Poprzednia recenzja produktu MaxSport nieco się rozciągnęła, za co przepraszam. Jeśli nie przeczytaliście jej w całości, nie będę się gniewać. Potrzebowałam wyrazić pozytywne zaskoczenie rewelacyjnym smakiem i konsystencją ciastek marki, wobec której nie żywiłam ciepłych uczuć, i to się udało. Po raz kolejny doszłam do wniosku, że życie potrafi nieźle zaskoczyć, a ja lubię być zaskakiwana. No, od czasu do czasu.
Protein Cake Cocoa & Coconut
Pora na drugi i ostatni wariant Protein Cake, czyli mieszankę kakao i kokosa. Zanim zatarłam ręce i popuściłam wodze fantazji, przezornie zajrzałam do składu, czy nie czyha tam na mnie olej kokosowy. A ponieważ nie czyhał ani nie dybał na moje życie, odetchnęłam z ulgą. Skądinąd na prezentowaną wersję rzuciłam się dwa dni po degustacji kuzyna Milky, bo nie potrafiłam się opanować.
Zewnętrzna warstwa ciastka była ciemniejsza niż u poprzednika, ale nic w tym dziwnego, w końcu tytułowe kakao zobowiązuje. Znów tkwiły w niej drobinki, tym razem czarne, bo pod postacią nasion chia. Nadzienie posiadało szarawy kolor, było go cudownie dużo (choć podobno zajmowało jedynie 40%). Całokształt – kolorystyka, kształt oraz wielkość – sprawił, że nie mogłam nie skojarzyć Protein Cake z wigilijnymi pasztecikami. Złudzenie burzył jedynie aromat, który w stu procentach odpowiadał kremowi z wafelków grześków sprzedawanych na wagę lub oryginału bez czekolady. Nie będę pisać, jak bardzo mnie to ucieszyło. Wystarczy, że wspomnę, iż Grześki bez polewy otrzymały unicorna smaku.
W dotyku ciastko było twarde, lecz wiedziałam już, że to tylko pozór. Jak na proteinowy i bezglutenowy twór przystało, w ustach rozpadało się na piasek (ale nie na proszek, to zupełnie inna struktura). Kiedy znikało w przełyku, na języku pozostawały okrągłe, puste w środku i strzelające chia, pod wpływem śliny okrywające się delikatnym śluzem, zupełnie jak siemię lniane. Słodycz produktu okazała się niska, rewelacyjna. Delikatnie słodzikowa, ale z naciskiem na delikatnie.
Nadzienie znów było na pozór suche i chałwowe, ale w ustach prezentowało swe wyważone natłuszczenie. Posiadało jedynie zalążek smaku, stanowiąc tło dla warstwy zewnętrznej, która smakowała tak samo, jak pachniała, a więc intensywnie kakaowym i obłędnym kremem z Grześków bez czekolady. Trochę szkoda, że zabrakło w nim kokosowości. (Inna rzecz, że moim zdaniem w Protein Cake w ogóle nie było kokosa).
Tak jak wersja poprzednia, prezentowane dziś ciastka są proteinowe i nie posiadają glutenu, wzbogacono je za to zarówno o cukier, jak i substancje słodzące. W składzie występują wiórki kokosowe, jest ich jednak zaledwie 2,2%, a podczas jedzenia i tak zupełnie znikają. Królem kompozycji okazało się kakao, które pochodzi z warstwy zewnętrznej, krem zaś smaku nie posiada. Konsystencje są idealne, podobnie jak poziom słodyczy. Delikatna gorycz miesza się z cukrem i sprawia kubkom smakowym radość. Nie widzę elementu, do którego mogłabym się poważnie przyczepić. MaxSporcie, zaskakujesz! Dobra Smaczna robota.
Ocena: 6 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Biozony,
lub wejdź do sklepu internetowego)
I kolejny, który już znowu niezbyt mnie ciekawi. A może nawet odrzuca. Wolałabym dużo wiórek, bo krem bez smaku skutecznie odstrasza i nawet kakao nie pomaga.
Wiórków*. Ja zdecydowani NIE :D
Trochę paszteciki trochę taki ala Fig Bar,…. może i by mi posmakował jesli jest mało słodki ;)
Jest umiarkowanie słodki i pyszny :)
Wygląda i brzmi bardzo smacznie, ale i tak go raczej nie zjem :D
Zjem zatem za Ciebie!
Już myślałam, że napiszę ; „o! Spróbowałabym”, ale tak zobaczyłam to słowo 'coconut’ i jakoś mi ochota przeszła.
Nie przekonuje mnie nawet to, że brak tu kokosowości. xd Próbowałam kiedyś wafli ryżowych, w których kokos(wiórki?) też miał z 2% w składzie – a i tak dziada wyczułam. :D – Żeby nie było, nie była to siła podświadomości, bo po spróbowaniu coś zaczęło mi zgrzytać i sprawdziłam skład, a że podała je akurat babcia, to wcześniej go nie widziałam. xd
Wiesz… ja przecież też nienawidzę wiórków i czuję dziadów na kilometr :)
To faktycznie wygląda jak pasztet po przekroju. Do tego pełnoziarnista (barwiona) buła i fotka gotowa. Choć powłoczka nie jest chrupiąca a bardziej taka rozklapciała.
Eee, brakuje ogórka lub sałaty.
Wypada dobrze choć i tak najpierw chciałybyśmy spróbować poprzedniego :P
A ja prędzej zrobiłabym powtórkę tego, co raczej nie jest zaskoczeniem :P
Wygląd nadzienia mnie zainteresował, jednak jeszcze nie na tyle żebym leciała po niego do sklepu.
Rozumię.