Moja przygoda z chorwacką marką Kandit, której produkt dziś przedstawiłam, sięga wakacji w ubiegłym roku. Po raz pierwszy miałam z nią do czynienia pod koniec sierpnia, gdy Ł. podarował mi ogromną czekoladę z korzennymi ciastkami – Kandi Speculaas. Choć byłam nieco uprzedzona przez dwie podobne tabliczki marki Ambiente z Aldiego: Speculoos Blank i Speculoos Lait, dałam jej szansę.
Po pierwszej kostce chorwackiej czekolady zemdlałam z zachwytu. No dobra, może odrobinę przesadziłam z metaforą, ale moje wrażenie były naprawdę bardzo, bardzo pozytywne. Tabliczkę wypełniały korzenne herbatniki oraz stardust. Była mleczna, słodka, mięsista i bagienkowa. Niewiele można by w niej poprawić.
Parę miesięcy później odezwała się do mnie moja słodyczowa wróżka, z którą oczywiście podzieliłam się fragmentem Kandi Speculaas. Wysłała mi zdjęcie podarku od taty, który wrócił z Chorwacji. Były na nim – na zdjęciu, nie na tacie – miliony batonów znanej nam marki. W porządku, znów przesadzam, aż tak dużo ich nie było. Ale na kilkutygodniowe zapasy starczyło, w związku z czym dostałam po dwie sztuki Kandi Crunch Brunch Milky i Kandi Crunch Brunch Black Cookies. Odtańczyłam taniec szczęścia.
Kandi Crunch Brunch Milky
Początkowo – zanim zaczęłam odstawiać tańce zwycięzców – byłam przekonana, że Kandi Crunch Brunch to batony czekoladowo-zbożowe, stworzone na podobieństwo Kinder Country. A ponieważ wspomnianego słodycza nie lubię, nie byłam nimi zainteresowana tak, jak być powinnam. Z błędu wyprowadziła mnie dopiero Ania. Wtedy zaczęłam się niecierpliwić i chcieć dołączyć je do swoich zbiorów jak najszybciej.
Kandi Crunch Brunch Milky posiada formę dwóch złączonych ze sobą paluszków. Pod mleczną czekoladą skrywa się mleczny krem – jest go niestety dość mało – i ocean dużych kakaowych ciasteczek chrupek. Wpłynęły one na fakturę spodu batona, pięknie wybrzuszając powierzchnię. W ogóle cały słodycz wydał mi się niezwykle atrakcyjny wizualnie i smakowity.
Baton pachnie słodką i mleczną Kinder Niespodzianką z podwyższoną zawartością kakao, a więc absolutnie obłędnie. Chrupiący dodatek – ciemne chrupki pszenne, które początkowo wzięłam za pokruszone herbatniki typu Oreo – posiada smak odpowiadający zapachowi produktu: wyraziście kakaowy, a jednocześnie słodki. Przypomina płatki Nesquik. Kulki są twarde i wypieczone, po rozgryzieniu rozmemłują się i grzęzną w zębie. Chrupią bardzo głośno.
Górną część nadzienia stanowi mleczny krem, który w połączeniu z czekoladą smakuje identycznie jak Kinder Chocolate. Jest gęsty, zwarty i tłuściutki, w smaku rzeczywiście bardzo milky. Byłabym szczęśliwsza, gdyby stykał się z gorzkawymi herbatnikami, ale na upartego nesquikowe chrupki też złe nie są.
W całokształcie baton Kandi Crunch Brunch Milky jest wyraziście słodki, ale nie przekracza… w porządku, pod koniec degustacji przekracza granicę przyzwoitości. Chrupie i rozpływa się w ustach jednocześnie. Jest bagienkowy, słodziutki i mleczny. Topi się w palcach, by chwilę późnej skraść czekoladowego całusa. W żadnej z warstw nie występuje proszkowatość. Wręcz przeciwnie – jest kremowo, jednolicie, aksamitnie. Gdyby tylko było odrobinę mniej cukrowo, wystawiłabym maksimum punktów. Nie ma to jednak wpływu na sympatię do marki Kandit, której obecnie jestem wielką fanką.
Ocena: 5 chi
Jak balsam na moje uszy – „kulki (…) chrupią bardzo głośno” <3 O ja, kinder czekolada z nesquickiem? Bierę bez namysłu!
Kinder Country też lubię, ale jest bardziej zbożowy :D
(Dlaczego jak byłam w Chorwacji, to żadnych słodyczy nie kupiłam?
