Ponieważ długo nie publikowałam recenzji produktów Wedla i część z was mogła zapomnieć, poza tym istnieje szansa, że pojawił się tu ktoś nowy (witam Cię!), pragnę przypomnieć, iż mimo panującej w blogosferze zgrozy na myśl o smaku wyrobów tego producenta, ja bardzo cenię sobie jego słodycze. Batony, czekolady, cia… nie, ciastek chyba jeszcze nie jadłam. W każdym razie to, czego od czasu do czasu zdarza mi się próbować, zawsze spełnia moje oczekiwania i sprawia mi radość (liczoną w pieskach od czterech w górę). Do tej serii podchodzić nie zamierzałam, bo wszystkie tabliczki – Tiramisu, Creme Brulee, Brownie, Panna Cotta – jadłam w wersjach mlecznych, jednakże tak się złożyło, że któregoś dnia wariant z malinami w ciemnej czekoladzie sam wpadł mi w ręce. Mogłam go oddać zakochanej w Wedlu mamie, ale spójrzmy prawdzie w oczy: czy naprawdę mogłabym przepuścić okazję zaprezentowania na blogu czegoś nowego?
Gorzka Panna Cotta
Dzisiejszą bohaterkę przywiozłam do domu z biura portalu dlaLejdis, do którego już dotarła w formie lekko nieforemnej. Innymi słowy: była nie tylko połamana, ale i częściowo pokruszona (dlaczego ludzie obchodzą się z czekoladami tak brutalnie?!). Jej szata graficzna wskazywała na Wedla nowej generacji, a więc z kostkami-kapslami, których niestety nie lubię. Z tyłu opakowania wyczytałam, że 100 g produktu dostarcza jedynie 501 jednostek biodrowych, a zwartość kakao wynosi minimum 50%, więc czekolada jest tak gorzka, jak słodki jest miód z mojego ucha (serialowy Amerykanin powiedziałby: bitter my ass!). Ponadto w środku podstępnie ukryły się maliny, do których mój stosunek jest, delikatnie mówiąc, chłodny.
Nie zamierzałam jednak zbyt długo narzekać, zwłaszcza że przytoczony we wstępie baton naprawdę mi smakował. Wyciągnięta z opakowania czekolada, a raczej połamane i zmęczone życiem monstrum, pachniała słodko-kwaśnymi galaretkami, choć niekoniecznie malinowymi, równie dobrze mógł to być każdy gatunek czerwonych owoców, na przykład porzeczka. Kto zaś śledzi mojego bloga uważnie, ten wie, że aromat ów bardzo lubię (kto nie wiedział, właśnie się dowiedział).
Gorzka Deserowa czekolada była – wedle przewidywań – przede wszystkim słodka, dopiero potem kakaowa. Tworzyła delikatne bagienko, choć nie tak dobrze, jak jej czysto mleczna kuzynka. Była gęsta i przyjemna, znajdowała się na granicy proszkowatości, nie miała jednak nic wspólnego z plastikowością ani plastelinowością, które sporo osób jej zarzuca (więcej nawet: w kwestii ciemnej czekolady Milka i Wawel powinny się od Wedla uczyć!). Skrywający się wewnątrz kostek biały krem również okazał się delikatnie proszkowaty, a do tego zwarty i tłusty. W smaku ani mleczny, ani waniliowy, ani śmietankowy. O smaku panna cotty – ni mniej, ni więcej. Ewentualnie z lekko migdałową nutą.
Kropką nad i w prezentowanej wedlowskiej kompozycji miał być malinowy dżemik, w konsystencji bardzo rzadki, w smaku zaś słodki i rzeczywiście wyraźnie malinowy. Co więcej, malinowy w sposób dla mnie akceptowalny, gdyż nie dodano do niego morderczych pesteczek. Poza słodyczą żelkowy dżemik zawierał kwaśnawą nutę, która dodawała mu pazura. Całość wyszła mocno owocowa, malinowa w ciekawy, gumodożuciowy sposób, wyraźnie słodka – jak na gorzką zdecydowanie nazbyt – i niemalże bagienkowa (ale jeszcze nie). Miłośnikom Wedla zdecydowanie ją polecam.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Wielkim miłośnikiem Wedla nie jestem, ale złowrogo nastawiona do ich czekolad także nie, jednak czekolad z dżemem sama z siebie nie kupuję. Ale wygląda bardzo smacznie, zwłaszcza w przekroju, w którym tego dżemu nie widać :P
Nie mów, Mleczna Truskawkowa jest rewelacyjna!
Mnie nie zachwyca, ale nie mogę powiedzieć, że bym nie zjadła gdybym miała :D
Nie jestem miłośniczka Wedla,ale pamietam,ze w wersji mlecznej ta czeko mi smakowała .Gorzkiej w sumie tez mogłabym spróbować…i chyba tak zrobię,jak porecenzuje to co mam Xd
Deserowej. A ile jeszcze masz? :)
Oj,wszystkie batony ze współprac od ZmianZmian i bombusa,surową czekoladę,dużo słodyczy które dostałam od Gosi…trochę tego jest ;p
Same zdrowe, kup jakiegoś dziada :P
Wedel…. jestem zdecydowanie na NIE bez próbowania :P
Szkoda!
