Powrót do domu i konieczność przestawienia się z trybu wakacyjnego na tryb gotowości do działania wiąże się z ponownym rozważaniem niedokończonych spraw, przejrzeniem kalendarza, zaplanowaniem najważniejszych rzeczy oraz ułożeniem ich w logicznej kolejności. Przynajmniej tak to wygląda u człowieka chorobliwie zorganizowanego, który nie potrafi rzucić się na wiatr i czekać, co mu los przyniesie. W moim przypadku powrót obejmował między innymi półgodzinne zasępienie się nad kalendarzykiem recenzji, w którym końcówka sierpnia, wrzesień i następujące po nim miesiące świeciły bielą pustych okienek. Tyle notatek, tyle nienapisanych tekstów, a tak mało czasu. Do tego kilka współprac, które nie mogą czekać, bo zawód drugiej strony jest gorszy od przykrego komentarza. Na szczęście wystarczyło pół godziny, żeby sprawy mądrze rozplanować, a tworzenie tekstów rozłożyć w czasie. Mało tego, wszystko zorganizowałam tak, że produkty zjedzone w domu przed wakacjami (1), w domu po wakacjach (2) oraz zakupione w trakcie pobytu u przyjaciół (3) będą się przeplatać. Trzy czasy, dwa miejsca – recenzencki warkocz.
Dziś druga część warkocza, czyli produkt zjedzony w domu, ale już po remoncie (w czasie teraźniejszym). Otrzymałam go wraz z resztą bezglutenowych pyszności na początku wakacji od sklepu internetowego Kuchnie Świata. W lipcu zaprezentowałam pierwszy produkt – Corn Flakes – później musiałam zrobić przerwę, a teraz wracam pełna energii, z pustym żołądkiem i roztańczonymi kubkami smakowymi.
Chocolate O’s
Po otrzymaniu paczki ułożyłam sobie w głowie kolejność jedzenia produktów, jednak po powrocie do domu wszystko się zmieniło. No, może nie wszystko, ale jedno na pewno – moje podejście. Nie zmuszam się już do wyjadania słodyczy podług dat ważności, a jeśli danego dnia nie mam ochoty na nic, po prostu nie jem (choć trzeba przyznać, często się to nie zdarza). Na drugi dzień ochota wraca, a ja idę do dużego pokoju i buszuję w jednym z kartonów (nadal nie mam mebli), by wygrzebać z niego coś zdatnego do spożycia. I tak oto pewnego piątku odkopałam Chocolate O’s, które są bezglutenowym odpowiednikiem Oreo. Nawiązuje do nich zresztą nie tylko wygląd markiz, ale i nazwa: Oreo… Oreos… O’s.
Kartonik posiada charakterystyczną dla produktów Schara kolorystykę, w oko wpada nam więc morze żółtości w kilku odcieniach, na której migoczą czerwone elementy. Jest zrobiony z przyzwoitego i twardego materiału, ryzyko zgniecenia ciastek zostaje zminimalizowane (nawet gdybyśmy wrzucili produkt do walizki, a na niej usiadłby słoń, i tak pozostałyby nietknięte). Dodatkowo markizy zabezpiecza plastik, który upodabnia je do czekoladek z bombonierki – coś pięknego! Jest ich wewnątrz szesnaście sztuk, które ważą łącznie 165 g i dostarczają około 500 jednostek biodrowych w każdych stu, czyli minimalnie więcej niż Oreo. (W rzeczywistości jedno ciastko pokazuje na wadze 11 g).
Markizy składają się z grubego kakaowego herbatnika i równie grubego mlecznego kremu. Co ciekawe, na pierwszym miejscu w składzie występuje właśnie krem – oznacza to, że stanowi największą część produktu. Herbatnik jest ciężki, zwarty, nie posiada herbowych zdobień, co uznałam za ogromny plus. Każda firma, kopiując Oreo, stara się zrobić produkt niemal identyczny z oryginałem, Schar zaś wykazał się inwencją własną, stosując wypukło-wklęsłą mozaikę. Wzór ów przypomina skórę człowieka, który nieopatrznie zasnął z twarzą na szorstkim kocu lub swetrze. Ponadto herbatnik jest łatwo odkręcalny.
