Milka, Peanut Caramel

Końcówka roku 2016 przyniosła do Polski falę słodyczy o smaku masła orzechowego, zwłaszcza tabliczek z różnego rodzaju kremami fistaszkowymi. Ponieważ do tej pory produkty z peanut butter w nazwie mogliśmy policzyć na palcach, zjawisko uznałam za zaskakujące, ale i przyjemne. Przede wszystkim dla miłośników, do których mogę się zaliczyć. Dla alergików trochę mniej.

Na masłoorzechowej fali wypłynęła nowa czekolada fioletowej marki Milka – zrecenzowana w dzisiejszym wpisie Peanut Caramel. W jej składzie nie pojawił się nawet 1% masła orzechowego, zresztą nie wiem, czemu miałoby być inaczej, skoro sama nazwa też niczego konsumentom nie obiecywała. Napisano w niej fistaszki – a nawet fistaszek – i karmel. Koniec, kropka. Butter do Peanut dodali sobie sami konsumenci, papugując jeden po drugim błędne informacje. No cóż, zdarza się.

Milka, Peanut Caramel, mleczna czekolada z fistaszkami i karmelem, ale nie z masłem orzechowym, copyright Olga Kublik

Peanut Caramel

Przez długie lata za najlepszą tabliczkę z fioletowego asortymentu uważałam Toffee Wholenut, ilekroć jednak po nią sięgałam – poza pierwszym razem, gdy byłam bezwarunkowo oczarowana – coś mi nie pasowało. W końcu przestałam wymieniać ją jako ulubioną, przerzucając się na 100-gramową Oreo, półpłynną Caramel oraz limitowaną Crunchy Hazelut. Wieść o lekkiej modyfikacji dawniej uwielbianej tabliczki zainteresowała mnie, ale nie na tyle, bym chciała polować na 300-gramowego 276-gramowego olbrzyma. Na szczęście na zakup zdecydowała się moja słodyczowa wróżka, która przekazała mi czekoladę do sfotografowania i ułamania dowolnego fragmentu.

Milka, Peanut Caramel, mleczna czekolada z fistaszkami i karmelem, ale nie z masłem orzechowym, copyright Olga Kublik

Do degustacji nowej Peanut Caramel zostawiłam sobie trzy rządki po trzy kostki. Czekolada składała się z czterech elementów: orzeszka ziemnego, karmelu, bliżej nieokreślonego kremu (wg producenta orzechowego) oraz mlecznoczekoladowej polewy. Krojąc ją do sesji, odniosłam wrażenie, że dawniej karmelu było o wiele więcej. Niestety obecnie trzeba go szukać z lupą, a w jednej kostce w ogóle nie występował.

Milka, Peanut Caramel, mleczna czekolada z fistaszkami i karmelem, ale nie z masłem orzechowym, copyright Olga Kublik

Ponieważ parę tygodni wcześniej nabyłam w Biedronce Ulubioną mleczną czekoladę z nadzieniem o smaku masła orzechowego Magnetica (rozszyfrowanego jako twór marki Millano-Baron), uznałam, że warto zjeść oba produkty pod rząd, zestawiając ze sobą. Porównanie tabliczek zaczęłam od strony wizualnej. Pod tym względem Milka pokonała Barona, czarując oczy przepięknymi czekoladowymi fistaszkami. Drugi etap konkursu jednak przegrała, racząc nozdrza o wiele gorszym aromatem. Pachniała słonymi fistaszkami, wyciszonym karmelem oraz byle jaką czekoladą. Po dłuższym wwąchiwaniu się zaczęła mi przypominać tanie orzechowe cappuccino.

Milka, Peanut Caramel, mleczna czekolada z fistaszkami i karmelem, ale nie z masłem orzechowym, copyright Olga Kublik

Krem w Peanut Caramel posiadał smak trudny w identyfikacji, choć prawdopodobnie orzechowy, jak chciał producent. Występowały w nim maleńkie pokruszone orzeszki oraz chrupki pszenne, chociaż nie mam pojęcia, w jakim celu dodano te drugie. Na uwagę na pewno zasłużyła przyjemna i leciutka konsystencja. Między nadzieniem a polewą każdorazowo znajdowało kilka wtulonych w siebie połówek fistaszków, które miał łączyć karmel, ale coś nie wyszło. Czekolada była podejrzanie mało bagienkowa, równie mało milkowa i rozczarowująca. Nie posiadała smaku własnego, gdyż przeszła orzechami.

