Nestle, Princessa Longa kokosowa

Na koniec przygody z tradycyjnymi i ogólnodostępnymi waflami Princessa zostawiłam wariant powszechnie uwielbiany, czyli kokosowy, oblany białą czekoladą. Po nim stawić czoła miałam już tylko dwóm egzemplarzom z ubiegłorocznej edycji limitowanej, które wzbogacono o ciemną czekoladę i owocowe dodatki: pomarańczę i wiśnię, oraz kokosowej wersji Zebry. Po cichu liczyłam, że cała ta trójka pozytywnie mnie zaskoczy i wreszcie pozwoli myśleć o księżniczkowej marce ciepło.

Nestle, Princessa Longa kokosowa, wafelek w białej czekoladzie z kremem kokosowym, copyright Olga Kublik

Princessa Longa kokosowa

Nie znam osoby, która w przeszłości nie uwielbiałaby prezentowanego dziś wafelka (a jeśli takowa istnieje, nie ufam jej). Silne uczucie, jakim słodycz został obdarzony przez tysiące konsumentów, zbudowało wokół niego legendę, kokosowo-czekoladowy mix smaków wynosząc na piedestał. To z kolei sprawiło, że białej Princessy mogliśmy nie jeść przez pół roku, rok, czy nawet dziesięć lat, a i tak w rozmowach przywoływaliśmy ją jako najlepszego wafla. Czyż nie tak właśnie było? Czyż nie tak… wciąż jest?

Nestle, Princessa Longa kokosowa, wafelek w białej czekoladzie z kremem kokosowym, copyright Olga Kublik

Opisywana dziś degustacja była zatem nie tylko powrotem po latach, ale i zmierzeniem się z opisaną wyżej legendą oraz zweryfikowaniem własnej opinii. Na pewno obawiałam się zmian w składzie, wysokiej cukrowości i potencjalnego bezsmaku, ale wciąż w sercu tliła się nadzieja, że akurat ta Princessa uchowała się w stanie idealnym, znanym z przedszkola i szkoły podstawowej.

Nestle, Princessa Longa kokosowa, wafelek w białej czekoladzie z kremem kokosowym, copyright Olga Kublik

Pozbyłam się łatwego do rozerwania opakowania o pięknej szacie graficznej, pociągnęłam nosem i… odpłynęłam. Tak, to wciąż był ten sam cudowny aromat, który dołożył swoje trzy grosze do księżniczkowej legendy. Co więcej, dziecięca słodycz wiórków kokosowych momentalnie przywiodła mi na myśl kruche i idealne smakowo Raffaello. Musiałabym być szalona, żeby ich nie skojarzyć.

Nestle, Princessa Longa kokosowa, wafelek w białej czekoladzie z kremem kokosowym, copyright Olga Kublik

Tuż po nasyceniu się zapachem spojrzałam na wafla trzeźwym okiem i dostrzegłam cienką czekoladę w roli polewy oraz trzy warstwy jasnego i grubego kremu skrytego między warstwami opłatka. Degustację oczywiście zaczęłam od zewnętrza, szybko się orientując, że czekolada nie posiada smaku własnego, bo przeszła kremem (i przypomina Raffaello). Sam krem z kolei był… kwaśnawy! Kiedy ściągnęłam go z jednego z opłatków, by zjeść osobno, okazał się nie tyle kokosowy, co jogurtowo-kokosowy, bardzo przeciętny, na dodatek piekielnie słodki. Nie tak miało być.

Nestle, Princessa Longa kokosowa, wafelek w białej czekoladzie z kremem kokosowym, copyright Olga Kublik

I znów dochodzę do miejsca, w którym informuję, że księżniczkowy produkt marki Nestle mnie zawiódł. Princessa Longa kokosowa próbowała być pyszna, ale nie do końca jej wyszło. Nadzienie okazało się przeciętne i zawierało kwaśną nutę, wafel znajdował się na granicy stetryczenia, w całokształcie zaś słodycz był przeraźliwie cukrowy i tłusty, oleista warstewka wesoło osadzała się na wszystkich partiach ciała, z którymi miała styczność. Istnieje szansa, że do białej – moim zdaniem upadłej – legendy jeszcze wrócę, acz tylko w asyście mocnej i gorzkiej herbaty, i na pewno nie nastąpi to szybko.

Ocena: 4 chi


Skład i wartości odżywcze:

Nestle, Princessa Longa kokosowa, wafelek w białej czekoladzie z kremem kokosowym, copyright Olga Kublik

26 myśli na temat “Nestle, Princessa Longa kokosowa

  1. Takie rozwodzenie się nad smakiem nie zawsze wychodzi na dobre :D
    Ta Princessa to chyba ulubiony wafel mojego dzieciństwa, ale jak jadłam ja ostatni raz, to też czułam lekką, jogurtową kwaśność w kremie, choć i tak spośród wafelków łatwodostępnych lubię ją najbardziej.

