Zerwanie z prowadzeniem harmonogramu słodyczowych degustacji ma swoje dobre i złe strony. Dobrą niewątpliwie jest to, że wreszcie mogę jeść produkty, na które mam w danej chwili ochotę. Złą zaś, że jak już przychodzi pora deseru, dostaję kociokwiku i nie wiem, co wybrać. Gdybym miała w domu dwa, czy nawet dziesięć produktów, byłoby prościej. Ponieważ jednak mam nieprzyzwoitą liczbę opakowań ciastek, tabliczek czekolad i słodyczy wszelakich, wyłonienie tego jedynego jest sprawą nadzwyczaj trudną.
Podobnie było owego pamiętnego wieczora, gdy zdecydowałam się otworzyć Biscotti con Cioccolato. Od kilku dni dręczyła mnie myśl, że skoro remont dobiegł końca, a ja wróciłam do domu, będę musiała zabrać się za słodycze otrzymane w ramach współprac. Największy problem miałam z kremem Speculoos, gdyż wahałam się, jak go zjeść. W jogurcie? Z lodami? Na chlebie? Bezczelnie łyżką? Na pozostałe produkty patrzyłam przychylniejszym okiem, wiedząc, że nabranie ochoty jest jedynie kwestią powiedzenia sobie, że mam ochotę. A wówczas ochotę miałam, tylko że na coś niesprecyzowanego, ogólnie czekoladowego. Szatan szeptał mi do ucha, żebym wyzerowała Chocolate O’s, unicorn z kolei podpowiadał, że warto otworzyć nowe opakowanie. W efekcie sprzecznych opinii nie posłuchałam żadnej strony, sięgając po mandarynki. Owoce były wyschnięte i niedobre, na dodatek wcale nie zaspokoiły potrzeby wgryzienia się w kawał czekolady. I znów zaczęło się krążenie sępa wokół padliny. Otwierałam puszki i patrzyłam głupim wzrokiem na zbiory. Nie, nie, nie, to też nie. Ponieważ dobiegała 23:00, przetransportowałam się do drugiego pokoju i zaatakowałam jeden ze stojących wszędzie kartonów, by tam złowić coś lepszego. Trafiłam na herbatniki w czekoladzie – bingo! Zagotowałam wodę na Inkę i udałam się do pokoju celem zniszczenia przeciwnika.
Biscotti con Cioccolato
Zanim pierwszy herbatnik zniknął w czeluściach mojej paszczy, przyjrzałam się uważniej opakowaniu. Niby ten sam żółty kolor, czerwone na nim elementy i standardowa szata graficzna, ale wszystko jakby nowsze, poddane transformacji. W pamięci miałam inne opakowanie Biscotti con Cioccolato, a wyszukiwarka Google szybko potwierdziła przypuszczenia, że trafiła mi się nowa, odświeżona wersja. Umieszczona z tyłu tabela wartości odżywczych uśmiechała się do mnie piękną liczbą 489 jednostek biodrowych, a opis poświadczył, iż mam do czynienia z produktem oblanym czekoladą gorzką, która tym razem zawiera aż 60% kakao, a nie 50%, jak w Quadritos. Nadal nie jest to twór prawdziwie gorzki, miło jednak przeczytać o zwiększeniu masy kakaowej, która wreszcie przebiła się przez cukier i stanęła na pierwszym miejscu składu.
Podobnie do Chocolate O’s, herbatniki zostały umieszczone w ciemnobrązowym bombonierkowym plastiku, który miał zapobiec ich uszkodzeniu. Nie do końca spełnił swą rolę, na tafli bowiem pojawiły się pęknięcia, ale były one delikatne i odpowiadały pęknięciom skał, które i tak przez kolejne miliony lat stoją w jednym kawałku. Na spodzie herbatniki oblane były przyzwoitą warstwą ciemnej czekolady, na wierzchu zaś ozdobiono je połowami słońca w ten sposób, że dwie sztuki położone obok siebie tworzyły obraz. Były bardzo jasne, niemal białe, typowo bezglutenowo-scharowe. Sześć herbatników ważyło 54 g.
