Ritter Sport, Vanilla Chai Latte

Przygodę ze spożywanymi w kwietniu Ritterami zakończyłam drugą zimową limitką, mianowicie korzenną Vanilla Chai Latte. Już w chwili zakupu wymagałam od niej dużo więcej niż od Nuss-Kipferl, a kiedy okazało się, że orzechowo-ciasteczkowy wariant jest ohydną i bezczelną powtórką z Haselnuss-Cookies, całą moją nadzieję na dobry smak przelałam na dzisiejszą bohaterkę. Chciałam nawet napisać, że gdyby okazała się zła, nie kupiłabym już żadnej tabliczki niemieckiego producenta, ale nie ma sensu oszukiwać ani was, ani siebie samej. Skądinąd w takich chwilach grożenia zawsze przypomina mi się jedna z kart popularnej gry towarzyskiej Flirt, na której było napisane: Nie strasz, nie strasz, bo się…

Ritter Sport, Vanilla Chai Latte (1)

Vanilla Chai Latte

Już szata graficzna Nuss-Kipferl zdobyła moje uznanie, ale dopiero patrząc na Vanilla Chai Latte, dostrzegłam mistrzostwo dobrego smaku i bogactwo detali. Otóż herbatę z mlekiem i przyprawami korzennymi producent mógł „wlać” do jakiegokolwiek kubka i machnąć ręką na atrakcyjność wizualną. Tymczasem szklanka z białymi ornamentami wyszła mu tak uroczo, że miałam ochotę wyciągnąć rękę i po nią sięgnąć. Kto wie, może gdyby plastik był portalem do teleportacji, wypiłabym korzenną herbatę zamiast jeść Rittera? (Niedoczekanie, zawsze będę wolała produkt stały niż ciecz… Jak to w ogóle brzmi).

Ritter Sport, Vanilla Chai Latte (3)

Zanim zabrałam się za degustację, rzuciłam okiem na tył opakowania. Tam znalazłam opis zawierający podejrzane ekstrakty przypraw oraz niezbyt przyjazny organizmowi spis surowców, z cukrem i tłuszczem palmowym na czele. Kiedy zaczęłam czytać dalej, zorientowałam się, że tłuszczu w ogóle jest niesympatycznie dużo i występuje pod wieloma postaciami, zupełnie jakby tabliczka Vanilla Chai Latte nie składała się z niczego innego. Zdecydowanie lepiej prezentował się zapach, który był intensywny i jednoznacznie korzenny, ale nie jak pieczone jesienią ciasteczka, raczej jak Chai Tea Latte ze Starbucksa (smakowo polecam, choć do tego napoju trzeba mieć zdrowy żołądek). Z jednej strony apetyczny, z drugiej zaś przesadny, przez co nieco sztuczny, wręcz karykaturalny.

Ritter Sport, Vanilla Chai Latte (4)

Podobnie jak poprzednia zimowa limitka, Vanilla Chai Latte miała więcej czekolady niż kremu. Czekolada owa była standardowo miękka, gęsta i bagienkowa, w smaku mleczna i słodka niczym pure sugar (aż drapała w gardle). Krem z kolei okazał się dość twardy i proszkowaty, a jednocześnie bardzo tłusty i intensywnie korzenny. Czułam cynamon, imbir… i to by było na tyle, bo pozostałych przypraw nie nauczyłam się rozpoznawać. Jestem jednak pewna, że ich również nie zabrakło.

Ritter Sport, Vanilla Chai Latte (5)

Tabliczka rokowała dobrze. Pachniała jak herbata z mlekiem i przyprawami korzennymi, tyle że jej aromat był podkręcony do kwadratu. Smakowała nieźle, ale – ponownie – zaledwie nieźle. Najbardziej przeszkadzała mi obezwładniająca cukrowość, która ukręciła łebki przyprawom korzennym. Gdyby wyjąć ze środka krem i posmarować nim lekkie pszenne herbatniki typu hitowego lub wtłoczyć go do rurek waflowych, mogłoby wyjść coś naprawdę pysznego. Ba, jestem o tym przekonana! I teraz najważniejsze: mimo iż pod koniec degustacji chciałam przyznać Vanilla Chai Latte pięć meksykańskich psiaków, w chwili pisania recenzji czuję dyskomfort. Tyle samo dostał Joghurt, do którego mogłabym w przyszłości wrócić, natomiast po dzisiejszą bohaterkę więcej nie sięgnę. Stąd pozwoliłam sobie zmienić decyzję i ocena spada do 4 chi ze wstążką.

skalachi_4Ocena: 4 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Ritter Sport, Vanilla Chai Latte (2)

34 myśli na temat “Ritter Sport, Vanilla Chai Latte

  1. Czekałam na te recenzje!
    Mi ta tabliczka smakowała akurat,ale skoro tobie niezbyt,to juz nie będziesz kupować Rutterow,dobrze zrozumiałam?
    I czemu na Chai Tea w Starbucksie trzeba mieć zdrowy żołądek? :o

    1. Nie, nie, nie. Smakowała mi, tylko bez oczekiwanego szału :) Co zaś się tyczy niekupowania, napisałam we wstępie, że tak sobie tylko mówiłam, w ramach obrazy na Rittera. Wygrażanie wygrażaniem, a i tak było wiadomo, że kupię.

