Czekolada z drażami Planes, batoniki z kremem czekoladowym Minions… Takie rzeczy mogą pojawić się u mnie tylko za sprawą innej osoby i od niej podarunku.
I rzeczywiście, bohatera dzisiejszej recenzji – Milk Chocolate Bars with Chocolate Flavour Filling – otrzymałam pod choinkę od siostry. Kartonik stanowił część słodkiego prezentu, w którym dokładnie połowa produktów wpisała się w mój gust. A przynajmniej tak sądziłam. Druga połowa zaś… cóż. Jak powszechnie wiadomo, rodziny się nie wybiera. Prezentów też nie.
Minions Milk Chocolate Bars with Chocolate Flavour Filling
Data ważności minionkowych batoników pozwalała mi zwlekać z degustacją do końca stycznia, uporałam się z nimi jednak nieco wcześniej, bo już w połowie miesiąca zero. Niestety nie zapobiegło to przykremu widokowi, jaki spotkał mnie rozebraniu kilku sztuk z papierków. Okazało się bowiem, że mleczna czekolada lekko obeszła starczą szarością, zmatowiała.
Poza faktem, iż Milk Chocolate Bars with Chocolate Flavour Filling poszarzały, prezentowały się całkiem nieźle. Ich polewa była ciemna jak na mleczną czekoladę, a każdy batonik liczył cztery kosteczki ozdobione niewspółmiernym do opakowania i marki symbolem (zdecydowanie za mało dziecięcym, trafna byłaby na przykład podobizna Minionka). Ponadto czekoladki okazały się nieprzyjemnie twarde, choć nie mogę stwierdzić dlaczego: z powodu bliskiej daty śmierci czy taki po prostu ich urok.
W przekroju minionkowe słodycze również wyglądały na stare i zmęczone życiem. Pachniały mleczną czekoladą i kakao, pod tym względem przypominały smaczną, acz niemarkową figurkę mikołaja. Później do aromatu dołączyła wyraźna truflowość, która bardzo mi się podobała. Krem był równie twardy jak polewa, lekko się sypał podczas krojenia. To on odpowiadał za truflowość zapachu.
Batoniki były delikatnie proszkowate. Rozpuszczały się bagienkowo, lecz niezwykle wolno i z trudem. Warstwa czekolady smakowała jak deserowa polewa z cukierków-galaretek, krem zaś wprowadzał odnalezioną w zapachu nutę trufli. Słodycz plasowała się na poziomie idealnym. Całość miała nieprzyjemny posmak przeciętności, co tylko wzmogło rozczarowanie degustacją Milk Chocolate Bars with Chocolate Flavour Filling. Produkt był twardy, zwykły i nieciekawy. Na jeden raz w porządku, ale ani nie dokończyłam zawartości kartonika, ani nie chciałabym zmierzyć się z kolejnym.
Ocena: 3 chi
Raczej sama bym ich nie kupiła. Nie dość, że w smaku są nieciekawe, to jeszcze cena pewnie z kosmosu ze wzgledu na bohaterów tej bajki :/
Pewnie tak. Dobrze, że przynajmniej czekoladki dostałam ;)
Już gdzieś ją widziałam – najprawdopodobniej na którymś z blogów ;) Poszarzała bo może była źle przechowywana w sklepie? Niestety ale kupując tabliczkę, czasem można się przykro rozczarować :( Czasem kupowało się przecenione tabliczki i wszystko było w porządku. Chyba po prostu tak jak wspomniałaś „taki jej urok”. Ogólnie nieciekawy produkt ;/
Ja jej nigdzie nie widziałam, ale to i lepiej, bo w przeciwnym razie bałabym się otworzyć :D
Chyba wiem o jaką twardość chodzi. Kilak razy jadłem niekinerowe batoniki i każdy z nich posiadał hmmm pewną gumowatość. No, sprężystość powiedzmy. Coś na granicy twardości i cukierowatości-krówkowości.
