Trzeci produkt ze sklepu internetowego Bliżej Natury i znów nie jest to czekolada, choć tabliczki stanowiły dokładnie połowę zawartości paczki. Cóż… Mawia się, że serce nie sługa, ale jak widać na załączonym obrazku, żołądek i kubki smakowe też nie. Na wszelki wypadek, by nie igrać z uczuciami osób zaangażowanych w związek z tabliczkami wykonanymi na bazie wspaniałych ziaren kakao, kolejny wpis poświęcę już takiemu produktowi, który – miejmy nadzieję – zadowoli ich serca.
Pamirian Mulberry
Bohater dzisiejszej recenzji nie znalazł się na liście produktów, które zamówiłam – dostałam go w niespodziewanym gratisie. Mimo niekończących się zbiorów słodyczy zachomikowanych w domu, przyjęłam go z radością, stanowił bowiem zlepek pożądanych u słodyczy cech. Był mały, szokująco niskokaloryczny (50,4 kcal/100 g, co daje… 10,08 kcal w 20-gramowej sztuce!) i składał się w 100% z morwy, którą kojarzę z przedszkolnym okresem mojego dzieciństwa, wspinaniem się po drzewach i przychodzeniem do domu późnym wieczorem, obowiązkowo z obtartymi i krwawiącymi kolanami oraz brudnymi jak sam szatan ubraniami. Och tak, mała Olesia kochała morwę.
W Pamirian Mulberry owoce morwy zostały wysuszone, sprasowane… i tyle. Przez ten fakt baton nie przypominał niczego, co jadłam do tej pory. Nie był ani jak liofiliblabla Fruppy, ani tym bardziej jak raw bary. Przypominał twardą gumę, którą przy trochę większym wysiłku można było pociągnąć jak glinę znajdującą się w ostatnim stadium zasychania. Tak zmasakrowany baton tracił swój pierwotny wygląd tabliczki czekolady wyposażonej w urocze kosteczki – lub bloku skoszonej trawy – a zaczynał przypominać rzeźbę z kolekcji sztuki współczesnej, wykonaną przez szalonego artystę, który wcześniej upalił się suszoną morwą. (Zanim posądzicie mnie o bajkopisarstwo, spójrzcie na ostatnie zdjęcie).
Jeśli jesteście w stanie przywoływać dowolne zapachy, spróbujcie wyobrazić sobie wnętrze apteki. Jesteście tam? Czujecie wyraziście słodki, z jednej strony odpychający, a z drugiej pociągający zapach ziołowych tabletek na kaszel? Ziołowo-cukrowych syropów? Lizaków stojących blisko kasy, bo przecież nawet do apteki ciągnie się za sobą dzieciaki? Jeśli tak, to już niemal wiecie, jak pachnie Pamirian Mulberry. Teraz dodajcie do tego suszone, słodko-gorzkie goji i jesteśmy w domu.
Po wyciągnięciu z opakowania baton lepił się do palców i błyszczał niczym posypany diamencikami. Smakował zupełnie tak, jak pachniał, tylko bez niemożliwej do zaakceptowana goryczy goji. W pierwszej kolejności kubki smakowe atakował cukier, potem cukier, następnie cukier i dopiero wtedy smak suszonych owoców, który przypisałabym raczej daktylom.
W strukturze Pamirian Mulberry był twardy, gumowaty i niejednolity, bo wypełniony miniaturowymi pesteczkami. Najgorsza była wymieniona jako pierwsza twardość, ale byłabym ją w stanie znieść, gdyby nie ogólna słodycz produktu. Jeśli narzekacie na Milkę, Cadbury i Nestle, odpuśćcie sobie degustację dzisiejszego bohatera – to worek białego cukru zamknięty w 20-gramowej bryłce. Jeśli jednak czujecie się na siłach, by stawić czoła fruktozowemu potworowi i poznać jeden z najbardziej nietypowych zdrowych słodyczy… cóż, chyba macie o jedną pozycję więcej na liście must try.
Ocena: 2 chi ze wstążką
(za smak przyznałabym 3 chi, ale ta słodycz…)
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Bliżej Natury,
lub odwiedź: fanpage FB, Instagram)
Mi jakoś nie podchodzą takie słodkości.
Szkoda.
Trzy razy nie,dziękujemy :p
Mnie co prawda nie da sie zasłodzić,ale nie chce tego próbować XD
A morwę jadłaś? Lubisz?
Chyba nie chciałabym go spróbować, a po tej recenzji tylko się w tym utwierdziłam :D
Znałaś go wcześniej?
Coś czuję, że by mi smakował, tym bardziej że suszoną morwę uwielbiam, podobnie jak zapach apteki :) Ale na ostatnim zdjęciu wygląda jakby doznał porażenia spastycznego :D
No i wynalazłam mały błąd, a raczej literówkę – na koniec 3 akapitu chyba powinno być posądzicie ;)
Dzięki za czujne oko ;*
już wolę samą morwę suszoną, batonik jadłam ale o dziwo mojego serca nie podbił :)
Nigdy nie jadłam samej suszonej morwy. Bardzo słodka?
biała tak, czarna raczej kwaśna :)
Może pomyliłaś z oliwkami? :D
hahaha nie no :d mam paczkę w domu i jest taka kwaskowata jak jeżyna coś :)
Może Ci mąż w nocy podmienił na oliwki, a Ty nawet nie wiesz.
Nie jadłam ani batona ani morwy, więc nie wiem czy by mi posmakował ale pewnie zasodził :P
Że nie jadłaś morwy, to mnie dziwi.
Ha, a ja morwy nie lubię. Przypomina mi rodzynki, które wywołują u mnie odruch wymiotny. Nie nie nie. To zdecydowanie nie dla mnie.
Ey, ale morwa ma wszystko inne od rodzynek! Smak, konsystencję, wygląd, zapach… Nie pisz tak nawet, bo przyjadę i Cię nią nakarmię!
Na tego batona czaimy się od jakiegoś czasu, bo jest dostępny w Delikatesach T&J ale jego cena jest za duża :/ Uwielbiamy morwę i fakt jest ona nawet bardziej słodka niż daktyle, dlatego zostaniemy przy zwykłych suszonych morwach a formę batonika sobie podarujemy ;)
Ile kosztuje? Ja nigdy nie zwróciłam na niego uwagi, ale – wiadomo – preferuję inne działy w sklepach ]:->
Batonik może bym i zjadła, ale tylko w towarzystwie gorzkiej kawy i zdecydowanie nie pod wieczór.
Ja niestety wszystko wsuwam wieczorem, a kawy pić nie mogę.
Nigdy nie jadłam świeżej morwy, ale suszoną bardzo lubię :) I tak chciałabym go spróbowac :D
Koniecznie poszukaj drzewa ze świeżymi owocami. Niebo a ziemia.
Uwielbiam morwę i najpierw aż podskoczyłam czytając wstęp, ale potem… Eh, jednak znowu produkt nie dla mnie.
Kup czekoladę z morwą i się ciesz :P
Kupię! :D Tylko na promocje czekam. I na miejsce w szufladzie.
Nic prostszego – kup dodatkową szufladę, a najlepiej całą szafkę.
MHM.
Czyli wygląd dykty i smak cukru. Chyba nie.
Nie zniechęcaj się. Haps i do przodu!
Wygląda bardzo przyjaźnie. :)
Jest przyjazny i kulturalny – nawet drzwi kobietom otwiera, choć z racji rozmiaru ma niewiele sił :D