Jak zdradziłam w opublikowanej niedawno recenzji Rawnello Łatwy orzech do zgryzienia, do zaprezentowania zostały mi jeszcze dwa warianty surowych pralinek: Migdały pod palmą oraz Figa z makiem. Pierwszemu z nich stawiłam czoła w tym samym tygodniu, w którym zrobiłam powtórkę Żurawiny na czarnym lądzie oraz zapoznałam się z Orzechowym snem o cynamonie, panienkę figę zaś zostawiam… na kiedyś. W najbliższych tygodniach bowiem, w ramach współpracy ze sklepem internetowym Bliżej Natury, wolę zaprezentować wam coś innego, mianowicie alternatywne wersje popularnych czekolad. Zacznę od smaku bardzo dziwnego, którego sama się bałam. Wypatrujcie recenzji uważnie!
Rawnello Migdały pod palmą
Oto wersja pralinek marki Raw and Happy, która posiada najwięcej składników. Znajdują się tu daktyle i rodzynki, wiórki kokosowe i migdały, wyrostek robaczkowy i… a nie, wyrostka nie ma, w końcu to produkt wegański. Przy okazji również bezglutenowy, bio, wykonany w technologii raw, bez dodatku mleka i jaj. No i ręcznie. Ach, i oczywiście nasz rodzimy, polski.
W przepięknym kartoniku znalazło się dwanaście kulek, którymi mogłam się sprawiedliwie podzielić (dwanaście otrzymał mój żołądek, zero rodzina oraz bliscy). Już za sam wygląd przyznałam im 6 chi, ponieważ przypominały Raffaello po powrocie z włoskiego stoku, gdzie ich skórę musnęło słonko, w związku z czym nabrała ona zdrowego koloru. Zostały obtoczone przyzwoitą ilością wiórków kokosowych, na których morderczość zdecydowałam się tymczasowo przymknąć oko.
Pod względem zapachu Rawnello również zasłużyły na 6 chi, choć zapach ów był co najmniej kontrowersyjny. Najwłaściwszym jego określeniem jest: pociągający. (W ten sam sposób, w jaki pociągający bywają faceci, którzy wcale nie są przystojni. Wręcz przeciwnie – czasem facet jest wyjątkowo nieatrakcyjny wizualnie, za to w jego skórze tkwi coś takiego, że ma się ochotę przebiec przez autostradę w godzinach szczytu tylko po to, by się o niego otrzeć). Z jednej strony aż mdliło mnie od cukrowej słodyczy pralinek, z drugiej zaś z nóg ścinał deszcz zimnych ogni (oleju kokosowego). Zabójcza mieszanka obrzydliwości w niezrozumiały sposób sprawiła, że miałam na słodycze dziką ochotę i nie mogłam się doczekać właściwej części degustacji.
Pierwszy gryz surowych kuleczek zaskoczył mnie równie mocno, co chwilę wcześniej zapach. Okazało się, że Migdały pod palmą są… orzeźwiające. W smaku na pierwszy plan wybiły się przesadnie słodkie i mdlące rodzynki, które odpowiadały za niezwykłą soczystość i swoisty chłód produktu, ten z kolei wprowadził orzeźwienie. Raz po raz do głosu dochodziły migdały, szczególnie – a raczej tylko – gdy trafiło się na ich większy kawałek. Były idealnie świeże, twarde i soczyste. Z zewnątrz pralinkę ściśle obejmowały wspomniane już wiórki: wielkie, świeże, soczyste i bezlitośnie chrzęszczące. Posypka a la Bounty.
Migdały pod palmą to najdziwniejszy i zarazem najciekawszy – ale nie najsmaczniejszy!; wciąż wygrywa Łatwy orzech do zgryzienia – wariant pralinek Rawnello. Nawet przez chwilę się nie zastanawiałam, czy drugą połowę kartonika komuś oddać, bo od pierwszej kuleczki wiedziałam, że wszystkie zjem sama. Ich smak był tak odrzucający, słodki, mdlący, palący w gardle i zimnoogniowy, że aż cudowny i uzależniający. Bardzo, ale to bardzo podobny do batona Aloha, choć stanowiący jego odbicie w krzywym zwierciadle – wszystkie cechy zostały celowo wyolbrzymione, przekoloryzowane i zintensyfikowane. Choć o zawartości oleju kokosowego w składzie nie było ani słowa, dałabym sobie obciąć stopę (hmm, wolałabym jednak poświęcić kończynę kogoś innego, na przykład siostry), że przy produkcji parę jego kropel do kociołka rawalchemika wpadło.