Milka, Peanut Caramel, mleczna czekolada z fistaszkami i karmelem, ale nie z masłem orzechowym, copyright Olga Kublik

Choć recenzja została utrzymana w chłodnym tonie, nie uważam, by czekolada skrywała szatana. Nie aż tak. Była… w porządku. Zastosowane w niej orzechy cieszyły jamę gębową świeżością, odpowiednim nawilżeniem i mięsistością, a polewa z każdą minutą stawała się coraz bardziej bagienkowa (po prostu trzeba było ją ssać nieco dłużej). Karmel też okazał się niczego sobie, bo był miękki i niewłaziwzębowy, w smaku MARSowy, lecz jednocześnie cukrowo słodki i niestety występował w formie szczątkowej. Krem smaku nie posiadał, acz ze względu na konsystencję miał w sobie coś michałkowego czy pierrotowego. Gdzieniegdzie występował okruch soli, w całokształcie jednak Peanut Caramel głównie paliła cukrowością. To jednorazowa zabawka, do której zdecydowanie nie chciałabym wrócić.

Ocena: 4 chi


Skład i wartości odżywcze:

Milka, Peanut Caramel, mleczna czekolada z fistaszkami i karmelem, ale nie z masłem orzechowym, copyright Olga Kublik

39 myśli na temat “Milka, Peanut Caramel

  1. Kupiłam ją z ciekawości, ale ciągle czeka na swoją kolej, ale wydaje mi się, że odbiorę ją podobnie. A jak ją kupowałam, to zdziwiłam się, że nie ma słowa butter w nazwie – po taką właśnie, z PB szłam do Żabki (jednak kupiłam ją w Tesco – żaba mnie wówczas zawiodła) :)

        1. Jadłam wczoraj właśnie tę Milkę, więc piszę póki pamiętam :D
          Smakowała mi, nawet bardzo, i wcale nie okazała się za słodka – być może potrzebowałam wówczas cukru, więc jutro jeszcze zwrócę na to uwagę. Czekolada sama w sobie smakowała mi milkowo i była dość bagienkowa z tego co pamiętam, ale zobaczę co wyczuję jutro :P

  2. Ja tez próbowałam i mimo ze słusznie zwróciłaś mi uwagę,ja nadal czułam nuty masła orzechowego ;) Nie wiem,może do wszystkich czekolad w Lublinie trochę go upakował XD Ciesze sie ze u ciebie nie wypadła tak złe jak sie bałam XD

  3. Długo na nią polowałam, a jak już znalazłam,to doszłam do wniosku, że jest za droga i szkoda mi pieniędzy. Cała ja: najpierw się nakręcę, szukam, a koniec końców i tak nie kupuję xd.
    Mi by pewnie posmakowała, chociaż mam wątpliwości co do słodyczy

  4. Kupiłam ja kiedyś i dobrze,że był mój maż bo ją dokończył w całości dla mnie za słodka. Pisałaś ostatnio u posypanej cukrem,że gdybyś miała mozliwość to byś spróbowała Oreo red velvet no więc mój kochany mąz mi je kupił w stanach jak wróci 18.02 to mogę ci wysłać kilka sztuk do spróbowania,albo wreszcie sie spotkamy:)