Z talerzyka, na którym ułożyłam Biscotti con Cioccolato, dochodził cudowny zapach ciemnej, delikatnie słodkiej i cudownej czekolady, bardzo zbliżony do aromatu Quadritos. Było to coś pomiędzy czystą tabliczką gorzkiej czekolady a ciemną polewą z nienadziewanych pierników. Warstwa, która odpowiadała za ów zapach, była dość gruba, lekko topiła się w palcach. Smakowała kakaowo i słodko zarazem, była pyszna. W konsystencji aksamitna, gęsta i plastelinowa w przystępny sposób. Niestety nie tworzyła bagienka – a jeśli tak, to minimalne – za to znikała bardzo szybko. Herbatnik był grubszy od polewy. Okazał się bardzo kruchy, idealnie twardy i ziarnisty, a raczej mączno-piaszczysty, jak większość bezglutenowych ciastek marki Schar. W smaku był tradycyjny, a więc pszenny, przypominał BeBe. Początkowo wzięłam to za waniliowość, ale nie – był to po prostu smak maślanej pszenności dobrej jakości herbatnika.
W całokształcie ciastka okazały się tworami interesującymi wizualnie, nienagannymi pod względem twardości i chrupkości, nie posiadały nawet cienia zawilgocenia czy nieświeżości. Ciemna czekolada była doskonale wyczuwalna, nie podnosiła jednak słodyczy produktu, dzięki czemu stanowił esencję wyważenia i spokoju. Niby był zwykły, a jednak niezwykły. (Albo po prostu to ja bardzo się stęskniłam za tradycyjnymi słodyczami). W gorącej kawie zbożowej herbatnik rozpuszczał się średnio, czekolada zaś momentalnie, przez co po jednej sztuce zrezygnowałam i wolałam najpierw chrupać, a potem pić. (Skądinąd zabieg ów spowodował, że na rozgrzanych napojem wargach czekolada lepiej się rozpuszczała i zostawiała kakaowe pocałunki). Ponieważ Biscotti con Cioccolato przywiodły mi na myśl ukochane i pałaszowane w czasach gimnazjalno-licealnych Maltanki, nie mogłam wystawić im innej oceny.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Kuchni Świata,
lub odwiedź sklep internetowy)
Pasjonująca historia!A czemu wiec nie robisz juz listy slodyczowej? :D
Oj,takie ciacha to ja lubię!Maltanki z reszta tez bym zjadła,bo nigdy nie jadlam(a sa ponoć w Biedrze XD )
Maltanki to nie to samo co było kiedyś – wedlug mnie są o wiele gorsze… oblane masą czekoladopodobną.. a fe ;/
Zuza: Listę prowadzę nadal, bo bez niej słodyczom mijałyby terminy, a ja bym nawet nie wiedziała. To z harmonogramem skończyłam, a odpowiedź masz we wstępie ;> Wydaje mi się, że dobrze wytłumaczyłam, ale w razie czego dopytuj.
Beata: Maltanki mają polewę czekoladopodobną odkąd poszłam do gimnazjum i zaczęłam je kupować. Wątpię, by kiedykolwiek wcześniej miały prawdziwą czekoladę, ale kłócić się nie będę.
Maltanki…. kiedyś mi smakowały ale to było jeszcze jak były oblane czekoladą a nie masą czekoladopodobną ;/ Cieszę się, że te herbatniki przypadły Ci do gustu i otrzymały tak wysoką ocenę ;) Jak dla mnie trochę za mało wypieczone i za blade ale ratują się smakiem ;)
Recenzowanych herbatników nie jadłam – po Twojej ocenie widać, ze są smaczne ;)
Co do polewy na Maltankach odpisałam wyżej. Naprawdę nie pamiętam, by kiedykolwiek były z prawdziwą czekoladą.
Kiedyś lubiłam wszelkie herbatniki z czekoladą, a dziś mi przypomniałaś, że już wieku ich nie jadłam! Jeej, kiedy to było? Nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć.
Miałam to samo :)
Uwielbiam te ciasteczka także przypominają mi maltanki, które niegdyś kochałam a dziś ze względu na skład nie wzięłabym do ust. Te są w sam raz słodkie i kruche, pychotka :)
I mają 150 g, więc posłużą co najmniej na dwa razy :)
Maltanek nigdy nie jadłam, ale dobrze wpominam lu petitki z czekoladą. Co do tych, to kojarzy mi się, że je jadłam, ale nie jestem pewna. Na pewno zwykłe herbatniki tej firmy próbowałam :)
Petitki mają zupeeeeeeeeeeełnie inną konsystencję. Są lekkie, kruche, puste i paluszkowe.