Ciastka pachną… dziwnie. W pierwszej chwili kakaowo, ale zaraz potem plastikowo. Jestem pewna, że skądś znam ów zapach, nie potrafię sobie jednak przypomnieć skąd. Nie oznacza to oczywiście, że śmierdzą lub są odpychające. W pewnym sensie podejrzany aromat pociąga i jest apetyczny. Zgrywa się z nim smak herbatnika, który okazuje się intensywnie kakaowy, gorzkawy, lekko kwaśny – Oreo powinny się od niego uczyć! W konsystencji jest niemożliwie kruchy, wypełniony nielicznymi twardymi punkcikami, po rozgryzieniu nieco mączny, jak każdy produkt Schara. Nie znalazłam w nim ani ziarnistości, ani kryształków cukru.
Zgoła inaczej w kwestii aromatu przedstawia się krem, on bowiem nie pachnie niczym. Na herbatnik został położony grubą warstwą, odznacza się śnieżnobiałym kolorem i brakiem widocznych gołym okiem ziarnistości. Ponieważ nie przepadam za mlecznym kremem z ciastek typu Oreo – a szczególnie z oryginału – nie liczyłam na żadne cuda. Wszystko zmieniło się w chwili spoczęcia pierwszej tury na kubkach smakowych. Nie poczułam żadnej mleczności ani śmietankowości, a tym bardziej żadnego cukrowego bezsmaku. Uraczyło mnie za to… sto procent białej czekolady! Słodkiej na idealnym poziomie, waniliowej, kremowej, gęstej i tłuściutkiej. Nieco rzadszej od wersji tabliczkowej, a jednak nieprzyzwoicie do niej podobnej. Na dodatek była to nie jakaś tam dyskontowa biała czekolada, od której robi się mdło i niedobrze, ale taka, do której się wraca i podaje za wzorzec białoczekoladowości.
Recenzja rozciągnęła się jak nigdy dotąd. Powodem tego jest unikalność ciastek O’s i zaskoczenie, w jakie mnie wprawiły. Niby zwykła podróbka Oreo, a jednak produkt zupełnie inny. Gorzko-kwaśny i wyraziście kakaowy w herbatniku, białoczekoladowy w nadzieniu. Sądzę, że gdyby Schar właśnie tak opisał swój czarno-biały skarb – jako z kremem o smaku białej czekolady – zyskałby więcej klientów, a i informacja byłaby bliższa prawdzie. Markizy można jeść na sucho, można też moczyć je w gorącym napoju (kawie: normalnej lub zbożowej, herbacie, mleku). W tym drugim sposobie stają się miękkie i aksamitne, a po zniknięciu zostawiają jedynie wyrazistą kakaowość i lekką mączność. Słodycz nieco się wzmaga, ale bez przesady, nadal jest na akceptowalnym poziomie. Choć nie uważam się za fankę Oreo, O’s są lepsze i od nich, i od Hitów Twist Black & White, i od innych próbowanych dotąd produktów Schara. Są doskonałe w swojej kategorii.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Kuchni Świata,
lub odwiedź sklep internetowy)
Na brak organizacji chyba nie możesz narzekać :) Poradziłaś sobie bardo sprawnie ;)
Ciasteczka… Oreo mi nie smakowało (tylko herbatnik był ok) i ciasteczka oreo podobne jakoś też mnie nie interesują a takich ciasteczek jest dość sporo (Lidl, Biedronka i inne…. ):P
Żadne nie są tak dobre, przysięgam!
Muszę ich spróbować :D
Koniecznie!
Wyglądają całkiem ok, ale na listę „kupić” i tak nie wciągnę. :> Już pomijając, że nigdzie bym u siebie ich nie dostała.
On-line, babo, on-line :P
Tych ciastek akurat nie widziałam wśród innych produktów tej firmy. Sp[odziewałam się bezsmakowego kremu a tu niespodzianka, jednak można zrobić niby-oreo z dobrym białym kremem.
Podziwiam organizację. Ja ostatnio idę na żywioł i nic nie planuje.
