Jedynym powodem, dla którego nie kupuję czekolad marki Schogetten, jest fakt, iż producent zadecydował, w jaki sposób mam spożywać jego produkt, nie pytając mnie o zdanie. Kiedy mam przed sobą klasyczną tabliczkę, mogę ją jeść bezczelnie z opakowania, łamać na „batony” lub dzielić na kostki. Tymczasem tutaj wyboru nie mam. Albo akceptuję formę cukierkową, której nie lubię, albo mam się ugryźć w nos i sięgnąć po twór konkurencji. Cóż, wybieram opcję numer dwa.
Wariantowi Trilogia postanowiłam jednak stawić czoła, ponieważ dostałam go na ubiegłoroczne mikołajki od przyjaciółki ze studiów. Wcześniej jadłam i prezentowałam na blogu dwie sezonowe, jogurtowo-owocowe wersje powstałe w wyniku fuzji Schogettena z Mullerem, wiele miesięcy później zaś zakupiłam obiecujący smak Cookies & Peanut Butter (jeszcze nie otworzyłam, data ważności do lutego 2017 roku).
I na tym w zasadzie powinnam się zatrzymać, bo każda marka ma u mnie trzy szanse, które rozstrzygają o charakterze naszej dalszej relacji. Niestety, pewnego dnia doznałam zakupowej amnezji i wpakowałam do koszyka kolejne dwie tabliczki, których nazw póki co nie zdradzę. Sześć czekolad, sześć szans. Wystarczająco dużo. Jeśli oczekujące Schogetteny mnie zawiedą, więcej nie będzie.
Schogetten Trilogia
Nigdy nie zwracałam szczególnej uwagi na tabliczki marki Schogetten. Kiedy jednak oko przepływało przez zastawioną nimi półkę i odnotowywało obecność Trilogii, umysł uznawał, że to twór kawowy. Niestety. Co prawda mogło być gorzej, wszak mleczna czekolada, gianduja i krokant to zacne smaki, ale mogło być też o wiele lepiej, bo na przykład kawowo-orzechowo-śmietankowo. Zresztą nawet w tym drugim przypadku nie było mowy o degustacji idealniej, gdyż nie lubię słodyczy – zwłaszcza czekolad – złożonych z wielu warstw i smaków, które się nawzajem barbarzyńsko zarzynają.
Dość narzekania, czas na pochwałę. Schogettenowi należy się uznanie za nowe, przyjazne osobom samotnym – lub będącym na „diecie” – opakowania, w których znajduje się zaledwie sześć kostek ważących łącznie 33 g. To wystarczająco dużo, by przekonać się, czy wariant jest warty zakupu w pełnym rozmiarze, czy lepiej dać sobie z nim sposób. Przy okazji takiego a la batona wygodniej schować do torebki, kieszeni, skarpety, chomiczego policzka… jak kto woli.
Kostki Trilogii są urocze, ponieważ pieszczą oko odcieniami beżu i brązu. Co ciekawe, pachną w dwójnasób. Na górze utrzymuje się wyraźny zapach białej czekolady, od spodu zaś wyczuwalna jest pasta z orzechów laskowych. By sprawdzić, czy owe aromaty przekładają się na smaki, dwie z przygotowanych do degustacji kostek podzieliłam na warstwy i każdą zjadłam osobno.
Górna warstwa była białą czekoladą, smakowo całkiem przyzwoitą. Wypełniał ją twardy i kruchy, lecz na szczęście nie kamienny krokant. Przypominał zbrylony cukier i założę się, że dokładnie nim był. Niżej znajdowała się intensywnie orzechowa gianduja, w konsystencji cudownie gęsta i bagienkowa, sytuująca się na granicy proszkowatości. Zdecydowanie stanowiła najlepszą z warstw. Zlewała się z wąską i zabezpieczającą tyły mleczną czekoladą. Żałowałam, że nie było mi dane poznać tej ostatniej.
W całokształcie Trilogia była nijaka, bo smaki się gryzły, tak jak przewidywałam. (Nie jest to zarzut wyłącznie do tej tabliczki, ale do wszystkich, w których chciano dobrze, ale przekombinowano). Na domiar złego była bardzo i cukrowo słodka. Czynniki te spowodowały, że nie zjadłam wszystkich sześciu kostek. Nie dlatego, że nie mogłam, lecz dlatego, że już w połowie degustacji się znudziłam. Skądinąd ze względu na pyszną warstwę gianduja jestem ciekawa, jak wypadnie Schogetten z kremem z orzechów laskowych. Jeśli trzy posiadane tabliczki mnie nie zawiodą, kolejną będzie właśnie nugatowa.
Ocena: 3 chi
(produkt typu zjeść i zapomnieć)
Te kosteczki moze po to by podczas łamania nie ubrudzić sobie palców albo dla tych leniwych, którym nie chciało by się jej połamać :P
Powiedziałabym, że nowe mniejsze opakowania to by zbijać kasę – jeśli ktoś będzie mieć ochotę na czekoladę tej marki i akurat ten smak a na półce nie znajdzie większej tabliczki, to kupi kilka mniejszych (aby poczuć smak czekolady:P). Pewnie to wyjdzie drożej niż gdyby kupował jedną tabliczkę 100g :P
Wszystkiego dobrego w nadchodzącym Nowym Roku. Dużo szczęścia, sukcesów, smacznych recenzji oraz udanej zabawy sylwestrowej ;)
To mogli do opakowania dołożyć również szczypczyki, żebym nie musiała brudzić palców ;)
Tobie również wszystkiego dobrego ;*
Hm…zawsze chciałam spróbować,ale to chyba mie jest najlepszy pomysł.Podoba mi sie bardzo natomiast wzmianka o cookies&peanut butter i czekam aż ją otworzysz ;)
Za milion lat, ale otworzę :D
Schogetten zawsze omijam szerokim łukiem, więc nic odkrywczego tu nie napiszę. No, chyba że to, że po prostu nie podoba mi się zamysł na takie łączenie trzech czekolad.
