Dzisiejszą recenzję chciałam rozpocząć słowami: koniec z Princessami na ten rok, uświadomiłam sobie jednak, że tekst opublikuję dopiero na początku kolejnego roku, a wówczas stwierdzenie będzie co najmniej wątpliwe. Nie sądzę bowiem, by po Princessie Zebrze mleko + kokos nie pojawiło się już nic nowszego. Zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim, gdy każda firma wypuszcza jakąś limitkę.
Zanim przejdziemy do opisu właściwego, dwa słowa o tradycyjnej wersji Princessy Zebry, czyli mlecznej. O ile księżniczkowa linia wafli marki Nestle średnio mnie zadowala, o tyle sztuka z czarno-białym, czterokopytnym zwierzęciem w nazwie jest więcej niż smaczna. Bardzo słodka, owszem, ale krucha i pełna smaku. Lekko gorzka od kakaowego wafla, a przede wszystkim pozbawiona polewy, co w jakiś szczególny, niewytłumaczalny sposób mnie urzeka (Grześki bez czekolady zdobyły unicorna smaku). Sądząc, że nowość będzie niewiele – lub wcale – gorsza, zaopatrzyłam się w dwie sztuki.
Princessa Zebra mleko + kokos
Kwadratowy wafelek Princessa Zebra to taki Knoppers… tylko zupełnie nie. Księżniczka jest niepozorna, leciutka i z pozoru niskokaloryczna, ale jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że nie wypada zjeść jednej (30 g/sztuka), nagle robi się tego całkiem sporo. Zwłaszcza że w Biedronce sprzedawana jest w kartonach tuż obok cukierków i pralinek na wagę, w związku z czym każdy normalny człowiek ładuje do siatki co najmniej kilka sztuk.
Wafel znajdujący się w nowej Princessie Zebrze powinien być czarny, ale nie jest – przypomina raczej szary odcień brązu. Między jego warstwami znajdują się trzy grube piętra idealnie białego kremu, który raczy nozdrza intensywnym kokosem (190%) i delikatną nutką mleka (10%). Skądinąd zastanawia mnie, dlaczego produkt posiada krem mleczno-kokosowy, a nie po prostu kokosowy. Jest to naprawdę dobre pytanie, zwłaszcza że w opisie pojawia się wyłącznie kokos. Gdzie zatem podziało się mleko? Kotek wypił? Wyparowało? Zagadka roku, na którą nie znajdziemy odpowiedzi.
Być może to kwestia braku czekoladowej polewy, ale wafle w Zebrze zawsze są odrobinę bardziej kruche i lekkie niż w pozostałych Princessach. Nadal posiadają zalążek stetryczenia, jest on jednak maleńki. Wafel smakuje słodko i kakaowo, dobrze komponuje się z grubym, proszkowatym, tłuściutkim i wyraziście kokosowym kremem. Ale, ale. Krem ów wcale nie wydaje się mleczny, raczej jogurtowy, ponieważ pojawia się w nim niemożliwa do przeoczenia kwaskowatość. Zupełnie jak w Princessie kokosowej.
W całokształcie kokosowość kremu zanika, a krem robi się lekko mdły (prawdopodobnie przez wysoką tłustość). Niezidentyfikowany kwasek i świeżość na granicy stetryczenia także nie przekonały mnie do nowej wersji wafla. Żeby było jasne – produkt jest w porządku, ale ja zdecydowanie wolę klasyczny wafelek Princessa Zebra, który nie ma sobie równych w księżniczkowej serii.
Ocena: 4 chi
Pamiętam w niej właśnie mocną tłustość i pewnie przez to mnie nie zachwyciła.
A wafle bez polewy przyciągają mnie bardziej niż te oblane, więc coś urzekającego bez wątpienia w nich jest :)
Czyli zgodność pełna :)
Jadłam go właśnie wczoraj!I ja zdecydowanie wole ten wariant od zwykłej zebry :o
:O
Oho, ja miałam sobie powtórzyć parę wafelków, ale Princess nawet do nich nie włączam. No, ok, może dwie postanowiłam spróbować (właśnie tę zebrę i kokosową, ale właśnie „dzięki nim” nie chcę już innych). Nigdy za żadnymi oprócz kokosowej nie przepadałam, a że teraz i ona się strasznie zepsuła, to podziękuję. Jedyne co mnie bardzo zaskoczyło, to że zakochałam się w tych „dark”, ale one to w ogóle inna bajka, bo ogółem jak na wafelki są „czymś innym”. Czymś bardzo innym.
Spróbuj jeszcze raz tych Dark, bo wciąż nie mogę uwierzyć, że Ci smakowały.