Żywioł to nie dla mnie, umarłabym.
Nie jestem fanką markiz, ale ta goryczka i kwaśność sugeruje, że to może być coś naprawdę dobrego. Produkt mi wprawdzie nieznany. Jednak czasem warto skusić się na coś nietypowego, co wydaje nam się na pierwszy rzut oka takie sobie, a potem – kto wie – może zostać naszym małym ulubieńcem. Fajnie, że samo ciasto jest kruche, a nie np. gumiste :)
Pozdrawiam.
Fajnie, że fajnie :)
Brzmi pysznie, a szczególnie podoba mi się łatwoodkręcalność ciastek – bardzo nie lubię, jak fragmenty skruszków zostają w kremie – dla osoby jedzącej warstwami nie jest to pożądany widok ;)
Tak, znam to uczucie :D
Wyglądają ładnie, no właśnie kiedyś była reklama oreo i dziecko maczało ciasto w mleku. Ogólnie czasem lubię zamoczyć w herbacie . jestem ciekawa tych ciasteczek ja tak jaki i Ty nie jestem zbyt wielką fanką oreo, za to moja kuzynka dostaje pypcia na puncie oreo
Nienawidzę tej reklamy!
Haha, jak fajnie że mam dostęp do Kuchni Świata :D Co prawda jeszcze nie spojrzałam na cenę, ale te markizy brzmią tak przepysznie że nie poczuję spełnienia dopóki któregoś dnia się po nie nie wybiorę. Gorzko-kwaśny herbatnik i biała czekolada.. Biorę w ciemno :33
Cieszę się i polecam :)
Musimy przyznać, że nas teraz zmobilizowałaś do kupienia tych ciastek, bo nie ukrywamy, że od jakiegoś już czasu patrząc na nie podczas zakupów mówimy sobie „kiedyś je kupimy” :D Też nie przepadamy za kremem w oryginalnych Oreo dlatego ta wersja nadzienia jakby z białej czekolady bardzo do nas przemawia :)
Na bank zmoczyłybyśmy je herbatą <3
Dajcie znać, jak kupicie i zjecie :)
Jestem zaskoczona tak pozytywną recenzją i jeszcze bardziej zaskoczona tym, że autentycznie mam ochotę je kupić (mimo, że pewnie kosztuję miliony monet).
Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać i zeżarłam całe opakowanie :(
No przestań, Twoje ciastka przecież! :)
Niby tak, ale wypadałoby być sympatyczniejszym i się podzielić :P Moja papa jest zbyt samolubna, gdy coś jej wybitnie posmakuje. Muszę nad nią popracować.
:O jako bezglutenowiec powinnam je spróbować, ale zawsze sie obawiałam tego smaku sztuczności i chemii bo „bezglutenowe” teraz powinnam żałować :D chociaż bialej czekolady nie lubie :o
Trudno zrozumieć komentarz bez jakiejkolwiek interpunkcji, ale chyba wychwyciłam sens :P
Widziałam je gdzieś, ale nie brałam, bo liczyłam na coś podobnego do typowych oreo, dodatkowo w gorszej wersji. Jednak recenzja mnie zaskoczyła i może któregoś dnia się skuszę.
Nie pożałujesz, nigdy w to nie uwierzę :)
Jakie lipne, takie pospolite, takie banalne. A jakoś, kuźwa, wszyscy chcą je podrabiać. Oreo to ciastek nad ciasteczkami!
Tak zupełnie serio, to nie kupiłbym ich w sklepie. I to nawet nie przez cenę, a przez to, że potraktowałbym je jako zwykłe krakersy. Jeeeeeednak, gdy zaczęłaś porównywać środek do czegoś innego niż 95% „z kremowym nadzieniem”, to już sam nie wiem. Jeden, no góra trzy, takie słupki bym przyjął.
Fajna sprawa. Dla bezglutenowców, to istne idiotazemniebowydajecalakasenaslodycze.
Och, skusiłeś się na recenzję :D To już trzeci sposób dręczenia Cię. 1. Foty na Insta, 2. Filmiki na YT, 3. Recenzje podobnej do tej ;>