Do tej pory na blogu pojawiły się dwie czekolady z maksymalną zwartością kakao: Le 100% marki Pralus Chocolatier oraz Cusco Chuncho 100% spod skrzydeł Original Beans. Pierwszej przyznałam najmizerniejszą z możliwych not, przy drugiej zaś – trzymając palec nad klawiszem z niewiele łaskawszą cyfrą – doszłam do ważnego wniosku. Otóż to nie owe czekolady były niedobre (tak mi się przynajmniej zdaje), ale ja nie dojrzałam do degustowania czegoś tak wytrawnego. Bo co tak naprawdę mogę powiedzieć o tabliczce, której do ust włożyłam mniej niż kostkę, a ostatecznie i tak całość wyplułam? No właśnie. Dlatego od dziś żadna stuprocentowa czekolada nie otrzyma na Livingu oceny. Przynajmniej do chwili, w której nie poczuję się gotowa na stawianie im czoła, jak każdej innej tabliczce.
Chocolate Story Ghana 100%
Gorzka tabliczka Ghana 100% z serii Chocolate Story to jedna z najpiękniejszych, a może nawet i najpiękniejsza przedstawicielka czekoladowego królestwa, jaką miałam okazję gościć w moich zbiorach. Znajduje się w idealnie czarnym opakowaniu, które posiada cudowną, mięciutką teksturę i zostało ozdobione złotymi napisami. Sto procent kakao, sto procent klasy.
Czekolada waży 50 g i posiada tyle jednostek biodrowych w 100 g, że dla zachowania zdrowia psychicznego lepiej nie patrzeć na tę informację. Jest bardzo cienka, twarda, łamie się z głośnym trzaskiem i niezgodnie z liniami wytyczającymi rządki. Producent zdradza, że posiada nuty palonego drewna, karmelu i orzechów. Już na wstępie byłam pewna, że nie poczuję żadnej z nich.
Zapach tabliczki Ghana 100% jest cudowny, bo intensywne kakaowy, słodki i gorzki zarazem. Inaczej prezentuje się smak, w którym nie znalazło się miejsce dla choćby cienia odnotowanej w aromacie słodyczy. Albo inaczej: twór marki Chocolate Story znajduje się na granicy, balansując, acz nie przekraczając jej. Za każdym razem, gdy już byłam pewna, że odnalazłam słodycz, umykała mi.
Typowa ciemnoczekoladowa oleistość w Ghanie 100% jest na szczęście minimalna. Ciemna czekolada niby rozpuszcza się bagienkowo, lecz zaraz znika. Jest lekko proszkowata podczas tarcia językiem, po chwili zaś wyłącznie aksamitna. To najlepsza z trójki próbowanych dotąd stówek, acz nadal nie mogę napisać, że mi smakowała. Zjadłam kostkę, resztę oddałam rodzince. Powrotu w najbliższych latach nie przewiduję.
Ehhh…jak ja plułem czekolada 99%,to aż sie boje co by było ze 100%….szkoda ze nie wystawiałam oceny,ale rozumiem ;)
Ja jakbym oddała taka czekoladę swojej rodzinie,to by sie chyba mnie wyrzekli przy wykręcaniu buzi XD
Ta 99 % to Lindt? Jeśli tak, to każdy normalny by tym pluł. :>
Na szczęście mama jakiś czas temu polubiła się z 'trudnymi’ czekoladami :)
Zgadzam się, że opakowanie jest niezwykle piękne.
Przyznaję, że trochę bałam się tego, jak ją odbierzesz, mimo że wiem, że to specyficzna setka. Co do ulotnej słodyczy, to w sumie poniekąd się zgodzę. Ja odebrałam ją jako nieco orzeźwiającą, ale właściwie także taką „znikającą” (co mi się bardzo podobało). Nie czułaś w niej tego całego, aż karmelowego, palenia?
Proszkowość wręcz kocham, chociaż… ja kocham wszystko w tej czekoladzie. Niepojętym jest, jak mogłaś zjeść tylko kostkę. Nie smakowała? Nie rozumiem po prostu. Znaczy wiem, że to Ty po prostu, a z setkami Ci nie po drodze, no ale ta czekolada to poezja.
Yyy… nie :D
Z przyjemnością bym spróbowała ;)
Wreszcie czymś trafiłam, ha! ;)
Pewnie jeszcze nie raz trafisz :D
Kupie ją:) ja lubię gorzkie czekolady a Manufaktura ma specyficzną konsystencję czekolad ,która mi odpowiada:)
Ja też lubię gorzkie, ale do pewnego poziomu zawartości kakao.
Nie moja bajka, jeszcze do takich tabliczek nie dorosłam.
Nic nie szkodzi ;*
Opakowanie nastraja optymistycznie, ale wnętrze już mniej – także nie dojrzałam do 100% tabliczek, choć nie mogę powiedzieć, że ich nie lubię – świadomie chyba takiej nie jadłam, a 99% są dla mnie trochę za mocne. Moje receptory smaku są zbyt mało doświadczone w wydobywaniu tych wszystkich nut (zazwyczaj czują co innego niż sugeruje opis czeko), a kompletny brak cukru nie ułatwił by im zadania :)
Rozumiem i szanuję. Więcej nawet – podzielam.
Wiem, że takie tabliczki nie są dla mnie. 90% Lindta jest jeszcze w miarę okej, 92% z Vivani była pyszna, ale 95% J. D. Gross to już tragedia i zużyję ją do jakiegoś deseru, bo w inny sposób nie przejdzie. Dobrze zrobiłaś, że nie oceniasz – to trochę tak, jakby wegetarianin miał oceniać wyśmienitość szynki Serrano :p
Grossowi dałabym szansę, bo lubię tę markę. Lindt 90% cocoa jest paskudny.
Dla mnie Lind 85% był paskudny a innych czekoladach tej marki nawet nie myślę :P
Dla mnie 85% paskudny nie był, raczej średni.
Vivani 92% – potwierdzam! Zwykle nie jem tak wysokoprocentowych czekolad, ale ta była pyszna.
Prawdopodobnie nie odbiorę jej dobrze, dlatego nawet nie próbuję. Lubię gorzkie czekolady, ale na pewno nie setki
Mam tak samo :)
100% jeszcze przed nami ale już jesteśmy do niej bliżej niż dalej xD
Jak blisko? ;>
Jakieś 20-30 tabliczek przed xD A na początku było 100 :P
Hmm… :D
Niby oddałaś, niby nie wrócisz. Ale zobacz, fioletowy język po kilku latach blogowania, już nie postawi znaku równości pomiędzy dwoma setkami.
A tak, to fakt.
Ja nie oddałam, bo nie miałabym komu, każdy po jednej kostce pluł. Musiałam sama zjeść. ;)
Ja bym nie dała rady, ani nawet nie chciałabym próbować.