Podczas gdy posiadanych w domu słodyczy mam tysiąc pięćset sto dziewięćset, ze słodyczami znajdującymi się na liście do kupienia jest jeszcze gorzej. Powiedzieć, że przypominają ciągnącego się w nieskończoność gumowego węża, to jak nie powiedzieć nic. Do tego dochodzą edycje limitowane, nowości, zagraniczne okazje i produkty wpadające w oko spontanicznie. Ach, byłabym zapomniała – są także współprace, wymiany i prezenty. Konkluzja jest taka, że można nie wytrzymać nerwowo z dwóch powodów jednocześnie: ze szczęścia i zgrozy.
W tej szaleńczej sytuacji pomocną dłoń podał mi Ł., który nie jadł tyle słodyczy, co ja, ale zgodził się jeść je ze mną. Okolicznościowe zakupy zrobiliśmy razem, a potem podzieliliśmy się po połowie i wymieniliśmy spostrzeżeniami. Szkoda, że wcześniej nie miałam okazji odkryć, jakie to przyjemne.
Bohaterem – ofiarą? – jednych ze spontaniczno-okolicznościowych zakupów była seria Prince Polo, której ze względu na rozmiar XXL nie chciałam kupować sama. Klasyczny smak na blogu już był, ale i jego wsadziliśmy do koszyka, tak w ramach przypomnienia. Ł. – miłośnik wafelków Olzy, i ja – przeciwniczka ich cukrowego smaku. Choć przez chwilę łudziłam się, że może te kilka miesięcy temu miałam zły dzień i dlatego wystawiłam kultowemu słodyczowi tylko 3 chi, po kilku gryzach wiedziałam, że jednak nie. Wafel był tak samo cukrowy i suchy, miał tak samo mało, na dodatek ziarnistego kremu. Czekolada smakowała znośnie, lecz nie pozostawiała bagienka ani pragnienia zjedzenia większej ilości.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – degustacja owa miała swoje zalety. Teraz bowiem jestem pewna, że po złote Prince Polo nie sięgnę nigdy więcej.
Prince Polo mleczne
Kiedy myślę o zestawieniu produktu oblanego mleczną czekoladą z niebieską szatą graficzną jego opakowania, wyobrażam sobie raczej odcień jasny, błękitny. U bohatera dzisiejszej recenzji tymczasem postawiono na kolor ciemny, granatowy, biało-niebieski odstępując limitowanej edycji kokosowej. Wafel jest bardzo długi, waży równe 50 g, a znajdująca się na nim polewa ma barwę mlecznoczekoladową, acz jasną w podejrzanie wysokim stopniu. Zapachu – i to jakiegokolwiek – brakuje.
Jak każde inne Prince Polo, wariant mleczny posiada trzy warstwy zasmucająco cienkiego, tłustego i ziarnistego kremu. Na zewnątrz znajduje się czekolada o bardzo mlecznym, śmietankowym wręcz smaku i orzechowej w nim nutce. Na początku jest nawet przyjemna, ale już po chwili uwalnia pure sugar i atakuje kubki smakowe niczym ninja. Krem z kolei jest po prostu kakaowy, a raczej cukrowo-kakaowy. Może byłoby milej, gdyby Olza zamieniła go na nadzienie śmietankowe, delikatnością odpowiadające polewie.
Do wafli po raz kolejny nie mam żadnych zastrzeżeń: są kruche, świeże i chrupiące. Ich jedyną wadą jest wpływanie na suchość Prince Polo, która wychodzi w całokształcie, gdy przestaje się jeść słodycza warstwami (zresztą wątpię, by wiele osób – poza bloggerami – rozbierało produkty spożywcze na części pierwsze). Mleczną wersję uważam za lepszą od klasycznej, ale tylko dlatego, że cukrowość mlecznej czekolady nie rozczarowuje tak bardzo, jak cukrowość ciemnej. Tak czy owak, nie wrócę do żadnej.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Kiedy byłam mała mama czasem kupowała Prince Polo – z siostrą lubiłyśmy klasyczne, ewentualnie orzechowe, ale to mlecznie w ogóle nam nie smakowało. Teraz pewnie również klasyk nie przypadł by mi do gustu – to nie ten smak co kiedyś.. na mleczne nawet bym nie spojrzała ;)
Rzeczywiście, koneserzy złotego Prince Polo skarżą się, że obniżyło loty.
