Nestle, Kit Kat Chunky Extra Creamy

Słyszeliście o czym takim, jak paradoks Kit Kata? Jeśli pokiwaliście głową na znak zgody, to niezłe z was kłamczuszki, paradoks bowiem wymyślałam ja i do tej pory o nim nie pisałam. A przynajmniej nigdy nie użyłam jego nazwy, bo parę razy wspomnieć rzeczywiście mi się zdarzyło.

Paradoks polega na tym, że waflo-baton marki Nestle jest moim Numerem Dwa – zaraz po Snickersie – ale… nie jestem w stanie wystawić mu maksymalnej oceny. W porządku, zrobiłam wyjątek dla limitowanej wersji Kit Kat Chunky Hazelnut, ale sklepowa klasyka? Bez szans.

Jest masa słodyczy, o których myślę w kategorii potencjalnych lub rzeczywistych zdobywców 6 chi. Podstawowy wariant Liona, milkowy Caramel, Mars Hazelnut Milky Way Ameo, wedlowskie Pawełki… Do wszystkich tych produktów nie mam większych uwag. Na przekór temu sądzę – ba, jestem pewna! – że gdybym miała spontanicznie wybrać batona na wieczór, ręka wystrzeliłaby po Kit Kata Chunky.

I na tym właśnie polega paradoks. Baton marki Nestle jest idealny w swej nieidealności.

Nestle, Kit Kat Chunky, baton z waflem kakaowym w mlecznej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Kit Kat Chunky Extra Creamy

Recenzja Kit Kata Chunky już na Livingu jest. Opublikowałam ją na początku przygody z blogiem, zestawiając Batona Numer Dwa z ówczesną limitką Chunky Double Caramel. Problem – albo szczęście! – w tym, że niedługo później słodycz zmienił skład. Nową edycję marka Nestle promowała hasłem New Extra Creamy!, jakoby czekolada (?) stała się bardziej kremowa, aksamitna. Skądinąd tak zostało do dziś, więc jak przyjrzycie się dowolnemu Kit Katowi uważniej, dostrzeżecie efekty rewolucji.

Nestle, Kit Kat Chunky, baton z waflem kakaowym w mlecznej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Warstwą, którą w Kit Katach najbardziej kocham i do której nie mam żadnych zastrzeżeń, jest czekoladowa powłoka. Gruba, zwłaszcza u podstawy, intensywnie mleczna, słodka, doskonała. Degustację każdorazowo zaczynam od zgryzienia jej, tak jak z jabłka czy innego owocu ze skórką najpierw zgryzam skórę właśnie, a dopiero potem jem środek. (Pozdrawiam tych, którzy robią podobnie). Ponadto to właśnie ona nadaje batonowi niepowtarzalnego, cudownego aromatu. Przed zmianą składu była przepyszna, po również jest. Wyczułam w niej jednak nową, trudną do określenia nutę. Budyniową? Tak jakby.

Nestle, Kit Kat Chunky, baton z waflem kakaowym w mlecznej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Czekolada na Kit Kacie Chunky Extra Creamy rozpływa się gęsto i bagienkowo. Posiada przepiękny mlecznoczekoladowy kolor, w którym wyróżniają się maleńkie czarne kropki (?!). Pod nią znajduje się jasny, idealnie kruchy wafel, przełożony trzema warstwami kremu. To ów krem powoduje, że baton nie jest w stanie otrzymać maksymalnej oceny. Podczas gdy polewa jest cukrowa na potęgę i wyrazista, on sprawia wrażenie niemal pozbawionego smaku i słodyczy. Kakaowego w sposób nieprzyjemny. Mdłego.

Nestle, Kit Kat Chunky, baton z waflem kakaowym w mlecznej czekoladzie, copyright Olga Kublik

Na upartego można by uznać, że rozbieżność intensywności smaku i poziomu słodyczy między czekoladą a kremem działa na plus batona, bo dzięki niej Kit Kat Chunky Extra Creamy nie jest przesadnie cukrowy i da się go zjeść w całości, a potem nawet przeżyć. Nie ze mną jednak takie numery. Zdecydowanie wolałabym słodką przesadę, lecz idealną w każdej warstwie. Zamiast tego otrzymuję przysmak, z którego z przyjemnością zgryzam polewę, po czym zostaje mi w dłoniach coś trudnego. Szkoda zatem, że rewolucja w składzie/recepturze nie dotyczyła nadzienia.

Pomimo narzekania, Kit Kat Chunky nadal jest moim Batonem Numer Dwa.

