Obecnie, gdy na zajmowanie się blogiem mam mniej czasu, niezwykle trudno przychodzi mi zabranie się za pisanie recenzji produktów, które wchodzą w skład serii. Dzieje się tak, ponieważ opisanie batona czy czekolady to kwestia wygospodarowania chwili, w przypadku systemu produktów połączonych zaś czas wydłuża się w nieskończoność. Przecież nie można opisać dwóch słodyczy dziś, trzech za tydzień, bo wtedy nie będzie się już pamiętało, co zostało zawarte w tekstach, a co jeszcze trzeba zawrzeć!
Niniejszą recenzję – po niej zaś trzy kolejne, bo w skład serii pseudozdrowych przekąsek marki Bakalland wszedł nie tylko O! Żesz Sezam, ale również Koko Loko, Cud Miód i Słona Ona (Love Las mnie nie zainteresował, więc nie kupiłam*) – napisałam w pewną niedzielę, korzystając z okazji, że: 1) zdjęcia do tekstów na kolejny tydzień udało mi się przerobić, przesiadując przed laptopem w nocy, 2) Pyszczek wyszedł z domu i miałam parę godzin do wykorzystania. W optymalizacji czasu doszłam do perfekcji.
* Seria przekąsek Bakallandu była sponsorowaną przez Mariusza nagrodą za dzielne przejście przez pokoje Domu Zła. [Dowód zbrodni – zgaduj zgadula, kto jest kim!]
O! Żesz Sezam
Względnie nowe przekąski od Bakallandu to produkty zdrowe, ale niezdrowe. Jak określiłam je we wstępie – pseudozdrowe. Pierwsza lepsza Kowalska przejdzie na dietę, zachce jej się słodkiego, pójdzie do sklepu, zobaczy produkt z orzechami, sezamem, miodem i tak dalej, i oczywiście weźmie. Poczuje się rozgrzeszona, bo przecież wybrała świadomie. Odrzuciła uwielbiane batoniki i wafelki, a w stronę czekolady nawet nie popatrzyła (na nią rzuci się dopiero po miesiącu, gdy dieta dobiegnie końca). Niestety nie jest przyzwyczajona do bardziej zaangażowanego poszukiwania wartościowych produktów, stąd nigdy się nie dowie, że pochłonęła cukier, miód, parę witaminek E, aromaty i inne niepotrzebne rzeczy.
Po otwarciu O! Żesz Sezamu z ciekawości zajrzałam na dół opakowania, by sprawdzić, jakim poziomem przyczepności głównego bohatera szczyci się przekąska. Okazało się, że przeciętnym, dno bowiem szczelnie pokrywał ocen złocistych ziarenek. Kuleczki pachniały bardzo słonymi fistaszkami i nutą słodyczy, czym przywodziły na myśl masło orzechowe. Sezamu nie czułam wcale.
Opakowanie O! Żesz Sezamu jest piękne – jak zresztą każde z bakallandowej serii bakaliowych przekąsek – a przedstawione na nim kuleczki foremne, jasne, złociste i apetyczne. Zgoła inaczej wyglądały one w rzeczywistości, gdyż przypominały raczej małe zmutowane jaja dinozaura. Były ciemne od wchłoniętego tłuszczu i pokrywała je naprawdę marna liczba ziarenek sezamu. Choć tamtego wieczora miałam ogromną ochotę na bakalie, momentalnie mi przeszło.
Mimo iż do marki Bakalland byłam zrażona po cukrowo-tłuszczowej serii batoników Ba! (klik i klik), wciąż jeszcze łudziłam się, że w O! Żesz Sezamie miód będzie miodem (0,05%, taaa…), a smak ziaren sezamu zatrze rozczarowanie wyglądem i składem słodycza. Nic z tego. Pseudomiód okazał się tak cukrowy i tłuszczowy, że momentalnie pożałowałam zakupu. Pierwsze skrzypce grały fistaszki, niestety gorzkie. W tle przewijał się posmak… wędzonego kurczaka. Sezamu nie było czuć wcale.
