Po degustacji pysznego, kinderkowo-nesquikowego batona Kandi Crunch Brunch Milky nadeszła pora zajrzenia w oczy oreowe ciasteczka jego bratu – Kandi Crunch Brunch Black Cookies. Należy on do kategorii słodyczy, których dobrego smaku jestem pewna jeszcze przed spróbowaniem. Są bowiem marki, serie i połączenia smakowe, które po prostu nie mogą się nie udać. Kandit w owym zbiorze zagrzał miejsce.
Kandi Crunch Brunch Black Cookies
Prezentowany dziś baton, podobnie jak poprzednik, składa się z dwóch połączonych ze sobą paluszków. Problem w tym, że całkowicie poddał się nikczemnym działaniom wysokiej temperatury, w związku z czym dotarł do mnie w formie przypominającej sylwetkę głównego bohatera bajki Dzwonnik z Notre Dame.
Szczęściem w nieszczęściu Kandi Crunch Brunch Black Cookies zachował swój cudowny zapach: cukrowo słodki (przez co odrobinę mdlący), mleczny i kakaowy jednocześnie. Aromat związany był z wnętrzem batona, które tym razem spełniło moje oczekiwania w 100%. Znalazł się tam biały krem urozmaicony imponującą liczbą kakaowych ciasteczek typu Oreo. Przez chwilę bałam się, że całość wyjdzie tak samo przeciętna i cukrowa jak baton Milka & Oreo od fioletowej krowy, ale odsunęłam od siebie tę przykrą myśl. Nie ukrywam, że z bliżej nieokreślonego powodu oczekiwałam od Kandita o wiele więcej niż od Milki.
Biała część nadzienia okazała się znacznie mniej miękka, niż bym tego chciała, za to spodziewanie aksamitna i tłuściutka, w smaku mleczna. Otaczająca ją czekolada trzymała poziom serii Kandi, fundując ustom bagienko najlepszego gatunku. Ciastka również zaskakiwały pozytywnie, ponieważ: 1) było ich naprawdę dużo, 2) okazały się idealnie kruche, twarde. Ich minus stanowił smak, ponieważ były nazbyt delikatne, wyciszone. To przez nie w Kandi Crunch Brunch Black Cookies brakowało kakaowego przytupu.
Mimo drobnych wad, których naprawa to kwestia dopieszczenia szczegółów, Kandi Crunch Brunch Black Cookies jest rewelacyjny. Kruchy i bagienkowy, słodki i mleczny, chrupiący i rozpływający się w ustach. Jak już wspomniałam, w smaku batona powinno być więcej kakao – zamiast cookies & cream dostajemy sweet cocoa – ale konsystencja okazała się wręcz wzorcowa. Ach, no i słodycz ogólna jest jakby niższa niż w mlecznym poprzedniku. Mam nadzieję, że będzie mi dane zjeść go ponownie, i to nie raz.
Ocena: 5 chi
Zjadłabym :D
Ja też, niestety już nie mam :(
OJ mój tato to by zjadł :D
Nie zjadłby, bo wyrwałabym mu z ręki. A że poruszam się jak ninja, nawet by nie zauważył i pożarł własnego palca.
Jak bym weszła w jego posiadanie, to pewnie i mi by smakował, choć – jak już pisałam – nie przepadam za czekoladami z dodatkiem ciastek. Przekrój jednak bardzo mi się podoba :)
Ja na odwrót – kocham, gdy jednocześnie chrupie i rozpływa się bagienkowo.
Ciasteczka i słabsza słodycz podobają mi się już bardziej niż nesquikowe chrupki, ale przy ogólnej cukrowo-bagienkowatości , nie wiem, pewnie nie zachwyciłby mnie aż tak, jak Ciebie. Pewnie narzekałabym na mleczny krem, ale na co to ja nie narzekam?
Nie chciałabym, żebyś go próbowała, a tym bardziej recenzowała. Złamałabyś mi serducho.
Podobałyby mi się te chrupiące ciastka, ale faktycznie szkoda, że nie mają tego kakaowego przytupu – choć zwykłego Oreo nie lubię (ze względu na krem), to właśnie ciastko – mocno kakaowe i niezbyt słodkie – jest jego ogromnym atutem. W każdym razie, kolejna rzecz, która mi umknęła :D
Umknęła? Czemu?
Bo jak byłam w Chorwacji, to nie jadłam słodyczy i się za nimi w sklepie nie rozglądałam :)
Ach. To trzeba jechać jeszcze raz!
Chętnie, bo byłam tylko na południu Chorwacji i w Czarnogórze – a przede mną jeszcze Split, Trogir, Krk, Plitvickie Jeziora… :D
Jeziora brzmią fajnie, jadę z Tobą!
Piękny przekrój, podobny do – pysznego w smaku – batonika Milka Oreo! Jadłbym. I nawet się nie dzielił.
A mnie bardziej przypomina – przesłodzonego i mizernego – batonika Milka & Oreo.
Wyglada mega :) Chętnie bym spróbowała.
Jest mega (:
Bardzo przyjemny batonik,gdzie kupiony?
W Chorwacji.
Ej, to powinno być co najmniej 6 chi! ; )
Może zmienię po wakacjach i drugiej turze :P
Wracam po czterech latach – są tak samo zajebiste jak wtedy. Ode mnie Uni.
Oby orzechowy też był.
A tego nawet chętniej byśmy spróbowały od poprzednika :D
Nie dziwę się (: