Kiedy w Lidlu pojawiły się 200-gramowe desery o smaku wanilii i kakao – których nazwa jest nietrafiona, bo Aksamitny budyń nawet w połowie nie oddaje tego, czym są w rzeczywistości – od razu cofnęłam się do recenzowanych w ubiegłym roku odpowiedników z marketu Aldi. Wystarczyło króciutkie śledztwo, a w zasadzie nawet samo spojrzenie na tył kubeczków, by upewnić się, że lidlowa nowość i Lockerer Sahne-Soft-Puddingi pochodzą od tego samego producenta – MBP Milchprodukte GmbH. Oczywiście przypuszczenie, że są tym samym deserem, nie przeszkodziło mi w zakupie obu.
Aksamitny budyń waniliowy
Na zakup nie zdecydowałam się od razu. Najpierw robiłam podchody, ściągałam desery z półki, oglądałam, macałam i odkładałam z powrotem. Kręciłam nosem, że są za duże i zbyt kaloryczne, poza tym skoro już je jadłam, to po co powtarzać? Rytuał trwał dwa lub trzy tygodnie, aż wreszcie ogarnęła mnie irytacja własnym niezdecydowaniem i podjęłam jedyną słuszną decyzję: bierę!
Jak podaje dystrybutor – marka Milbona – Aksamitny budyń waniliowy to deser budyniowy waniliowy na bazie bitej śmietanki. Opis ów jest bliższy prawdzie niż nazwa, ale wciąż nie oddaje konsystencji produktu. Ja określiłabym ją jako ciężką, gęstą i budyniową, a jednocześnie lekką, piankową i wypełniona milionem pęcherzyków powietrza. Na tyle śliską i tłustą, że deser spada z łyżeczki przy nieco bardziej energicznym ruchu. Wydaje mi się, że odpowiednik z Aldi był bardziej puszysty, co wcale nie musi być złudzeniem ani kłamstwem, ponieważ desery różni skład, a więc nie są takie same (!).
Kolor Aksamitnego budyniu waniliowego jest żółty, ale nie radioaktywnie. Deser pachnie waniliowymi produktami z Lidla: lodami marki Gelatelli, wycofanym jogurtem eko, względnie nowym Sosem waniliowym. Jest to aromat sztuczny i słodki, charakterystyczny dla nabiałowych słodyczy z niemieckiego marketu. Czy przyjemny? Na pewno uzależniający. W smaku budyń jest margarynowo-waniliowy, ale w dobrym tego określenia znaczeniu. Ogólna słodycz nie przekracza granicy, wydaje się umiarkowana.
Choć motywem przewodnim deseru Milbony jest sztuczność wanilii, a w konsystencji na pierwszy plan wysuwa się gęstość, tłustość i związana z nią parafinowość, nie wyobrażam sobie wystawić oceny niższej niż 5 chi. Może kupię go ponownie, może nie – nie wiem. Wiem za to, że zakup testowy polecam wam.
Ocena: 5 chi
A wiesz…ostatnio widziałam go w Lidlu i od razu pomyslałam o tobie.Wzielam do koszyka i wszystko ładnie fajnie.pryz kasie coś mnie tknęło zeby zobaczyć skład-a tam ta żelatyna wołowa :o No myślałam ze zejdę.I odłożyłam :c Po co dodawać do budyniu żelatynę? :c
Odłożyłaś przy kasie, wpychając gdzieś pomiędzy ciastka i gumy do żucia, jak ostatni cham? ;>
Moja Mama uwielbia te wszystkie budyniowate twory z Lidla, a dla mnie są zupełnie obojętne – tak nijakie, że nawet do głowy nigdy by mi nie przyszło któryś spróbować, gdyby mi nie kupiła czekoladowego jakiegoś. I po nim wiem, że i tego bym nie chciała. Co prawda nie powiedziała nic w stylu „margarynowość w dobrym tego określenia znaczeniu”, ale było „sztuczność wanilii w dobrym tego określenia znaczeniu”. :P
Dogadałabym się z Twoją mamą. Chociaż – tak po dłużzym zastanowieniu – niekoniecznie, bo wyżerałybyśmy sobie nawzajem Grand Desserty :P
Moja siostra lubi tego typu deserki ale w wersji kakaowej ;P
Jest i taki (o czym już wiesz :P).
Ten nie brzmi dla mnie zachęcajaco, a żelatyna i tak uniemożliwia mi zakup.
Ale w tej chwili nie pogardziłabym najzwyklejszym waniliowym budyniem :)
Chodzi za mną budyń. Muszę sobie zrobić – ofc z torebki :P – zamiast żreć same Grand Desserty. Ostatnio trochę ich wpadło.
Ja też jem budyń z torebki, raz robiłam sama, ale to nie to samo :)
Ale ja jem instanty :P
Te to już nie dla mnie, sam cukier w nich czuję (próbowałam ze 2x w życiu).
Co tak dużo? Nie przejadłaś się? :D
Przejadłam, dlatego zaprzestałam, ale może czas spróbować po transformacji smaku :)
A kisiel instant jadłam w życiu raz :D
Nie przepadam za kisielem, bo nie da się nim najeść. Za to jest dobry na gardło.
O matulu, ile kaloryji! :D Nie będę ściemniać, że wyląduje w moim koszyku, bo tak na pewno nie będzie – zwłaszcza, że jest dość tłusty ten gagatek. W tej chwili chyba bym wolała sobie sama walnąć taki budyń z torebki – choć dobrze by go było napowietrzyć.
Proponuję w niego pierdnąć.
Wypróbowałam. Smakował mi i oprócz kaloryczności nie mam mu nic do zarzucenia, ale jednak sos waniliowy wygrywa.
Masz porównanie Lidl-Aldi, czy nie?
Nie, tylko Lidlowy jadłam.
No to musimy zaliczyć podróż do Aldi.
Po spojrzeniu na fotkę, na Isnta, czekałem tylko na słowo „galaretka” w opisie. Tego, że łyżka wyławia budyń z ppffff dźwiękiem. Muzykologii jednak nie było. Ale czy to źle? Radioaktywne podsumowanie idealnie określa charakter tego produktu. Ma być deserem, no i nim jest.
Niestety audialnych atrakcji zero. Szkoda, bo rzeczywiście liczyłam na choć odrobinę pufffania.