Zbliżamy się do końca recenzji produktów otrzymanych w paczce od Szpilki. A może to już jest koniec? Trudno dojść prawdy, kiedy ma się tyle pozycji na słodyczowej liście. Ale do rzeczy. Dzisiejszy wpis poświęcony jest bezglutenowemu batonowi Botak, który na rynku pojawił się w dwóch wersjach: zwykłej kokosowej (cocos) oraz wzbogaconej o ananasa (tropic). Mnie trafiła się ta druga, wobec czego miałam stawić czoła nie tylko morderczym i memłającym się wiórkom, ale i kandyzowanym owocom, których nienawidzę równie mocno. Zapowiadała się degustacja pełna niezapomnianych wrażeń.
Botak tropic
Ponieważ przed przystąpieniem do degustacji zawsze ważę słodycze, w recenzjach często daję upust zachwytowi, jak to w zwykłej cenie udało mi się posiąść parę – czasem paręnaście! – dodatkowych gramów. Tym razem, co zdarza się niezwykle rzadko, było odwrotnie. Zamiast gwarantowanych 40 g, Botak uparcie wykazywał na wadze jedynie 38. Niby nic, ale jak każdego klienta skroi się na takim niczym – lub niewydanym w markecie groszu – w końcu w kieszeni zaczyna ciążyć całkiem pokaźna sumka.
Batonowi stawiłam czoła w pierwszej połowie lipca, tuż przed rozpoczęciem remontu i przeprowadzką do przyjaciół. Z racji tego, że wakacje oznaczają lato, a lato to jeden wielki upał, czekolada na Botaku bezlitośnie się topiła, zostając na palcach i oblepiając usta. Szczęściem w nieszczęściu była przyzwoita grubość polewy, a także fakt, że smakowała jak bardzo słodka i bardzo mleczna, ale prawdziwa czekolada. Albo zawierała w sobie nutkę alkoholu, albo przebijał przez nią kokosowy rdzeń.
Zapach odnotowany przed rozpoczęciem jedzenia był miły i kuszący, łączył esencje trzech tworów: mlecznej czekolady, kokosa i soczystych owoców (egzotycznych). Mniej kuszący, a wręcz okrutny, był skład batona. Jeśli nazwanie go bezglutenowym miało wpłynąć na zakwalifikowanie do działu zdrowych słodyczy, to niestety, mission failed*. Zacna za to była konsystencja, dzięki której – w połączeniu z wysoką temperaturą otoczenia – baton przypominał czekoladowo-kokosową pastę, z której w ramach zabawy jedzeniem można byłoby uturlać kulkę. Był miękki niczym Milky Way, gęsty, cudownie soczysty.
Podczas konsumpcji szybko odkryłam, że stres związany z memłającymi się wiórkami kokosowymi zelżał. Wredni bohaterowie co prawda chrzęścili pod zębem, ale nie zbijali się w buzi w kulę, ani też jej nie zapychali. Towarzyszyły im kawałki ananasa, od których oczekiwałam przyzwoitej konsystencji, zamiast niej otrzymałam jednak nazbyt gęste galaretki o bardzo sztucznym, acz ananasowym smaku. Gdzieś w tle wciąż przewijała się sympatyczna alkoholowa – ściślej: likierowa – nuta, a także druga, jabłkowo-cynamonowa, którą wyczuła również Szpilka. I było bardzo słodko. Mimo iż w całokształcie baton okazał się w porządku, jestem przekonana, że gdyby wywalić z niego egzotyczny owoc egzotyczną żelkę, wypadłby zdecydowanie lepiej. Chciałam przyznać mu 4 chi, ale z racji tego, że w blogosferze zawieszono na nim zdecydowanie za dużo psów, ocenę podniosłam o wstążkę.
* Mimo iż chciałabym, aby mission była failed, okazała się completed. Najwyraźniej bezglutenowość wystarczyła, by batona umieścić w działach ze zdrową żywnością, chociażby w Tesco.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Nie widziałam ich u siebie – do mojego miasta jeszcze nie dotarły ale i tak niczego nie tracę.. Likierowa nuta i sztuczny ananasowy smak spisuje go na straty :P
Już od jakiegoś czasu w sklepach leżą, więc może po prostu nie zwróciłaś uwagi.
Moje miasto jest nieco „zacofane” jeśli chodzi o nowosci spożywcze :P
Nie podoba mi się opakowanie, ale to dobrze, bo nigdy na pewno bym się nie skusiła. Blee, sztuczny ananas… Tak uwielbiam świeże, że wszelkie sztuczne, z puszki (czy nawet jakieś kandyzowane) mi nie podchodzą.