A, wiem, bo wtedy się odchudzałam.)
kinder country mrrrrr uwielbim- moj nr 1 – ani bueno ani kinder niespodzianka i inne kinderowatowosci- nie przebija country. no i jeszcze wielbie : Milky Way Ameo Rurk- ale to juz kategoria nie „kinder” hehe
Kinder Country nie lubię właśnie przez preparowane zboża. Milky Way ameo z kolei uwielbiam – mam nawet jedno w zbiorach :)
Pamiętam, że w dzieciństwie lubiłam i Kinder Niespodzianki i Kinder Chocolate. Nie jadłam ich od lat… Gorzkawe herbatniki? Według mnie również wydaje mi się by tu pasował: połączenie słodkiego z lekko gorzkawym zazwyczaj jest smaczne (równoważy słodycz), ale dobrze, że kulki też nie są złe :) Ciekawy batonik :) W Twoim odczuciu lepszy/gorszy od Kinder Chocolate? :)
Lepszy, bo lubię, jak ząb ma się na czym zatrzymać.
Kurczę aż obslinilam ekran smartfona jak zobaczyłan zdjęcie przekroju. Sam wygląd zachęca do pożarcia delikwenta a co dopiero taka pozytywna recenzja ;) szkoda że w Polsce nie ma szans by je dostać bo do Chorwacji się nie wybieram :(
Te zdjęcia przypomniały mi o takiej wedlowskiej czekoladzie która chyba z 6 lat temu wyszła w dużym formacie na Wielkanoc była z karmelizowanymi zbozowymi chrupkamu i choć bez mlecznego kremu to całkiem całkiem mi smakowała ale niestety reedycji nie było :(
Karmelizowane zbożowe chrupki nie brzmią dla mnie za ciekawie. Zresztą, ponieważ to był czas przed blogiem, na tabliczkę nie zwróciłam uwagi.
Tego batona, jak tylko będziesz miała okazję, koniecznie kup <3
Nie znam tej marki, ale po tych Twoich kilku recenzjach czuję, że jest jak najbardziej w porządku.
Baton skojarzył mi się z podobnymi batonikami Chateau (których, swoją drogą, też nigdy nie jadłam) i również, tak jak one, jakoś mnie nie ciekawi. Gdyby to była czekolada, bez warstwy tego mlecznego kremu, może byłoby inaczej. Chociaż też nie jakoś bardzo pewnie, bo takie topiące się w palcach, bagienkowate słodzidełka… wiesz, co o nich sądzę. :P Ale nie przekreślam!
Według mnie nie są to czekolady dla Ciebie. Za słodkie, za lepkie. Pękłoby mi serce, gdybym przeczytała, co o nich sądzisz.
Nie znam produktów tej marki, a z Chorwacją kojarzą mi się głównie suszone figi – chyba najlepsze, jakie jadłam w życiu :)
Batonik z pewnością by mi smakował, choć nie czytając Twoich recenzji raczej bym tego nie powiedziała, bo wolę czekolady bez elementów chrupkich ;)
Suszone? Chorwacja to świeże figi zrywane prosto z drzewa, a nie jakieś tam przetworzone!
Mnie te suszone smakowały zdecydowanie bardziej, w ogóle za świeżymi nie przepadam.
Przez konsystencję? Pamiętam, że musiałam się przełamać, żeby zjeść skórę. W sumie do dziś czuję się z tym dziwnie.
Skórki od figi to nigdy nie jadłam…
Nie wiem przez co… Nie mogę napisać, że mi nie smakowały, ale jadłam je w różnych miejscach i żadne nie smakowały mi tak, jak suszone.
Pfff. Cały urok figi polega na tym, że je się ją ze skórką ;) Pomyśl, że w suszonej postaci jesz całość.
No tak, ale jakoś skórka w świeżej fidze wydawała mi się niejadalna…
Jak będę na tropikalnej wyspie i napatoczą mi się figi to na pewno spróbuję w całości :)
W razie czego świeże figi bywają Lidlu i Biedrze. Te z Lidla jadłam i są zacne.
I co, myślisz, że mnie kupisz przypadkowym porównaniem? :P
Wcale. A już tym bardziej recenzją drugiego wariantu ]:->
Jak mocno słodki to idealny dla nas aby podzielić się nim na pół :)
Nawet ma formę dwóch paluszków, co ułatwiłoby sprawiedliwy podział. Chyba że pokłóciłybyście się o liczbę chrupek w środku ;)
W tym roku tata też pewnie będzie w Chorwacji, także jakbyś chciała powtórkę daj znać. Ja na ten z podróbą Oreo na pewno się skuszę.
To ja już daję znać, że chcę!
Złożę u taty zamówienie :)
Dziękuję <3