Bohaterka dzisiejszej recenzji to czekolada, której sama za żadne skarby świata bym nie kupiła. Mało tego, bez porządnej zbroi i tarczy nawet nie zbliżyłabym się do regału, na którym leży. Nie tylko przerażał mnie nietypowy zielony kolor opakowania, ale i nazwa. No bo co owo Chocolate blanco con algas y flor de sal negra właściwie znaczy? Opis produktu przetłumaczyć należy jako: biała czekolada z algami i czarną solą morską. Biała. Z algami. Z solą. Na dodatek czarną i morską. Nie mogło być gorzej.
Jak się zapewne domyślanie, problematycznej tabliczki nie zamówiłam sobie sama. Przyszła w ramach dodatku do produktów otrzymanych w ramach współpracy ze sklepem internetowym Bliżej Natury. Miała być ciekawostką i wyzwaniem – zdecydowanie była oboma.
Czekoladę wyprodukowano w Hiszpanii. Marka Torras zadbała o jej bezglutenowość, plebejski cukier zastąpiła substancjami słodzącymi, co obniżyło kaloryczność do cudownych 460 jednostek biodrowych w 100 g, a tytułowe dodatki ograniczyła do 2%. Skład prezentuje się króciutko i raczej sympatycznie. Ponadto na etykiecie producent wspaniałomyślnie zawarł informację, że nadmierne spożycie może spowodować efekt przeczyszczający, nie zaznaczył jednak, gdzie kończy się degustacja mierna, a zaczyna obżarstwo. Tak czy owak, czekolada z całą pewnością wpisała się do blogowego działu zdrowe.
Chocolate blanco con algas y flor de sal negra
Po wstępnym szoku spowodowanym odkryciem Chocolate blanco con algas y flor de sal negra wśród znajdujących się w przesyłce smakowitych skarbów uznałam, że to świetna okazja do zmierzenia się z czymś kosmicznym. W związku z ową zmianą nastawienia właśnie od zielonego dziwadełka postanowiłam zacząć przygodę z marką Torras. Co jednak ważne, charakterystyczny i słodkawy smak alg już znałam, bo w przeszłości miałam do czynienia ze wzbogaconymi o nie płatkami do mleka marki Granex, więc akurat ten dodatek nie stanowił dla mnie większego wyzwania.
Tuż przed degustacją, gdy fotografowałam czekoladę i uważnie jej się przyglądałam, z przyjemnością odnotowałam, że zawinięta została w oldschoolowe sreberko. Ponieważ obecnie spotykamy się z samymi plastikami lub sreberkami nowego typu – sprasowanymi przez producenta celem uprzykrzenia życia robakom – napotkanie na relikt bardzo mnie ucieszyło. W dalszej kolejności ucieszyła mnie kolorystyka tabliczki, która może i w nazwie była biała, ale w wykonaniu shrekowo zielona oraz upstrzona sporymi i nieregularnymi czarnymi punktami (tytułową solą morską).
Chocolate blanco con algas y flor de sal negra pachniała jak zwykła, lecz dobrej jakości biała czekolada. Wydawała się kremowa, śmietankowo-maślana, tłuściutka. Bez żadnych wątpliwości mogę ją porównać do białej tabliczki lidlowej Schuetzli. W konsystencji była lekko lepka, zostawiała delikatne ślady na opuszkach palców. Pomyślałam, iż świadczy to o niej dobrze, bo przypomina zwykłą czekoladę, a nie dziwny i wpadający w plastik wymysł co niektórych producentów żywności eko.
Degustację zaczęłam od elementu, którego bałam się najbardziej. Wygryzłam z kostki kilka czarnych punkcików, odkrywając, że rzeczywiście nie pozostawiają wątpliwości co do swej tożsamości – są stuprocentową solą morską. Otulała je czekolada, która posiadała smak i konsystencję zwykłej, pysznej białej czekolady: kremowej, śmietankowej, tłuściutkiej i lekko proszkowatej. Nie bez echa pozostała również chlorella (alga), która wprowadziła do tabliczki orzeźwiający, odświeżający chłodek.
Nie przesadzam, gdy piszę, że w dniu otrzymania ze sklepu paczki Chocolate blanco con algas y flor de sal negra wzbudziła we mnie lęk. Nie lubię sytuacji, w których produkt otrzymany w ramach współpracy jest wstrętny, bo czuję lekki dysonans. Z jednej strony niemiło pisać źle o czymś, co dostałam z dobrej woli producenta lub sprzedawcy, z drugiej zaś – i ten aspekt zawsze bierze górę – zależy mi na szczerości wobec siebie i czytelników. Tu na szczęście podobnego dylematu nie miałam, bo tabliczka naprawdę mnie zaskoczyła i oczarowała. Jej białoczekoladowa słodycz pasowała do orzeźwiającej algowości, a bagienkowo-aksamitna konsystencja stanowiła kropkę na i. Oczywiście sól była całkowicie zbędna, bez niej bohaterka otrzymałaby pełne 6 chi, lecz i z nieszczęsną solą nie poprzestałam na jednym rządku.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Bliżej Natury,
lub odwiedź: fanpage FB, Instagram)
Gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy właśnie na stronie internetowej sklepu, nawet mnie wystraszyła. Głównie dlatego, że biała i jakoś ogółem kręcę nosem na widok czekolad Torras, ale Twoja recenzja mnie zaskoczyła. Teraz przeraża mnie tylko trochę maltitol i w ogóle, ale jakbym, tak jak Ty, miała ją dostać, a nie kupić, chciałabym.
