Dwa tygodnie temu zaprezentowałam na blogu ostatni wariant surowych pralinek Rawnello – Figę z makiem – w związku z czym z przesyłki otrzymanej ze sklepu Bliżej Natury zostały mi już tylko czekolady. Bardzo mnie ów fakt cieszy, ponieważ będę miała szansę przyjrzeć się marce Torras nieco bliżej.
Dziś serwuję wam recenzję Negro con Avellanas, czyli ciemnej czekolady z siekanymi orzechami laskowymi. Pochodzi ona z serii tabliczek, które hiszpański producent posłodził słodzikiem: stewią. W przeciwieństwie do poprzedniczek, białej z algami i ciemnej z kawą, znajduje się w kartoniku i waży aż 150 g. Zawartość jednostek biodrowych – zaledwie 435/100 g – pozwala się rozmarzyć.
Stevia Negro con Avellanas
Dzisiejsza bohaterka jest jedną z dwóch czekolad wzbogaconych o orzechy laskowe i wyprodukowanych przez markę Torras, które posiadam w swoich zbiorach. Do porównania z nią wybrałam mniejszą tabliczkę słodzoną innymi substancjami, w tym maltitolem, i wykonaną z czekolady mlecznej. O tym, która wypadła lepiej, opowiem za dwa tygodnie – serdecznie zapraszam do odwiedzenia wówczas bloga.
Negro con Avellanas nazwana została gorzką, choć w rzeczywistości jest deserowa, ponieważ posiada 54% kakao. Nie zawiera glutenu ani białego cukru, ale może zawierać śladowe ilości mleka. Producent ostrzega, że nadmierne spożycie grozi efektem przeczyszczającym, nie sądzę jednak, by kogokolwiek to spotkało. Czekolada dzieli się na pięć rządków po dwie kostki każdy. Jeden rządek waży 25 g.
Tabliczka jest bardzo ciemna i bardzo twarda, co zaskakuje, jeśli brać pod uwagę jej dość niską zawartość kakao. W przekroju widać przyjemnie dużo jasnych orzeszków, których Torras nie pożałował. Negro con Avellanas pachnie czekoladą gorzką, a jednocześnie słodką w sposób owocowy. Orzechy laskowe w aromacie nie występują wcale, a szkoda, bo mogło być to rewelacyjne połączenie.
Konsystencja produktu jest… interesująca. Nie przypomina mi on żadnej jedzonej dotychczas ciemnej czekolady. Rozpuszcza się wodniście, a proszkowatość kakao występuje jakby w domyśle (niby jest, ale jej nie ma – dziwne!). Przypomina zastygły, skamieniały krem, który jest tłuściutki w sposób parafinowy. Gdy znika – a robi to bardzo szybko – pozostawia na języku morze świeżych i chrupiących orzechów, niestety niemal pozbawionych smaku. Sama czekolada również jest niezwykle łagodna smakowo. Słodka, ale nie do przesady, a już na pewno nie czuć w niej nieatrakcyjnej stewii.
Negro con Avellanas to czekolada poprawna. Delikatna i orzechowa w stopniu przesadnie subtelnym, przez co nieco pozbawiona wyrazu. Warto ją kupić ze względu na skład, wartości odżywcze oraz unikalność konsystencji (tu bym się zastanawiała), acz niekoniecznie walory smakowe.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Bliżej Natury,
lub odwiedź: fanpage FB, Instagram)
Nie jadłam akurat tej,jadłam ich kokosowa i była smaczna,ale nie jakoś pociągająca :p Masz racje,skład i makro fajne,ale smak gra tutaj główna role :)
Kokosowej nawet nie mam w zbiorach. Ciekawe czemu :P
Już za to, że są siekane dla mnie ma +pierdyliard do atrakcyjności. :D A jeszcze jakby to były migdały lub nerkowce… ach! Dobra, zwykłymi laskami nie pogardzę, też.
I co, brałabyś mimo wad? ;>
Ty wiesz, które od Torras Ci polecam :D Tej nie jadłam, ale szkoda, że nie czuć tutaj aromatu orzechów laskowych :( Pamiętam, że w mlecznej Cavalier z ich dodatkiem bardzo mocno je wyczułam – niczym w Nutelli (ale ja jestem „zdrowo spaczona” i dawno nie jadłam Nutelli :p). A ta wodnistość to efekt erytrolu. Z kolei te z maltitolem są bardziej twarde i chrupiące, proszkowe, mniej kremowe (choć wersja mleczna z migdałami o dziwo wyłamuje się z tej konwencji).
Z maltitolem były właśnie kremowe, choć faktycznie proszkowate.
Chyba najpopularniejsza z czekolad. Widnieje w każdym sklepie ze zdrową żywnością. I co? Popularność szkodzi, jak widać. Biel ponad wszystko!
Racja, w Torrasie biel póki co wygrywa.
Gdy patrzę na opakowanie to mam wrażenie, że skrywa w sobie czekoladę miętową i pewnie dlatego nigdy nawet nie zwróciłam na nią uwagi w sklepach, mimo że mam wrażenie, że jest bardzo powszechna na działam ze zdrowym jedzeniem. Orzeszki w przekroju zachęcają, ale ich bezsmakowość już nie i nie podejrzewam, abym ją kupiła – ciągle wolę czekolady ze zwykłym cukrem :)
Nie osiągnęłaś jeszcze słodzikowego stopnia wtajemniczenia ;)
Od miesiąca jem ksylitol, więc jestem na dobrej drodze :D
Ło ezu, te słodziki… A nie, dziękuję, wolę Barona (czuję się jak nie ja, pisząc to… chociaż nie, bo jednak słodzik to siła bardzo odpychająca).
A tak nawiązując do wspomnianej Figi z makiem. Widziałaś może takie podobne kulki jako jakieś „Raw Bites” firmy Purella? W Rossmannie mi się dzisiaj w oczy rzuciły. Ciekawe, czy lepsze od Rawnello (i cholera jestem wściekła, że wtedy tych nie kupiłam, jak znalazłam je stacjonarnie – dziś po nie poszłam i już… figa z makiem – ani jednej paczki).
Zejdź z tego biednego Barona :P
Jakieś alternatywne pralinki – może i Raw Bites – kojarzę ze zdjęcia. Rzadko bywam w Rossmannie, ale pomacam, jak tam zajdę. Dzienki-szczenki ;*
Z tej serii zdecydowanie bardziej smakuje nam mleczna z migdałami :) Przypomina nam domową czekoladę jaką robiła nasza babcia ;)
Kiedyś na pewno spróbuję.
Hmmm, poprawna? To chyba mnie nie zachęciła
Nie dziwię się :P
Jaką ja czekoladę jadłam o podobnej konsystencji płynnej parafiny. Kurcze, nie przypomnę sobie, ale przypuszczam, że mogło chodzić o czekoladę ze stewią, chociaż innej marki. Osobiście jednak wolę żeby moja czekolada nie kojarzyła mi się z płynną parafiną lub, co gorsza, z olejem rycynowym :D
Nie? A to ciekawe :D