Szkoda jedynie, że nadzienia (za) mało.
Dokładnie! Chyba myślimy o tej samej konsystencji. Takiej… złej.
One wyglądają tak biednie… Jak taki stary, chory człowiek zmęczony życiem. Z pewnością nie zachęca to do konsumpcji, a i przypuszczam, że w smaku są przeciętne do granic możliwości. To jak taki słodycz u cioci Wiesi na imieninach gdzie po prostu jesz, bo nie masz co zrobić z rękoma i chwytasz coś z salaterki, żeby zająć czym czas i odwrócić swoją uwagę od wygłaszanych żartów wąsatego wujka.
Oj, ja nie jem pierdół w ten sposób (dla zajęcia czasu). Prędzej wsadziłabym do żołądka coś treściwego, żeby mieć podkładkę pod %. To skuteczne wyłączyłoby głupie gadki rodziny :)
„Rodziny się nie wybiera. Prezentów też nie.” Przynajmniej można sobie „drugą” rodzinę wybrać. :D Albo, jak w moim przypadku, postawić na prawie-futrzaka, od którego prezenty to znajduję tylko w kuwe… Nie, to wpis o jedzeniu, nie dokończę. Jak to prezentów się nie wybiera? Wybiera się, jak się jest wystarczająco bezpośrednim (chamskim?). Dobra, wiem, wiem, jak jest. :P
Nie wiem, czym są Minionki, ale widząc żółte tik taki z tym przy kasach, na pewno nie chciałabym tych czekoladek. :P (Czekolady? Nigdy nie wiem, jak mówić na takie rzeczy. „Kinder czekolada” – noo… ale to jest w paluszkach! Batonikach! No ale czekolada.)
Zaskoczyła mnie ta truflowość. W produkcie dla dzieci bym się jej nie spodziewała. Posmak przeciętności – jak on mnie ostatnio dobija! Tak swoją drogą, wydaje mi się, że trochę w podobnym nastroju (może trochę lepszym) byłam po RS z marcepanem.
Rubi codziennie zostawia mi prezenciki na psiej macie, więc jestem uodporniona :D
Bajki o Minionkach nie oglądałam. Widziałam za to inną, wcześniejszą, w której były bohaterem kolejnego planu („Jak ukraść Księżyc” – bardzo polecam!). Tam irytowały mnie tak bardzo, że ze względów oczywistych dzieła poświęconego im w pełni bym nie przełknęła.
Marcepanowy Ritter Sport rzeczywiście wykazuje podobny stopień obożejakietoprzeciętności.
Widziałam je w jakimś sklepie (albo w Lidlu, albo w Carrefourze). Wyglądają, jak Mleczna Kraina, ale czekoladowe wypełnienie i twardość sprawiają, że są zupełnie inne. Tamte zapamiętałam jako mleczne, słodkie i delikatnie kremowe czekoladki :)
W Lidlu na bank nie. W Carrefourze? Myślałam, że to produkt rossmannowski. Tzn. sprowadzany przez drogerię.
jakoś nie zachęcają, staruszki :D
Zdecydowanie nie zachęcają.
Wiem, że to nie moje smaki i nawet nie zauważyłabym takiego tworu w sklepie :D
Faktycznie wyglądają, jakby uszło z nich życie…
Wyzionęły ducha na wizji :P
To nie wylądowało by u mnie w koszyku przy zakupach .
I dopsz. Zaoszczędziłabyś kasę i nerwy.
Mimo, że Minionki kochamy całym serduszkiem to na te czekoladki byśmy się nie skusiły ;)
Ależ czemu? Takie pychotki nieczęsto się zdarzają :D
Wiesz co? Jednak nie chcę :D
Gardzisz nimi? Mną?! ;( :D
Jestem niemal pewna, że widziałam je w Rossmannie. A jeśli chodzi o asortyment Rossmanna to nie mam zaufania do słodyczy, których loga nie znam.
Bo są stamtąd :)