Mój człowiek!
Zdecydowanie to jedna ze słodszych czekolad, jakie znam :) Lubię ją, bo miło mi się kojarzy. Obecnie do niej nie wracam. Ale może kiedyś z sentymentu jeszcze po nią sięgnę.
A co do tych osobnych kosteczek Schogettena mi ta idea nawet się podoba, bo nie brudzę sobie tak dłoni czekoladą ;)
Pozdrawiam :)
podpisuję się całą sobą! Jak jestem na studiach, częstowanie jest znacznie apetyczniejsze i elegantsze gdy nie muszę pakować paluchów do czekolady i ją nimi obłabiać… a co gorsza inni :D a potem człowieku leć do łazienki (prędziutko) zanim walniesz tymi brudnymi paluszkami w ekran i będziesz zastanawiał się czy niedowidzisz :D Do częstowania jest zarąbista bo porcjowana ;)
Łe, nie rozumiem problemu :P
Przecież i tak jej dotykasz ;>
A ja właśnie rozumiem i zgadzam się panią Chrup. :D Jak musisz połamać czekoladę, żeby wziąć sobie kostkę to dotykasz jej znacznie większą część. Kawałek bierzesz, ale ta cała zmacana reszta zostaje dla innych. W tym przypadku bierzesz kostkę i dotykasz tylko tę jedną jedyną nie narażając innych na zarazki. :D
Nie mam takich problemów, bo nie dzielę się z nikim dopiero co otwartymi czekoladami. Jeszcze czego! :D
ale ląduje szybko w buzi, a jak łamię to muszę wcisnąć palca mocno :> Nie zrozumiesz ten ból jeżeli nie musisz się dzielić czekoladą z całą grupą :D
Nadziewanych Wedli nie trzeba cisnąć, bo są mięciutkie. Wniosek? Kupuj tylko je :P
i się rozpierdal*ją w rękach! Zarąbisty pomysł xDD —-> Baja zajedwabista ;)
Cicho tam, nieważne :D
Schogetten to czekolada, która dla mnie osobiście każda smakuje identycznie. Nieważne czy to truskawkowa, nugat, z chrupkimi orzechami czy z wypływającym nadzieniem. Wszystkie na jedno kopyto. Ale kostki to ja akurat lubię bo są urocze i w sam raz na dwa gryzy.
Ble, ble, bla, ble :P
https://www.youtube.com/watch?v=UfLqiz8SYhU buahahahaha :D
Uwielbiam te baje, obie części :)
W ogóle nie lubimy marki Schogetten, bo dajemy sobie rękę uciąć, że kiedyś czekolady mieli znacznie lepsze a teraz jest tłusto i cukrowo do bólu :/
Nie wiem, jak było kiedyś, bo wtedy też tej marki nie lubiłam :P
Nie pamiętam kiedy ostatni raz ją jadłam, ale kiedyś lubiłam, z tym że było to w czasach, kiedy nie wgłębiałam się aż tak bardzo w smak. Nad sposobem podziału kostek też specjalnie się nie zastanawiałam, ale dla mnie taki jest ok, bo i tak zazwyczaj dzielę czekolady na kostki ;)
Nawet jeśli jem kostki – a jem – wolę dzielić je sama.
Na pewno trzask temu towarzyszący pozytywnie wpływa na odbiór czekolady :)
Zwłaszcza mlecznych nadziewanych :P
To chyba jedna z lepszych Schogetten :D
W takim razie boję się pozostałych.
Te podzielenie ma swoje plusy i minus. Jest opcja dla leniwych i chroni nas (w teorii) przed gryzieniem. Bo jak bierzemy już przygotowaną kostkę, z automatu (w teorii) zaczynamy ją smoktać, a nie katować trzonowcami. Minusem jest niewątpliwie brak możliwości zrobienia mini-batonu, trzymanie jednej części w palcach i powoli obłupywanie drugiego końca.
Jeśli chodzi o sam smak, nie do końca się zgodzę. Mi podeszła, bo miała tłustość i elementy drażniące, tj. rysujące język. Osobiście zrezygnowałbym z jednego paska na dole, tworząc coś bardziej zrównoważonego (wiem, wtedy byłaby podobna do setek innych).
Proponuję wypuścić nową linię dla ekstremalnie leniwych konsumentów – czekolady przeżute przez pracowników fabryki czekolady.
Z wykopaniem najniższej warstwy akurat się zgadzam.
Jakieś 10 lat temu bardzo lubiłam te czekolady:)
Czyli dawno i nieprawda :D
Biorąc pod uwagę inne smaki Schogettenów ta wersja nie była jeszcze zła, dałam radę ją zjeść bez obrzydzenia. Ba, chyba nawet dałam jej dość wysoką jak na tą markę ocenę. Reszta to olejowato-cukrowy twór :/
Które najgorsze? Pewnie te, które kupiłam… :D
jedna z moich ulubionych czekolad, a mogłabym słodycze które lubię policzyć na palcach dwóch rąk
Zainteresowałaś mnie. Co należy do reszty ulubieńców? ;>