7 ułatwiaczy życia – life hacks #1

Czym są life hacks, zapewne większość z was wie. Na wszelki wypadek jednak wytłumaczę: to różnorodne sposoby ułatwiania (sobie) życia. Obchodzenie trudnych procesów i naprawianie usterek w taki sposób, by czynności wykonywane każdego dnia były prostsze i zajmowały mniej czasu.

Dobrym przykładem life hacków jest pomalowanie góry kluczy lakierem do paznokci. Robi się to w sytuacji, w której na jednym pęku wisi ich za dużo, a wąż mieszkający w kieszeni nie pozwala kupić nakładek. Inny przykład to zaciskanie klamerkami do bielizny paczek z ciastami lub chipsami, by nie złapały wilgoci. Dalej mamy różne kombinacje związane z kablami prowadzącymi do sprzętów elektronicznych, żeby nie mieszały się ze sobą i nie tworzyły gęstych i niemożliwych do rozplątania konstrukcji*.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o teorię, zwłaszcza że rozwiązania i sprzęty, które dziś przedstawiłam, nie stanowią life hacków w popularnym tego określenia znaczeniu. Są raczej wyjątkowymi punktami na mapie codziennych obowiązków i działań, które pomagają mi (wieczorami) zaoszczędzić czas i nerwy. Z kilku na pewno sami korzystacie, pozostałe zaś może was natchną do poszukiwania własnych ułatwiaczy życia.

* Life hacki dotyczą każdej dziedziny życia. Jest ich tak dużo, że nie starczyłoby mi lat, by wymienić wszystkie. Jeśli macie ochotę, przekopcie internet sami. Polecam zwłaszcza obrazki!

Sposób na filmy z laptopa? Monitor zewnętrzny!

Ponieważ przez ostatnie lata moje życie toczyło się głównie na dwóch meblach – dużym fotelu obrotowym stojącym przy biurku oraz łóżku – przedstawione dziś life hacki dotyczą właśnie ich. A w zasadzie jednego, bo na fotelu można tylko siedzieć, półleżeć, klęczeć i kucać, a przy okazji wydalać kręgosłup.

Mówię: łóżko, myślę: film. Łóżko bowiem to moja baza oglądania wszystkiego. Nie mam telewizora, więc każdy program, serial i tak dalej oglądam na laptopie. Ponieważ jednak ma on mały ekran, parę lat temu skusiłam się na podłączenie do niego monitora zewnętrznego. To była decyzja mojego życia! Nie tylko zaoszczędziłam kręgosłupowi fotelowych katuszy, ale również usatysfakcjonowałam oczy.

Dla skrajnych leniwców – myszka bezprzewodowa

Nie od razu jednak Rzym zbudowano. Przez lata moje oglądanie filmów było usprawnione, lecz nie ostatecznie. Gdy kończył się jeden film, byłam zmuszona podnieść leniwe ciało, przetransportować je na drugi koniec łóżka, a następnie kliknąć kolejny plik i wrócić. Traciłam w ten sposób wygodną pozycję, budziłam Rubi i wpuszczałam pod kołdrę zimne powietrze. Miało być dobrze, a wychodziło średnio.

Bezprzewodowej myszki próbowałam użyć raz. Musiałam trafić na kiepską, bo co chwilę traciła zasięg, a kursor latał po ekranie jak szalony, w związku z czym uznałam, że łóżko jest zbyt daleko od laptopa (czujnika). Potwornie się wówczas pomyliłam, co odkryłam pod koniec ubiegłego roku, gdy od dystrybutora Skittles otrzymałam przesyłkę z cukierkami i nową myszką bezprzewodową.

Obecnie, drodzy moi, komfort oglądania filmów na laptopie osiągnął poziom leżęwięzostawmniewspokojości. Wszystko mam pod ręką. Dosłownie! (O czym później). Leżę bezczelnie niczym placek i nie ruszam się przez kilka godzin z rzędu. Niestety coraz rzadziej mam okazję, ale wciąż się zdarza. Ach, co to za uczucie!

Stół dla opornych (a także upartych, ubogich i innych niż wszyscy inni)

Dobra, jestem już w tym moim łóżku. Oglądam film i nie muszę się za bardzo ruszać, pomijając uleganie Rubi wymuszającej czochranie za swoim wielkim czilim uchem. Wtem robię się głodna. Niepocieszona zwlekam się z łóżka, idę do kuchni, robię herbatę, wysypuję na talerzyk ciastka, wracam do łóżka i…

…stawiam wyżerkę na nocnym stoliku, który kupiłam specjalnie do tego celu oraz który jest moją poremontową nowością, albo wyciągam spod łóżka rozkładaną stoliko-tacę, otrzymaną rok lub dwa lata temu od przyjaciela. Tak oto zabezpieczam herbatę przed zalaniem kołdry i ciastka przed wysypaniem się na prześcieradło. Life hack rodem ze szpitala, ale jakże satysfakcjonujący!

