrobić słodycz, czy inny produkt, który smakuje „niczym”, jest żaden. Nawet nieuk i beztalencie kulinarne potrafi „stworzyć” jakiś smak – czasem bywa on okropny ale jakiś smak jest… a tutaj mamy krem, którego smak był żaden. Wielka sztuka :P

  2. Jeden z ulubionych słodyczy mojej mamy to właśnie Maltesers,takie tez kupiliśmy-i bardzo mi smakowało,choć masz racje,krem taki bezpłciowy XDd

  3. „Chrupiące kawałki to chrupiące kawałki, na uj wnikać” – mam wrażenie, że takim tokiem myślenia poszedł tłumacz składu.
    Zawartość królika mnie zaskoczyła. Jak go zobaczyłam spodziewałam się tego pumeksu, a nie kremu. To tak jakby dostać Snickersa bez orzechów.

  4. Firmy produkujące żywność powinny Cię zatrudniać do tłumaczenia składów :) Ja już się nauczyłam, że lepiej czytać oryginalne napisy (jeśli są po angielsku oczywiście :P), bo tak to może nas spotkać nie zawsze miła niespodzianka :D

    A co do Maltesers, to taki zajączek był chyba w zestawie z dużym jajkiem wielkanocnym w Tesco – chociaż nie jestem pewna czy był identyczny, bo średnio je pamiętam, ale tak mi się kojarzy ;) A jeśli chodzi ogólnie o Maltesers to najbardziej mi smakowały zwykłe białe kulki, ale w Polsce ich jeszcze nigdzie nie widziałam :/

    1. Niestety jeszcze nie wiem, który produkt Maltesers smakuje mi najbardziej, ale na pewno w końcu posiądę tę wiedzę :)

      1. Ja jadłam tylko duże jajo, jakiegoś zajączka i kulki w 2 kolorach – więcej nie jadłam albo nie pamiętam, więc też chyba nie mogę się wypowiadać :D

    1. „Jeszcze w domu wpisałam nazwę podpatrzonego w gazetce Tesco słodycza”! Ale on był w okolicach Wielkanocy, więc szukaj za rok ;)

  5. Kulek do bez, nigdy bym ich nie porównywał. Teraz się zastanawiam czy słusznie. Dla mnie są zbyt twarde i za mało ciamkowate by je takimi nazwać. Przynajmniej w kulkach, bo kłólika nigdy nie jadłem. Za młodszego M uznawałem za piedestał. Teraz dupa zrobiła się coraz bardziej wybredna. Nie oznacza to jednak, że bym nie przekąsił kilkunastu sztuk. Bo zając, bo m. bo chrupie, bo słodkie…

    Tak jak kulki Marsa, tak królik M. nie doścignie oryginału. Tak mi się zdaje. To do nich jesteśmy przyzwyczajeni, więc punkt wyjścia (porównawczy) jest mocno zakorzeniony.

    1. Dupa zrobiła się wybredna :D Co komentarz, to perełka. Muszę zacząć je zapisywać, potem Ci podeślę i zrobisz własną edycję niedzielnych wpisów niespożywczych.

  6. Maltesersy to jedne z fajniejszych słodyczy, kulki szybko znikały, gdy je jadłam. :DDD
    A na króliczka w okresie wielkanocnym nie trafiłam ani razu. ;/ A szkoda, bo pewnie bym wzięła.

  7. Oj jadła bym ze smakiem:) . Kuleczki tej marki bardzo lubię a ostatnio miałam też krem do smarowania pycha:)

  8. Pierwsze zdanie – znam to… parę miesięcy temu po jednej kulce byłam w szoku, jak ludzie mogą to jeść.
    Tu przynajmniej był krem, a nie pumeks.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.