A ja toleruję tylko z puszki! Świeży to zło, za dużo włókien wdzierających się między zęby i za dużo kombinowania przy uzdatnianiu go do spożycia.
Ananas i kokos to połączenie, którego nie znoszę, więc jak dla mnie nazwa batona powinna brzmieć BoNie. Przy tym opakowanie również nie zachwyca.
Piona! Chyba, że to drink pinacolada z kokosowym malibu. wtedy nie odmówię hihi…
Od razu pomyślałam o Pina Coladzie. Jeśli czoko jej nie lubi, nie jest człowiekiem :P
Takich batonów nie cierpię, bo zawsze są takie zbite, polane czymś co ma robić za czekoladę, a w środku jeszcze większa zagadka jakby producenci stawiali nam wyzwanie – zgadnij kotku co mam w środku. Taki baton zazwyczaj wydaje mi się robiony na szybkiego bez konkretnego pomysłu – napakujemy ile się da, damy cukier i wszyscy będą zadowoleni. Cieszę się, że ten jednak do nich nie należy i jednak ma charakter, jakikolwiek. Mnie jednak i tak by nie smakował z prostego powodu – przypomina mi Bonty. Bounty, którego nienawidzę. Naprawdę nie jestem w stanie zjeść choćby kawałka tego batona. Te zbite wiórki w środku… niczym lukier, a fe.
Haha, widząc co jest bohaterem WIEDZIAŁAM ZNOWU, że to musi być od Szpilki, a sama w życiu byś tego nie kupiła. :D Ale wiesz co? Podobają mi się takie recenzje. Bo to zawsze dla testerów wychodzenie poza jakiś schemat i poznawanie czegoś nowego, przekonywanie się (lub nie) do smaków, do których są nieprzyzwyczajeni. Powinnaś częściej robić takie wymiany. Ty powinnaś testować no name, a Szpileczka np. jakieś wykokszone czekolady.
Dobry pomysł :D
Nie wiedziałam ich u siebie, ale zważywszy na nuty jakie wyczułaś wiem, że baton nie jest dla mnie, chociaż wygląda apetycznie :D
Dla mnie do powtórki też nie, chyba że kiedyś tam w ramach spontanicznego zakupu. Ale nie jest zły, to najważniejsze.
Z doświadczenia wiem (pracuję w sklepie ze zdrową żywnością), że ludzie, którzy kupują u mnie słodycze pozbawieni są wszelkich wyrzutów sumienia po skonsumowaniu danej słodkości. Pomimo, że skład czasami nie zachwyca, a na opakowaniu pojawia się informacja, że produkt jest bez cukru. Ludzie go kupują bez spoglądania na skład. bo przecież „jest bez cukru”…
Potwierdzam, widzę to u mojej mamy ;)
Wiem, że gdyby ten baton był w wersji tylko z kokosem byłby nudny i oklepany. Ale cóż ja poradzę, że ananas by mi tu chyba zepsuł całą radochę ;) Mam ostatnio „fazę” wyłącznie na kokosowe smaki.
Inna sprawa, że te działy „eco, bio, org” w hipermarketach to porażka. Ja już wolę iść do jakiegoś bio marketu (zdrowa żywność) – przynajmniej tam są kompetentne panie od swojej „działki” i nie ma tyle syfu w składach.
Pozdrawiam.
Wczytaj się w treść, jest i czysto kokosowy ;)
Nie wiem jak chce Ci się ważyć tak wiele produktów po otwarciu… Denerwuje mnie jak nawet nie spytają czy mogą być winna tego parszywego grosika, ale czasami odpuszczam, bo już naprawdę nie mam na to siły. Nigdy nie spotkałam zbierających się w kulkę wiórek kokosowych w ustach.
Miałam domysły bliskie prawdy odnośnie wyglądu i smaku. Kusiła mnie tylko ta ,,limitowana edycja”, która najwidoczniej została na stałe. Przypomina mi trochę Bounty.
A cóż to za wysiłek? Słodycze otwieram w kuchni, gdzie przy okazji stoi waga, więc nawet specjalnie nie muszę się nachodzić ;)
Miałyśmy się za niego wziąć ale mało pozytywne recenzje w sieci nas skutecznie zniechęciły. Nie wiemy… jakoś nadal specjalnie nas nie kusi ale skoro dałyśmy się namówić na Snickersa white to może i ten nam w łapki kiedyś wleci :P
Ten jest tysiąc… MILION razy lepszy od Snickersa White!
Mam w zapasach wersję zwykłą kokosową, ciekawa jestem jej smaku :D
O, chętnie przeczytam recenzję :)
Meh, źle go wspominam :D
Ja wprost przeciwnie :)
Nie moja bajka kurcze jakaś marudna ze mnie,ale batoniki ostatnio mnie odpychają.
;)