Rozsmakowana w przedziwnej białej czekoladzie z algami i solą morską marki Torras – Chocolate blanco con algas y flor de sal negra – sięgnęłam po kolejną tabliczkę z tej niskokalorycznej, pozbawionej cukru serii. Obie otrzymałam ze sklepu internetowego Bliżej Natury.
Tym razem padło na jeden z moich ulubionych smaków – i zapachów – a więc kawę. Hiszpański producent połączył ją z ciemną czekoladą, co było dobrym rozwiązaniem, choć wcale bym się nie pogniewała, gdyby tuż przed uruchomieniem maszyn zmienił zdanie i zastąpił ją mleczną. Co jednak ważniejsze, w Chocolate negro con cafe pojawił się nie tylko smak kawy, ale również jej chrupiące ziarenka.
Chocolate negro con cafe
Bohaterka dzisiejszej recenzji to istna czekolada-marzenie. Posiada rozmiar umożliwiający stawienie czoła całej tabliczce naraz (75 g), znajduje się w oldschoolowym sreberku (niezgrzewanym), jest ładna, została podzielona na kostki w wygodnym systemie (6×2), cudnie pachnie i smakuje (o czym zaraz), a do tego zawiera 450 jednostek biodrowych w 100 g (minus 25 g, w końcu waży mniej). Wcale się nie dziwię, że w bogatym asortymencie sklepu upatrzyłam sobie właśnie ją.
W opisie Chocolate negro con cafe znów pojawia się informacja, że nadmierne spożycie może mieć efekt przeczyszczający. A co mi tam – pomyślałam, zabierając się za czekoladę – przecież i tak kiedyś do toalety pójść trzeba. Następnie spojrzałam na skład, w którym na pierwszym miejscu widnieje substancja słodząca (maltitol), w dodatku aż 44% – dużo. Na drugim jest miazga (masy kakaowej w całości tylko 54%), gdzieś tam przy końcu zaś 3% kawy (bardzo dobrze, że nie z zerem na czele). Wywnioskowałam, że tabliczka będzie wyraziście słodka i niezbyt kakaowa, za to przyjemnie kawowa.
Po rozpieczętowaniu lekko poszarzałej, acz wciąż kusząco ciemnej tabliczki spostrzegłam wypiętrzające spód drobinki czegoś niespodziewanego. Ziarna kawy – pomyślałam, choć jeszcze nie byłam pewna (grunt to nie przyjrzeć się opakowaniu, na którym jak byk widnieją kawowe nibsy). Wyciągnęłam ją ze sreberka. Chocolate negro con cafe okazała się bardzo twarda i łamała się z głośnym, niewspółmiernym do niskiej zawartości masy kakaowej trzaskiem. Pachniała cudownie, acz znajomo: Gorzką marki Wedel, którą przez okres przedszkola i wczesnej podstawówki wąchałam, zakradając się do barku dziadka. Lekko kwaśno, wytrawnie kakaowo, z zaledwie muśnięciem słodyczy.
Potencjalne ziarna kawy rzeczywiście się nimi okazały. A raczej fragmentami ziaren: twardymi, o ostrych krawędziach, intensywnymi w smaku, gorzkimi, esencjonalnymi i tak suchymi, że niemal trawiastymi. Cudownymi! Chrupały i trzeszczały, stały w kontrze do czekolady, która – o dziwo – nie posiadała nawet zalążka proszkowatości, co do tej pory chyba żadnej ciemnej tabliczce się nie zdarzyło. Zamiast tego Chocolate negro con cafe była tłuściutka, maślana i aksamitna jak zastygnięty krem. Nie rozpływała się na bagienko, w ogólnie kiepsko się rozpuszczała, acz była zaprzeczeniem kamiennej twardości.
Gdyby ktoś kazał mi oszacować zawartość kakao w Chocolate negro con cafe, ze względu na początkową twardość i trzask łamania rządków na pewno podałabym wartość wyższą od marnych 54%. Podejrzanym wydał mi się również słodzik na pierwszym miejscu w składzie, ponieważ absolutnie nie było go czuć (co zaliczam do plusów). Słodycz czekolady była wyważona i przyjemna, podobnie jak kawowość. Tylko kakaowość nieco zawiodła. W pewnym momencie uznałam, że do tabliczki pasowałyby świeże i mięsiste rodzynki. Mogłyby się ciekawie połączyć z kawą. Nawet bez nich jednak degustacja była bardzo udana.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Bliżej Natury,
lub odwiedź: fanpage FB, Instagram)
Moja niecheć do czekolady jeszcze nie minęła, wiec jak każda inna tabliczka i ta by mi nie smakowała ;P
Nie minie, póki będziesz się katować ich recenzjami :P
Grzech pychy: „Wcale się nie dziwię, że w bogatym asortymencie sklepu upatrzyłam sobie właśnie ją.”
Opętanie: ” W pewnym momencie uznałam, że do tabliczki pasowałyby świeże i mięsiste rodzynki.”
Olga, lecz się!
Leczę się – nie pomaga :D
Słodzik. Nie czuć? Nie wierzę Ci.
Wyjęłabym z niej sam kawowy smak i tyle. Resztę zostawiłabym niezamalowanym chi. ;>
Ja Tobie też nie wierzę, że szatańskie czekolady nie są szatańskie. Jesteśmy kwita :D
Nie wiem czy kiedykolwiek ją zjem, ciągle do czekolad ze słodzikami mnie nie ciągnie, ale ta zapowiada się smacznie :) A Twoja recenzja narobiła mi ochoty na najzwyklejszą, wedlowkską gorzką czekoladę :D
Też bym chrupnęła Wedla (:
Widziałam ją w Tesco, ale nie jestem wielką fanką kawy, więc jej nie brałam. Aczkolwiek korci mnie, żeby spróbować :)
Nie próbuj z tej serii czekolady z ziarnami kakao – jest najbardziej proszkowa ze wszystkich jedzonych przeze mnie czekolad, w ogóle się nie rozpuszcza (albo ja jestem mało cierpliwa, haha) i bardzo byś się pod tym względem rozczarowała. Albo możesz spróbować i dasz wtedy jedno chi :D
Hmm, w zbiorach jej nie mam, więc póki co jestem bezpieczna :D Dzięki za ostrzeżenie!
Jakoś mnie do niej wyjątkowo nie ciągnie, nie mam pojęcia dlaczego :P
A kawę lubisz?
aj, dla mnie wedel najlepszy :D <3 chociaż ta zapowiada się obiecująco :D
Niestety nie każdy Wedel jest najlepszy, choć markę lubię. Teraz na blogu pojawiły się bardzo niesmaczne cukierki z Mieszanki Wedlowskiej. Próbowałaś może? Co o nich sądzisz?
wedel najlepszy! :D <3 chociaż na tą też bym się chętnie skusiła! :D
Taka mała i jeszcze chcesz mi zostawić? :)
Tak, bo skoro rozsmakowałaś się w kawowych tabliczkach, warto, żebyś i jej spróbowała (:
Kawa ją już na wstępie zdyskwalifikowała mimo, że czekolady tej firmy są naprawdę dobre ;)
Które warianty zatem polecacie?
Gorzką z ziarnami kakao i mleczną z migdałami
Tę drugą chyba mam.
Kawa zawsze kusi, nie mniej jednak pomimo całkiem dobrych wspomnień po markę Torras nie chce mi się po raz wtóry sięgać.
Czemu? ;>