Blok chałwy, białe Michałki… Tak smak bohatera dzisiejszej recenzji – nowego w asortymencie kawiarni Legal Cakes Batona Chiacho – opisują szczęśliwcy, którzy mieli okazję go próbować. A ponieważ ja oba przytoczone twory bardzo lubię, wiedziałam, że czym prędzej muszę dołączyć do grona osób wtajemniczonych we wspaniałość alternatywnego, zdrowego i wegańskiego ciasta.
Baton Chiacho
Tuż po otrzymaniu przesyłki z nowymi batonami spojrzałam na ich skład. Wcale nie wskazywał na produkt mogący smakować chałwą, jednak gromada ludzi nie może się tak potężnie mylić, prawda? Poza tym betonowo szary kolor, krucha i bardzo delikatna (!) konsystencja oraz wysoka tłustość podpowiadały, że coś jednak na rzeczy jest. By zapobiec rozpadowi na części pierwsze – a ryzyko było realne – wszystkie sztuki Chiacho natychmiast włożyłam do lodówki.
Na godzinę przed degustacją z powrotem wyjęłam Chiacho z lodówki, ponieważ pod wpływem zimna baton zamienił się w cegłę. Czas ten wystarczył, by odtajał i wrócił do punktu wyjścia, czyli stał się ciepły, delikatny, kruchy i miękki. Podtrzymywany tylko jedną ręką łamał się w pół. Był zdecydowanie najtłustszy ze wszystkich ciast produkcji Legal Cakes i zawierał najwięcej jednostek biodrowych w 100 g. Jego waga deklarowana wynosiła 90 g, acz w praktyce żadna z pięciu otrzymanych sztuk nie ważyła dokładnie tyle. Najlżejszej zabrakło 10 g, najcięższa nosiła dodatkowe 17 g.
Do tej pory batony były albo pozbawione czekolady, albo szczelnie nią oblane. Ale nie Chiacho. Ten wariant posiadał czekoladowe zygzaki, spod których wyzierał szary i wilgotny, chałwowy beton. Pachniał odpowiednio do wyglądu, a więc intensywną i słodką sezamową chałwą z domieszką wanilii. Pod językiem i zębem okazał się wilgotny i gęsty, zupełnie jak zbity mokry piasek znad morza. Pełno było w nim drobinek orzechów i trzeszczących kryształków cukru. W pierwszej chwili mnie to obrzydziło, ale po paru kolejnych gryzach uznałam, że eksperyment się powiódł, a nietypowość ciasta porwała moje serce.
Ciemna czekolada jak zwykle nie miała wad – była pyszna. Chałwowy blok z początku smakował po prostu chałwą, ale umiarkowanie słodką, pod tym względem zaskakującą. Niestety, już w połowie batona okazało się, że to złudzenie. Chiacho tak dawało popalić słodyczą, że ani razu nie udało mi się skończyć całego podczas jednego posiedzenia. Nie poddawałam się jednak i wracałam, bo smak mnie uzależnił. Był w nim gorzkawy mix proteinowości ze słodzikowością (w jednym batonie trafiłam na niedobrze rozdrobnione tabletki słodziku i to był prawdziwy dramat), charakterystyczny dla kremu z wafla Protein KEX Vanilla marki MaxSport. Odrzucający, a zarazem pociągający.
Baton Chiacho jest pyszny, to na pewno. Posiada konsystencję mokrego nadmorskiego piasku: trzeszczy i skrzypi od okruchów orzechów oraz kryształków cukru (słodziku?). Co jakiś czas język trafia na słoną plamkę, częściej jednak na subtelną gorycz chałwy (słodziku?). W smaku dominuje sztuczna słodzikowość połączona z proteinowością, co doskonale znam ze wspomnianego wcześniej wafla marki MaxSport. Z jednej strony wydaje się umiarkowanie słodki, z drugiej jednak tak daje popalić, że po połowie ciasta zaczyna człowieka mdlić. Czy istnieje na to sposób? Jasne. Wystarczy siadać do degustacji z bardzo gorzką kawą lub herbatą, które pomogą przetrwać chwilowe załamanie.
Ocena: 6 chi
No to rzeczywiście niezłe ciacho, podoba mi się z wyglądu. Niestety skrzypienie cukru-słodziku i jednak jego słodycz… A wspomnienie proteinowości już w ogóle każe mi uciekać daleko, jak sie tylko da.
Ale naprawdę jest pyszny!
Nie wierzę Ci.
Uwierz mi, proszę. Sękacz Wisły też jest pyszny. Ja nie kłamię. Nigdy. Jestem szczera jak łza.
Co do sękacza to nawet wątpliwości nie mam!
(A co do batona: jestem ciekawa, czy zachowałabym się jak typowa kobieta – patrz: komentarz pod orkiszem z brownie – gdybym go zobaczyła stacjonarnie w moim mieście.)
Widziałam go na instagramach i byłam ciekawa co to za baton – już wiem i wiem również to, że raczej by nie posmakował :P
Zdecydowanie nie. Cukier by Cię zabił.
Uświadomiłam sobie właśnie, że bardzo dawno nie jadłam chałwy :D
Ciacho jak dla mnie brzmi świetnie, jedynie ta słodzikowatość mogłaby zaburzyć mi ich cudowność :P
Hmm, musiałabyś spróbować. Odkrywcze, co? :D
Ten baton jest przeboski
Zgadzam się :)
Ja… nie dość, że fajnie wygląda, to jeszcze porządnie smakuje. Kolejne z ciach do spróbowania.
Chała, michałki – dobry chwyt. Trzeba uderzyć czytelnika silnymi słowami już na początku, by został do końca ;)
Tylko nie chała :D
Chała i chyt!
Mam tak samo – zarówno chałwę, jak i Białe Michałki kocham. Ten źle rozdrobniony słodzik mógłby przeszkadzać, ale – kto by się tym przejmował. Notuję na listę i postaram się upolować wraz z Szyszką i Karmelovym :D
Tylko Karmelovy bardzo suchy, bez herbaty nie podchodź.
Oj chciałabym ich spróbować! Coś czuję, że by mi bardzo smakował.
Nie da się go nie lubić, jeśli lubi się chałwę.
U nas jego recenzja pojawi się na IG… kiedyś :-D Nam też bardzo smakował i długo zachwycałyśmy się nad jego „chałwowością” przy braku sezamu :-P Jednak my jedząc go na pół nie doznałyśmy zasłodzenia ^_^
Pół jest ok. Ja jadłam po trochę więcej niż połówkę batona naraz.
Zdecydowanie nie, wszystkie porównania do chałwy jak dla mnie działają na niekorzyść batona.
A idź!