Ciepło -> cieplej -> koc elektryczny

Jestem ciepłolubna. Nie, to kłamstwo. Ja jestem ciepłowymagająca. Miałam pecha odziedziczyć po mamie skłonności do skrajnego marznięcia w każdej temperaturze niższej niż 30 stopni Celsjusza. Kiedy przeciętni przedstawiciele gatunku Homo sapiens pomykają po dworze w bluzach, ja prawdopodobnie chowam ręce w rękawiczkach i owijam się szalikiem, ponieważ najlżejsze przewianie gardła to gwarancja choroby w kolejnym dniu. Uwierzcie mi, że zjadłam w życiu więcej antybiotyków, niż wy słodyczy.

Z wczesnego dzieciństwa zapamiętałam kilka obrazów przedstawiających mamę. Śmiało mogę założyć, że w 90% z nich zmarznięta biedaczka snuje się po naszym domku jednorodzinnym w za dużym swetrze taty i zaciera ręce. (Skądinąd to zacieranie rąk zostało jej do dziś – ja wolę rękawiczki bez palców). Tak jak w jej przypadku, tak i w moim przypadłość kostkolodowatości jest obiektem żartów i żarcików.

Na szczęście są to żarty pozytywne, które mają swoje dobre strony. Na przykład ktoś może się zreflektować i podarować mi koc elektryczny, dzięki któremu zaoszczędzam na ogrzewaniu. Bo niby po co tracić kasę na rozkręcanie wszystkich kaloryferów, skoro można zanurkować pod kołdrę, włączyć na pół godziny koc, a potem wyobrażać sobie, że leży się na rozpalonej plaży gdzieś na Południu?

***

Część druga: 7 ułatwiaczy życia – life hacks #2

21 myśli na temat “7 ułatwiaczy życia – life hacks #1

  1. Widzę, że nie tylko ja mam problem z kręgosłupem :D Aż strach mnie mierzi, co to będzie na starość :P Ale akurat monitora zewnętrznego nie potrzebuję, bo laptop ma idealny ekran (będę ślepa xD).

    Składany stoliczek by mi się przydał :P I koc elektryczny, bo marzną mi nie tylko ręce, ale przede wszystkim stopy – chyba tylko podczas upałów nie używam termoforu… Ciekawa jestem, co dalej! :D

    1. W zeszłym roku miałam tomografię, bo rozwaliłam sobie kawałek kręgosłupa ćwiczeniami (aktywność fizyczna to zło :P). Dostałam skierowanie na zabiegi, ale żeby móc chodzić na rehabilitację blisko domu, czekam od wakacji ubiegłego roku do grudnia tego. Fajnie ;)

      Mnie najbardziej marzną dłonie, stopy, nos i d. :P

  2. Dla mnie laptop jest wystarczajacy do oglądania tv w łóżku, ale oglądam też filmy w tv z pen driva. Myszki nie używam wcale, więc o bezprzewodowej nie myślałam. Jedzenie kładę na szafce obok łóżka, ale zazwyczaj i tak się nabiegam między kuchnią, a pokojem bo czegoś zapomnę (albo nie wiem czego mi się chce, co często się zdarza).
    Z marznięciem mam tak sam i dopiero jak jest ponad 30 stopni czuję, że jestem w optimum termicznym i chyba jeszcze nigdy nie było mi za gorąco. Pamiętam, jak raz wyszłam na rolki w 38 stopniach – nikogo po drodze nie spotkałam, a mnie było tak cieplutko :) Ale zwykłe koce mi wystarczą póki co :)

    1. Nienawidzę touchpada, więc myszka to dla mnie sprzęt podstawowy, jeśli chodzi o pracę na laptopie.

      Jak daleko stawiasz laptopa od łóżka? Trzymasz dziada na kolanach? Jeśli tak, to kolejna rzecz, której nie lubię i robię w wyjątkowych sytuacjach (pierwszy raz wzięłam laptopa na kolana w zeszłe wakacje podczas pobytu na Balonowej, bo tam uwiłam sobie gniazdko w łóżku).

      Mnie w lecie bywa za gorąco (czasem nie wychodziłam z tego powodu z domu), za to nawet jeśli jest dużo stopni, ale wieje silny zimny wiatr, marznę.

            1. Rzeczywiście. Szpilka opowiadała wtedy o czyimś poparzeniu.

              Nie wygodnie mi tak! Jak siedzę przy laptopie, to w 99% przypadków piszę recenzje. Wtedy potrzebuję wygody i „mobilności”. Nie wiem, jak to nazwać. Muszę mieć szybki dostęp do klawiatury i myszy, a na łóżku wszystko robi się 10 x dłużej.