To nie pozostaje mi nic innego jak zapolować na Maltanki ;)
ooo nie widziałąm tych ciasteczek, jak tak wysoko je oceniasz to sie za nimi rozejrze :)
Polecam i smacznego :)
Pamiętam jak podobne herbatniczki w czekoladzie kupowałyśmy z koleżankami będąc jeszcze w gimnazjum. Uwielbiałyśmy je! Były dostępne w sklepiku szkolnym. Co to była za firma – nie pamiętam, ale były właśnie takie „idealne” kruche, chrupkie, z pyszną czekoladą. Z chęcią bym do nich powróciła, bo nie jadłam już takich słodkości od lat. Pozdrawiam :)
Sądzę, że masz na myśli inną konsystencję, podobną do Petitków.
Recenzja idealna dla mnie. To, że ciastka kocham mówić nie muszę, ale powiem za to, że herbatniki stoją na czele mojej hierarchii. Oczywiście pierwsze są ,,american cookies” za które oddałabym nawet ukochaną parę butów. Potem są właśnie maślane lub herbatniki, a najlepiej połączenie jednego i drugiego – mówię tu o najlepszych na świecie Leibniz. Te te jest mistrzostwo świata i nie jest w stanie mnie od nich oderwać nawet fakt, że paczka ma 160g + często 20g w promocji. Zjem co do okruszyny.
Te wydają mi się zupełnie od nich inne co nie znaczy, że gorsze. Na pewno są solidniejsze, bardziej wypieczone, mniej słodkie i nie są maślane. Niemniej czuję, że mają bardziej subtelny smak , powiedziałabym nieco ,,ambitniejszy” niż po prostu maślane w słodkiej czekoladzie. Super, gdyby nie cena to jestem pewna, że kupowałabym je hurtowo.
No coś Ty! A kapcie z worka?!
Wypieczone? Nie żartuj ;)
Herbatniki z polewą czekoladową to jedna z moich słabości. Akurat w szafce czeka na mnie nieotwarte opakowanie ciastek Krakusa. Maltanki również potrafię szybko pochłonąć o czym niezmiennie przypomina mi rodzina (nikt mi nie powiedział, że ciastka były częścią poczęstunku dla gości, więc winna się nie czuję)
Klasyka :D
To jest produkt którego potrzebuję dokładnie w tej chwili. Za słodko mi na czekoladę (choć już jedną zjadłam xd Crusti Choc z Lydla się poleca, cukrzyca gwarantowana), a mój mózg pomimo obiadu i deseru pozostał w trybie ŻREĆ. Herbatniczki z dobrą, ciemną czekoladą… Ojjj tak, weź, bo mam ciary!
Ja przedwczoraj pierwszy raz w życiu próbowałam Malatanek, zapach fajny ale konsystencja do d… i polewa też słaba jak niezabielana ogórkowa :/
*Maltanek
A czego się spodziewałaś po masie czekoladopodobnej? :D Frykasy to to nie są, ale jak się nie zgryza samej polewy, nie czuć. Albo może to przeze mnie przemawia sentyment ;)
Ja dalej lecę datami ważności, ale ostatnio pozwalam sobie na szalone odstępstwa, na przykład dzisiaj ;)
Ja przeplatam, ale przez to będę jadła trzy czekolady po terminie. Coś za coś :P
Dochodzi godzina 22 i to teraz my mamy ogromną ochotę pochrupać jakieś dobre ciastko :-P taką wersję bezglutenową z chęcią byśmy przygarnęły :-)
Pocieszę Was, że ja jem zawsze po 22 :P
Kociokwik związany z wyborem tego na co mam ochotę – okropność! Ja lecę datą ważności, biorąc pod uwagę 3 rzeczy z najkrótszym terminem i już ten wybór często mnie przerasta: potrafię kilka razy kursować między pokojem a kuchnią podmieniając słodycze.
Maltanki to dla mnie koszmar dzieciństwa, fuj. Te wyglądają podobnie więc mnie nie kuszą. Zdecydowanie wolę herbatniki z mleczną czekoladą.
O nie, zdarzają mi się sytuacje, w których podmieniam. Nienawidzę ich, bo koniec końców i tak zjadam coś, czego wcale nie chciałam. Im dłużej wybieram, tym wybór jest gorszy – to jakaś beznadziejna prawidłowość.
Dokładnie!
Ostatnio ciągle jakiś głos w głowie mówi mi: herbatniki z czekoladą. Wciąż myślę o Petitkach, które są najlepszymi słodyczami tego typu, jaki do tej pory jadłam :)
Dla mnie są trochę za lekkie, tak jak Herbatniki Holenderskie (choć oba produkty w smaku wymiatają). Wolę cięższe ciastka, jak wspomniane Maltanki lub… Digestive <3