Słodycze z Lidla to słodycze smaczne. Na ogół. Jeśli pojawiają się w asortymencie marek Favorina lub First Nice, najczęściej są cukrowe do bólu, przez co nie da się ich zjeść zbyt wiele. Paradoksalnie pozostają przy tym godne ponownego zakupu i/lub polecenia innym osobom.
Dziś recenzja produktu, który pochodzi z Lidla, ale nie znajdziecie na nim logo żadnej z powyższych marek. Odpowiada za niego Tastino, ojciec wielu – większości? – ciastek dostępnych w niemieckim dyskoncie. Jego jasny wariant – Rico ranki 5 zbóż z orzechami – zaprezentowałam na blogu po ubiegłorocznych wakacjach, jako że otrzymałam go od przyjaciół podczas remontowego pobytu na Balonowej.
Co ciekawe, choć herbatniki Belvity chrupię z przyjemnością, wspomniane jasne lidlowe zbożaki nie zachwyciły mnie. A ponieważ ciemne ciastka wychodzą zazwyczaj nieco gorzej, wobec Rico ranków 5 zbóż z kakao zachowywałam uzasadnioną powściągliwość. Spodziewałam się, że po spróbowaniu paczuszki lub dwóch resztę oddam rodzince albo zostawię dla gości.
Rico ranki 5 zbóż z kakao
Karton ciastek Rico ranki 5 zbóż – bez względu na wariant smakowy; skądinąd są tylko dwa – to 6 paczuszek ważących po 50 g, a każda zawiera cztery herbatniki. Jedną planowałam zjeść na sucho, drugą z herbatą, jednak za każdym razem, gdy zabierałam się do degustacji, tak mierziła mnie myśl o piciu czegokolwiek, że ostatecznie zrezygnowałam z pierwotnego pomysłu. Postanowiłam działać spontanicznie i postępować zgodnie z ochotą, co dotąd nie zdarzało mi się zbyt często.
Herbatniki są bogato usiane płatkami owsianymi i kawałkami czekolady, przy czym te drugie lepiej widać od spodu. Sądziłam, że jasne kreseczki to wiórki kokosowe, lecz degustacja zweryfikowała przypuszczenie negatywnie. W konsystencji Rico ranki są twarde i kruche, ale nie łamią się przy pierwszym lepszym dotknięciu. Na opuszkach palców pozostawiają leciutko tłuste ślady. Podczas jedzenia głośno chrupią.
Głównym smakiem ciastek z Lidla jest zbożowość, potem kakao, na końcu cukier. Kakao nie jest jednak byle jakie – odpowiada smakowi kremu z plebejskich, acz naprawdę przyjemnych… kakaowych wafli! Płatki owsiane są twarde i przesuszone, a kawałki czekolady dość nijakie. Pomiędzy nimi znajdują się jeszcze maleńkie i twardawe, acz leciutkie pszenne (?) kuleczki.
Najciekawsze w ciastkach marki Tastino jest to, że zbieranina średnich elementów i tony cukru daje powalający efekt. Herbatniki nie tylko są lepsze od wersji 5 zbóż z orzechami, ale również na tyle pyszne, że po zjedzeniu zawartości pierwszego kartonika otworzyłam następny (tak się złożyło, że w międzyczasie w domu pojawił się nadprogramowy), choć planowałam trzymać go dla gości. Sądzę, że sekret herbatników Rico ranki 5 zbóż z kakao tkwi w ich smaku odpowiadającym kremowi z wafli, ale któż to wie?
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
***
Doceniasz moją pracę? „Postaw mi kawę” i pomóż rozwijać blog – dla Ciebie i innych osób. Dziękuję :)
Powiem ci ,ze tej wersji samokowej nie jadłam,wiec sie o niej nie wypowiem więcej,jak mnie nią zaciekawilas.Jadlam natomiast te druga,naturalna,jak niedawno moja babcia je sobie kupila(bowiem ona kocha takie chrupaczowe ciastka zbożowe),jednak dla mnie wydawały sie za suche i …moje miały za mało dodatków :p Wole jednak Belvite XD
Jasne są słabe, zgadzam się z tym :)
Z lidlowych słodyczy lubiłam podróbki Kinder Bueno (Bellona od Mister Choc) oraz 3 bita (kiedyś Amanie, teraz zmieniła się nazwa, ale wyleciała mi z głowy – genialne!), czekoladę Crusti Choc, Sasanki, ruloniki waflowe w czekoladzie i te podróbki Amerykanek/Piegusek. Lubię czekolady J.D. Gross i sezamki Eridanous.
Ten cukier i tłuszcz palmowy mnie tu trochę powalają, ale wygląda na to, że to fajny smak :D Są też w mniejszej wersji – może kupię (jak zwykle – spróbuję i resztę odstąpię ucieszonym rodzicom :P).