              1. To mi właśnie w łóżku z laptopem najwygodniej, a że nie potrzebuję myszki, to mogę wszystko robić mając na kolanach jedno urządzenie ;)

  3. Laptopa nie mam a filmy oglądam na komputerze stacjonarnym.
    W łóżku nie jem, ale takie składane stolico-tacki mi się podobają.
    Zmarzluchem nie jestem a jeśli już marznę to wolę tradycyjny koc :)

    Jestem ciekawa co jeszcze znajdzie się na Twojej liście ;)

    Chciałabym życzyć Tobie ciepłych, radosnych i rodzinnych Świąt ;)

    1. Obecnie – nie wliczając Ciebie – znam tylko jedną osobę, która prywatnie korzysta z komputera stacjonarnego. Szczerze mówiąc, to ewenement.

      Jak można nie jeść w łóżku?! Tam się właśnie je najlepiej :D

      Dziękujemy i życzymy Ci tego samego, choć my świąt nie obchodzimy.

  4. Bo krzesło jest od tego aby siedzieć na nim z jedną stopą opartą na siedzisku i piszczelem o blat biurka, a drugą podwiniętą pod tyłek!

  5. Jestem zmarzluchem jak ty,ja jeszcze w zeszłym tyg rękawiczki nosiłam a wczoraj wyjęłam wełniany sweter a na wieczorne wyjście z Plutem ubrałam to swetrzysko i futrzaną kamizelkę a wyszłam tylko na 5 minut:P . Taka tacka fajna sprawa dla lubiących jeść i pić w łóżku( moja przyjaciółka tak robi), ja tego nie robię to dla mnie zbędny gadżet .

    1. Ja cały czas chodzę w rękawiczkach bez palców. Na dworze obowiązkowo, w pracy czasem.

      Czemu nie szamasz w łóżku? ;>

        1. Ach. Może warto zbuntować się przeciwko głosowi rodziców utrwalonemu w głowie? Tak chociaż na próbę ;> Wleźć całą rodziną do wyrka w sobotę i spędzić w nim dzień.

  6. Prześlicznie rozjaśniłaś swój kolejny wpis metaforą obrazującą sposoby ujarzmiania i ułatwiania codziennych czynności jako orientacyjnych punktów na mapie naszej powszedniości <3
    Po raz kolejny mam przyjemność odnaleźć łączące nas podobieństwa – naczelne to oczywiście "ciepłowymagalność" (kolejny naginający leksykę neologizm :), stanowiąca cechę immanentną i niekiedy, zwłaszcza zimą, dojmującą, kiedy kolejna warstwa ubrań nie chce pomóc, a dłonie i stopy kostnieją, grożąc odpadnięciem. Dla samozwańczej wiecznej zmarzliny nie ma temperatury maksymalnej i choć lubię kosmate wełniane swetry, trzeba przyznać, że na dłuższą metę utrudniają one funkcjonowanie. Nie wpadłam jednak na to, by zaopatrzyć się w koc elektryczny – ten wynalazek wydawał mi się zawsze tak odległy, luksusowy… Czyzby nadszedł czas wielkiej zmiany – globalnego ocieplenia? Kolejnym moim marzeniem jest rozkładany stolik lub chociaż piękna taca. Na szczęście myszka już należy do mojej menażerii :D

    Osobiście nie potrafię siedzieć na krześle w powszechnym tego słowa znaczeniu – zawsze albo klęczę, albo w nim tonę, ale nigdy nie siedzę :D

    Olgo, czekam na kolejne znakomite life hacki! Bez wątpienia – inspirujące! <3

    Buziaki szaraki!

    1. Od swetrów zdecydowanie bardziej wolę bluzy – duże i z kapturem. Parę lat temu była moda, a wręcz wielki szał na swetry. Nawet nie wiesz, jak cierpiałam, próbując znaleźć wówczas bluzę. NIGDZIE nie było, serio.

      Btw, ogrzewane rękawiczki na USB widziałaś? :D

      Ostatnia kwestia: moje neologizmy. Uwielbiam je, więc jak trafi się ktoś – a ktoś się trafi/trafił na pewno – kto nie będzie ich lubił, będę zmuszona zaproponować mu palenie wrotki.

      1. Rozumiem doskonale to niezaspokojenie poszukiwacza. Dziwnym trafem, ilekroć jednak decydujemy się na zakup i wybieramy się na łowy, okazuje się nagle, że obiektu naszych westchnień i palących potrzeb nie ma.

        Tak, widziałam! To dopiero wynalazek :D

        Twoje neologizmy są ujmujące i dla mnie stanowią widzialny dowód Twojej wrażliwości i wysokiej świadomości językowej. Haha! Mam nadzieję, że nie poczytałaś mojego uśmiechu podziwu za impertynencję. Wydaje mi się, że słowotwórcze poczyniania zostają niedoceniane raczej przez ignorantów – dla mnie zaś są niewzykle apetyczne w swej chrupkości <3

        1. Duża część moich znajomych robi zakupy on-line. Wtedy mają dokładnie to, czego szukają. Mnie takie zakupy wydają się okrojone z frajdy poszukiwania, ale nie ukrywam, że jak już czegoś desperacko potrzebuję (ostatnio butów) albo nie chce mi się jechać (chociażby po książki), to zamówię.

          Kochanaś (:

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.