Podczas pobytu na Balonowej wzięło mnie na masłoorzechowe smaki. Wszystko zaczęło się od bohatera dzisiejszej recenzji, po zakupie którego uznałam, że: 1) będę musiała wrócić do klasycznej wersji, bo nie jadłam jej od zmiany składu, a przy okazji do białej (a potem raz jeszcze, żeby obie podpiec w piekarniku), 2) skoro już weszłam w jego posiadanie, przydałoby się zapolować na inne słodycze o wysokiej zawartości fistaszków. W związku z punktem drugim udałam się najpierw do Lidla, gdzie porwałam względnie nowego ArcyOrzecha, potem zaś do Kauflandu, by w ramach osłody życia zafundować sobie dwa plebejskie wafle w cenie 69 gr za sztukę: Peanut Wafer with milk chocolate oraz Coated Wafer with peanut filling. Choć te trzy słodycze były dla mnie nowością, Kit Kata Chunky jadłam już wcześniej. Użyte w nim masło nie przekonało mnie, więc po jednej czy dwóch sztukach dałam sobie spokój. Byłam ciekawa, czy po latach coś się zmieniło.
Kit Kat Chunky Peanut Butter
Co ze mnie za fanka Kit Katów, skoro żadnemu nie wystawiłam maksimum chi, a tym bardziej unicorna, wersję Chunky Hazelnut prawie ominęłam, klasyka zaś nie jadłam od… lat? Aż wstyd się przyznawać. Mimo ewidentnych grzechów, gdy ktoś pyta mnie o ulubionego batona, wymieniam właśnie czerwony twór od Nestle. Nie na pierwszym miejscu, bo to zajęte jest przez Snickersa, nie na drugim, tu bowiem postawiłabym 3Bita, ale na trzecim już tak. Klasyczny Kit Kat jest nieidealny – nie lubię kremu znajdującego się między waflami – mimo tego cudowny. Miałam nadzieję, że wersja Peanut Butter mu dorówna.
Bohater dzisiejszej recenzji skrywał się pod ładną i jednoznaczną kolorystycznie szatą graficzną. Po wyjęciu z opakowania pachniał na kilometr, a zapach ten odpowiadał czystemu masłu orzechowemu. Składał się z trzech podłużnych kostek, bogato oblanych mleczną czekoladą Nestle (to moja ulubiona część batonów Kit Kat). Pod nią skrywała się gruba warstwa masła orzechowego, a jeszcze niżej wafelki i dwie smugi cienkiego, przeciętnego smakowo kremu kakaowego.
Ponieważ Kit Katy zjadam w ten sam sposób, co owoce ze skórką, degustację zaczęłam od zgryzienia czekolady, zwłaszcza grubiutkich boków i podstawy. Okazała się cudowna w znajomy sposób, mleczna, słodziutka i bagienkowa. Skrywający się pod nią wafel był korpulentny i zwarty, ale pojedyncze opłatki charakteryzowały się cienkością, chrupkością i słodyczą własną. Kakaowy krem również był słodki, do tego gęsty i proszkowaty, niezbyt smaczny. O wiele lepiej odebrałam serce produktu, czyli warstwę masła orzechowego, która była jednolita, tłuściutka i gęsta, w smaku intensywnie fistaszkowa, słona w odpowiednim stopniu. Szkoda, że nie wzbogacono jej o kawałki orzechów (wielbię crunchy).
Kit Kat Chunky Peanut Butter jednocześnie zachwycił mnie i rozczarował. Zachwycił, ponieważ parę lat temu uznałam go za niejadalną wersję ulubionego batona, rozczarował, bo w całokształcie był nazbyt słodki, przez co po raz kolejny nie mogłam wystawić mu maksimum chi. W warstwie czekolady nie znalazłam żadnych wad, masło orzechowe było przepyszne, a i wafel prezentował się przyzwoicie. Wciąż jednak uważam, że Nestle powinno popracować nad smakiem kakaowego nadzienia.
Za jakiś czas wrócę do klasyka i wersji White, wtedy też zdecyduję, który baton przemawia do mnie najbardziej (podejrzewam, że nie Peanut Butter).
Ocena: 5 chi
Jadłam go ostatnio i mi smakował-na pewno wole go od wersji oryginalnej XD ale białym bym tez nie pogardziła
Ja żadnym bym nie pogardziła ]:->
Kiedyś go kupiłam (potrzebowałam szybkiej dawki cukru), potem kupił mi go szwagier i za drugim razem jadłam go w wersji zmrożonej…. strasznie słodki (dla mnie za słodki) ale smakowo daje radę ;P Pamiętam, że jak byłam mała to w wersji tradycyjnej odpowiadało mi to, że baton jest zbity, twardszy od innych tego typu .. Pamiętam również pierwsza reklama tych batonów (wersja klasyczna) była z jakimś arabem w taksówce ;P
Pamiętam! Chyba… :D
Nie jestem fanką batonów i wafelków,ale tego KitKata bardzo lubię:)
No proszę :)
Jadłam, smakował mi ale należy do grupy słodyczy „nie zjem kolejny raz chyba, że ktoś mi go kupi”.
Hmm, ja na pewno jeszcze go kupię.