Ciastek Wedla nie jadłaś? Nigdy? Nawet Delicji? (no dobra, właściwie nie pamiętam już jak te ciacha z firmy do firmy przechodziły, bo nigdy ich nie lubiłam, więc jak się trzachnęłam, to pomiń głupie pytanie :>).
Wierzę, że miałabym po niej mniejszą traumę niż po mlecznej, po której chyba bym umarła. A może po tej umarłabym mniej? Nie wiem, wolę żadnej nie próbować.
Wydaje mi się, że jadłam Delicje, jak nie były wedlowskie, ale może okłamałam wszystich.
Dobra, nieważne, ja już sama nie wiem, haha.
Wprawdzie gorzka wersja creme brulee koszmarnie zła nie była to jednak wole z własnej kieszeni nie wykładać na kolejne tabliczki Wedla (oprócz Karmellove, na te mogę wydawać)
Karmellove powtórzyłam raz – nie żałuję :)
Wersja mleczna w wersji dużej była dla mnie – jak na Wedel naprawdę miłym zaskoczeniem. Wersja kieszonkowa była licha niesamowicie. Gorzkiej wersji nie lubię i tylko naprawdę wybitne nadzienie jest mi w stanie to wynagrodzić, a to takie nie jest. Zwłaszcza, że jako fanka tego deseru jakim jest panna cotta co nie powinno nikogo dziwić ze względu na moje uwielbienie do wszelakich śmietanowych smaków to tym bardziej smuci mnie, że jest to ,,takie se”. Zjeść zjem ale nie zacznę po niej nagle skakać ze szczęścia i … tęczą. :D
A czym się różni baton od dużej? ;> Inne proporcje wpłynęły na aż tak znaczące pogorszenie smaku?
a dlaczego blogosfera generalnie nie lubi tego producenta? coś mi chyba umknęło?
Nie wiem, nie znam powodu. Poodwiedzaj przez miesiąc recenzenckie blogi i sama zauważysz :)
Jadłam ją. A właściwie to nie ją, a jej mleczną wersję w formie batonika. Leżał przy kasach to się skusiłam. Całkiem w porządku, ale piekielnie słodki. Może wersja w gorzkiej czekoladzie byłaby pod tym względem znośniejsza. Ładne są te kosteczki, niestandardowe.
Spróbowałam mlecznej wersji, była taka sobie i na tą się już nie skuszę. Nie moje smaki.
Pozdrawiam.
Mamy zupełnie inne odczucia.
Kiedyś, kiedyś jadłyśmy wersję mleczną i średnio nam do gustu przypadła zwłaszcza, że jej smaku już nie pamiętamy xD Gorzką mogłybyśmy po kostce spróbować ;)
Kostce… no ok, obiecuję się do tego przyzwyczaić :P
Dlaczego blogerzy nie lubią Wedla? :o Ja uwielbiam tę firmę, mam do niej ogromny sentyment jeszcze z dzieciństwa <3 Chociaż chyba jestem trochę do tył€ z ich produktami, bo nie próbowałam praktycznie żadnej z tych ich najnowszych smaków, tej prezentowanej tutaj też nie. Chyba trzeba nadrobić!
Ty jesteś nowa, jeszcze nie dorwał Cię szpon nienawiści. Poczekaj, z czasem zgorzkniejesz ]:->
Totalnie nie jestem fanką tego smaku i nie kupuję nawet,creme brulee jadłam i mi smakowała:)
CB to jedna z moich ulubionych od Wedla, otarła się o unicorna. Szkoda, że nie ma batonów.
Jako że ciemna Creme Brulee była dla mnie miłym zaskoczeniem, to tej też bym mogła spróbować, chociażby z uwagi na 'kolor’ otoczki – nie, nie była jakoś pyszna ale teraz lepiej mi się kojarzy niż klasyczna mleczna :>
No i opakowanie bardzo mi się podoba :)
Ciemnej CB mogłabym spróbować, chociaż i tak z góry wiem, że nie pobije mlecznej.
Złe miałam z nią doświadczenia ;) Ta seria to po prostu pomyłka.
Nie zgadzam się. Reese’s to pomyłka :P
Wraz ze zmianą szaty graficznej opakowań Wedela w 2020 roku, zmianie uległy również czekolady tiramisu, creme bruleé oraz panna cotta – zmienił się ich kształt na ten klasyczny.
Dzięki za info :) Nie przepadam za Wedlem i ogólnie rozstałam się z tabliczkami czekolad, więc nie przewiduję testów. Moooże kieeedyś.
Ale tylko gorzkie zmieniły wygląd – mleczne zachowały poprzedni kształt.