Bellona Hazelnut to jedne z… phi, to JEDYNE batony marketowe, które nie są ani odrobinę gorsze od oryginału. Za to Benissimo, leżące obok kas i również udające Kinder Bueno, są tragiczne.
Wspomniane przez Ciebie a la 3Bity jadłam, ale na tyle dawno, że się nie wypowiem. Wtedy mi smakowały, tyle wiem. Szkoda, że można je zakupić tylko w multipakach. To spora wada słodyczy z Lidla.
Crusti Choc nie jadłam, ruloników próbowałam (zacne), a Sasanki by mi nie smakowały, bo nie lubię sklepowych ciastek owsianych.
Polecam Admirałki (podróbę Kardynałek od Tago). Zabajone są palce lizać!
O, właśnie chciałam ich spróbować, bo Kardynałki bardzo lubiłam :D Dam Ci znać.
Ja tylko belvita. Raz kupiłam raczej nie ponowie zakupu…
Burżuj! :D
Nie przekonują mnie do siebie takie ciasteczka ;P
Nic nowego :D ;*
O nie! Tylko nie Tastino! Nie mam nic do lidlowych słodyczy ogółem, ale do akurat tego producenta tak. Za kilka dni na moim blogu się wyjaśni dlaczego.
Ciastka mnie nie jarają, zwłaszcza ostatnio. Tego typu , mam dokładniej na myśli Belvitę, bo oczywiście od razu przychodzą mi do głowy, zupełnie mnie nie ciekawią, wydają się nudne. Te opisujesz jednak, jakby nudne nie były – ciekawe tylko, czy i ja bym je tak samo odebrała? Kolejność smaków mi się podoba (że cukier nie jest pierwszy, przed zbożowością i kakao), skojarzenie z kremem z kakaowych wafli ciekawe, podobnie jak ta „najeżoność” środka. I tak nie kupię, ale przynajmniej wyprowadziłaś mnie z błędu, bo myślałam, że są gorsze i prostsze.
Oby nie chodziło o ciastka z kremem czekoladowym, bo też mam w planach opublikowanie recenzji :P
Cukier czuć. Po zjedzeniu zawartości dwóch kartoników – oczywiście nie naraz ;) – przyznałabym mu miejsce na równi z kakao i zbożowością. Albo może zbożowość strąciłabym o szczebelek?
Niee, o wafelka.
Nie jadłam żadnych ciastek tej firmy i chyba kiedyś Ci już pisałam, że kojarzy mi się ona z Rico z Hanny Montany :D
Kiedyś jadłam tego rodzaju ciastka regularnie (ale chyba zawsze firmy Belvita, wtedy to chyba jeszcze było Lu go), a teraz wolę co innego :)
Tylko nie Rico :D
Długo nie mogłam się przyzwyczaić do nowej nazwy starych LU Go!.
a ja bym chciala kiedyś ujrzec takie ciastka z nadziniem jogurtowym, jak ma w swojej ofercie BelVita. Ta wersja jest moja ulubiona, jezeli zdecyduje sie juz na ich zakup:)
Z nowszych wariantów ciastek BelVity jadłam tylko z jogurtowo-truskawkowym nadzieniem. Potwierdzam – obłęd! <3
Jakoś nie specjalnie ciągnie nas do tych ciastek ale może kiedyś kupimy z ciekawości do spróbowania :)
Macie małe paczki przy kasach – mniejszy problem.
Wczoraj w sklepie widziałem takie „handmade” wafle, przekładane masą krówką/ kakao. Cudzysłów, bo robione na skale masową. Ale po co ja to…. nie wiem.
Dropsy-klopsy chyba uratowały sytuację, bo średnich ciastek tego typu, jest cała masa. Szkoda, ze nie są nadziewane taką cienką jak opłatek warstwą, wspomnianego kakao/ gorzkiej czekolady. Wtedy byłyby dużo lepsze. Albo lepsze. Bo czy dużo, to nie wiem… bo ich nie jadłem.
Pamiętam takie wafle z dzieciństwa. Jedna warstwa tłustego i ziarnistego kremu kakaowego, druga cukrowego dżemu. Wafel – wielki, jasny, tortowy – robił się od nich zupełnie miękki. Rany, jak ja tych słodyczy nienawidziłam! Niestety obecnie jednocześnie mnie obrzydzają i pociągają. Jadłabym.
Dropsy uratowały, zgadzam się w pełni. Ciacha z kremem Tastino niedługo na blogu będą, ale oczywiście nie takie. Takie mogliby zrobić, nie pogardziłabym.
Dzisiaj kupiłam w Lidlu RicoRanki 5 zbóż cale opakowanie i jedne ciasteczka gdzie jest ich 4 sztuki wybrakowane :( a tak poza tym smaczne bo specjalnie po nie poszłam. :)
Jeśli nie otworzyłaś jeszcze folii, zrób zdjęcie i wyślij Lidlowi.