    1. Mojego dzieciństwa prawdopodobnie też :)
      Cieszę się, że czułaś jogurtowy kwasek. Znaczy, że nie zwariowałam.

  2. Nie jadłam jej od 3 roku studiów, więc może i mnie by rozczarowała obecnie. Wtedy zachwycałam się ją dokładnie tak samo jak w dzieciństwie. Chociaż wystarczy mi spojrzenie na zdjęcia i już wiem, że dla mnie chyba jednak kokosowa Princessa już na zawsze zostanie top 1, bo zawiera wszystko to co kocham najbardziej. Począwszy od tego, że jest wafelkiem, po kokosowy smak i oczywiście białą czekoladę. Do tego wywołuje cudowne wspomnienia dzieciństwa. Co ciekawe podobnie jak z innymi takimi słodyczami, które maja dla mnie w sobie jakąś magię jem je… bardzo rzadko. Chyba właśnie nie chcę pozbawić ich tego statusu w moim osobistym rankingu i nie chcę się zawieźć. Na równi z nią stawiam kokosowe Nussini od Milki. Kiedyś nawet smakowało mi bardziej, ale chyba przemawiał za tym fakt, że batonik był zza granicy i z samego tego faktu miał +milion do atrakcyjności. Niemniej ciężko je porównywać – Princessa krucha, lekka, delikatna, a Nussini solidny, z grubą warstwą kremu i czekolady i do tego kokosowe wiórki wtopione w polewę. Wybór lepszego zależy zatem od dnia, na co mamy ochotę. Też jednak polecam!

  3. O nie! Miałam nadzieję, że się nią nie rozczarujesz :/. Dla mnie jednak jest ona wyjątkowo smaczna, pomimo, że biała czekolada jest zdecydowanie nie dla mnie. Mam też ogromny sentyment do tego wafelka, bo zawsze, jak jeździliśmy na wycieczki rowerowe, to mama chowała w plecaku trzy egzemplarze i w połowie drogi się nimi zajadaliśmy :)

      1. Tata ;D. Chociaż zdarzało się i tak, że widząc nasz szaleńczy wzrok, oddawał nam go i sięgał po kanapkę a my z mamą dzieliłysmy się po pół :)) od razu jak pomyślę o princessie, to przypominają mi się właśnie te czasy, te lasy i polne drogi. Miałam wtedy z 6-7 lat i zero obowiązków, zero nauki, nic tylko jeść princesse i jeszcze dodatkowo nie tyć(bo jako dziecko nie tyłam wcale) haha. Teraz mam zupełnie na odwrót. Szkoda, ze wtedy, mając te 7 lat, nie potrafiłam się z tego tak cieszyć :/ fajnie jest być dzieckiem, bo jeszcze się nie zna tej brutalnej rzeczywistości. Zaraz… przecież ja miałam pisać o batoniku?

        1. Zgadzam się ze wszystkim :) Aż sama przeniosłam się do przedszkolnych wycieczek rowerowych z mamą i tatą.

  4. Bardzo pesymistyczne te waflowe recenzje. Ja zawsze mówię, że polskie słodycze „sklepowe” są do kitu, z wyjątkiem właśnie Prince Polo i Princessy (które już nawet nie są polskie, przynajmniej Princessa, bo Prince Polo to nie wiem). Czy została choć jedna dobra polska czekolada w sklepach? :D

    1. Wiesz… ja lubię Wedla. Pomijając fakt, że on także nie jest już polski :P Poza tym Mieszko i Śnieżka robią fajne cuksy, a obie marki są nasze.

  5. „Sam krem z kolei był… kwaśnawy!” – a wiesz, że i ja to wyczułem. Jadłem ją dawno temu, ale odniosłem podobne wrażenie. Taka jogurtowatość zamiast raffaelowatości. Jeśli ją zepsuli, cóż. Zebra pozostanie jedynym waflem wartym chrupania.

  6. Też kiedyś smakowała nam o wiele bardziej, wydawała nam się kwintesencją kokosa a teraz tylko cukru :-\ ale to może wina naszych zmieniających się smaków ;-)

  7. Pamiętam, że ta Princessa zawsze była słodka – i choć nie przepadam za białą czekoladą, to ją uwielbiałam, właśnie za ten boski, kokosowy aromat :D Ale to wspomnienie z przeszłości i też powinnam je zweryfikować.

    Ale zebrę jadłam dość niedawno i to jest dla mnie esencja cukru z margaryną i proszkiem. Cukier na cukrze cukrem pogania :D

  8. Ja ponieważ jestem jeszcze w gimnazjum, to łatwo zrozumieć, że mój wzrok częściej pada na Princesse, który jest raczej tańsza od pozostałych batoników a przy tym mogę ją jeść bez szkody dla aparatu ortodontycznego, także idealnie. (Kokosowa to mój ulubiony wariant)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.