Jak ja kiedyś kochałam klasyczne! <3 Ogólnie, jak wiesz, wolę wafle niż batony, więc zupełnie odwrotnie niż Ty. Z racji "spożywczej współpracy" wspólnego mieszkanka ( w tym oczywiście lodówki) z Mamą postanowiłyśmy parę wafelków sobie popróbować (ja postanowiłam – kocha wszystkie słodycze, ale woli batony, więc po prostu przystała na mój pomysł). Jako że klasyka lata już nie jadłam, jestem ciekawa, jak go teraz odbiorę. Mlecznego… nie do wiary, ale nie jadłam nigdy. Zawsze czułam, że to byłoby zdradzenie klasyka. Za jakiś czas jednak zestawię je sobie z Grześkami. Co to będzie? Aj, cukrowo wszędzie (pewnie).
Z racji zagrożenia cukrowością (i możliwością nijakości) ja bym jednak nie zmieniała kremu na śmietankowy, bo zazwyczaj nie wychodzi on śmietankowy, a "biały".
Tak swoją drogą, a do Grześków zamierzasz wracać?
Do Grześków wracałam w formie miniaturowej. Nie wiem, czy opłaca się publikować jeszcze raz duże. Chociaż… Teraz przez Ciebie będę się zastanawiać :P
Prince Polo nigdy za bardzo nie lubiłam, chyba przez to że tata kupował je często i mi sie przejadły. Na klasycznego nie mogłam patrzeć, ale orzechowego czy właśnie mlecznego zdarzało mi sie jeść (nawet na kilka fotek z wyjazdów w góry się załapał :D). Mlecznego nie jadłam tak dawno, że nawet niezbyt pamiętam smak, ale jeśli by mi się kiedyś zdarzyło go jeść, to podejrzewam, że nie inaczej jak warstwami :D
Freak! ;*
Wieki nie jadłam Prince Polo. Kojarzę je jeszcze z podstawówki, gdy kupowało się za ostatnie grosze tego batonika w sklepiku szkolnym. Oczywiście w wersji klasycznej. Mlecznej nie znam, ale z chęcią bym spróbowała.
Pozdrawiam.
Łoł. U mnie nikt nie kupował Prince Polo z własnej woli.
Bardzo dawno ich nie jadłam, a ostatnie okoliczności kiedy jadłam… wolę przemilczeć. Powinnaś się domyślić. Poza tym mówię o wersji złotej, bo tej mlecznej… Tego to już zupełnie nie pamiętam jak smakuje. Ba! Nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć czy kiedykolwiek jadłam. Pewnie tak, bo to był jedyny oprócz Grześków wafelek w latach ’90, a moje umiłowanie do tego rodzaju słodyczy trwa właściwie od dziecka (chociaż wtedy wolałam akurat batony), więc pewnie nie raz wrzucałam mamie do koszyka w sklepie albo dostawałam w ramach mikołajkowej paczki w podstawówce. Klasyk – hmm, pamiętam, że nie jest to byle słodziutki wafelek – owszem krem słodki, ale polewa jest bardziej deserowa przez co zawsze wydawał mi się takim waflem idealnym ,,dla dorosłych”’. Przynajmniej porównując z innymi mlecznymi jak chociażby w Princessie, która jest z miliard razy słodsza. Dlatego w dzieciństwie pewnie wolałam każdego innego. Teraz ta ograniczona słodycz pewnie bardziej by mi przypadła do gustu. Aż mam ochotę kupić sobie tą sztabkę złota, bo to naprawdę konkretny moim zdaniem wafelek i nieprzesłodzony. Oczywiście podkreślam moim zdaniem, bo widziałam w recenzji, że dla Ciebie kojarzą się z cukrowością.
