Madison, Coated Wafer with peanut filling

Jak wspomniałam w recenzji Peanut Wafer with milk chocoate, w Kauflandzie do koszyka zapakowałam dwa różne wafelki. Oba wyszły spod skrzydeł marketowej marki Madison, oba też posiadały krem o smaku fistaszkowym. Pierwszy powstał na podobieństwo Grześków, Princess, Prince Polo i tak dalej, drugi Góralków i im podobnych. W obu przypadkach waga została obniżona do ok. 40 g – dla pierwszego wafla do równych czterdziestu, dla drugiego trzydziestu ośmiu – co tym bardziej przekonało mnie do zakupu. Dodatkowymi plusami były: cena (69 gr/sztuka, coś pięknego!), spontaniczność wyboru, zwykłość produktu – albo nawet bezczelna plebejskość – powiew świeżości dla bloga.

Madison, Coated Wafer with peanut filling (2)

Coated Wafer with peanut filling

O szacie graficznej produktów marki Madison wypowiedziałam się już w recenzji przytoczonej we wstępie, skupmy się więc na wyglądzie produktu. Choć kupując słodycz, myślałam o jego podobieństwie do Góralków, po dostrzeżeniu nieidealnie poczekoladowionych brzegów i jasnego, bladego wręcz wafla, nie mogłam nie wzdrygnąć się na myśl o Protein KEXie Vanilla. Gdyby tylko madisonowy wafel był nieco bardziej wypieczony, zaoszczędziłby mi stresów, których kilka dni wcześniej, podczas konsumowania Marco Polo Muuuu!nie miałam wcale. To niesamowite, jak wielkie znaczenie mają detale.

Madison, Coated Wafer with peanut filling (5)

Coated Wafer swoją wyższość względem kuzyna oblanego czekoladą okazał już w przekroju, gdy odsłonił trzy warstwy dużo grubszego i znacznie ciemniejszego kremu, który nareszcie pachniał w stu procentach fistaszkowo. Mało tego, pachniał jak masło orzechowe albo gęsta pasta z bardzo słonych orzechów ziemnych! Był tłusty, lekko ziarnisty. Smakował niespodziewanie słodko, co nie pasowało do aromatu, ale za to cudownie fistaszkowo, z nutką soli. Najlepsze było w nim to, że zawierał drobinki orzechów.

Madison, Coated Wafer with peanut filling (6)

Czekolady na bokach było mało, przez co dzisiejszy bohater wydawał się niskobudżetowy (czyli godny swojej ceny). Przeszła ona kremem, więc nie posiadała smaku własnego – udało mi się odnotować jedynie fakt, że była słodka. Wafel z kolei przypominał cienkie i niskokaloryczne rożki lodowe, które dziś spotyka się coraz rzadziej, bo wypierają je wysokosłodzone i wysokokaloryczne wafle duńskie. Był tak samo kruchy, leciutki i nieinwazyjny dla bioder. Możliwe, że w nim również tkwiła słodycz.

Madison, Coated Wafer with peanut filling (7)

Coated Wafer ważył o dwa gramy mniej od poprzednika, czyli 38 g, ale zawierał dużo więcej kalorii, bo niemal 570 na sto gramów. Na sucho sprawował się cudownie, w herbacie zaś jeszcze lepiej. Smakował intensywnie fistaszkowo i blisko mu było do masła orzechowego, choć zyskałby dzięki podkręceniu słoności, a obniżeniu słodyczy, była ona bowiem okrutna i cukrowa, przez co zdecydowałam się obniżyć ocenę o całego pieska. Jak na produkt marki własnej wafel był rewelacyjny i chętnie kupię go ponownie.

skalachi_5Ocena: 5 chi


Skład i wartości odżywcze:

Madison, Coated Wafer with peanut filling (3)

29 myśli na temat “Madison, Coated Wafer with peanut filling

  1. Jak na taką niską cenę wafel wypadł na prawdę dobrze :) Szkoda że te wafelki są takie blade – przydałoby się im trochę koloru :)

  2. Może kiedyś kupię – jak się nie niego natknę i mi się przypomni :D Wypadałoby w końcu spróbować wafla umoczonego w herbacie ;)

    1. JESZCZE nie próbowałaś? Szybciej zjem jaglankę, niż Ty zamoczysz wafla w herbacie, a to już zasługuje na nagrodę :D

      1. Może w weekend to zrobię, choć ciężko mi przyjdzie zamoczenie suchutkiego i chrupiącego wafelka w cieczy – zdecydowanie wolę suche jedzenie :D No i zwykłej herbaty nie piję – nie wiem czy z zieloną, roiboosem czy czystkiem to będzie to samo, raczej nie :P

        1. Tak, zakładając że nie zapomnę o zdjęciach/nie zdecyduję się na wieczorną degustację kiedy nic nie widać x) Dotyczy to dwóch Peanutów, bo klasyka już zjadłam xD I był raczej słaby, na plus kakaowość, na minus struktura (był jakby stary, bo taki kartonowy?) iplastikowość która na poziomie zapachu się wkradła.

  3. Zawsze wolę wafelki bez polewy czekoladowej – Grześki bez polewy to jest absolutny hit hitów. Dlatego do tego uśmiecham się znacznie szerzej choć i poprzednik mi wpadł w oko. Lekki wafelek, przyjemny wreszcie serio fistaszkowy krem, który mimo, że jest w hojnej ilości to nie sprawia wrażenia zbyt ciężkiego i tłustego. Naprawdę jak będę w Kauflandzie to się za nim rozejrzę. Niestety w Szczecinie go nie uświadczę ale w rodzinnym domu poszukam.

  4. Cudze chwalicie, droższe nie oznacza lepsze… itd. Słodkość podkręca, jak sądzę, wafel. By całość była bardziej słona, musieliby zrezygnować… z wafla. Chyba. Brzydota (też po otworzeniu opakowania) potrafi być piękna ;)

    1. To niestety nadal cudze, ale z resztą się zgadzam. Tak brzydki, że aż piękny. No i najważniejsze: liczy się wnętrze! :D

  5. Z daleka sam wafelek z czekoladowami brzegami kojarzy mi się z Góralkami ;) Ostatnio jednak mam przesyt nadzienia orzechowego (nie sądziłam nawet, że można go nadużyć). Zdecydowanie bardziej skłoniłabym się w stronę mlecznych smaków.
    Ten kalorii ma w opór, ale przecież takich wafelków nie je się na kilogramy, więc można „zaszaleć” ;)
    Pozdrawiam :)

  6. Poprzedni bardziej podobał mi się z wyglądu, ale opakowanie… kurde, w sklepie bym pewnie różnicy nie zauważyła, a z dwóch opisanych pewnie wolałabym bez czekolady, ale w sumie… takie to, że cholera wie. Pewnie żadnego bym nie wolała. :>

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.