Zaczęłam go szukać po tym, jak mi napisałaś, że on jest w Polsce dostępny i kupiłam i czeka w szafce na degustację ;)
Też zawsze najpierw z batonów tego typu zjadam „skórkę” :D
Czekam na opinię w komentarzu, bo na bloga raczej nie wrzucisz.
Uwielbiam kit katy, bo to batony, ale mają w sobie wafelki, które jak wiesz zdecydowanie wolę. Jednak zgadzam się, że chyba 3 bit wygrałby w starciu z bohaterem recenzji. Niemniej kit katy zawsze lubiłam choć muszę przyznać, że to chyba jednak klasyczne wersje – mleczna i biała czekolada smakują mi bardziej niż wariację na jego temat. Double caramel jest bardzo okej, zwłaszcza, że ma dwie wersje dla każdego coś dobrego. Podobnie jak ten, nie mam do czego się właściwie przyczepić, bo masło orzechowe naprawdę nim jest i jest smaczne. Co więcej z przyjemnością zjem je nie raz. Jednak co klasyk to klasyk. Zwłaszcza w białej polewie (a to nowość…). Teraz z kolei mam taką rozkminę – co w nich takiego jest. To tylko wafelek hojnie otulony polewą tworzącą z niego uroczy bloczek bez żadnych dodatków, udziwnień, brokatu i strzelających fajerwerków. Może to jednak właśnie w prostocie tkwi jego urok? Nie wiem sama, ale jakbym stała przed półką z batonami (ale powtarzam, z batonami) to czuję, że właśnie wybrałabym białego kit kata.
Matko, przepraszam za liczne błędy i zdania trochę (no dobra bardzo) chaotyczne, ale wstałam 10 minut temu i jestem ,,przed kawą” :D
To przez falliczny kształt :D
Ja go chyba nie miałam okazji spróbować. A nawet jak próbowałam to uznałam za niewybitnego, bo zupełnie go nie zapamiętałam. Kitkaty lubię tak sobie. Klasyczny jeszcze ok, biały to natomiast mleko w proszku, a ten… trudno powiedzieć. Słodkości z masłem orzechowym lubię, więc kto wie :) Pozdrawiam serdecznie :)
A w białym Snickersie nie ma mleka w proszku? ;>
OMG!
Chcę go, chcę go, chcę go :D
Koniecznie muszę spróbować.
Jeszcze nie próbowałaś? Ojaaaacię.
Pamiętam że mnie pokonał głównie słodyczą z czekolady. Nawet jeśli poza tym jest dobra, ten cukier to przysłonił :P Ale patrząc na to że kiedyś nie cierpiałm ich formy, 7 dla białej wersji to bardzo dobrze. Chyba przypomnę sobie klasyka, bo tego jadłam hoho lata temu :>
Coś czuję, że jadłyśmy klasyka równie dawno.
Jejciu! Ja też dawno go nie jadłam. Tę i białą wersję uwielbiam! :)
A klasyczną? ;>
Ale my go lubimy :D Fakt, mogliby się pokusić o wersję z kawałkami orzechów <3 Do tego czasu zagości u nas ArcyOrzech :D
Ale ArcyOrzech to nie masło, tylko krem. I jest duuuużo słodszy. I bez wafla. W sumie zaskoczyłyście mnie sympatią do obu batonów.
Ale jest z orzechami, które czuć nawet jak się wrzuci kostkę batona do ciepłej owsianki i nam to wystarczy :D
Zrobiłaś mi ochotę. Dopiszę do mojej listy 'ogólnodostępne słodycze do powtórki’, która liczy już jakieś 20 pozycji…
Spoko, moja liczyłaby z 200, gdybym postanowiła ją zrobić :P A tak z innej beczki, zdradź kilka pozycji.
Czułam, że Cię to zainteresuje : >
Kilka pierwszych pozycji: Milky Way Crispy Rolls, Bounty, Góralki, Oreo, Knoppers, Milka Daim Snax.
Znasz mnie lepiej niż własną kieszeń :)
Ja bym kupiła wymienionego Milky Waya (mniam) i Daima, ale zwykłego. A jak już Daima, to i Toblerone – tak w ramach stawiania czoła nielubianemu. Co tam jeszcze masz? :D
Jadłem. Raz albo dwadzieścia siedem. Nie jestem w stanie powiedzieć która z opcji jest tą prawdziwą ;)
Lubię go, jednak szybko się nudzi. Gdyby miał więcej kremu (choć to przeczy naturze KK), byłby lepszy. Nie można zajadać się nim codziennie po sztuce, przez miesiąc.
Na pewno raz!
Chcesz więcej kremu w KK, wpisz w YT 'giant/XXL Kit Kat’ :D
To jest niebo! Najlepszy baton z PB
Oj, nie. Snickersa PB nic nie przebije.
PS Ale że Ty wolisz KK od batonów Reese’s, to jestem w szoku!
Jeju, jak on mi smakował, gdy tylko się pojawił! Jak jakiś rok czy dwa lata temu kupiłam ponownie, wydał mi się paskudny. Ta recenzja mi to wszystko przypomniała. To boli.
To odwrotnie niż u mnie, hehe.