Uwaga, poleci złota myśl: dla każdego coś innego :D
Tutaj się z Tobą niestety nie zgodzę, bo jestem ich ogromną miłośniczką :). Co prawda mleczne jest dla mnie odrobinkę za słodkie, ale też pyszne. Fakt, że jakbym rozłożyła je na składniki pierwsze, to może nie byłoby tak optymistycznie, ale całościowo mmmm… tak zdecydowanie jestem ich fanką ^^
Cóż, na kimś Olza zarobić musi :D
No właśnie- ja się wyjątkowo troszczę o ich zarobki ;)
A ja bardzo lubię Prince Polo. Najbardziej orzechowego, potem mlecznego, klasycznego najmniej. Ale moim zdaniem wszystkie są dobre.
Kokosową limitkę jadłeś? ;>
O, zapomniałem o niej :) Tak, jadłem i smakowała mi :) Kokos jednak lepiej pasuje do białej czekolady moim zdaniem, dlatego wolę Princessę kokosową.
Obie wersje niedługo na blogu, liczę na komcie ;>
Bydom na pewno ;D
Supcio :D
Wydaje mi się, że ta niebieska jest o wiele bardziej cukrowa niż złota. Jak byłam mała, to rodzice kupowali zielone i niebieskie Prince Polo w małych wariantach. Znowu widzę, że nasz gust się nieco różni, bo choć cukier w typowych słodyczach mnie zawsze powala (teraz), to do Prince Polo z chęcią ostatnio wróciłam, żeby przypomnieć sobie ten smak :) Zwłaszcza dla tego chrupiącego wafelka.
Ps: Prosty sposób na ograniczenie wish listy (w moim przypadku) – wywalić rzeczy niezdrowe :D
PS Czyli u mnie… wszystkie :P
Tak, wspólna degustacja i możliwość porozmawiania o swoich spostrzeżeniach daje mnóstwo przyjemności :D
Nadal jesteśmy fankami Grześków ale Angelika czasem sięga po złote Princepolo ;)
Powiedz jej, że NIE WOLNO ZDRADZAĆ GRZEŚKÓW!
Jak ja dawno jadłam Prince Polo! Jakoś w dzisiejszych czasach człowiek zapomina o starych smakach, smakach dzieciństwa i sięga po całkiem nowe opakowania i produkty. Potrafię wymienić nowości na rynku, a zapominam o liderach, takich jak np.: Bajeczny. Co to był za baton!
Kontrowersyjnie. Jednak przez fakt, że kompletnie go nie pamiętam, wstrzymam się od rzucania obiekcji. Klasyk to moje dzieciństwo. Metaliczny niebieski podoba mi się kolorystycznie, jednak co ze środkiem… nie wiem. Z pewnością bym nie odmówił darczyńcy. A może po zmianach właściciela coś tam e składem się pozmieniało?
A wcześniej kto miał Prince Polo? Pamiętam, że pisałeś mi o tym daaawno, jak jeszcze się nie kumplowaliśmy tak bardzo, ale nie pamiętam ;x
Tzn. teraz ma go (jak widzę) Milka, jak połowę słodyczy z rynku ;) Nie pamiętam starego opakowania. Może i dlatego, że nic się nie zmieniło. Gwiazdową obwolutę przywołuję chyba na zasadzie „kurde, coś takiego mogło być”.
PS Jacobs (kawowe), karmelowe, oblane po bokach, piernikowe, w białej czekoladzie, kokosowe z mleczną czekoladą, orzechowe, kokosowe, mocno czekoladowe. Sporo tego było. Powinnaś kolekcjonować!
Zwikipediowałam. Był Mondelez i jest nadal. Producent zatem bez zmiany, co najwyżej receptura.
PS Yyyyyccccchhhhh…!
Na kcięciunia mam lekkiego focha. Bo jak to tak? Taki dobry kiedyś wafel nagle stał się paskudą wilgotnością przypominającą Saharę. To się nie godzi, tak nie wolno i ocenę całym sercem popieram.
Sahara i wilgotność? Chyba że w kroczu podróżnika.