Ocena: 5 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Nestle, Kit Kat Chunky, baton z waflem kakaowym w mlecznej czekoladzie, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

38 myśli na temat “Nestle, Kit Kat Chunky Extra Creamy

  1. Ej, też mam coś, co sobie nazywałam paradoksem Kit Kata, ale u mnie chodzi o to, że kiedyś był jednym z moich ulubionych batonów (a za jakiś czas zrobię powrót, by to sobie zaktualizować i porównać go z innymi smakami; mam je już nawet kupione), ale tylko ze względu na strukturę. Czekolada smakowała mi, ale aż tak, jak Tobie, a krem rzeczywiście mdły. Jednak żadnego batona tak fajnie mi się nie jadło. Na zawsze część sobie zgryzałam, potem gryz przez całość, itd. Wątpię, że w dalszym ciągu będę aż tak przywiązywać uwagę do sposobu jedzenia, a nie do smaku, więc trochę się boję. Nuta budyniu? Oby mi tam jakaś margaryna nie wyskoczyła.

    PS Miałam też paradoks Snickersa. W jego przypadku kochałam zapach, chrupiące orzeszki i smak, ale nienawidziłam zalepiającej zęby konsystencji. A jak jakoś w zeszłym roku do niego wróciłam wracając z gór, to tak właśnie mnie zalepił, ale tym razem i zacukrzył, że myślałam, że się poryczę, blee. Taki tam off-top.

    1. Udaję, że nie widziałam narzekania na Snickersa!

      Mam nadzieję, że jednak się Kit Katami nie zawiedziesz.

  2. Paradoks Kit Kata? Przed chwilą o nim usłyszałam :D No właśnie Kit Kat…. Jak ja dawno go nie jadłam ;P Pamiętam, że niedługo po tym jak wprowadzili go na rynek (była taka reklama z Arabem w taksówce), brat kupił mi jednego i od razu mi posmakował :) Odpowiadała mi jego twardość – ten twardy wafelek i do tego chrupiący :) Potem zjadam go jeszcze kilka razy a potem zapomniałam ;P
    Na prawdę Kit Kat zmienił skład? Oj taka kombinacja nie zawsze kończy się dobrze ;/ To że krem nie jest słodki to nawet dobrze bo słodka jest polewa (i tak jak wspomniałaś baton nie jest przesadnie cukrowy), ale że pozbawiona smaku to już o wiele gorzej. Jak widać zmiana nie wyszła na dobre.

  3. O, widzę, że nie jestem sama z tym jedzeniem Kit Kata :D Zawsze wgryzałam się w jeden koniec, który miał najgrubszą warstwę czekolady – odgryzałam ją i dopiero zabierałam się za wafla :D Z 3Bitem robiłam dokładnie tak samo.

    Nie jadłam wersji ze zmienionym składem, ale to mój wafelek nr 1. Kocham go całym sercem za mleczną i kremową czekoladę oraz chrupkość wafla. Kocham na tyle, że w 1 klasie podstawówki zadłużyłam się w sklepiku szkolnym, żeby go kupić (o matko, szalony dług w postaci 30 gr spłacony!). Wyśmienity, mogę śpiewać peany na jego cześć. Wersja karmelowa była okej, ale peanut butter zdecydowanie bardziej skradła moje serce. W Australii kupiłam wersję potrójną: Goey Caramel (jedna cząstka – pycha!), Cookies n’ Cream (Druga cząstka – też smaczna) i taka z czekoladowym kremem (trzecia cząstka – najlepsza).

    1. 3Bit to ostatni baton z mojej trójeczki ulubieńców :) I oczywiście też go obgryzam.

      Zazdroszczę tego australijskiego! Na pewno kiedyś go zjem.

  4. A ja taki paradoks mam w odniesieniu do Kinder bueno white. Uwielbiam go, naprawdę uwielbiam. Jednak coś w nim jest takiego, że pomimo wszystkich ochów moich i achów wobec niego… coś mi zgrzyta. Ja jednak w przeciwieństwie do Ciebie gdybym miała wybrać to właśnie raczej ręka nie wystrzyliłaby mi w jego stronę. Właśnie z tego powodu, że denerwuje w nim to ,,coś” czego nawet nie potrafię określić. Ja kit kata również uwielbiam, bo zwiera wszystko co dla mnie w batonach najlepsze, a przy tym nie jest typowo ,,batonowy” a idzie lekko w stronę wafli, które jak wiesz wolę. Wersja white to mój hit chociaż wszystkie są świetne. Nie jadłam tylko niestety właśnie Twojego numeru jeden.