Nie spodziewałam się, że produkt będzie tak wyraziście rodzynkowy, wilgotny, świeży, orzeźwiający i rich in taste. Jego jestestwo mnie przytłoczyło, a jednocześnie wzniosło ponad chmury. Doprawdy, było to bardzo osobliwe uczucie. Ostatecznie, choć Migdały pod palmą otrzymują 5 chi, a więc tyle samo, co Żurawina na czarnym lądzie, są od niej sto razy ciekawsze i bardziej godne zakupu.
Ocena: 5 chi
(z ogonkami zakręconymi jak u świnek)
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Bliżej Natury,
lub odwiedź: fanpage FB, Instagram)
Miałam je ale okoliczności sprawiły, że „poszły” na prezent :) Jeszcze nie pytałam obdarowanej nimi osoby, czy smakowały, ale kiedy je dostała to była bardzo zadowolona :)
Po Twojej recenzji jestem prawie pewna, że pralinki nie zachwyciłyby mnie smakiem – z pewnością by mnie zasłodziły ;P
Są mniej słodkie od Żurawiny na czarnym lądzie ;)
Na prawdę? Nie spodziewałabym się ;)
Zaintrygowałaś mnie tymi alternatywnymi wersjami popularnych czekolad. :>
Co do Rawnello: spadłaś mi z tą recenzją z nieba, bo i ten smak był w sklepie i się jeszcze zastanawiałam. W końcu ja kokosa bardzo lubię. A jeszcze z migdałami!
Silna słodycz z olejem kokosowym? Hmmm. Brzmi to wszystko dziwnie, zwłaszcza mdląca słodycz i rodzynkowe orzeźwienie, ale Ty wiesz, jaki ja mam dziwny gust i coś tak czuję, że takie dziwadełko mogłoby i mi posmakować.
Zjedz najpierw jedne, a potem zasuwaj po drugie! Btw, planujesz recenzję, czy pralinki kupiłaś tak dla przyjemności własnej?
Recenzja będzie na pewno. Ostatnio nawet jakoś nie umiem jeść słodyczy nie opisując ich. :P
Tak bardzo wiem, co czujesz!
Te jadłam i bardzo mi smakowały:) . Dziś jedziemy po prezenty i bedziemy w miejscu gdzie jest sklep ze zdrową żywnością to kupie inne smaki:)
Dobra decyzja :) Napisz potem, czego i ile kupiłaś.
Jestem złą pojechałam do Galerii i okazało się,że zamknęli ten sklep:(
Przeżyłam przez Ciebie zawał. Byłam pewna, że piszesz o zamknięciu galerii, a tu chodziło tylko o jeden sklep… Uff…
Orzechowych nie jadłam, ale w porówananiu do figi z makiem wypadły lepiej :D Też czułam w nich głównie rodzynki :)
Trochę szkoda, że figa wypadła gorzej. Wolałabym mieć najlepsze na końcu.
Ale zmiana! Na początku nie byłam pewna czy adresu nie pomyliłam. Uprzedzając pytanie, czy mi się podoba: jeszcze nie wiem, muszę się przyzwyczaić.
Rich in taste, nie of. Ha! Wreszcie to ja Cię mogę poprawić ; )
W angielskim zawsze będziesz lepsza. Już poprawiam ;*
Jakie tu „zmiany, zmiany, zmiany” u Ciebie. Pozytywnie! Teraz jest taki portal jak się patrzy.
A co do Rawnello to te pożerałabym z nieukrywaną przyjemnością, chociażby za ten kokos, a jak dla mnie intensywna rodzynkowość jest jak najbardziej na plus :)
Pozdrawiam.
Taki był zamysł, żeby blog stał się portalowy. Poza tym miałam dość, że każdy blog wygląda niemal tak samo. Dziękuję ;*
Ciekawe co na to siostra, że jesteś tak chętna poświęcić jej nogę xD
Na szczęście nie czyta bloga :D
Jak dobrze, że nie muszę pisać o daktylach…. Przez najbliższe 4 wpisy możesz wrzucać i starego kapcia. Czytelnicy i tak będą pisać o szacie graficznej, nie czytając recenzji ;)
Strzał w kolano, mówisz?
Ano. Wpadłaś jak śliwka w… ;)
…maila z ofertą kupna/sprzedaży? :D
No :D
Nie ciesz się, tylko myśl, ile ton goji zamówić Ci na święta!
Widzę że zmieniłaś oprawkę swopjego bloga ładnie tu u Ciebie. CO do tych kuleczek nie wiem na pewno musiałabym tego cuda spróbować, ale na zdjęciach wyglądają zachęcająco
A dziękuję :) Cudo jest naprawdę smaczne, więc zachęcam do spróbowania.
Przeżyłam szok wchodząc tu dzisiaj :D Aż chce się zakrzyknąć „Jaki luksus”. Ładnie, ładnie.
Nie wiem czemu ale ta wersja nie przemawia do mnie tak ja pozostałe.
A do mnie, już po spróbowaniu, bardzo :)