Bohaterka dzisiejszej recenzji – tabliczka o jakże krótkiej nazwie Czekolada mleczna z orzechami pistacjowymi i karmelizowanymi orzechami laskowymi biedronkowej marki Luximo Premium, a w rzeczywistości stojącej za nią Millano-Baron – przywędrowała do mnie niespodziewanie, wraz z pewnym kochanym Pyszczkiem. Była przepysznym zwieńczeniem cudownego dnia, któremu do doskonałości brakowało tylko mojego wciąż stojącego pod wielkim znakiem zapytania zdrowia.
Czekolada mleczna z orzechami pistacjowymi i karmelizowanymi orzechami laskowymi
W pierwszej chwili, gdy zobaczyłam nową, tajemniczą tabliczkę spod skrzydeł marki Luximo Premium, nieco się przeraziłam. Gdyby był to Wawel, musiałabym albo udawać szczęśliwą, albo odmówić przyjęcia podarunku. Szybki rzut okiem na tył stylizowanego na eleganckie opakowania pozwolił mi jednak odetchnąć – Millano, czyli Baron. Może miesiąc temu przeszłyby mi po plecach ciarki, lecz po zjedzeniu prawie całej tabliczki Peanut Butter wiem, że marka ta robi obecnie bardzo dobre czekolady.
Pyszczek, wielki miłośnik pistacji, bardzo się starał, żeby po otwarciu kartonika (uważnym, ponieważ wiedział, że potrzebuję go do zdjęć), nie zjeść wszystkiego. Udało mu się. Do testów została mi dokładnie połowa (50 g) Czekolady mlecznej z orzechami pistacjowymi i karmelizowanymi orzechami laskowymi. Przełożyło się to na pięć dużych i płaskich kostek, ozdobionych symbolem ziarna kakao oraz posiadających przepiękny mlecznoczekoladowy kolor. Każda była najeżona złocisto-zielonymi fragmentami tytułowych orzechów (w składzie występuje 4% czystych pistacji i 0,5% karmelizowanych kawałków orzechów laskowych, z czego większość i tak stanowi cukier).
Tabliczka odznaczała się zapachem słodkiej i pysznej mlecznej czekolady z orzechami laskowymi. Zatopione w niej dodatki były wilgotne, miękkie i gumowate, czyli posiadały konsystencję typową dla pistacji oraz nerkowców. Zostawały na języku, gdy cieniutka kostka ulegała roztopieniu. A trzeba wiedzieć, że robiła to bardzo szybko i cudownie bagienkowo, bez choćby cienia proszkowatości. Jedyna rzecz, którą zmieniłabym w odniesieniu do konsystencji, to karmelizowane orzechy laskowe, sprawiające wrażenie zwyczajnych i irytujących bryłek cukru. Na szczęście nie było ich za dużo.
Po zapachu Czekolady mlecznej z orzechami pistacjowymi i karmelizowanymi orzechami laskowymi byłam pewna, że jest to kolejna czekolada, która tylko żeruje na powszechnej miłości do pistacji. Nic bardziej mylnego. Smak zielonych orzechów jest wyczuwalny i świeży, bajeczny. Brakuje mu jedynie tego, co w pistacjach nieodłączne – soli. Słodka czekolada i neutralne orzechy są dobre, lecz pozbawione pazura. Odrobinę przypominają pralinki z kremem w zakręcanych u góry sreberkach (np. marki Mieszko).
Dzisiejsza degustacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że Millano-Baron powinien otrzymać swoje blogowe trzy szanse. Co najmniej trzy! Czekolada, którą oferuje, odznacza się miękkością i mlecznością czekoladek z kalendarza adwentowego, a dodatki – w poprzedniczce fistaszki, tu orzechy pistacjowe – są świeże i esencjonalne. Gdyby tylko do prezentowanej tabliczki dodać trochę soli, a wywalić bryłki cukru vel karmelizowane orzechy laskowe, przyznałabym jej 6 chi. Pyszczek dokonał słusznego wyboru.
Ocena: 5 chi
Tej nie mam i specjalnie nie żałuję, ale… mam z pistacjami i wiążę z nią ogromne nadzieje. Może wreszcie zwrócę Baronowi honor? :D
Kurde, myślałam, że mam z samymi pistacjami, ale jednak to ta opisana, haha. Z samymi pistacjami – za dobrze by było. xD
Ha!
Miło, że Baron się postarał i stworzył tabliczkę, którą można zjeść z przyjemnością a pluć na boki a potem zastanawiać się nad tym „jakby się jej pozbyć” :)
To już druga, w związku z czym uważam, że Baron robi dobre czekolady.