  5. Mam jej ponad połowę, też otrzymałam w prezencie i czeka na skonsumowanie. :D Na razie muszę się jednak rozprawić jeszcze z 300setką wariancie Schoko & Keks, dwiema 100g Karmelove Wedla i co najlepsze: tymi ciastkami od Milki Cookie Sensations z czekoladą w środku, które można potraktować mikrofalówką, aby otrzymać płynne wnętrze. Wszystko ma swoją kolej – według terminów i momentu odpakowania. :D Szykują się więc miłe degustacje. Tą dzisiaj recenzowaną zostawiłam na koniec, jako że najlepsze zwykle je się jako ostatnie, ale… teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam. :D Tak przeczuwałam, że w tej czekoladzie zgubić ją może opakowanie, (mylne) przeświadczenie, że mamy tu masło orzechowe i ochy i achy płynące z jej wyglądu. Z tych powodów poprzeczka zawieszona jest tak wysoko, że sądzę, że sama czekolada jej nie sprosta i przyniesie mi również może nie rozczarowanie, bo pewnie smaczna jest, ale nie wprawi mnie w stan ekstazy jakiego oczekiwać należałoby patrząc na to co jemy. :D

    1. Ja ostatnio mam mniej czasu na żarcie słodyczy, więc przeterminowane rzeczy przeterminowują się coraz bardziej :P

  6. Czytam, czytam i nie wierzę. Zgadzamy się?! Ostatnie zdanie jakbym sama napisała.
    Przy pierwszej kostce myślałam, że umrę od cukru, ale potem w sumie i fistaszki i sól czułam… Nie tyle, ile bym chciała, ale pamiętam, że niezłą ocenę zgarnęła (8? aż sama się dziwię), bo jak na Milkę… była przyjemna na spróbowanie.
    Mojej mamie za to bardzo, bardzo smakowała, ale co z tego, skoro dziadostwo takie wielkie i więcej i tak nie kupi? Taak, znowu naszło mnie na przemyślenia w stylu „na cholerę robią takie giganty?” (co do wielkości takich tabliczek chyba też się zgadzamy).

    PS U mnie Mullery… kurde, z tą zgodnością koniec świata. Weź, walnij coś zacukrzonego i bagienkowatego, a ja poszukam jakiś imbiro-spirulino-malinowo-wiórkowych kąsków, bo mózg mi się przegrzeje.

  7. Mam identyczne odczucia co do tej czekolady. Warto spróbować jako ciekawostkę, ale ten smak jest po prostu meh. Za słodko i nijak, żeby wracać. Jedna z mniej udanych dużych czekolad Milki.

  8. #foodgasm! Milkę Toffee Wholenut również swojego czasu uważałam za najlepszą, jednak ostatnio podczas promocji, gdy ją zakupiłam, nieźle się rozczarowałam. Albo producent namieszał coś w składzie/produkcji, ale moje kubki smakowe z biegiem lat wymagają coraz więcej. Tę wersję: peanut carmel z ogromną chęcią porwę do swojego koszyka.

    1. Zgadzam się z opinią o Toffee Wholenut, niestety. Ciekawe, czy rzeczywiście coś zmieniono w składzie lub proporcjach.

  9. Nawet nie chce mi się sprawdzać jaką ja ocenę jej wystawiłam, pewnie 10 bo pamiętam, ze mi smakowała. Jednak ostatecznie zakupu nie powtórzę, bo tabliczka jest za duża i jednak za słodka.

  10. Ta recenzja to muzyka dla moich uszu, naczytałam się o tej Milce tyyyle dobrego, a mnie samą finalnie okrutnie zawiodła. Nawet jej nie dojadłam, tylko dałam bratu. I 4 chi na 6 bym nie dała, ale i tak się cieszę :D

      1. Hmm, po tym ile po niej oczekiwałam i ile też Milka sobie za nią liczy.. 5 na 10, 3 chi. ;> Była dla mnie bardzo nijaka, przeszłaby jako czeko za 4 złote, ale w tej cenie nie.

  11. A ja bym chciała wrócić i pewnie to zrobię (za 100 lat) – smakowała mi. Może dlatego, ze śladowe ilości karmelu to dla mnie zaleta, nie wada.

    Coś czuję, że jutro Baron :)

  12. Toffee Wholenut kupiłem raz. Wciągnąłem w jednym podejściu. Więcej nie ryzykowałem. Z tą byłoby pewnie podobnie, bo równie silnie do mnie przemawia. Oreo oczywiście nie przebije i tak.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.