  5. Lubię KitKaty,teraz raczej nie jem ich czesto :p Dietka i te sprawy XD ale tez Uwiebiam najpierw zjeść polewę potem wafel,tak samo bawię sie z Rafaello XD Najpierw zewnętrzny kokos z polewa,potem wafel i krem z migdałem XD

    1. Z Raffaello i Ferrero Rocher oczywiście też to robię. W ogóle niemal ze wszystkiego najpierw zgryzam „skórę” :P

  6. Nigdy nie byłam szczególną miłośniczkom kit katów, ale mój sposób jedzenia jest taki sam – nawet nie wiem jak to można zrobić inaczej, nie zdarłszy uprzednio czekoladowej powłoki :) No i na pewno wolę tego zwykłego od peanut butter, który mnie maksymalnie zawiódł, z kolei hazelnut ciągle czeka na taste test (tak mi się wydaje, że jeszcze go nie jadłam, ale ja już tracę rachubę… Jak coś zobaczę np. u Ciebie na blogu i mnie na to najdzie i to zjem i od razu Ci nie zaspamuję mini opinią, to zapominam :D). A spośród kit katów chyba najbardziej lubię white :)

    Twoja dzisiejsza notka uświadomiła mi, czego mi się chce od 4 dni – Milky Way ameo :D

      1. Zdecydowanie powinno. Aż mi zęby zgrzytnęły :D

        Kit Kat White czeka na swoją kolej w puszce, zresztą wraz z innymi batonami, w tym Milky Wayem Ameo.

        1. Dlatego poprawiłam, żeby zmniejszyć ryzyko Twojego zawału :D Mój mózg ostatnio trochę inaczej działa, ale będę się bardziej starać u Ciebie błędów nie robić :P

          Na mnie Milky Way Ameo czeka już dłuższy czas, ale musiałam powyjadać „pilniejsze” słodycze.

  7. ja lubię kitkata z masłem orzechowym, które dzięki temu, że jest lekko słone niweluje trochę tą słodycz :) Dla mnie kitkat jest gdzieś na 3-4 pozycji :) 1 jest zawsze snickers, drugi 3 bit a na 3 pozycji byłoby kilka :)

    1. Hmm, właśnie w recenzji chyba źle napisałam. Ze względu na smak to 3Bit ma drugie miejsce, a Kit Kat trzecie. Z kolei gdybym brała pod uwagę częstotliwość jedzenia… Nieee, to są zbyt trudne wybory :D

      1. Nie pamiętam kiedy raz ostatni jadłam 3 bita, ale narobiłyście mi ochoty :D
        U mnie na pierwszym miejscu jest chyba Milky Way na równi z Knoppersem i Kinder Bueno – nie umiem wybrać jednego, to bez wątpienia trudne wybory :)

        1. Ze względu na smak Kinder Bueno mogłoby być w mojej trójce najlepszych, ale wyrzuca je poza nią konsystencja. Baton musi być treściwy.

  8. Czy ja lubię kit katy? Nie mam pojęcia haha. Tak dawno ich nie jadłam :/, ale z tego co pamiętam, to nie był to raczej mój numer jeden- przegrał z 3bitem i lionem. Rezxty batonów marki nestle nie znoszę :/. Kit kat też mnie nie ujmuje. Wyjątkiem był kit kat senses (chyba). On miał odrobinę inną formę, bo był odrobinkę smuklejszy i kosteczki były w innym kształcie. To było najlepsze orzechowe niebi. Ile ja bym dała, żeby przypomnieć sobie tamten smak

    1. Kit Kat Senses… On był po prostu cieńszy, ale smaczny, fakt. Orzechowy, jak Kit Kat Hazelnut.

      Przy okazji przypomniałam sobie o jeszcze jednym batonie, którego konsystencja zasługuje na trzy unicorny – Marsie Delight. Mmm.

  9. Nieidealny, a mimo to (prawie) ulubiony-mam dokładnie to samo! Ale nie z kitkatem :) gdyby ktoś zapytał mnie o ulubione ciastka bez zastanowienia odpowiedziałabym, że aspirynki. Niby za słodkie, łamią się, marmolada zbyt wielu owoców nie widziała, ale pomimo to… wprost je kocham! To ciastka z okolic Przemyśla, moich rodzinnych, więc kilka razy w roku mam okazję je zjeść i za kazdym razem smakują tak samo niedoskonale wyśmienicie :D Paradoks aspirynek ;)

    1. Musiałam wygooglować, bo nie znam. Chyba nie jadłam. Kojarzą mi się z podobnymi ciachami, tyle że one są miększe (bo z biszkoptów) i obsypane makiem. Kojarzysz baletki?

      1. Tak, jasne! Są w porządku, z tym że wspomniane aspirynki mają o wiele więcej smaku, są bardzo intensywne, słodkie i bezowe. Jeżeli będziesz kiedyś w tamtych okolicach Podkarpacia koniecznie spróbuj :) Albo się je kocha albo nienawidzi ;)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.