Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym

Wieczorne spacery z psem mają swoje plusy nie tylko dla Rubi i jej układu trawiennego, ale także dla mnie i mojego, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Nie martwcie się, nie jest to wyznanie z serii: Ewo, nie potrafię załatwić się w domu i muszę cisnąć w krzakach, pomocy!. Mam na myśli coś bardziej niewinnego, mianowicie pierwszy etap procesu przeprowadzanego w układzie pokarmowym, czyli spożywanie.

Kiedy wybieram się na przechadzkę z Rubi, często zahaczam o dom mamy, żebyśmy pospacerowały razem, w końcu ona też ma psa, on zaś potrzeby fizjologiczne. Pod koniec, gdy już wracamy, mamę nierzadko nachodzi ochota na coś słodkiego. Jeśli jest to dzień, w którym szafki świecą pustkami, odwiedzamy zaprzyjaźniony sklep osiedlowy i buszujemy. Tzn. ona buszuje, a ja czynię obserwacje antropologiczne. Na jednym z takich polowań ofiarą mamy padły jej ulubione wafelki Familijne, które zakupiła w czterech smakach. Na szczęście nie musiałam prosić, żeby zostawiła mi parę sztuk z każdego wariantu.

Do degustacji zasiadłam z dwoma waflami z każdego opakowania i kubkiem gorącej herbaty. Rozpoczęłam od smaku najciekawszego i najrzadziej spotykanego, czyli chałwowego, potem sięgnęłam po kokos, z którym również wiązałam spore nadzieje, delikatną śmietankę i na końcu oklepane, acz zazwyczaj smaczne kakao. W takiej też kolejności pojawią się recenzje.

Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym, kruche wafelki koncernu Colian, copyright Olga Kublik

Familijne o smaku chałwowym

Dwa wafelki Familijne o smaku chałwowym pokazały na wadze równe 20 g, tak jak kokosowe. Były uroczo cienkie, delikatne i kruche. Odznaczały się bardzo jasnym, niemal białym kolorem warstwy zewnętrznej – czego nie oddają zdjęcia – oraz beżową barwą nadzienia, odpowiadającą kawie z dużą ilością mleka. Z jednej strony wafelka widoczne były duże romby, z drugiej drobna krateczka.

Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym, kruche wafelki koncernu Colian, copyright Olga Kublik

Kremu na oko było sporo, na waflach pojawił się pod postacią dwóch warstw. Nadał Familijnym cudownego zapachu łączącego słodycz cukru z gorzkością sezamu, a intensywność chałwowego aromatu okazała się tak wysoka, że nie sposób byłoby go pomylić z jakimkolwiek innym. Co ciekawe, w dniu, w którym otrzymałam wafelki od mamy, wydawało mi się, że chałwowy wariant jako jedyny śmierdzi, na dodatek czymś bliżej nieokreślonym. Dobrze, że podczas degustacji miałam inne odczucia.

Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym, kruche wafelki koncernu Colian, copyright Olga Kublik

Ze zjedzeniem Familijnych zwlekałam około dwóch tygodni, w czasie których mama – i ktoś jeszcze, ale nie pamiętam kto – straszyła mnie, że równie dobrze mogę je wywalić, bo na nawet na drugi dzień po otwarciu są już nieświeże, a co dopiero po takim czasie. Nie zraziłam się jednak, licząc na funkcjonalność puszek, w których trzymam moje skarby. I rzeczywiście, w tym wypadku rację miałam ja. Po dwóch tygodniach wafelki okazały się superkruche, chrupiące i świeże. Ani twarde, ani zawilgocone, ani zwietrzone, ani stetryczałe. Delikatne, znajdujące się na granicy słodyczy i jej braku. Krem z kolei – ze względu na wysoką temperaturę otoczenia – topił się i przylegał do obu wafli, jak źle wykalibrowane Oreo. Było go całkiem sporo, okazał się tłusty i ziarnisty. Co najważniejsze, był bardzo, bardzo chałwowy.

Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym, kruche wafelki koncernu Colian, copyright Olga Kublik

W całokształcie wafelki nie były ani trochę za słodkie. Owszem, dało się w nich wyczuć cukier, ale znajdował się on na poziomie idealnym. Nadzienia było mniej, niż początkowo sądziłam, jednak jego grubość nadal można zaliczyć do zbioru grubości ponadprzeciętnych. Ponadto sądzę, iż ilość kremu była idealnie doprasowana do rozmiaru słodycza. W herbacie Familijne się nie sprawdziły, bo ciemny napój zabijał delikatny smak, za to świetnie się je popijało, gdyż przy drugiej sztuce z rzędu okazały się odrobinę zbyt suche. Jestem pewna, że w przyszłości kupię własne opakowanie, by zjeść ich więcej.

Ocena: 6 chi


Skład i wartości odżywcze:

Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym, kruche wafelki koncernu Colian, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

28 myśli na temat “Jutrzenka, Familijne o smaku chałwowym

  1. Ciekawe,Mysle ze by mi zasmakowały :) A jaka ty masz puszkę co trzyma tak świeżość,jeśli można spytać? :) W sensie gdzie kupiłaś?Tez taka chce XD
    No i jestem ciekawa jak wypadną pozostałe smaki,chociaż juz sie wyglądałaś ze kakao dobrze ;)

    1. Mam milion puszek, każdą z innego miejsca (kocham!). Tę akurat podprowadziłam z domu rodzinnego. Zresztą to nieważne, bo kruchość wafli była zasługą ich jakości, nie puszki. Tak sądzę.