Próbowałam je już kilka razy. Pomarańczową 3 razy, wiśniową 5 – uwielbiam je. Fakt, że wolałabym, by były mniej słodkie, mniej tłuste, ale to są takie szczególiki, że mi nie rzutują na całość. Co więcej, spróbowałam po latach Grześki kakaowe i ledwo na 5/10 wyciągnęły (a kiedyś bardzo je lubiłam), więc ekhem… nasz różnica gustów. Uwierz.
ILE DLA GRZEŚKÓW?! Miło Cię było poznać.
Nie jadłam i jakoś nie mam ochoty. Może kiedyś ;)
Nie warto.
Ile ja się nachodziłam po biedronkach, żeby ją znaleźć… byłam w większości chyba w całym Szczecinie, a we wszystkich w centrum to na pewno. Ostatecznie znalazłam ją… w Stargardzie. Nigdy już nie nazwę mojego miasta rodzinnego dziurą zabitą dechami :D Jak już znalazłam to trzy sztuki wzięłam na pewno. Oprócz tego też akurat były limitowane pryncypałki cappuccino mini na sztuki to je też dorzuciłam, no i dla przypomnienia nie zapomniałam o klasykach. Taki sobie urządziłam wafelkowy podwieczorek. Szkoda tylko, że nic z nich nie smakowało mi jakoś wybitnie. Pryncypałki – te to już zupełnie nie moja bajka.
Princessa – kokos. Miałam duże oczekiwania, bo przecież kokosowa wiadomo jak wysoko stoi w moim rankingu. Tu dostałam… nawet nie wiem co. Krem był po prostu mdły, bez konkretnego smaku. Na plus ja zawsze sam wafelek i ich chrupkość. Krem do wymiany. Fajny rozmiar i kształt. Raczej nie do powtórki, bo po co jeść po prostu DOBRE rzeczy.
Mój Łukasz ostatnio kupił Pryncypałki cappuccino, ale chyba wyzerował już opakowanie. Ja tylko wąchnęłam – srogi plastik ;)
Zdecydowanie bardziej wolę wafle w polewie. Te bez polewy strasznie się kruszą podczas jedzenia.
Oj, ja na odwrót ;)
A mnie podstawowa Zebra nie smakowała (i jadłam ją w mrocznej części jasne strony mocy, czyli po 4 miesiącach od zmiany stylu życia – jako nagroda po 2-kilometrowym biegu ulicznym :p), więc możliwe, że ta byłaby dla mnie super – zwłaszcza, że ma kwaskową nutę. Choć w klasycznej wersji powaliła mnie margarynowa tłustość w połączeniu z chrzęszczącym cukrem – jeśli tutaj tego nie zniwelowali, to całkiem prawdopodobne, że szału by nie było. No cóż, jak zwykle – kupię, spróbuję i oddam tacie. Niech idzie w cycki, o!
Niestety, pod względem konsystencji mamy powtórkę z rozrywki.
Spróbowałam i albo jestem spaczona, albo ta jest zupełnie inna! Podstawowa wersja była bardziej proszkowo-margarynowo-cukrowa, a ta skojarzyła mi się z Knoppersem (chrupkość wafli, bo Knoppers jest bardziej słodki, tłusty i mulący), ale właśnie z jogurtowym, kwaskowym kremem. Kokosa nie czułam, ale naprawdę – było pyszne i pół wafla (całe 18,5 g!) poszło :D
Yyy… definitywnie jesteś spaczona :D Skądinąd ja chyba wolę Knoppersa od obu Zeberek. Nie wiem. Pewnie zależy od sytuacji i ochoty.
Ta kokosowa też nie specjalnie przypadła mi do gustu, choć Angelika znów ma inne zdanie xD Wychodzi na to, że Angelika jest mniej wybredna :D
Może ma dość zdrowego stylu życia ;> W końcu ileż można? :D
Mi ona jakoś nie podeszła, ze względu na gorycz, którą ja tu poczułam (albo oberwałam bardzo mocno w kubki smakowe xd) i zdecydowanie wolę tą zwyczajną
Gorycz? Może kupiłaś wafla z pleśnią :P
Nawet nie zauważyłam, że są takie księżniczki w Biedronkach :D pewnie w przeciwieństwie do ciebie narzekałabym na brak polewy.
?! Już nie tylko w Biedronce. Teraz są w normalnym rozmiarze i w innych sklepach.
Ej! Zerknąłem na archiwum… czy ja dopiero po recenzji próbowałem oryginalnego smaku? Dobrze rozumiem swój wpis? Bo jeśli tak, to do dziś zjadłem jej dziesiątki. Są przepyszne. Tym bardziej kokos mnie ciekawi, choć ta jogurtowość nieco odpycha.
Zebra kojarzy mi się z Big Milkiem Cookie. Nic dziwnego, że wpylasz ;)
Mnie nie zachwyciła, ale mój tata był zachwycony ;)
Wolisz klasyczną, czy w ogóle nie lubisz Zebry?