Dziś recenzja krótka, luźna i przyjazna, ponieważ nie chcę was odciągać od dużych domowych obowiązków i jeszcze większych rodzinnych przyjemności. Zanim siądziecie do suto zastawionych stołów, rozmarzycie się na widok podsypanej kolorowymi prezentami choinki, zachwycicie zapachem podgrzewanych w kuchni potraw, odprężycie dzięki niepowtarzalnej wigilijnej atmosferze i porozmawiacie od serca ze swoimi zwierzętami – czego wam serdecznie życzę – pragnę zaprosić was na recenzję klasyki grudniowych słodyczy, czyli figurek (tu: mikołajów) z mlecznej czekolady marki Lindt.
Frohest Fest Mini Santa
Lindt czekolada mleczna figurki na Boże Narodzenie
Prezentowane dziś miniaturowe mikołaje Lindta otrzymałam 6 grudnia od MikoMamy, dla której – pomimo galopujących przez kalendarz lat – wciąż jestem dzieckiem. (I bardzo dobrze, słodyczy nigdy dość). Nawet nie dopisywałam ich na listę słodyczy, wiedziałam bowiem, że z produktem ważącym zaledwie 50 g uporam się szybko, dzięki czemu będę mogła zaprezentować go na blogu jeszcze w grudniu.
Każda z pięciu sztuk wchodzących w skład zestawu Frohest Fest – co można przetłumaczyć jako wesołych świąt – była mała, urocza i wykonana z wielką starannością, ponieważ nawet pod sreberkiem, na powierzchni czekolady, odwzorowana została postać mikołaja. Ścianki były grube, choć tradycyjnie najgrubsza okazała się podstawa i głowa, co utrudniało figurkom ewentualne pęknięcie.
W kolorze mikołaje były przyjemnie mlecznoczekoladowe. Podobnie prezentował się zapach, który odpowiadał Mlecznej Czekoladzie Idealnej i nie powodował wątpliwości, iż to właśnie marka Lindt stoi za produkcją. Figurki najpierw chrupały i trzaskały, a po chwili rozpuszczały się na niebiańskie bagienko. W konsystencji jak zwykle nie dostrzegłam żadnych wad.
Mimo iż wolałabym dostać dużego mikołaja – niestety rodzina kompletnie nie zna mojego gustu słodyczowego – z miniaturek marki Lindt również się ucieszyłam. Nie chciałabym ich jeść na co dzień, bo są za małe, za słodkie i trochę zbyt nudne, lecz ten jeden raz w roku zamykam oczy na lekkie niedociągnięcia i pozwalam sobie na bycie beztroskim dzieckiem zakochanym w zwykłej mlecznej czekoladzie.
Ocena: 6 chi
Ho, ho, ho, pierwszy (nie za dużo przecinków?)!
W sumie to nie wiem czy duża figurka dałaby tyle frajdy. Bazując na opiniach z sieci, oglądając filmy na YT, można mówić „tak”, tylko… no właśnie. Miniaturki mają swoją moc. Jakieś to takie delikatne, poddające się olbrzymowi ich jedzącego. No i – co najważniejsze – 5×10 < 1×50, więc biodra bezpieczne ;)
Wtf z tą godziną? Zasiedziałeś się na siłce, czy zdjęcia Cię wciągnęły? :P
Mimo wszystko za miniatury trudniej mi się zabrać. Ostatnia nadal leży…
Zasiedziałem. Ale całe dwa piętra dla mnie ;)
Czynności wykonane raczej wcześniej. Nawet jedzeniowe zakupy od wczoraj w lodówce.
Ja mam pełnowymiarowego mikołaja Lindt, a figurki jakoś przeoczyłam – trudno, choć nie wątpię, że smakują świetnie :)
Smak ten sam, więc spoko-oko :D
Nie jestem pewna, ale chyba kiedyś widziałam je w Lidlu ;) Jadłam kiedyś misia z mlecznej czekolady Lindt i był dla mnie za słodki – dla mojej siostry również (mimo iż lubi słodkie). Z tymi Mikołajami pewnie byłoby podobnie :)
Chciałabym życzyć Tobie, Rubi i Twojej rodzinie spokojnych, ciepłych. Niech to będą miłe chwile a Nowy Rok przyniesie ze sobą pasmo samych sukcesów i cudownych wspomnień.
Wesołych Świąt :)
„mikołajami” – powinno być z małej „,”. Machnęłam się – przepraszam ;)
Bardzo dziękuję w imieniu swoim, Bisika i rodziny. Tobie życzę świąt spokojnych, rodzinnych, bogatych w zacne prezenciki, smacznych i zdrowych (:
Naprawdę wolałabyś wielkiego 200g mikołaja? :D Wydawało mi się, że to jak z 300g tabliczkami, za dużo dobra z którym trzeba się długo męczyć. Dla mnie dlatego takie małe odpowiedniki są idealne. Ja z kolei rok temu dostałam takie małe, klasyczne Lindt’owe złote misie. Za wiele nie można o nich powiedzieć, to po prostu dobra czekolada. Nudna, słodka, bez jakiegoś cienia zaskoczenia, ale czasem dobrze zjeść po prostu kawałek porządnej czekolady. Zwłaszcza, że akurat w takich w kształcie mikołaja można zwykle dostać… wyrób czekoladopodobny. :D
Och, ile dałabym za wyrób <3
200 g to już TROCHĘ za dużo, ale 100-gramówka spoczko.
Wszelkiego rodzaju figurki z czekolady zawsze wolałam większe ze względu na grubość czekolady. Te, mimo że taka drobnica, jak widać nie zawiodły. Podoba mi się, że nie olali wyglądu samej czekolady i figurka przypomina rzeźbę, a nie bezkształtne coś.
Podzielam zdanie. A grubość czekolady – jak widać – zależy obecnie od producenta, nie od rozmiaru figurki. Jest dużo takich mikołajów, które pomimo 100 g+ wystarczy dotknąć, a już pękają i się kruszą.
Niedługo będą prześwitywać i będzie można podziwiać wnętrze pozbawionych flaków postaci.
Mikołaje – wersja anorektyczna. Znak naszych czasów :P
W tym roku żadnych mikołajów ani nie kupiłam ani nie dostałam. Wiem, że matka chciała, ale jest już nauczona, że tanich figurek się nie kupuje, bo one nie są do jedzenia :)
Wesołych świąt, mnóstwa współprac i pociechy z Rubi <3
Pod choinkę nie dostałam już żadnych słodyczy od mamy, mimo iż wysłałam jej dokładną listę 'co i jak’. Uznała, że kupowanie mi słodkości jest zbyt skomplikowane…