Całość miała być odpowiednikiem prażonych w miodzie orzechów – przynajmniej na to liczyłam – ale nie spełniła moich nadziei nawet w 1%. Koło zdrowych produktów O! Żesz Sezam nie powinien leżeć nawet przypadkiem i przez chwilę.
Ocena: 3 chi
(przekąskę można zjeść od biedy)
Jadłam i d*upy rownież mi nie urwało ;) Za to ten Kokosowy wariant z nerkowcami….mniam ;)
Jak wspomniałam na Instagramie Asi, to dobrze, że nie urywa dupy, gdyż czasem się ona przydaje.
Całą serię jakiś czas temu kupiłam, ale tak popatrzyłam, popatrzyłam… składy mnie wystraszyły, doszłam do wniosku, że to dalej słodycz nie w moim stylu i jednak nic się nie zmieniło (nie lubię chrupaczy) i oddałam Mamie. Z tego co widzę, dobrze zrobiłam, bo może nie jakieś paskudztwo, ale coś, czego jeść nie warto.
Mama musiała być przeszczęśliwa w czasie degustacji <3
Znaczy wiesz co… Ona lubi takie rzeczy i stwierdziła, że smakowało jej, ale na raz, nie żeby miała do tego wrócić.
Ależ jesteś naiwna. Mama po prostu w subtelny sposób przekazała Ci, że Cię wydziedzicza.
Nawet mnie się wydawały interesujące, ale po analizie składu wylądowały znowu na półce :D Gorycz to pewnie i od sezamu, i od orzeszków takich zjełczałych, a posmak kurczaka… Hm, stary tłuszcz? Masakra :D 0,05% miodu… to w przeliczeniu na 100 g daje 0,05 g, czyli w opakowaniu jest 0,025 g. Nie umiem sobie wyobrazić, jaka to jest ilość :D :D :D
Ktoś poprzedniego dnia jadł na kolację kanapki z miodem i rano akurat wyskrobał spod paznokcia.
Po lovelas’ie (niezbyt mi podszedł) nie miałam już nadziei na nic lepszego, więc twoja opinia mnie nie zaskoczyła xd
Tego na szczęście nie kupiłam.
Słyszalam o nowych przekąskach od Bakalland, ale recenzowanej przez Ciebie nie widziałam.
Po Twojej recenzji widzę, że nie ma co szukać, bo smakiem nie powala ;)
Smakiem, składem, zapachem, tłustością… niczym. Ewentualnie obrzydliwością, ale to Koko Loko i Słona Ona.
Nigdy nie zwróciłam na nie uwagi i pewnie nie zwrócę. Tłuszczowo – cukrowo -kurczakowy wyrób raczej będę omijać ;)
Nie życzyłabym Ci spotkania z tą serią ;)
Kiepsko. Przałem się do niej jeszcze dłużej niż Ty do publikacji recenzji. Nawet promocje (orzechy i bakalie taniej, drugi produkt 50% taniej) mnie nie skusiły. Zawsze odkładałem przy kasie.
PS Słonej Onej w ogóle nie widziałem.
PPS Sport (vital/power) też odkładałem.
Mądry chłopiec, głupia i naiwna ja.
PS Zazdroszczę.
PPS Nie znam. Batony musli?
PPS Saszetki, takie ja to to tototototo ;)
A, to tym bardziej nie znam.
Bardziej miałybyśmy ochotę na sezamki posmarowane masłem orzechowym :P
Ciekawe połączenie, jakoś nigdy nie wpadło mi do głowy. Pewnie dlatego, że wolę czyste smaki, no i nie jadam masła ze słoika. To utrudnia sprawę :P
A myślałam,że może te są smaczne a tu lipa:(
Marzyć rzecz piękna!