Miękkość i mleczność na plus, też uważam, że Baron samą w sobie czekoladę POTRAFI mieć smaczną co nie oznacza, że zawsze taka jest, ale wyjątki potwierdzają regułę. Dodanie pistacji zostało potraktowane nie po macoszemu i to mnie cieszy. Są, widać je i czuć. Faktycznie brakuje mi tu soli, ale nie spodziewałabym się po tym producencie, aż takich ekscesów, więc to akurat mnie nie dziwi. Przypuszczam, że miałabym z niej niezłą radochę, a do tego układ kostek jest fantastyczny co jeszcze poza walorami smakowymi cieszy moje oko.
A których czekolad od Barona odradzasz?
Nie wiem, czy kiedykolwiek jadłam czekoladę firmy Baron – pewnie tak, ale nie zarejestrowałam tego zdarzenia… Ta zapowiada się smacznie, a brak soli to chyba byłby dla mnie plus :)
Skuś się ;>
Nawet nie wiedziałyśmy, że jest w Biedrze czekolada z takimi dodatkami :) A jak faktycznie czuć pistacje to już w ogóle mamy na nią chęć ;)
Podobno jest nowa.
Widziałaś nowe Kinder Pingui karmelowe? Jakoś nikt tego nie recenzuje :D
Widziałam, ale i u mnie nie licz na recenzję. Nawet zwykłego Pingui nie opisałam. Pewnie kiedyś to nadrobię, acz do tego czasu karmelowy wariant zniknie. Story of my life ;)
Kupiłeś? Jadłeś? Smakuje Ci?
O dziwo nie! Uwielbiam Pingui i uwielbiam karmel, więc myślałem, że to pewniak. Problem w tym, że karlem w wydaniu Pingui smakuje jak krówka słabej jakości. Niektóre tanie słodycze o smaku krówki mają właśnie taki posmak, nawet nie wiem jak go opisać. Najgorszy wariant Pingui, gorszy nawet od słabej maliny.
Karlem, tia. Dobrze, że nie Harlem.
Proponuję spróbować któregoś z Sękaczy lub batoników marki Vobro, wtedy pogadamy o tanim smaku nadzienia :D
PS Teraz tym bardziej nie kupię, problem z głowy ;)
PPS Umiesz odnieść karmel z Pingui do karmelu z Maxi Kinga?
Moja przygoda z Vobro zakończyła się, kiedy kilka lat temu, na studiach, kupiłem ich praliny w kształcie owoców morza. Były tak ohydne, że zjedzenie całego opakowania zajęło mi tydzień. Smakowały jak małe bryłki masła. Karmel w Maxi Kingu jest smaczny, to jest właśnie taki typ karmelu jak lubię. Nie jest krówkowy. Trafne pytanie, ciekawe dlaczego aż tak się różnią, skoro oba występują w podobnej białej masie. Chyba, że ta biała masa w Pingui też została ochrzczona karmelowym aromatem.
Owoce morza marki Vobro recenzowałam. Były zjadliwe, acz dziś pamiętam z nich już tylko cukier ;) No i miałam opakowanie z czterema sztukami. Podejrzewam, że Ty większe, skoro męczyłeś przez tydzień.
Uwielbiam pistacje, ale nigdy nie jadłam czeko z jej dodatkami. Jak wyciągnę tatę na shopping, to może się skuszę na czeko Balance ze stevią, pistacjami i orzechami włoskimi (haha, nawet proporcje dobre). I podobnie jak Ania nie wiem, czy jadłam czekolady od Barona :)
A nawet „z ich dodatkiem” :P
Z asortymentu Balance polecam każdą tabliczkę w ciemno, bo to rewelacyjna marka.
Tak, tak, jak opublikowałam, to przeczytałam :D
;*
O mniam! Czekolada z jakimikolwiek orzechami kupuje mnie w 100%, a gdy jeszcze jest dobra jakościowo to już w ogóle :) ostatnio właśnie chodzi za mną taka tabliczka
Może chce Cię zaprosić na randkę. Albo po prostu zapytać o godzinę.
Przeczytałem raz. Potem kontrolując i efując, szukałem „marc”. Nic nie znalazłem. Wniosek? Zjadłbym.
Mądry chłopiec ;>
Ostatnio szaleję na punkcie pistacji. Ach, czekolada z pistacjami to coś dla mnie!
Skusisz się? Czy jednak dieta wyklucza?