  2. Nie wierzę! A tylko co je kupiłam myśląc „co ja najlepszego zrobiłam?!” i… mało tego! Licząc, że mi posmakują (ale też bojąc się). Teraz wiem, że będzie dobrze. <3 Mimo różnic, jakie u nas występują, czuję, że ocena będzie wysoka. Cieszy mnie, że kremu nie ma aż tak dużo i czuję, że mi ta suchość się spodoba.

    1. Aleśmy się zrobiły ostatnio waflowe :D Ja już skolekcjonowałam Rizery z Lidla i Hanutę. Muszę dokupić Knoppersa, żeby być na świeżo, i będzie testowanko. Ach, i wpadły mi jedne Góralki, prawdopodobnie śmietankowe. Albo mleczne.

      1. A jak! :D
        Kieeedyś lubiłam Góralki, ale wiem, że jeden „biały” smak był strasznie cukrowy. Mleczne / śmietankowe albo kokosowe… Kto by czasy sprzed bloga pamiętał (niee, wcale nie notowałam sobie opisów słodyczy już od lat… tylko kto by tego szukał dla zwykłego Góralka). xD

        PS Widziałam w internecie ostatnio jakieś Familijne mleczne (błękitne opakowanie). Ciekawe, czy to te same, co zrecenzowane przez Ciebie śmietankowe, czy się wysilili i mają oba smaki.

        1. Hah, ja też wszystko zapisywałam. Trzymam notatki w pamiętnikach, ale ciekawe, skąd mam wiedzieć, w którym roku i miesiącu jadłam dany produkt. Trochę słabo ;) Blog pod tym względem jest nieoceniony.

          PS Nie, na bank nie te same. Też je widziałam.

  3. Chałwowych nie jadłam, ale aż mnie zszokowałaś, że faktycznie czuć tam sezam! Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, więc trzeba będzie sprawdzić pewnego dnia organoleptycznie.
    Swoją drogą, też Ci miałam smęcić, że otwarte wafelki szybko wilgotnieją i są do niczego, ale… patent z puszką, jak widać, skutkuje.
    Kurczę, a ja mam same słoiki.

  4. Haha rozbawił mnie sposób w jaki dorwałaś te wafelki, bo ja próbowałam podobnych w momencie kiedy podebrałam kilka koleżance w pracy. :D Niestety nie wiem jakiego były one producenta, ale również były o smaku chałwowym. Pierwszy i właściwie jedyny raz w życiu je jadłam, ale nie zapomnę ich do dziś, bo jak na twór który przypuszczam (znając gust koleżanki) należał do tych z najtańszych półek smakowały mi niesamowicie. Były lekkie, kruche, ani trochę za tłuste mimo, że to przecież chałwa, odpowiednio słodkie…. no idealne. Dobrze, że mi o nich przypomniałaś i pokazałaś, że można znaleźć ten wariant smakowy, bo do tej pory się za nim szczególnie nie rozglądałam chwytając po prostu automatycznie najbardziej mi znane śmietankowe.

  5. Z tego co pamiętam smakowały mi, ale dokładnego smaku nie pamiętam.
    I właśnie mi się kojarzy, że te wafle szybko schną, ale jem je tylko u rodziców i zazwyczaj jemy całą paczkę (mama nie pozwoli żadnym ciastkom wyschnąć), więc patentu z puszką raczej nie wypróbuję, tym bardziej że nie mam puszek w domu.

    1. Moja mama też nie dopuszcza do zeschnięcia – ile jest, tyle zje. A po degustacji zagryzie opakowaniem.

  6. Większość z takich wafli smakuje podobnie. Jasne są lepsze i gorsze, ale różnica jest mała. Dla mnie istnieją tylko jedne. Wedel i wafle torcikowe orzechowe, potem śmietankowe.

    1. Wafle to takie dziwne słodycze, które – według mnie – w wariancie no name są w 90% przypadków lepsze od produktu markowego.
      Wedlowskich nie jadłam, ale wstyd ;x

  7. Takie dobre, mówisz? Dodaję zatem do mojej listy plebejskich słodyczy do powtórki (bo na bank kiedyś jadłam).

    Trudno mi uwierzyć, że bo dwóch tygodniach były zjadliwe. W mojej puszcze ciastka wytrzymują góra 2 dni, na 3 dzień są już fuj. Apropos ciastek, widziałam w Carrefourze Milka Cookies Sensations pakowane po dwie sztuki :-)

    1. Czuję, że orzechowe bym ukochała. Niestety mama woli inne smaki, więc orzech zawsze zostaje na sklepowej półce.

  8. Powiem tak, najlepszą metodą bym jako małe dziecko nie latała ciągle do szafki ze słodyczami by wyżerać wafelki było kupienie wariantu chałwowego. Teraz ta metoda również by zadziałała. :D

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.