Do pierwszej degustacji Prince Polo zasiedliśmy z Ł. z dwoma wariantami wafli Olzy: klasycznym i mlecznym. Do drugiej zaś zasiedliśmy… no właśnie, do drugiej zasiąść musiałam sama, oto bowiem skończył się weekend i nadszedł czas pożegnania. Nie znaczy to jednak, że nasze wspólne jedzenie słodyczy dobiegło końca. Może tym razem musiałam zjeść połowy wafla orzechowego i kokosowego sama, ale: 1) pozostawione części grzecznie czekały w lodówce na swojego właściciela, 2) po upływie bliżej nieokreślonego czasu wzięliśmy pod lupę kolejny produkt – niezapomnianego Sękacza marki Secpol.
Prince Polo orzechowe
Kilkakrotnie o tym pisałam, ale nigdy nie wiadomo, kto czyta bloga regularnie, kto wpada tu raz na jakiś czas, kto jest nowy (witam Cię!), a kto do dziś przeglądał wyłącznie zdjęcia. Napiszę więc raz jeszcze, że jako dziecko nie lubiłam orzechowych kremów w waflach, ciastkach i w ogóle w słodyczach. Orzech na opakowaniu oznaczał, że produkt należy zostawić na półce i sięgnąć po coś innego, najlepiej czekoladowego. Wszystko zmieniło się… hmm, może w gimnazjum? Mój gust uległ nagłej transformacji i zaczęłam z lubością przyjmować wszystko, co zawierało orzechy. Skądinąd to wtedy pokochałam Ferrero Rocher, które wcześniej wielokrotnie dostawałam pod choinkę i pałałam nienawiścią do rodziny, że nie wybrali Raffaello (dziś nie dostaję żadnego, a to peszek).
Ponieważ z dwojga złego wolę mleczną polewę Olzy, ucieszyłam się, że na orzechowym Prince Polo znalazła się właśnie ona. W zapachu prym wiódł bardzo słodki, cukrowy wręcz orzech laskowy, ale i cienka czekolada dołożyła trzy grosze. Pachniała mlecznie i świątecznie, bożonarodzeniowo. Topiła się w palcach, choć została wyciągnięta z lodówki tuż przed sesją fotograficzną poprzedzającą degustację. Przy trzydziestostopniowym upale niby miała prawo, acz wiadomo, jakość też ma znaczenie (i to ogromne!).
Orzechy laskowe było czuć już w czekoladzie, której drugą część – połowę? – smaku stanowił cukier. Pod polewą znajdowały się idealnie kruche, chrupiące i świeżutkie wafle, niestety nadające całości przykrej suchości. Krem zaległ w środku trzema warstwami, był tłusty i chrzęszcząco-ziarnisty, w smaku oczywiście cukrowy. Tu na szczęście cukrowi towarzyszyły wyraziste i intensywne orzechy, co nieco poprawiło sytuację. Nie na tyle, bym zielone Prince Polo kupiła ponownie, ale na pewno uważam je za lepsze od granatowego (mlecznego), a tym bardziej złotego (klasycznego).
Ocena: 3 chi ze wstążką
Niby tak się różnimy (nasze gusta), a czasem działamy tak podobnie (wspólne z kimś degustacje wafelków)! :D
Kurde, teraz to mi dostarczyłaś kwestii do rozważań. Mimo że, rzecz jasna, wafla kojarzę – ba, kojarzę nawet jego zapach! (Zawsze przecież w moim otoczeniu znalazł się ktoś niewierny, kto zamiast po klasyka sięgał po inne), nie mam teraz pojęcia, czy ja go kiedykolwiek jadłam. Wydaje się to śmieszne, skoro lubiłam klasyka, ale… kto wie?
E tam. Często sięga się po jeden produkt z serii, i to przez lata, nie mając potrzeby poznania reszty.
W moim przypadku to dziwne. :P
W moim też. Miałam na myśli normalnych ludzi :D
Będąc dzieckiem czasem zjadłam (kiedy mama kupiła), ale wolałam klasyk… teraz to nawet nie pamiętam jak smakuje (a o mlecznym to już nie wspomnę, tylko klasyk gdzieś daleko świta mi w pamieci) ;P
Wyręczę Cię: teraz i tak by Ci nie smakował :D
Mogliście zasiąść zawsze przed kamerką internetową i jeść ,,razem” na odległość. :D
Orzecha nie jadłam nigdy, ale miałam podobny problem z orzechami w podstawówce. Mnie przekonały do tego wariantu chyba batony pokroju Kitkata, 3Bita czy Kinder bueno. Za to teraz znowu nastąpił nawrót i znów orzechowe smaki postawiłabym za mlecznymi i czekoladowymi. Może na równi z czekoladą, ale na pewno nie przed mlecznym. Orzechowe Prince polo jednak bardzo do mnie przemawia. To coś jak alternatywa pomiędzy lubianym przeze mnie klasykiem, który ma jednak zbyt ciemną dla mnie czekoladę, a coś ciekawszego niż po prostu mleczny, który może byłby dobry ale nudny jak nie wiem.
Mimo wszystko polecam orzechowe Grześki ;)
Mam podobne odczucia – zielone jest o wiele lepsze od niebieskiego (chyba nawet postawiłabym je na równi z klasycznym), ze względu na mocny aromat orzechów laskowych, który sprawia, że całość nie zamula :D Swoją drogą, do kremu bym się nie przyczepiła, bo jadałam gorsze (taki nierozpuszczony cukier z margaryną w tanich wafelkach – a fe), ale także nie rozpływa się w ustach.
Na szczęście rzadko mam okazję jadać nędzne wafelki.
Spośród wszystkich, orzechowego lubiłam najbardziej, ale to i tak nie było lubienie na miarę kinder bueno :D I czasem mnie nawet na niego nachodzi, ale nie kupuję, bo i tak za dużo słodyczy mam oczekujących, więc póki co jem to co mam ;)
Ja mam tyle słodyczy, że mnie przytłaczają, ale ostatnio czuję przeogromną potrzebę dokupienia paru, co też uczynię. Problem w tym, że chciałabym skompletować całą trójkę wafli WW, a nie wiem, gdzie szukać, żeby dopaść ciemnego, białego i mlecznego jednocześnie. Obawiam się, że musiałabym trochę pojeździć, na co nie pozwala mi stan zdrowia. Ble.
Weź jutro wrzuć coś mniej krzykliwego. Przez te opakowania z żywymi kolorami naszła mnie cholerna ochota na PP. Nawet jeśli nie mają zapachu :D
Okej. Jutro dla odmiany będzie Prince Polo :D
Bardzo surowa jesteś dla księcia. Jestem ciekawa Twojej oceny kokosowego.
Już jutro ;>
Akurat nie trzeba wiele by być lepszym od złotego wariantu :D
Fakt.