Póki co – zanim nie zjem i nie opiszę zdobytej dopiero niedawno wersji orzechowej – to już ostatni z Sękaczy Wisły, ale jeszcze nie ostatni sękacz w ogóle. Napis na opakowaniu głosi, iż stanowi on nowość, choć nie zdziwiłabym się, gdyby był nią od roku 1990. Ponadto wątpię, by ktokolwiek ekscytował się nowym (limitowanym?) smakiem Sękacza, tak jak chociażby nowym Marsem, Snickersem czy Kit Katem. Jeżeli jakaś spostrzegawcza osoba w ogóle odnotowała obecność tych niskobudżetowych batonów na dolnych półkach nielicznych marketów, prawdopodobnie przeszła obok starań producenta obojętnie. Nie chcę wyjść na zołzę, ale ciśnie mi się na usta stwierdzenie, że to nawet lepiej.
Sękacz advocat
Ostatni degustowany tamtego pamiętnego wieczora Sękacz oblany został ciemną polewą, którą Wisła ponownie nazwała czekoladą. Niestety w przekroju prezentował się najgorzej z całej trójki, jego krem bowiem strukturą i kolorem przywodził na myśl w ocenzurowanej wersji pasztet z MOM-u, w nieocenzurowanej zaś efekt końcowy sporej i ciężkostrawnej uczty. Widać było w nim nawet ciemniejsze i jaśniejsze smugi, które przypominały chrząstki, pazurki, błony… nie brnijmy w to.
Baton odznaczał się zapachem niewiadomoczego wymieszanego ze spirytusem. Aromat ów był dziwny, ale lepszy od aromatu wariantu toffi, bo przynajmniej nie wywoływał nudności. Polewa tradycyjnie przypominała twór margarynowy o smaku kakaowym, odpadała od Sękacza i osiadała na ustach niczym parafina. Wafel osiągnął maksymalny poziom stetryczenia, upodabniając się do swoich poprzedników. Nie miał smaku, nie chrupał, nie trzeszczał… nie mam pojęcia, po co w ogóle został tam umieszczony.
Warstwą właściwą był oczywiście pasztetowy pod względem kolorystki krem. W smaku bardzo delikatny, cukrowy i – o dziwo – pozbawiony spirytusu, chociaż to właśnie w advocatowym wariancie powinien on występować. W konsystencji margarynowy, zwarty, o lekko suchawym zacięciu. Jedynym plusem struktury był fakt, że nic w niej nie chrzęściło.
Nie mam pojęcia, jak przy tak niskiej jakości i cukrowo-tłuszczowym składzie Sękacze mogą dostarczać tak mało wartości odżywczych, ale fakt ów nie ma znaczenia, bo i tak więcej po nie nie sięgnę. Może po kakaowego, jeśli najdzie mnie ochota na wspominki, wszak nie był najgorszy, ale pozostała dwójka to coś strasznego. Wariant toffi ledwo przełknęłam, tłumiąc zbierające się wymioty, a advocat zjadłam, by mieć go z głowy. Nie smakował likierem, w zasadzie to nie smakował niczym. Podczas wielkiego głodu i od biedy można by go zjeść, ale nie spodziewajcie się fajerwerków. Jest dokładnie taki, na jakiego wygląda.
Ocena: 2 chi ze wstążką
Ostatnio było u Ciebie zrobiło się „sękaczowo” ;P Nigdy nie mialam ochoty spróbować sękacza i widzę, że słusznie ;P
Prawdziwego, tego opiekanego z sękami, naprawdę warto, bo to jedne z najlepszych ciast na świecie! :D Te batony to kpina (Kimiko-hejterka, haha).
Z sękami taniej kupić i łatwiej dostać deskę, też polecam. Można np. podpieprzyć z jakiejś budowy, ale to raczej latem.
I jeszcze chwilę będzie :D
Rany, nawet advocata dali?! Dziwy na tym świecie…
To jeszcze nic. Słyszałam, że w przyszłym roku planują wprowadzić smak kimiko.
Hahaha myślałam, że gorzej być nie może a tu… advocat. :D No gwóźdź do trumny po prostu.
Toffi było po stokroć gorsze, zapewniam.
Gdybym miała wybrać któregoś spośród tej jakże udanej trójcy, na pewno nie byłby to adwokatowy, bo słodyczy o tym smaku nie lubię od dzieciństwa. Od samego patrzenia na to coś mam dosyć, nie wiem co by było, gdyby przyszło mi go jeść :D
Polecam zatem toffi – wariant ów zdobył nagrodę konsumentów ze sparaliżowanymi kubkami smakowymi w 1961 roku.
Myślę, że trafiłaś na stare sztuki. Krem w środku powinien być gładki i aksamitny, rozpuszczający się w ustach. Gdy jest zbity jest niedobry, zapewne dlatego że sękacze trochę już przeleżały. Data ważności nie ma znaczenia.
A ja myślę, że one właśnie takie są. Pamiętam, że sztuki jedzone w dzieciństwie były dokładnie takie same – sflaczałe od zewnątrz i zbite w środku. Niemożliwe, że przez całe życie trafiałam na same stare.
Albo jestem wyjątkową 'szczęściarą’, albo to Ty trafiłaś na wybitnie dobrą (-e) sztukę (-i).
My się nacięłyśmy na kakaowy i na orzechowy. Nie wiemy co nas podkusiło aby kupić dwie sztuki zamiast jednej xD
Uhuhu, orzeszek jeszcze przede mną. Delicje :D
Ten błysk na tafli … autentycznie zawartość żołądka podeszła mi w tym momencie do gardła. Biedna ty ;-;
Toffi było gorsze. Yyy, to znaczy lepsze. Kup niezwłocznie.