        1. Przepraszam, kompletnie nie zauważyłam Twojego pytania! Jak się dowiedziałam, że mam chory żołądek, odpadły mi coroczne alkoholowe andrzejki , więc umówiłyśmy się z dziewczynami do Stb. Kawa też odpadła, bo drażni równie mocno, co alkohol, więc wzięłam pyszną korzenną herbatkę. Już podczas przygotowywania jej zobaczyłam, że jest z koncentratu. Na drugi dzień niemal płakałam z bólu. Równie dobrze mogłam wziąć kawę lub %.

  2. Jadłam dwie czekolady tej marki – nie zachwyciły mnie, jedna wręcz obrzydziła i zniechęciła.. więcej tabliczek nie zamierzam kupować ;P

    1. Zawsze to piszesz, postaram się w końcu zapamiętać. Czasem trudno, bo trochę tych ludzików i ich gustów w naszej słodyczowej części blogosfery jest, więc z góry przepraszam za ewentualne gafy.

  3. Świetny pomysł z tym kremem użytym do herbatników, ale to byłby sztos! Jednak faktycznie ze słodką czekoladą to już może być za dużo dobra. Ja lubię słodkie to pewnie bym nie kręciła nosem, ale mimo wszystko jednak cukier z cukrem posypany cukrem nawet dla takiego miłośnika jak ja to może być przesada.

  4. Ja nie miałam zbyt dużych nadziei do tej tabliczki, więc w sumie jak na ostatnie produkty Rittera była całkiem w porządku

  5. Uwielbiam opakowania zimowych Ritterek, są świetne! Przy poprzedniej pisałam o oryginalnym i dziwnym smaku, a teraz jednak zaczęłam się zastanawiać, czy to nie ta taki miała, oczywiście dla mnie. Ogólnie mi smakowała, ale zapomniałam już smaku, więc czekam na zimę, żeby się obkupić :)

  6. Ta mnie w ogóle nie przekonuje, ale jak ją zobaczyłam, to naszła mnie ochota na jakąś mlecznie słodką czekoladę, a żadnej ze sobą nie wzięłam :/
    I pamiętam grę Flirt – kiedyś przez całą wycieczkę w nią graliśmy :D

  7. Faktycznie ta szklanka z herbatą tak ładnie zdobiona wygląda zachęcająco. Czasem mały detal na opakowaniu wiele daje. Bałwanek też zachęcający, choć nieco nie w sezonie ;) O ile herbata z mlekiem to ostatnimi czasy mój przysmak, o tyle nie wiem na ile byłabym przekonana do tych korzennych aromatów. A ten krem z rurkami waflowymi faktycznie mógłby dobrze rokować ;) Tym bardziej, że lubię rurki waflowe.
    Pozdrawiam.

  8. Mnie, jak na Rittera, zaskoczyła bardzo pozytywnie, ale rzeczywiście słodycz jest straszliwa. Tłustość mnie zmęczyła, no ale cóż… już teraz to nawet się nie łudzę, że w tym zimowym sezonie wyjdzie coś lepszego.

  9. Już nawet nie chce mi się narzekać, co się stało z moją sztuką że nie było w niej nawet grama przypraw ;-; Nie pamiętam za to, żeby była tak cukrowa (a może pamięć mam dziurawą). No, jaka by nie była, to ja tak jak Ty nigdy nie powiem kategorycznego NIE Ritterom. Za ładne opakowania mają i zbyt tanie są xD

  10. Też zdarzyło mi się kiedyś jeść, całkiem dobra, bo kocham wszystko, co korzenne. Ale racja, sam cukier. W ogóle ostatnio jakoś tracę przekonanie do słodyczy, częściowo ze względu na Zespół Jelita Drażliwego, a częściowo na… no nie wiem. Wszystko inne. Plastik, olej palmowy, Apokalipsa, Trump itd.

    Ale jedno mam pytanie do Ciebie: co to znaczy, że czekolada jest „bagienkowa”? :D
    Pozdrawiam!

    1. Ja od ponad dwóch lat cierpię na nadżerkowe zapalenie żołądka i dwunastnicy z refluksem, więc pozdrawiam :P Zresztą po takim czasie może już się przerodziło we wrzody, bo objawy nie ustępują.

      Czekolada jest „bagienkowa” wtedy, kiedy rozpuszcza się w ustach na gęstą papkę (bagienko), które rozlewa się po języku. Jedne tabliczki w ogóle się nie rozpuszczają, inne są „wodniste” i szybko znikają, a jeszcze inne są bagienkowe i pozwalają się delektować. Dobrze wyjaśniłam? ;>

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.