Zdradzę Ci, że jest na tyle dobra, że sama mogłabym kupić ją ponownie :)
Dziwne rzeczy tu się dzieją. Odebrałyśmy ją chyba tak samo i wydaje mi się, że smakowała mi prawie w takim samym stopniu. Tylko, że ja bym znowu jej nie kupiła, bo jednak biała i takie u mnie obecnie są tylko na raz (wyjątek: Chateau kokosowa).
Chyba nadciąga koniec świata. Miło Cię było poznać.
Mi sól akurat nie przeszkadza, ale te algi już tak. Znaczy same algi w sobie w sensie smaku nawet nie, ale ich zapach niczym po wsadzeniu głowy do akwarium. Najważniejsze jednak, że nie przekłada się to na smak. Okazało się to fajną kombinacją, jestem naprawdę zaskoczona, ale w ten pozytywny sposób.
Nie było akwarium, nie obawiaj się :P
Biała, sól i algi…. z pewnością by mi nie posmakowała :P
Pieprzysz! :) Też tak myślałam, a co wyszło?
Moja koleżanka zmagająca się z celiakią z pewnością byłaby zainteresowana tą czekoladą.
Ja sama jestem troszkę sceptyczna dla tego typu tworów bezglutenowych i z zastępczymi słodzikami. Jeśli już chcę raz na jakiś czas sięgnąć po czekoladę to ma być idealna, taka, jak uwielbiam. Często te zabiegi mające na celu uczynić produkt prozdrowtnym odbierają mu smak.
Jednak tak ciekawy produkt i mnie przyciąga… ciekawa jestem tego algowego dodatku i smaku całości.
Pozdrawiam.
Czasem warto schować uprzedzenia do kieszeni. Nie zawsze, ale czasem. W tym wypadku tak.
Do soli nic bym nie miała, ale do alg już tak. Jakoś mi algi z biała czekoladą nie pasują. Mój umysł tego nie ogarnia oO
Algi nie dają niczego poza delikatnym odświeżeniem. Są jak mięta, tylko nie tak obleśne jak ona. Napisałabym, że jak aloes, lecz wtedy tym bardziej uciekniesz.
Hmm… Mnie Torras zawsze nieco przerażał, ale koniec końców degustacje miło mnie zaskakiwały. Myślę, że w tym przypadku byłoby podobnie :)
Muszę sprawdzić, które jadłaś. Może coś nam się pokryje.
Także tego… co tam jutro, mówisz? ;)
Cholernie ciekawa kompozycja. Po spróbowaniu wafli z algami, teraz nie wyrzucałbym ich z każdego produktu. W towarzystwie (dodatkowej) soli mogłyby się sprawdzić. Choć kolor przeczy tradycji, wygląda kusząco.
I dietetyczna, więc na bloga pasuje. Czyżby… czyżby…? ;>
Jadłam ją ponad rok temu, z tego co kojarzę to bardzo mi smakowała, chętnie odświeżyłabym kubki smakowe :)
Piąteczka :)
Jakoś mnie nie zachęca mimo pozytywnej opinii i na obecną chwilę, jak bym miała jeść czekoladę, to tylko szatańsko ciemną :D
A z tej firmy jadłam kilka próbek – ciemną z pieprzem czerwonym (fuj) i jakąs zwykłą ciemną, która była całkiem ok :)
Ja na szatańsko ciemną aktualnie nie mam ochoty. Dziś wjeżdżają dwie z kremem orzechowym, bo podleczyłam żołądek po wigilijnym pijaństwie i nie muszę już wypełniać go ciastkami :P
Ja ciągle muszę, bo trochę ciast zostało :D Lecz żołądek nie narzeka póki co, nie wiem tylko co u wątroby, bo ona znaków dyskomfortu nie daje, a trochę wysilić się musiała :D
Pozdrów ją.
Ona dziękuje :)
Ach, sama z ogromną chęcią bym spróbowała tej 'kontrowersyjnej’ wersji czekolady :)
Ja też. Raz jeszcze, w ramach powtórki.
Dziwna :P Tak ją podsumowałyśmy xD Gdyby nie fakt, że nie lubimy soli w słodyczach (Lindta z solą morską dałyśmy mamie do polewy do ciasta) to mogłybyśmy powiedzieć, że ta tabliczka nam smakowała ;)
Miałam podobnie, tyle że doszłam do wniosku, że smaczna naprawdę jest.